XIII
Po weekendzie przyszedł kolejny nudny, dłużący się tydzień, byle do wakacji... Suguru już od dawna siedział w ostatniej ławce, wzdychając ze zmęczenia. Dzisiaj związał włosy mało starannie, zjadł cokolwiek, ale przede wszystkim na twarzy miał wyraźnie wypisane to, jak się czuł... Był nieco bledszy niż zwykle, a do tego podkrążone oczy, jakby nie spał pół nocy, wszak tak właśnie było, a winić mógł za to tylko jednego pajaca...
Gdy brunet zdychał na ławce, do klasy wpadł wiecznie zadowolony Satoru, który na wstępie sprzedał wszystkim swój najbardziej irytujący śmiech, co zostało odebrane różnie. Niektórzy uwielbiali Gojo, inni go nie znosili... Tymczasem jasnowłosy szybko dostrzegł swojego ukochanego przyjaciela, na co momentalnie zawołał niewinnie, machając ręką:
- Suguru!
Gdy ten nieco podniósł się i zmrużył obolałe powieki, niemal natychmiast doznał przypływu złości, choć nie miał siły jej zbytnio okazywać, więc jedynie z powrotem opadł, rozkładając górną część ciała na ławce... W tym momencie szczerze miał ochotę udusić wyższego za doprowadzenie go do takiego stanu, gdy temu pajacowi nic nie było, a powinno... Gdzieś tam poczuł brak sprawiedliwości, ale nie mógł przecież się teraz wydrzeć, nieważne jak bardzo by chciał...
Wreszcie Gojo zachłannie opadł na swoje miejsce ze szczerym uśmiechem, a przy tym poklepał plecy bruneta na powitanie, na co ten jęknął boleśnie, spinając mięśnie i krzywiąc twarz.
- Ty chuju! - wystękał przez zęby Geto - Nienawidzę cię, słyszysz?
- A tobie co? - zaśmiał się, szczerze nie znając przyczyny stanu młodszego.
- Zachciało ci się wczoraj... - warknął.
- Do niczego cię nie zmuszałem, Suguru - wzruszył ramionami, przybierając pseudo liberalny wyraz twarzy, przy czym przymknął niewinnie powieki.
- Nie zmuszałeś?! - wrzasnął ledwo co, przez co zaraz zasyczał, od razu żałując gwałtownych ruchów - Nie dałeś mi wyboru!
- Jak to niby?
- Szantażowałeś mnie, że jak nie wyjdę się z tobą napić to zaczniesz mi wysyłać zdjęcia swojego chuja!
- Każdy by chciał takie zdjęcia... - uśmiechnął się - Takie dzieło sztuki powinno podziwiać jak największe grono...
- Och, bardzo przepraszam... - westchnął cynicznie - Widocznie nie znam się na sztuce... - po czym przybrał zirytowany wyraz twarzy.
- Nie, ty po prostu wolałeś wyjść ze mną na piwko.
- Piwko... Żeby to jedno, i tylko to... - aż przyjrzał się jasnowłosemu, mrużąc słabo oczy - Ty... Jakim cudem nie masz kaca?
- Mam mocniejszą główkę od ciebie, Suguru - posłał mu zalotny uśmiech - Zresztą tobie nie powinno się dawać alkoholu do tej twojej lepkiej rączki... - zaśmiał się.
- Lepkiej rączki...? - skrzywił się w zastanowieniu.
- Ojej, zapomniałeś? - przypominając sobie to, aż wybuchnął śmiechem - Wymacałeś chyba cały bar, w którym byliśmy... Ale nie to jest najlepsze...
- Matko, zrobiłem coś gorszego? - aż złapał się za głowę, otwierając szerzej skołowane oczy.
- Nie, nie... - dalej się śmiał - Tylko kilka razy dobierałeś mi się do rozporka, po czym rezygnowałeś ze słowami: ,,Nie, nie! Nie jestem gejem!" za każdym razem... Co jeszcze... Ach, tak! Cały czas mi mówiłeś, że mnie kochasz, ale to nic nowego...
- Kurwaaa... - zawołał z przejęciem, przesuwając ręką po zestresowanej twarzy - Ja naprawdę nic nie pamiętam...
- Mocno zabalowałeś, stary... - spojrzał w bok, kręcąc głową - Zresztą nie pierwszy, pewnie nie ostatni raz... - aż uniósł kąciki ust.
- Ej! Ciebie coś bawi?! - nagle wrzasnął, zauważając dobry humor przyjaciela.
- Szczerze... - spojrzał na niego, po czym odpowiedział mu prosto w twarz bez zająknięcia - Ty, Suguru.
- Słuchaj, Satoru!
- No słucham...
- Narazie nie mam siły... - nagle warknął słabiej, a przy tym ze zmarnowaniem - Ale zobaczysz później!
- Później to znaczy kiedy, Suguruś? Nie wiem kiedy mam się przygotować...
- A spierdalaj, frajerze! - burknął, szturchając go w ramię, ale zdecydowanie za lekko jak na niego.
Gojo jedynie zaśmiał się cicho w reakcji, ale postanowił więcej nie prowokować przyjaciela, przynajmniej narazie. Doskonale wiedział, że brunet teraz ledwo się trzymał i nie wiadomo jak udało mu się w ogóle przybyć do szkoły... Mimo wszystko dobrze, że chociaż był... Przecież obydwaj, Suguru i Satoru, wiedzieli dobrze, jak ten wyższy nienawidzi zostawać sam, nawet, jeśli mógł zawsze podejść do Shoko... Nie chodziło o samotność, to była zaledwie wymówka, bo Gojo zależało, aby być w szkole właśnie z Geto, z którym miał wyjątkową więź jak z nikim... Przecież Suguru rozumiał go jak nikt inny, chociaż mogło się wydawać inaczej przez wieczną irytację bruneta...
Później, gdy lekcje się rozkręciły, Suguru nieco odzyskał siły, również przy pomocy czegoś na wzmocnienie, po co mu szybko pobiegł jasnowłosy prosto do sklepu niedaleko szkoły. Przecież Gojo na swój sposób troszczył się o młodszego, a na pewno nie było mu na rękę znoszenie jęków i marudzenia śniadoskórego... Może go trochę bawiło, że ten cierpi z powodu kaca, którego bądź co bądź sam sobie spowodował, ale z drugiej strony było mu go zwyczajnie, po ludzku szkoda...
Dwójka siedziała na kolejnej już lekcji, podczas której Suguru znów się położył głową na ławce i przymykał powieki, jakby przysypiał... Z kolei Satoru ziewał jak najęty, ledwo znosząc nudną paplaninę jednego z nauczycieli. Sam też ciągle przymykał powieki, czując ogromną senność. Nagle szturchnął lekko przyjaciela, mówiąc do niego pół szeptem:
- Ej, Suguru...
- Co... - wymamrotał sennie przez ręce, w które chował zaspaną twarz.
- Idziemy na pizzę po lekcjach?
- Możesz iść. Ja idę spać do domu... - po czym ziewnął, układając ciało wygodniej.
- No co ty, stary... - zaśmiał się - Nie będziesz mi tu zamulać w poniedziałek...
- To przez ciebie, chamie. Wiesz, że nie mogę pić, a i tak ciągle mnie namawiasz... - warknął.
- Nie masz pięciu lat, Suguru - wciąż odpowiadał ze śmiechem - Doskonale wiesz, co jest dla ciebie dobre, a co nie...
- Więcej z tobą nie idę pić! - zawołał, oświadczając.
- Jasne, jasne... Który to raz tak mówisz...
- Zamknij mordę, Satoru...
Wtedy jasnowłosy faktycznie nie mówił już nic więcej, ale bardziej przez to, że skupił się na wymyślaniu, jak mógłby trochę rozbudzić ospałego przyjaciela. Kac kacem, ale po co ten miał się marnować w domu, kiedy mógł spędzić ten dzień o wiele lepiej, przyjemniej, ze swoją najlepszą psiapsi Satoru... Przyglądał się brunetowi uważnie, aż nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł, który musiał zadziałać. Może nie w głównym celu, ale musiało dać jakiekolwiek efekty...
Gojo nieco bardziej przekręcił się bokiem do przyjaciela z parszywym uśmiechem, po czym zdjął buta, a następnie wysunął długą nogę, którą już powoli sięgał coraz bliżej Geto. To właśnie to był jego super wspaniały pomysł na rozbudzenie Suguru, choćby ten miał się tylko zdenerwować...
Stopa jasnowłosego powoli zbliżała się do bruneta, aż w końcu wylądowała na nieświadomym, niczego nie spodziewającym się, niewinnym kroczu Suguru, ciężko tam spoczywając. Lecz, ledwo Gojo przesunął nią z góry na dół, śniadoskóry drgnął, wysuwając zabójcze spojrzenie w stronę starszego. Ten nic sobie z tego nie robił i dalej sunął stopą, jakby nic, co rzecz jasna powodowało, że Geto mimowolnie spinał mięśnie i dostawał kolejnych drgawek, co wcale mu się nie podobało. Niemal natychmiast złapał przyjaciela za kostkę i chciał zabrać od siebie jego nogę, ale o dziwo wcale nie było to takie łatwe... Okazało się, że wyższy ma o wiele więcej siły w nogach niż torturowany się spodziewał...
Suguru aż przygryzł wargę, przez którą zasyczał, czując wzrost temperatury, a przy tym mimowolne dreszcze zmieszane z wyższym poziomem adrenaliny. Przecież byli właśnie w szkole, na lekcji... Nie wierzył, że Satoru znowu ich stawia w tak niezręcznej sytuacji, a jemu... jemu to się podoba, a raczej jego organizmowi. Bez słowa, odruchowo rozsunął nieco nogi, o dziwo wyrażając zgodę na kontynuację, aż zmarszczył brwi, jakby jego ciało wcale go nie słuchało, co z kolei również zaskoczyło samego winowajcę...
- Satoru... - warknął brunet na ciężkim wydechu, spoglądając krzywo na przyjaciela - Co ty kurwa odpierdalasz?
- Rozbudzam cię... - posłał mu niewinny uśmiech, tymczasem coraz odważniej poruszał stopą pod ich ławką.
- Pojebało cię... - aż złapał się brzegu mocno, czując zrywy niespodziewanego podniecenia, które bezczelnie w niego uderzało.
- Jest lekcja, debilu...
- Chodźmy do łazienki, Suguru. Tam nam nikt nie przeszkodzi... Bo teraz to już chyba... - nagle odsunął nogę, z uwagą spoglądając w dół - nie skupisz się na lekcji...
- Nie wierzę... - warknął i przyłożył dłoń do krocza, upewniając się - Nie wierzę, że mi znowu przez ciebie stanął...
- Może ci się skrycie podobam, Suguru?
- Spierdalaj, geju! - wrzasnął, po czym wstał i oznajmił nauczycielowi, że idzie do toalety.
Pedagog odruchowo wyraził zgodę, kiedy brunet już z plecakiem na ramieniu szedł krzywo, jakby specjalnie. Ale tak właśnie było... Chłopak miał luźne spodnie, więc na szczęście mógł łatwo ukryć erekcję, za to w trakcie normalnego kroku ta mogła się co jakiś czas odznaczać, nie mówiąc już o jego pewnym dyskomforcie z tym związanym...
Z kolei Gojo z uśmiechem obserwował z końca ławki, jak Geto próbuje jak najszybciej, po omacku opuścić salę tortur, wszak coraz częściej Gojo dręczył go seksualnie właśnie podczas lekcji... Takie sytuacje wydawały mu się fajne i zabawne, dopóki widział je jedynie w filmach lub przytrafiały się innym, ale nie jemu... Zresztą co strzeliło temu długiemu idiocie do łba, żeby się nawzajem podniecać, hormony mu buzowały czy co...
Mimo wszystko teraz to Geto miał problem, nie Gojo, więc Satoru był o wiele spokojniejszy w tej sytuacji. W sumie nawet się cieszył, bo Suguru wreszcie zaczął normalnie reagować zamiast przymulać tak jak rano...
Za jakiś czas zadzwonił dzwonek, na co wszyscy zerwali się z krzeseł i niemal wybiegli z klasy. Jedynym wyjątkiem był Gojo, któremu nijak się nie śpieszyło, a i tak wiedział dokładnie, gdzie zaraz pójdzie zamiast pod salę...
Jasnowłosy spokojnym krokiem opuścił klasę, po czym przespacerował się z dłońmi w spodniach, aż dotarł do męskiej łazienki. Niewiele myśląc wkroczył do środka i od razu zawołał beztrosko:
- Gdzie jesteś, Suguruu?!
- Nienawidzę cię, Satoru! - z jednej z kabin nagle wypadł wrzask.
- Ach, więc tu jesteś... - uśmiechnął się, po czym podszedł do okna i oparł się o parapet - Już sobie poradziłeś? Czy może ci pomóc?
- Spierdalaj, kurwo!
- Chcę być miły, a ty mnie traktujesz tak brzydko... - przyznał smutno.
- Dlaczego ja się w ogóle z tobą przyjaźnię?! - zastękał ze złości, zachłannie otwierając drzwi od kabiny.
- Bo mnie kochasz, Suguru - przyznał z niewinnym uśmiechem.
- Nawet bym na ciebie nie splunął, szmato - posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie, podchodząc do umywalek.
- Skoro już się obudziłeś - nagle zmienił temat - to pójdziesz ze mną na pizzę?
- Co ty się tak uparłeś? - zmarszczył gniewnie brwi, zastanawiając się, a przy tym zaczął myć ręce.
- Możemy iść na cokolwiek do jedzenia. Po prostu pizza pierwsza mi przyszła na myśl...
- Nie mogę - stwierdził bez namysłu - Jestem zajęty dzisiaj.
- Nie wystawiaj mnie dla dupy! - zawołał dramatycznie z rozpaczą w głosie - To tylko ruchanie, a ja jestem twoim przyjacielem! Ze mną możesz więcej!
- Przestań się poniżać, zjebie... - spojrzał na niego z obrzydzeniem - Zawsze byłeś zazdrosny o moje dziewczyny, ale teraz to już ci odpierdala konkretnie... Zakochałeś się?
- W tobie? - po czym wyśmiał go - Jesteś dla mnie trochę zbyt...
- Jakoś ci nie przeszkadza to "zbyt", gdy mnie molestujesz lub wpychasz mi chuja wszędzie gdzie się da! - wrzeszczał.
- Ale to tobie staje, gdy to robię... - przyznał z pewnym uśmiechem.
- Że niby to ja w tobie się zakochałem?!
- Kto wie...
- Lecz się, zjebie! Obrzydzasz mnie bardziej niż obsrany kibel!
- Och, Suguru, co tak brutalnie... - zaśmiał się, udając, że go zabolało serce, za które się złapał.
- Lubisz to, suko - warknął sucho, susząc już ręce, po czym spytał równie ozięble - Ile mamy jeszcze lekcji?
- A co?
- Tak mnie wkurwiasz, że aż się głodny zrobiłem... - burknął, patrząc w bok z wyrzutem.
- Tak! To mój Suguru! - zawołał wesoło, po czym odpowiedział - Chyba jedna czy dwie... Zrywamy się?
- Koniecznie. Dłużej w tej budzie nie wysiedzę.
Satoru jedynie zaakceptował pomysł przyjaciela i zaraz razem bez większej filozofii po prostu wyszli ze szkoły, skąd poszli prosto do najbliższej włoskiej restauracji. Akurat była taka jedna, co niedawno ją otworzyli, a dwójka jeszcze nie miała okazji tam pójść, a teraz świetnie się składało...
Gdy przyjaciele tylko przekroczyli wejście, znajdując się wewnątrz lokalu, niemal natychmiast zauważyli wolne dwa wymarzone dla nich stoliki. Dla Satoru przy oknie, za to Suguru wolał przyciemnione... Gdy tylko zorientowali się, że ten drugi patrzy w konkretnym miejscu, nagle spojrzeli na siebie, wskazali palcem swoją propozycję i wrzasnęli jednocześnie:
- Siadamy tam!
- Nie, tam!
- Suguru, nie wygłupiaj się... - zawołał starszy z lekkim śmiechem - Lepiej przy oknie...
- Ależ nie, Satoru... - posłał mu delikatny uśmiech - Mówię ci, że lepiej, gdy nas nie widzą.
- Ale ja nie lubię, gdy nas nie widzą! - marudził z miną małego chłopca.
- A lubisz ochrzan od starych?! - warknął stanowczo, krzywiąc się ze złości.
- Daj spokój... Przecież nikt nas nie zobaczy... - machnął ręką, patrząc obrażony w bok.
Mimo szczerej niechęci Satoru, Suguru jednak złapał tego za rękaw mundurka i pociągnął zdecydowanie w stronę swojego stolika, czyli z daleka od wścibskich spojrzeń ludzi, którzy chętnie by wykorzystali ich opuszczenie zajęć jako pretekst do udupienia ich, zwłaszcza tuż przed zakończeniem roku szkolnego, zwłaszcza, że mieli mieć jedne z lepszych świadectw...
Do dwójki szybko przybył kelner, który w podobnym czasie przyjął zamówienie i natychmiast poszedł je oddać na kuchnię. W tym czasie licealiści musieli sobie znaleźć jakieś zajęcie, a najłatwiejsze było... Korzystanie z telefonu. Geto namiętnie klikał w ekran już od dłuższego czasu, za to Gojo chwilę coś przeglądał, przesuwał, po czym szybko się znudził i zrezygnował. Zerknął na bruneta naprzeciwko, a wtedy niemal od razu oburzył się, widząc jak jego przyjaciel bawi się w najlepsze z tym idiotycznym uśmiechem na twarzy.
- Suguru! - wrzasnął jasnowłosy.
- Co? - spojrzał na niego zdezorientowany, marszcząc brwi.
- Nie zdradzaj mnie!
- Nie zdradz... Kurwa, idioto! Mówiłem ci coś!
- Właśnie nie mówiłeś nic! Mówisz tylko, że już o tym rozmawialiśmy, a wcale nie rozmawialiśmy!
Nagle kelner przyniósł im zamówienie, czyli wielką pizzę, ale, gdy Geto tylko zobaczył na niej dodatki, aż zmarszczył brwi i skrzywił się, jakby obrzydzony.
- Co za gówno zamówiłeś? - spytał wkurzony brunet.
- Pizzę z kurczakiem i ananasem - odpowiedział zadowolony.
- Przecież wiesz, że nienawidzę pizzy z ananasem, szczylu!
- Ale ja lubię - burknął, patrząc w bok i krzyżując ręce na torsie - Ja mam pizzę, a ty się zabawiaj z tą swoją dziunią...
- Dobra, nieważne - westchnął, odkładając telefon, po czym wziął jeden kawałek i zaczął jeść, dodając jeszcze - Jestem zbyt głodny... Boże, jaka ohyda...
- Mówisz o swojej dziewczynie? - uśmiechnął się, samemu zaczynając jeść.
- Raczej o tobie, brzydalu.
- Ja przynajmniej nie krwawię przez tydzień co miesiąc!
- A zachowujesz się, jakbyś miał wiecznie okres... - aż się zaśmiał - Nie wiem w ogóle dlaczego nie urodziłeś się babą...
- Gdybym był babą, już pewnie byś mi zrobił dzieciaka, Suguru - przyznał z pewnym uśmiechem.
- Tobie? - prychnął w śmiechu - Nawet bym cię kijem nie tknął. Jesteś chudy i brzydki...
- Nie jestem wcale brzydki! - oburzył się - Zresztą chudy też nie i dobrze o tym wiesz!
- Ach, no tak... Po prostu żyrafy wydają się takie długie...
- Czy ty mnie nazwałeś żyrafą?
- Być może...
- Wolę być żyrafą niż mieć oczy jak dziwka na zmianie... - odgryzł się.
- Co? - zmarszczył brwi - Że niby ja mam?
- No - zaśmiał się - Każde twoje spojrzenie wygląda, jakbyś się prosił, żeby cię wyruchać...
- Jesteś zjebany - warknął, kręcąc głową z politowaniem.
Po tej rozmowie dwójka już nie kontynuowała, tylko zajęła się jedzeniem. Zresztą, nawet, gdy Geto odruchowo sięgał po telefon, Gojo zaraz go szturchał czy inaczej zaczepiał, byleby brunet tylko zostawił urządzenie i spędzał czas z jasnowłosym. Oczywiście, że Suguru to irytowało, bo ten idiota był zazdrosny nawet, gdy brunet próbował się skontaktować z rodzicami.
Czas mijał, przyjaciele jedli i pili, bo picie dostali gdzieś w międzyczasie, gdy nagle Gojo nieco odsunął się od stołu, opadając na wielką kanapę, zupełnie najedzony. Aż złapał się za brzuch, wzdychając, lustrując Geto, który o dziwo wciąż pożerał pizzę jak nienormalny, a jakby nie byli w restauracji to pewnie by już dawno się cały uświnił. Ale wyrobione maniery bruneta nie pozwoliły mu się tak zbłaźnić...
Mimo wszystko Satoru nudził się, czekając aż drugi skończy jeść, dlatego zaczął się oglądać na wszystkie strony, szukając, co by tym razem odpierdolić... Niestety w tym miejscu było zbyt spokojnie, a on nie znalazł niczego, czego mógłby się złapać w celu urządzenia kabaretu... Nagle spojrzał znów na bruneta, a wtedy ułożył usta w podstępny uśmiech. Niewiele myśląc wyjął stopę, po czym ułożył ją przy łydce młodszego i zaczął sunąć coraz wyżej. Aż Suguru spiął mięśnie, wyczuwając ruchomy ciężar gdzieś na udzie, a wtedy spojrzał groźnie na przyjaciela i rzekł nieprzyjemnie:
- Nawet nie próbuj, zboczeńcu.
- Czemu nie? - uśmiechał się, jakby nic i kontynuował.
- Nie będę ci przynosił lekcji - zdecydowanie złapał jego stopę pod stołem i ściągnął w dół zachłannie - gdy będziesz leżał ze złamaną nogą na chacie.
- Jesteś w chuj niemiły, Suguru... - pokręcił głową z niewinnym uśmiechem, odsuwając od niego stopę - Ja chcę ci tylko pomóc, bo ciągle chodzisz taki nabuzowany...
- Od kiedy ci się podoba robienie dobrze facetowi? - warknął - Zwłaszcza mi! Stopą!
- Wszystko przez ciebie... To się zaczęło od tego, kiedy mi kazałeś zwalić sobie stopą...
- To był żart!
- Ta, jasne! A kto powiedział: ,,Nie masz psychy"???
- Bo ty mi zawsze tak mówisz!
- Bo jesteś pizda!
- Chyba ty!
- Nie, ty!
- A weź spierdalaj!
Dwójka spojrzała w przeciwnych kierunkach śmiertelnie obrażona na siebie, ale po chwili Geto chwycił kubeczek z otwartym sosem czosnkowym i z całej siły cisnął nim prosto w przyjaciela, w efekcie czego ten rozlał się na stół, podłogę, a przy okazji oblał samego Satoru. Wtedy ten jedynie spojrzał na plamę na swojej koszuli i zaraz chwycił szklankę z wodą, którą oblał bruneta. Wściekły Geto niewiele myśląc złapał za talerz i już miał rzucać, gdy nagle podszedł do nich jakiś elegancko ubrany mężczyzna. Wtedy brunet westchnął ciężko, ale odłożył naczynie z powrotem. Finalnie zostali upomnieni i poproszeni o uregulowanie rachunku, jeśli skończyli jeść. Wtedy Geto niewiele myśląc już sięgał po portfel, ale z drugiej strony Gojo zrobił to samo... Teraz zaczęli się kłócić o to, który zapłaci i dlaczego... Właściciel powoli tracił cierpliwość, ale z resztkami siły psychicznej zaproponował, aby podzielili się rachunkiem. Jednak żaden nie chciał się zgodzić... Nagle Suguru skorzystał z chwili zawahania starszego i sam wręczył pieniądze wraz z napiwkiem, po czym złapał za górę swojego mundurka leżącą gdzieś obok niego i wyszedł zdecydowanie.
Gojo przez chwilę nie rozumiał, co się właśnie wydarzyło, ale zaraz sam wstał i pobiegł prosto za niższym, jeszcze wcześniej wracając się po swoją część stroju szkolnego. Na szczęście brunet nie zdążył odejść zbyt daleko. Szedł z rękoma w kieszeniach spodni, z marynarką przewieszoną przez ramię, a wyglądał raczej na mało zadowolonego...
- Suguru, czekaj! - zawołał Gojo, podbiegając.
- Czego chcesz, frajerze? - warknął, mimo wszystko się zatrzymując.
- Gdzie ty mi uciekasz no... - zaczął dyszeć ze zmęczenia, nieco pochylając się oparty o kolana.
- Jak najdalej od ciebie - po czym znów zaczął iść, a jasnowłosy za nim.
- Suguru no! Naprawdę wolisz jakąś laskę od swojego najlepszego przyjaciela?!
- Nie powiedziałem, że się z nią dzisiaj spotykam.
- Jak to nie?! Mówiłeś...
- Sam sobie to wymyśliłeś.
- Mówiłeś, że jesteś dzisiaj zajęty...
- Wymyśliłem sobie to, żebyś się odczepił. Tak naprawdę nie mam żadnych planów dzisiaj.
- Suguruu! - zawołał rozpaczliwie.
- Chwila słabości, sory...
- To... - uśmiechnął się wymownie - Idziemy gdzieś?
- Na dziwki?
- Wolałem do mnie na chatę, ale... - zaśmiał się.
- No przecież to to samo...
- Będzie, jeśli ty tam przyjdziesz.
Geto tylko westchnął cicho, nie odpowiadając już. Ale Gojo wiedział, że naprawdę idą do niego do domu, a Suguru już dawno przeszła złość, chociaż nadal jeszcze miał mokre włosy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro