XXIV
Pod wieczór, kiedy emocje nieco opadły, przynajmniej w przypadku Gojo, ten postanowił na spokojnie spróbować znów porozmawiać z przyjacielem. Sprawa zrobiła się poważna... Przecież chłopak uczciwie przyznał się, że poczuł coś więcej. Satoru aż uśmiechnął się delikatnie na tę myśl, bo Suguru był szczery zawsze, nawet w obliczu takiej odpowiedzialności i tak krępującej sytuacji... On chyba po prostu nie umiał inaczej, nie mógł chować w sobie uczuć, jakie by one nie były. Tak samo wyznałby, że kogoś nienawidzi, ale on miał zbyt dobre serce, żeby dojść do takiego stanu, zresztą nikt nie miał powodu, żeby go doprowadzać do niego... Za to Satoru nadal chował w sobie tę wielką tajemnicę, bezczelnie tchórząc. Co prawda Suguru już się domyślał, ale do tej pory nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi, a zdawało się, że w obliczu własnej burzy emocji, zapomniał o dociekaniu prawdy.
Chłopak już zbliżał się wielkimi krokami do ogrodu Geto, na którego teren zaraz wszedł. Uczynił jeszcze kilka kroków, aż doszedł do samych drzwi, do których zaczął spokojnie dzwonić. Za pierwszym razem nie uzyskał żadnej odpowiedzi, a więc ponowił próbę, a potem znowu, a w końcu zaczął rytmicznie dzwonić dopóki przez jedno z okien nie wyjrzał pewien uroczy brunet mówiący równie urocze:
- Idź stąd.
- Suguru... - zerknął w górę - Musimy pogadać...
- Nie chcę z tobą gadać - burknął ze skrzyżowanymi rękoma, kierując naburmuszoną twarz w przeciwnym kierunku.
- Przecież nic ci nie zrobiłem... - westchnął, a mimo to utrzymał swój w miarę spokojny, wręcz ciepły ton - Obydwaj potrzebujemy tej rozmowy. Sam dobrze o tym wiesz.
- Powiedziałem ci już wszystko, co musiałeś wiedzieć...
- A zostawiłeś mnie z pytaniami, na które tylko ty możesz mi odpowiedzieć...
Geto skrzywił ostro wzrok w irytacji, uświadamiając sobie że Gojo miał rację, a to go tak denerwowało. W ogóle to, że musiał tłumaczyć się z własnych uczuć, których się wstydził...
Za chwilę przed wysokim chłopakiem otworzyły się drzwi, przez które od razu wszedł, rzucając przyjacielowi krótkie spojrzenie w geście przywitania. Suguru przewrócił oczami i podążył za wyższym.
Dwójka zajęła miejsca tam gdzie zawsze, siadając w swój charakterystyczny sposób, bo jeszcze na tyle komfortowo czuli się ze sobą. Zwłaszcza Suguru beznadziejnie opadł na sofę, rozkładając szeroko nogi, z jakimś grymasem na nieco bledszej niż zwykle twarzy. Nie był specjalnie chory, po prostu ta sytuacja przyprawiała go o mdłości, a zwłaszcza stres, z jakim musiał walczyć po wyznaniu miłości własnemu przyjacielowi. Nie zrobił tego bezpośrednio, bo nie padły konkretne słowa, ale ogłosił to wystarczająco, by stało się jasne jak jest. A Satoru wcale nie było łatwiej, choć on postanowił ukrócić sobie i brunetowi frustracji, a poza tym szczerze chciał sprawdzić, czy ze śniadoskórym jest w porządku, bo ten uciekł nagle i bez słowa. Bądź co bądź dalej byli przyjaciółmi i chłopak mimo wszystko przejmował się losem młodszego.
- Przyszedłeś mnie dręczyć? - pierwszy zaczął Geto, choć z pewnym wyrzutem.
- Żarty się skończyły, Suguru.
- Co ty nie powiesz... - burknął sarkastycznie.
- Mówiłeś poważnie?
- Przecież wiesz, że nie kłamię... Zresztą po co miałbym to mówić, gdyby było inaczej...
- Więc poczułeś coś do mnie... - rzekł bardziej do siebie, spoglądając przed siebie.
- Nie wiem... To takie głupie... - mówił ze zmarnowaniem - Wczoraj byłeś moim przyjacielem, a dzisiaj... Dzisiaj twoja obecność wzbudza we mnie dziwne uczucia...
- Suguru... - zerknął na niego nagle, jakby zignorował narzekanie. - Myślę, że też powinienem być wobec ciebie szczery...
- O czym ty... - otworzył szerzej oczy, widząc powagę Gojo, a to było rzadkością.
- Też coś poczułem... - wyszeptał, od razu odwracając zawstydzony wzrok.
Geto przeszły zimne dreszcze, a jego serce znacznie przyśpieszyło przez wiadomość, jaka w niego dosłownie uderzyła. Już nie chodziło o same uczucia, przecież nie był aż tak zaskoczony, bo wcześniej podejrzewał Satoru o to... Ale sam fakt tej sytuacji, do której doszli, że właśnie przyznają się przed sobą, że w tym idiotycznym zakładzie wpadli obydwaj... Przecież brunet nie zakładał, że to się skończy tak, a tym bardziej, że tak szybko... Tymczasem jego ciut przerażony wzrok automatycznie prześledził całą sylwetkę bladoskórego, zatrzymując się na jego zmartwionej twarzy, a konkretniej na lekko rozchylonych wargach. Sam Suguru otworzył nieznacznie usta przez duszące powietrze, uświadamiając sobie jak bardzo chciałby teraz dotknąć chłopaka aż przeszło to po nim drżącym echem i silnymi ciarkami, zresztą całym ciałem zawładnęła enigmatyczna, gorąca energia, pod wpływem której wręcz opuścił ciut powieki. Przemawiało przez niego pragnienie, które nawet zagłuszało samego prowokatora, bo Satoru w końcu się przełamał i kontynuował, ale Suguru w ogóle go nie słuchał, za to zaczął odruchowo zbliżać się do chłopaka, jakby pod jakimś urokiem...
Gojo uniósł wysoko powieki, kiedy poczuł na swoich ustach ciepły pocałunek Geto, ale sekundę później opuścił je, odwzajemniając z zaangażowaniem, a nawet chwycił chłopaka za ramię. Suguru z kolei zmysłowo przesunął dłoń po ciele starszego, ostatecznie lądując na jego karku, choć czasem wsuwał ją nieco wyżej, od czego jasnowłosego przechodziły ciarki, ale jakże przyjemne... A z każdą sekundą ich pocałunek był coraz to bardziej wymagający, a Satoru zdecydowanie prowadził, więc samoczynnie zaczął coraz bardziej napierać na bruneta, który z uległością oddawał się przyjemności. Wszystko w nim buzowało od emocji, a przy tym tracił zmysły, pierwszy raz czując się tak słabym w relacji z kimś... Pierwszy raz doznawał tak głębokiego poczucia komfortu, że zgodziłby się na wszystko z tym chłopakiem... To go wręcz przeraziło i gdy tylko odzyskał cień świadomości, niespodziewanie przerwał pocałunek, od razu wsuwając dolną wargę do tyłu, aby zapamiętać dotyk Gojo, a przy tym spojrzał mu głęboko w te jasne oczy spod ledwie otwartych, ciepłych powiek. Ten widok niesamowicie onieśmielał Satoru, który zresztą nie wyglądał na bardziej poukładanego. Jego twarz wyrażała wyraźne podekscytowanie, nie mówiąc o szerszych źrenicach czy głębokim oddechu pomimo przygryzania wargi...
Dwójka zdołała popatrzeć na siebie tak przez dłuższą chwilę, po czym Suguru chwycił Satoru za ciepły kark i szyję już obydwiema rękoma, żeby zaraz przyciągnąć go do czułych muśnięć, znacznie delikatniejszych od poprzedniej pieszczoty, czemu jednak wyższy się oddał, czując skoczną radość w sercu... Nie spodziewał się, że kiedykolwiek obecność Suguru będzie tak na niego działać, ale teraz była jak narkotyk, a on chciał go jeszcze więcej...
Gojo płynnie przewędrował muśnięciami od ust bruneta do jego szyi, a wtedy Suguru syknął z rozkoszy, odruchowo przechylając głowę i mrużąc powieki, do tego pociągnął chłopaka za włosy. Oddech przyśpieszył mu gdzieś w międzyczasie, przez co teraz łapanie powietrza siłą rzeczy sprawiało mu trudność, a jednocześnie rozbudzało jego uwrażliwioną skórę. Chłopak bezmyślnie napinał mięśnie, podświadomie próbując zbliżyć ciało jak najbardziej do równie rozpalonego Satoru, który reagował niedokładnym tarciem o Suguru pod wpływem nadciągających, przydługich iskier podniecenia. Te uderzały w niego coraz głębiej i mocniej, a tym samym jego pożądanie rosło w dobijająco szybkim tempie, zwłaszcza kiedy Geto drżącą ręką zjechał przez całe, napięte ciało chłopaka, a w końcu dotarł na jego krocze i zaczął je zmysłowo masować. Gojo niepohamowanie zastękał półszeptem, wypychając biodra do przodu, jednocześnie topiąc się we własnym ognistym podnieceniu. A najgorsze, że jemu wciąż było mało, przez co po omacku sięgnął do swojego paska i rozporka, które zaczął nerwowo rozpinać, tym samym uległ ponownemu pocałunkowi wznowionemu przez rozpalonego Suguru. A ten jednocześnie wsunął dłoń w spodnie bladoskórego, dogadzając mu jeszcze intensywniej, kiedy ręka Satoru zachłannie dobrała się do luźnych spodni bruneta i tak samo wpadła pod ich spód.
Geto odruchowo przygryzł wargę Gojo, ale to wcale nie przerwało ich namiętnego pocałunku, a wręcz ich obydwu zalało jeszcze gorętsze źródło pobudzenia, od czego oddali się sobie jeszcze intensywniej...
Nagle Satoru przerwał, dysząc głęboko i ledwo otwierając oczy, a wtedy wydyszał:
- Suguru... Nie spytałem, czy nie masz na chacie rodziców...
- Nie ma ich... - prawie że wystękał z podnieceniem w głosie, mrużąc słabo powieki - Nie przerywaj...
- Chodź do twojego łóżka...
Zaraz po tym wstał nerwowo i złapał bruneta, pociągając go w górę zachłannie, a potem za sobą, ledwo się powstrzymując przed rozebraniem chłopaka już w salonie, bo właśnie tym zajęte były teraz jego gorące myśli. A najlepiej, żeby Suguru w takim stanie był już całkiem nagi...
Dwójka wpadła do pokoju złączona dzikim pocałunkiem, a po drodze Satoru zgubił spodnie i bluzę, za to Suguru swoją koszulkę.
Tak napaleni opadli na łóżko, szybko ściągając kołdrę gdzieś w dół, po czym zaczęli w pędzie wymieniać się pocałunkami po całych rozpalonych i drżących ciałach, co robili przemiennie, a z każdym kolejnym razem coraz zachłanniej, przez co niekiedy pozostawiali po sobie mocne ślady. W międzyczasie zrzucili z Satoru koszulkę, którą ten i tak podwijał do góry. Zaraz po tym przesunął ciężko dłonie po bokach śniadoskórego, zgrabnie zsuwając z jego bioder spodnie wraz z bielizną, po czym rzucił gdzieś na podłogę agresywnie. Następnie, łapiąc mocno chłopaka w udach, zaczął namiętnie schodzić pieszczotami w dół po jego ciele, a tym samym wyżej szły jego ręce, że kiedy drażnił podbrzusze bruneta językiem i ustami, wtedy już niemal ściskał skórę na jego biodrach. Suguru w reakcji napinał się coraz mocniej wraz z mięśniami twarzy, spoglądając na kochanka przez mglisty obraz. Przy tym również rozchylał mimowolnie wargi, skąd wydobywał się dźwięk podobny do dyszenia, ale znacznie głośniejszy, jakby stękał gęstym powietrzem... Lecz za moment uniósł wyżej podbródek, opuszczając całkowicie powieki, a drżące ciało wygiął lekko w łuk, kiedy Satoru trafił w jego męskość. Wręcz zgiął wszystkie palce u nóg, podobnie jak jedną z nich, dodatkowo rozchylając ją. Przy czym oparł się na ręce za sobą, kiedy drugą wsunął gdzieś we włosy bladoskórego. Z każdą sekundą tonął w niemożliwej rozkoszy, doznając coraz to bardziej drażniących ciarek i uderzeń gorąca, zwłaszcza w dolnych partiach... A Satoru zatracał się, jakby przestał kompletnie liczyć czas, i jedyne o czym myślał to te nieokiełznane ruchy kochanka oraz słodkie odgłosy, jakie zniewolony Geto z siebie wydawał, niemal zakochał się w nich... Ale one również działały na jego wyobraźnię i tylko wzmacniały popęd, a w taki sposób nie mógł się bezpośrednio wyładować. Przez to wkrótce skończył, odsuwając się na chwilę od zmasakrowanego ciała śniadoskórego, który natychmiast zaczął łapać powietrze, opadając słabo na pościel plecami...
W tym czasie Satoru zaczął ściągać z siebie resztę ubrań, co czynił niemal agresywnie. A kiedy skończył, Suguru podniósł się ledwo co, przypominając sobie o czymś. Szybko sięgnął prosto pod łóżko, skąd wyciągnął białe opakowanie, a ledwo podniósł się, Gojo już wyrwał mu zdobycz z ręki. Rozanielony brunet nawet nie miał siły na kłótnię, a jedynie zerknął na przyjaciela, który już zaczął staranne nakładanie lubrykantu na palce, nie zastanawiając się nawet, czemu ten nagle był w posiadaniu takiej rzeczy, jakby w idealnym momencie...
Suguru ułożył się w odpowiedniej, wygodnej dla siebie pozycji, a przy tym przyciągnął do siebie Satoru za kark, ponownie łącząc się z nim w czułym pocałunku. W tym czasie bladoskóry wykorzystał chwilę i zwinnie wsunął się w bruneta palcami, na co ten zaledwie drgnął i uniósł nieco wyżej tors, ale przez to też pogłębił pocałunek. I był w tym coraz to namiętniejszy, ilekroć Gojo zmieniał rytm, powodując że Geto samoczynnie poruszał biodrami, próbując się dopasować do starszego...
Nagle Suguru doznał pustki, ale tylko po to, aby za moment wypełniło go masywne źródło gorąca aż jęknął prosto w usta Satoru, a przy tym przesunął obydwie dłonie gdzieś na jego rozpalone łopatki, w dodatku oplótł jego biodro drżącą nogą, kiedy ten już zaczął się ruszać w środku. A były to ruchy przemyślane, dokładne, chociaż nie inwazyjne, a jednocześnie intensywne...
Obydwaj szybko uzależnili się właśnie od tego rytmu, przez co trwali w nim bardzo długo, a przy tym przerywali co chwilę pocałunek, aby złapać oddech lub swobodnie wydać z siebie jakiś niepohamowany odgłos, chociaż podczas pieszczenia swoich warg również trafiały się jęknięcia czy podobne, za to przytłumione... A wraz z tym wyczuwali się coraz bardziej, znajdując wspólny rytm, co przynosiło im głęboką rozkosz...
A jednak, kiedy dyszący Satoru na chwilę się zatrzymał, Suguru zwinnie przerzucił go na drugą stronę, przez co teraz to brunet był na górze. Onieśmielony Gojo odruchowo chwycił śniadoskórego w biodrach, nie mogąc wyjść z podziwu dla urody chłopaka nad sobą. Ten był naprawdę piękny na miarę bóstwa, a ubrany zaledwie w podniecenie zdecydowanie dominował nad urodą nawet najładniejszej dziewczyny, jaka kiedykolwiek spodobała się Gojo. Suguru zresztą nosił się z nieopisaną gracją, jakiej nie miał chyba nikt poza nim samym. Owszem, istnieją równie wdzięczne osoby, ale nie tak jak Geto, on był wyjątkowy w każdym aspekcie. A teraz nawet nieświadomie zaczął realizować niespełnioną fantazję Satoru, bo sen urwał się tuż przed... Tak skupiony na istnieniu bruneta nie zauważył nawet, kiedy ten wznowił ruch, a to uderzyło w niego niczym nowa, świeża energia, jeszcze bardziej podniecająca niż ta dyktowana przez niego... Satoru samoczynnie przymknął oczy, oddając się ruchom Suguru, który zresztą wyglądał na zaangażowanego w stosunek. Tak bardzo, że aż pochylił się nad starszym, powoli tracąc kontrolę nad kierunkiem, a jednocześnie czuł, że jest na tym idealnym... Ledwo unosząc powieki dostrzegł pod sobą już nie wkurzającego idiotę, tylko przystojnego chłopaka oddającego się swoim słabościom, a jakże on błagał o wpływanie na niego... Ciałem, bo cały drżał, napinając mięśnie, a do tego impulsywnie łapał bruneta wszędzie, gdzie tylko mógł, ale również duszą, kiedy wydawał z siebie każdy możliwy odgłos rozkoszy, tak dawał sobą rządzić...
Ale Suguru wcale nie był lepszy, kiedy desperacko dociskał się do Satoru, zaciskając na nim ręce, gdzieniegdzie pewnie wbił mu paznokcie w skórę... On dopiero jęczał z przyjemności, wykrzywiając twarz na różne sposoby, ale był w tym tak intensywny jak chyba nigdy... I pewnie byłby jeszcze dłużej, gdyby nie nagły wytrysk bruneta, który poprzedzał specyficzny, inny od reszty stęk oraz wykrzywienie ciała maksymalnie, a także zapowiadały to jego oczy... Nieco później doszedł Satoru, zaciskając ręce na śniadoskórym i wykrzywiając twarz w grymasie, a sama czynność nie pozostała obojętna Geto...
Po wszystkim, kiedy jeszcze uspokajali oddechy, nie odezwali się do siebie ani słowem. Zmieszani, leżeli pod tą samą kołdrą, a jednak spoglądali w przeciwne strony, po dwóch stronach łóżka... Każdemu było głupio do tego stopnia, że żaden nie mógł zrobić pierwszego kroku. Suguru nie potrafił spojrzeć na przyjaciela już tak samo, a wiedział, że patrząc mu w oczy, spłonie ze wstydu. Z kolei Satoru czuł pewien dyskomfort ze świadomością, że właśnie poszedł do łóżka z Geto, robiąc to z miłości, a nie dla udowodnienia czegoś... I najmniej obchodziło go to, że z drugim chłopakiem, bo to nie był jakiś tam chłopak, tylko jego własny przyjaciel.
Żaden finalnie nie miał na tyle odwagi, aby coś zrobić, więc leżeli tak, dopóki nie zasnęli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro