XXV
Rano Satoru obudził się w zimnej pościeli, sam. Jednak nie była to jego sypialnia jak mogłoby się wydawać, wciąż przebywał u Geto. Gdzieś na drugim brzegu łóżka dostrzegł starannie poukładane ubrania. Domyślił się od razu, że należą do niego. Co prawda nie były one pierwszej świeżości, ale nie miał wyjścia i musiał założyć właśnie je, bo jakoś krępowało go teraz grzebanie Suguru po szafkach. Jedynie jeszcze pobiegł do łazienki, żeby się jakoś szybko przemyć i tak dalej, po czym zaczął schodzić cicho po schodach. Już z góry słyszał obecność bruneta w kuchni, a co dopiero czuł piękny zapach unoszący się właśnie stamtąd. Ale przecież rodziców śniadoskórego nie było w domu... Ach, przecież Suguru nie potrzebował, aby robiono za niego: on sam doskonale o siebie dbał i o ludzi dookoła. Był niezależny i samodzielny, a zresztą nosił w sobie najlepsze geny od strony matki i ojca, między innymi dar do dbania o dom w każdym jego aspekcie. To czyniło go niemal idealnym kandydatem na męża, nie wspominając o doskonałej prezencji i wspaniałej osobowości.
Gojo stanął gdzieś z boku za rogiem, lustrując przyjaciela ze szczerym uśmiechem. Brunet wyglądał teraz tak niewinnie i niemal bezbronnie, kiedy tak pewną ręką gotował. Zupełnie jak bogini, która dała mu życie. On był do niej tak podobny, że bladoskóry aż kręcił pobłażliwie głową... Tyle, że pani Geto nosiła żywe kolory, najczęściej tradycyjne stroje, a z kolei jej syn wolał luźne ubrania w ciemnych odcieniach. Nawet teraz założył zwykłą, czarną bluzkę z podwiniętymi rękawami oraz szare spodnie niemal zwisające na nim, ale w jakiś dziwny, wdzięczny sposób, przez co nie wyglądały jak worek na nim. Zapewne też dlatego, że ten był po prostu dobrze zbudowany, przez co prawie żadne ubranie nie mogło wyglądać na nim źle... No po prostu ideał. Satoru miał ogromną ochotę podejść do chłopaka od tyłu i wtulić się w niego, co normalnie by zrobił bez żadnego podtekstu, bo często tak wkurzał przyjaciela... Ale teraz sprawy się skomplikowały i jakakolwiek interakcja z niższym go krępowała...
Obydwaj przyznali się wczoraj przed sobą, że coś do siebie czują, zresztą ich ciała nosiły na sobie pamiątki po tej nieszczęsnej czy szczęsnej nocy...
Nagle zaburczało w brzuchu Satoru aż ten zerknął w dół, robiąc sobie wyrzuty, że właśnie teraz domaga się nakarmienia. Mimo wszystko zdawało się, że apetyt mu dopisuje pomimo całej tej dziwnej sytuacji, dlatego w końcu westchnął ciężko i wszedł do kuchni. Usiadł na pierwszym lepszym krześle, opierając czoło na ręce, a przy tym westchnął ciężko, następnie zerknął na bruneta i rzekł z delikatnym uśmiechem dla rozładowania atmosfery:
- Aż szkoda, że nie urodziłeś się kobietą, Suguru...
- Co? - spytał na wstępie zirytowany brunet, jakby nie zdziwiony obecnością drugiego.
- Byłbyś dobrą żoną.
- Mężem też mogę być...
- Chciałbyś się kiedyś ożenić? - zaśmiał się zaskoczony.
- Kto wie... - zerknął w bok mówiąc, jakby mniej pewnym głosem.
- Która by cię chciała na męża... - rzekł żartobliwie, choć z jakimś wyrzutem.
- Każda. Za to ciebie... - nagle odwrócił się, oglądając chłopaka z góry na dół - raczej żadna. Jedyne co masz do zaoferowania to głupie poczucie humoru.
- Bez przesady, Suguru! - oburzył się - Jestem pełny zalet! Też umiem o siebie zadbać, wiesz? Ale co najważniejsze... Nie pamiętasz, Suguru, naszej nocy? - aż uniósł szyderczo kąciki ust.
- To... - zagiął go, przez co Geto przybrał zakłopotany wyraz twarzy, nie wiedząc gdzie zapodziać zawstydzony wzrok. W końcu zerknął w dół, ale z wiecznie wysoko uniesioną głową - Nic nie pamiętam...
- Twoja reakcja mówi totalnie coś innego...
- Między nami nic nie było... - warknął, wracając do swoich zajęć - Przyśniło ci się i tyle...
- Oj, Suguru...
Gojo kręcił pobłażliwie głową z niewinnym uśmiechem, ale zaraz wstał i w tak samo zuchwały sposób podszedł zwinnie do bruneta, po czym chwycił go za biodro i mocno przyciągnał jego plecy do siebie aż Suguru drgnął, ale próbował to ukryć pod płaszczykiem codziennej irytacji. Z kolei Satoru wcale nie odpuszczał i jeszcze zbliżył wargi do wrażliwego ucha bruneta, w które wyszeptał:
- Nie pamiętasz jak się zabawiałeś tym ciałem?
- Nie... - przygryzł wargę, mrużąc gniewnie oczy. Przy tym czuł przechodzące go ciarki.
- Robiłeś mi dobrze samym sobą...
- Zamknij się, idioto...
- A co z malinkami na twojej szyi i pod ubraniem? - zaśmiał się bezczelnie - Kto je zrobił, jeśli nie ja?
- Satoru... - rzekł z wyrzutem.
- Powiedz, Suguru. Bo zdaje się, że byłem w łóżku z kimś innym... I to nie ty dałeś mi najlepszą noc w moim życiu...
- Najlepszą..? - aż wyszeptał onieśmielony, otwierając szerzej oczy.
- Och, tak... - uśmiechał się prowokacyjnie, odszeptując na ciężkim wydechu - Miałem wrażenie, że kocham się z aniołem... A wiesz czemu wiem, że się z nim kochałem, a nie, że po prostu uprawiałem z nim stosunek?
- Satoru, przestań! - wrzasnął, niespodziewanie odrzucając go od siebie.
- Co? Nie chcesz przyjąć do siebie prawdy? - spytał z jakąś zuchwałością.
- Jakiej prawdy? - warknął - Nic do ciebie nie czuję! Wykorzystałem cię, bo byłeś pod ręką, rozumiesz?
- Och... - aż westchnął z mimowolnym uśmiechem, czując wewnętrzny cios. Mówił jakoś słabiej, dalej unosząc lekko kąciki ust - Wiesz... Nawet jeśli wiem, że kłamiesz, żebym tylko się odczepił, to wciąż trochę boli...
- Satoru... - niepewnie rzekł z żalem, patrząc pokornie w podłogę - To nie tak miało zabrzmieć...
- Zabrzmiało dosłownie tak jak powiedziałeś.
- Satoru...
- Mam nadzieję, że naprawdę kłamiesz - mówił, kierując się do przedpokoju - Ale przebywanie przy tobie teraz byłoby dla mnie niekomfortowe, biorąc pod uwagę co do ciebie czuję...
- Przestań, nic nie czujesz... - syknął bezsilnie.
- Heh... - prychnął cicho, wyśmiewając chyba samego siebie, po czym szybko się ubrał i wyszedł.
Suguru obejrzał się za nim z jakąś żałością, przez którą nie był w stanie nic powiedzieć, a chciał...
***
Do końca tygodnia dwójka nie odzywała się do siebie ani nawet nie minęli się choćby raz, ponieważ Gojo nie pojawił się już w szkole przez ten czas. Geto siedział sam, co budziło we wszystkich wielką ciekawość. Przecież on zawsze trzymał się z Satoru, a tego nagle nie było, i to tak długo... Ale samemu Suguru też było ciężko, bo nieobecność przyjaciela powodowała, że ten wręcz intensywniej myślał o nim, gubiąc się we własnych uczuciach i już sam nie wiedział co czuje...
W piątek pod koniec ostatniej lekcji zadzwonił wreszcie wyczekiwany dzwonek, na co wszyscy zerwali się i powybiegali, a wśród nich szedł spokojnie Geto z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię. Nagle dostał powiadomienie, które od razu sprawdził, a wtedy dostrzegł na wyświetlaczu wiadomość od Gojo. Już od samej świadomości serce zabiło mu szybciej, a on uniósł wyżej powieki. Natychmiast odczytał, po czym schował telefon i ruszył przed siebie już pewnym krokiem.
Satoru wyznaczył jako miejsce spotkania jakiś park, jakby nie mógł wymyślić niczego lepszego. A jednak Geto posłusznie tam poszedł, nie zastanawiając się za wiele. Gdy zaczął się zbliżać w dokładne miejsce, już z daleka widział swojego przyjaciela ubranego w czarne spodnie i bluzę tego samego koloru, z kapturem na głowie, a ręce trzymał w kieszeniach puchowej kurtki. Chłopak rozglądał się na wszystkie strony w oczekiwaniu na coś aż wzdychał ze zniecierpliwienia. Widać było, że się stresuje... Ale kim był Suguru, by go oceniać... Sam drżał z niepewności, jak skończy się spotkanie i że w ogóle ujrzy Satoru po takim czasie... Co prawda było to zaledwie parę dni, ale oni zazwyczaj przebywali ze sobą prawie ciągle... Zresztą w obecnej sytuacji oczywistym było, że chciałby widzieć jasnowłosego codziennie...
Brunet zbliżył się w końcu do wyższego od siebie chłopaka, a wtedy rzekł niepewnie:
- Cześć.
- Hej... - natychmiast odwrócił się w stronę chłopaka - Jak tam?
- Serio, Satoru? Chciałeś się spotkać, żeby pytać mnie: ,,jak tam"?
- Ach, nie... - westchnął - Chciałem tylko jakoś zacząć rozmowę...
- Już zacząłeś.
- Jesteś bardzo milutki, wiesz? - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Do rzeczy, Satoru.
- Po pierwsze, chciałem cię zobaczyć, Suguru - nagle zmienił ton na niezwykle poważny.
- Po co? - prychnął, spoglądając w drugim kierunku, niby obrażony.
- Podobasz mi się... - westchnął, szukając w głowie słów - Nie czuję już do ciebie zwykłej więzi, jaką czuje się do przyjaciela. To mnie cholernie zawstydza...
- I co z tego?
- Przestań być dla mnie okrutny, Suguru. Przecież nie planowałem się w tobie zakochać..! - warknął. - Myślałem, że wyjdzie jak zawsze. Miało być śmiesznie...
- Bardzo zabawne, nie powiem...
- Nie mogę na ciebie więcej patrzeć ze świadomością, że nie będę mógł cię potrzymać za rękę, nie mówiąc już o pocałowaniu...
- Wszystko to możesz robić bez bycia zakochanym we mnie...
- To nie to samo, Suguru... Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę od środka, i mi tak cholernie gorąco... Czy ty kiedykolwiek byłeś w ogóle zakochany..? - spytał z wyrzutem - Gdybyś był, nie mógłbyś mnie tak torturować...
- To dlatego nie było cię w szkole..?
- Tak... Próbowałem jakoś nad sobą zapanować albo przeczekać aż mi minie, ale przez ten czas zrozumiałem, że ja naprawdę poczułem coś do ciebie i jest to zbyt silne, żebym mógł się powstrzymać... Ja cię kocham, Suguru... - spojrzał w dół.
- Satoru..! - warknął, marszcząc w irytacji twarz, przy tym zacisnął pięści.
- Nie będę ukrywał, że jest inaczej. I tak znalazłem w sobie tyle odwagi, żeby być z tobą szczerym...
- I co ja mam z tym zrobić?! - wrzasnął.
- Też bądź szczery. Czy przez ten cały czas nie zmiękło ci serce przeze mnie choćby na chwilę?
- Czy naprawdę muszę to mówić..? - westchnął.
- Chcę wiedzieć co czujesz, Suguru.
- Co czuję... - zaczął się rozglądać, szukając w głowie słów, przy tym oddychał ciężej - Jestem pieprzonym kłamcą... - warknął, po czym wyszeptał, kręcąc głową - Nie wyobrażasz sobie nawet ile razy mi zmiękło serce...
- Suguru...
- Zawsze czułem, że kiedyś tak skończymy... - rzekł z niezadowoleniem. - Mam wrażenie, że wpadłem od razu... Zresztą zawsze miałem do ciebie niewyjaśnioną słabość. A kiedy zaczęliśmy udawać parę, to się tylko nasiliło. Jeszcze zacząłeś mi się śnić...
- Tobie też się śniło? - spytał zdumiony.
- Ta... - zerknął na niego zdezorientowany - A co?
- Wiesz, Suguru... - uśmiechnął się nieśmiało, po czym dodał ciszej - W moim śnie mieliśmy to zrobić w takiej samej pozycji jak ostatnio, ale obudziłem się za wcześnie... Podświadomie wyczułeś moją fantazję i ją spełniłeś.
- Mi się śniło, że robisz mi dobrze... - wyznał wstydliwie.
- Więc ja też cię wyczułem...
- Na to wychodzi...
Dwójka nagle przestała rozmawiać, patrząc w swoje strony. Znów czuli pewną krępację przy sobie, chociaż Gojo bardziej frustrację, bo był już pewny swoich uczuć i nawet nie udawał, że jest inaczej. Gorzej, że Geto nie chciał wyznać tego samego, chociaż zdradził się już aż za bardzo... W pewnym momencie jednak Satoru uśmiechnął się wymownie i zaczął:
- Dobra, Suguru... Kiedy się przyznasz?
- Do czego? - spojrzał na niego, marszcząc brwi ze zdziwienia.
- Że też coś do mnie poczułeś.
- Przecież powiedziałem... - skrzywił się.
- Dajesz mi tylko sugestie. Ja chcę prawdziwej odpowiedzi.
- Mam powiedzieć, że mi się podobasz?
- Owszem - pokiwał głową z niewinnym uśmiechem.
- Podobasz mi się! - warknął.
Satoru aż drgnął z ekscytacji, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wręcz złapał mocno zaskoczonego bruneta w ramiona, po czym chwycił go za policzki i pocałował. Suguru w tym momencie przeszły wszystkie emocje naraz, od nienawiści aż po szczęście i pragnienie, które żywił do wyższego, przez co momentalnie uległ, nie myśląc czy to w ogóle wypada w miejscu publicznym. Co prawda nie robili nic złego, ale on zawsze liczył się z zasadami... Ale nie teraz, kiedy coraz pewniej wymieniał ciepłe czułości z Gojo, przesuwając delikatnie po jego ramionach i szyi. Jego uwaga właśnie krążyła wokół bladoskórego, ich przyjemnego pocałunku, a przy tym szalonego rytmu swojego serca. Zresztą to od strony Satoru wcale nie panowało nad sobą bardziej. Potem dwójka otworzyła się przed sobą jeszcze, wyznając sobie uczucia, które finalnie doprowadziły do tego, że zdecydowali się ze sobą być.
KONIEC._________________________________
Dziękuję za przeczytanie tej książki do końca!
Zapraszam również do dołączenia do mnie na Patreonie. Być może kiedyś zacznę tam jakoś działać xddd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro