XVIII
W końcu zaczął się okres wakacyjny trwający już od kilku dni, a pogoda od razu skorzystała z tego faktu, zalewając ulice gorącymi promieniami słońca. Co za tym szło, niemal tropikalny klimat z pewnością nie ułatwiał egzystencji, dlatego znudzony Satoru już od samego rana leżał w salonie na zimnej podłodze, próbując się ukryć przed upałem. Zdążył już wypić całą butelkę wody, a przy tym ponarzekać, jakby miał zaraz się roztopić... Więc tak zdychał, przesuwając palcem po ekranie, gdy nagle pojawił się komunikat o przychodzącym połączeniu, a on aż niechcący upuścił telefon prosto na swoją twarz, na co wrzasnął:
- Kurwa! - pośpiesznie podniósł urządzenie, od razu odbierając - Czego?
- Boże... Strasznie gorąco, nie? - westchnął ciężko Suguru - Zaraz chyba się ugotuję...
- Ta... - syknął - Ja też... Wylej na mnie wiadro wody czy coś...
- Tak! Koniecznie z lodem... Dobra, Satoru... Wychodzimy gdzieś, co nie?
- Chcesz wychodzić w taką pogodę? - jęknął z frustracją - Przecież ja tam nie wytrzymam w ciuchach...
- Możemy iść nad wodę albo po prostu na basen...
- Ale tak sami? Bez sensu...
- Weźmiemy ze sobą Shoko. No weź... Bo ja nie wytrzymam na chacie...
- No dobra... - przewrócił oczami.
- Dobra. To dawaj do mnie szybko.
- Dlaczego ja mam do ciebie przychodzić?! To ty chciałeś wychodzić...
- Bo... Nie chce mi się wchodzić na górę...
- Przecież jest winda...
- Dobra, w chuju to mam. Masz przyjść i koniec. Nara, frajerze - po czym bezczelnie się rozłączył.
Gojo zmarszczył brwi, ale jednak z lekką niechęcią podniósł mokre od potu ciało, po czym się ogarnął i szybko wyszedł z mieszkania.
Dosyć szybko dotarł pod dom przyjaciela, do którego po prostu wszedł bez pukania czy jakiejkolwiek informacji, że już jest. W końcu po co miał to robić, jeśli dom Geto był dla jasnowłosego prawie jak jego własny dom... Chłopak pewnym, choć ciut ociężałym krokiem wszedł przez przedpokoj do salonu, a wtedy zastał zdechłego bruneta ledwie leżącego na sofie bez koszulki. Ten przykładał sobie do twarzy jakąś mrożonkę, przez co praktycznie nic nie widział, za to słyszał doskonale...
- Znowu wchodzisz jak do siebie... - westchnął Suguru.
- Jestem u siebie - stwierdził, opadając na wolne miejsce obok chłopaka - W przyszłości zamieszkamy razem albo tu, albo u mnie...
- Co? - nagle wstał i spojrzał na wyższego krzywo - My? Razem?
- No co? - burknął.
- Nie widzę tego... - zaśmiał się, kręcąc głową - Z tobą pod jednym dachem...
- No nie mów mi, że masz zamiar mieć żonę i dzieci... - mówił z politowaniem.
- A, nawet jeśli, to co?
- Nie ma opcji.
- Co?
- Nie zgadzam się - stwiedził krótko, krzyżując ręce na torsie.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić ze swoim życiem, debilu!
- Ta... - oburzył się, marszcząc twarz w grymasie - Laska cię złapie na dziecko, a ty się z nią ożenisz i ona cię gdzieś wyprowadzi daleko... Już totalnie zapomnisz o mnie...
- Nie pierdol - warknął - Ani ty, ani żadna laska, nie będziecie mi ustalać priorytetów...
- Suguru, zabezpieczaj się za każdym razem, dobra? - nagle rzekł z przejęciem.
- Kurwa, Satoru... Dobrze się czujesz? Czy jeszcze ci nie przeszło po ostatnim?
- O co ci chodzi? - spytał, mrużąc oczy w zastanowieniu.
- Och... - zaczął sarkastycznie - Więc już nie pamiętasz jak się do mnie przyklejałeś w nocy?
- Co?! - wrzasnął - Niby kiedy?!
- Kiedy najebany zadzwoniłeś, żebym po ciebie przyszedł...
- Kiedy... - zaczął się zastanawiać - Nie pamiętam...
- Nic dziwnego... - zaśmiał się cynicznie - Weszło ci naprawdę mocno...
- Suguru, co ja wtedy zrobiłem? Po imprezie jedyne co pamiętam to to, że się obudziłem w twoim łóżku i mnie strasznie bolał łeb... Mam jeszcze jakieś przebłyski, ale nie wiem...
- Cóż... - nagle spojrzał w bok, czując dziwny przypływ stesu, aż otworzył szerzej oczy - Gdy cię zabrałem z przystanku... - aż przygryzł wargę, próbując zwyciężyc mimowolny wstyd - od razu zabrałem cię do domu... Jakoś się umyłeś, a potem... - zawahał się nerwowo - szybko poszedłeś spać na kanapie...
- I kiedy niby się do ciebie przyklejałem?
- W nocy mi wszedłeś do łóżka i zacząłeś marudzić, że potrzebujesz miłości i chcesz "przytulaska"... - skrzywił się z obrzydzenia, a do tego dodał w pędzie - Na szczęście znów szybko zasnąłeś!
- Boże, co... - zaśmiał się ze zdumienia - Musiałeś być mega wkurwiony...
- Przyzwyczaiłem się... - westchnął - Dobra, dzwońmy do Shoko.
Tak jak powiedział, Suguru natychmiast złapał za telefon i wybrał numer do przyjaciółki, z którą szybko się połączył.
- Halo... - zaczęła szatynka.
- Idziemy nad wodę - oznajmił brunet.
- No i co?
- Idziesz z nami - zaśmiał się Gojo.
- Nie mam czasu... - westchnęła.
- Jak to nie masz czasu?! Dla nas?! - oburzył się.
- Jestem już umówiona z kimś...
- Z kim?! - zawołali obydwaj, naprawdę zaskoczeni.
- Z kimś...
- Dlaczego nie chcesz nam powiedzieć? - spytał podejrzliwie jasnowłosy.
- Dobrze wiesz dlaczego. Obydwaj jesteście nienormalni, a szczególnie ty... Zaraz zaczniecie coś odwalać, a ja nie mam na to ochoty... Bawcie się dobrze, ale beze mnie. Paaa... - po czym się rozłączyła.
Dwójka niemal od razu spojrzała po sobie, wykrzywiając twarze w grymasach, po czym wstali i zaczęli się szykować do wyjścia. W końcu zostali właśnie bezczelnie olani i, o ile Suguru robił to przyjacielowi, to było jeszcze okej, ale jeśli sam brunet tego doznawał, tam kończyły się żarty... Brunet szybko znalazł jakąś białą, luźną koszulkę pasującą do jego ciemnych, krótkich spodni, a następnie razem z Gojo wyszedł w pędzie.
Jakiś czas później znaleźli się już u przyjaciółki, a konkretniej obok jej domu. Narazie obserwowali go z pewnej odległości, próbując zbadać teren, ale o dziwo tam nikt się nie kręcił... Pusto było przez dłuższy czas, aż nagle dwójka dostrzegła zbliżającego się wysokiego bruneta z niewielkim bukietem róż, co natychmiast wydało im się podejrzane. Tylko posłali sobie wymowne spojrzenia, po czym pewnie ruszyli do ataku, a w tym czasie drzwi otworzyła szatynka. Nie zauważając skradających się przyjaciół, od razu przywitała uśmiechem swojego gościa dosyć wyższego od niej. Przyjęła od niego kwiaty, po czym wymieniła z nim czuły uścisk, a gdy zamknęła drzwi na klucz i postanowiła iść u boku chłopaka, nagle na ich drodze stanęła dwójka jeszcze wyższych od niego licealistów z raczej mało przyjaznymi twarzami. Zaskoczona Shoko aż wyrwała się spod ramienia bruneta, po czym zmarszczyła brwi w pełnej irytacji, a potem przewróciła oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z kolei równie zdziwiony, tajemniczy chłopak aktualnie patrzył pytająco na Gojo, bo ten był pierwszy z kolei...
- Co to jest? - spytał oburzony Satoru, wskazując palcem na nieznajomego.
- Nikt... - westchnęła niezadowolona szatynka.
- Więc umawiasz się z nikim? - prychnął obrażony Suguru.
- Wystawiasz nas dla nikogo? - dodał jasnowłosy.
- Przepraszam, ale wy jesteście kim? - nagle wtrącił drugi brunet, uśmiechając się zwyczajnie - Jakimiś chłopakami Ieiri?
- Co cię to? - odpowiedział mu chamsko Gojo, prawie wchodząc mu w oczy własnym spojrzeniem i wykonując tak śmiały krok w stronę niższego.
- Prędzej bym stawiał na to, że - odwdzięczył się o dziwo, zaskakująco zadziornym uśmiechem - sami ze sobą chodzicie...
Wtedy Satoru aż skrzywił się w skołowaniu po usłyszeniu czegoś takiego, a potem spojrzał na przyjaciela, aby upewnić się, że jego to także zdezorientowało. Za to skompromitowana Shoko, przez większość czasu trzymająca się za czoło, nagle zerknęła na swojego nowego kolegę i aż uniosła kąciki ust wyżej. Zaraz przeniosła wzrok na przyjaciół, a wtedy ledwo powstrzymała śmiech, gdy ci próbowali ułożyć w głowie to, że właśnie ktoś im nie dość, że zarzucił homoseksualizm, to jeszcze ich ze sobą połączył. A najgorsze było to, że ich faktycznie łączyły jakieś jeszcze bliższe kontakty, a zwłaszcza te intymne... Ale o tym wiedzieli tylko oni, a Shoko znała ich jedyny raz po imprezie, o reszcie nie powiedzieli jej. Nie mogli, to było zbyt upokarzające...
W końcu Satoru wraz z Suguru postanowili klasycznie zagrać, aby ukryć prawdziwą reakcję i niespodziewanie wybuchnęli śmiechem, wymieniając się znaczącymi spojrzeniami.
- Ja z nim? - zaczął Gojo kpiąco - Kijem bym go nie tknął.
- Ej! - oburzył się brunet, ale za chwilę otworzył szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało, zresztą wyższy posłał mu jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie. Za to trzeci uśmiechnął się pewnie.
- Suguru?!
- Nie jestem gejem! - zawołał spanikowany brunet - To obrzydliwe!
- Tak, właśnie! - poparł go bladoskóry.
- Skąd mam wiedzieć, że po prostu się nie wstydzicie... - najniższy chłopak wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem.
- My? Wstydzić?! - prychnął Satoru - Jeszcze czego!
- My się niczego nie wstydzimy! - stwierdził Suguru.
- A więc waszego związku też nie? - spytał drugi brunet.
- Tak! - zawołała dwójka przyjaciół, po czym zdecydowanie zaprzeczyli - To znaczy nie!
- To się go wstydzicie czy nie?
- Nie jesteśmy w związku!
Trzeci chłopak jedynie dalej posyłał dwójce niewinny uśmiech, a przy tym wyglądał tak pewnie, jakby był przekonany o własnej racji, a przynajmniej dominacji nad dwójką. To z kolei tych tak prowokowało, że tylko nabierali coraz mocniejszych grymasów, aż uznali, że idą razem z parą. Z tym, że Geto stanął po jednej stronie Shoko, za to Gojo wcisnął się między szatynkę a jej znajomego, a przy tym posyłał mu krzywe spojrzenie, którym ten się praktycznie nie przejmował... W takim składzie cała grupa ruszyła w bliżej nieznanym kierunku, a przynajmniej nie wiedzieli tego Geto i Gojo... Ale to nieważne. Ważniejsze było to, aby nie pozwolić jakiemuś frajerowi na zbyt wiele względem ich małej Shoko, o której szczęściu oni wiedzieli lepiej, więc czuli pełne prawo do decydowania o tym, z kim ma się spotykać, a z kim nie... A ten gość zdecydowanie im nie odpowiadał, więc szatynce na pewno też nie... W końcu byli ze sobą związani, musieli więc mieć podobny gust...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro