Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV

W czwartek Geto przyszedł do szkoły w nieco lepszym humorze, a wszystko dzięki Gojo. W końcu to on zajął jakoś myśli bruneta, a przede wszystkim w ogóle wyciągnął go gdzieś, bo inaczej chłopak mógłby zamknąć się w swoim pokoju i dalej rozmyślać, a to go by tylko pogrążyło... Ale dzięki Satoru, gdy wrócił do domu, w głowie jeszcze miał przebieg ich "randki", która samoistnie wywoływała w nim radość aż sam do siebie się uśmiechał, czując jak głupio wygląda, ale nie mógł się powstrzymywać, kąciki ust same mu się podnosiły...

Tak teraz Suguru siedział z przyjacielem w ostatniej ławce, tym razem przy oknie, do którego był odwrócony plecami. Natomiast sam leniwie podpierał głowę na ręce, kiedy druga zwisała mu z oparcia krzesła, a siedząc bokiem, przyglądał się temu niewinnemu, nieświadomemu Satoru... Ten niebieskooki idiota nie miał nawet pojęcia, jak ważny był w życiu swojego najlepszego kumpla, i ile ten już zdołał zrobić dla niego... Niby był wkurzający, ale Geto w głębi duszy wiedział, że nie znalazłby dla siebie lepszego towarzystwa od Satoru, który wnosił w jego życie jakiś powiew świeżości i poczucie szczęścia. A najważniejsze było to, że jasnowłosy był lubiany przez mamę śniadoskórego... Chłopak aż nieświadomie uśmiechał się na widok tej rozkosznej, wyrośniętej istoty, która w gruncie rzeczy była niegroźna, choć może ciut irytująca i żałosna, ale to kwestia sporna... Ale dzisiaj Satoru wyglądał jakoś wyjątkowo dobrze aż ciężko było uwierzyć, zwłaszcza samemu Suguru.

Tymczasem zajęcia trwały i trwały, aż do bolesnego dźwięku, który jednocześnie zwiastował zbawienie. Akurat była ostatnia lekcja, a Geto nawet nie zauważył, kiedy minął cały dzień, tak pogrążony był w myślach... Niby coś tam rozmawiał z Satoru, dlatego ten nie dostrzegł niczego podejrzanego, zresztą Suguru był jaki był i bladoskóry to akceptował, i przyzwyczaił się do dziwnych humorów chłopaka...

Wszyscy zaczęli się pakować i czym prędzej opuszczali salę, w tym Geto i Gojo. Kiedy dwójka chowała swoje rzeczy, brunet niewiele myśląc rzekł:

- Satoru...
- Hm? - zerknął na niego.
- Chcesz może... - i tutaj przerzucił wzrok w drugą stronę, zastanawiając się z trudem, wręcz zaczął przesuwać paznokciami po szyi - coś zjeść?
- To randka, Suguru? - uśmiechnął się wymownie.
- Ech... - westchnął słabo - Nazywaj to jak chcesz.
- Jasne, Suguru! Z tobą zawsze chcę... - zabrzmiał jakoś wyjątkowo życzliwie, co doszło do serca śniadoskórego, aż zrobiło mu się ciepło w środku, ale nie uznał tego za nic podejrzanego.
- Świetnie. To chodźmy.

Dwójka szybko opuściła teren szkoły i skierowała się w dobrze znane sobie miejsce, gdy nagle do Gojo ktoś zaczął dzwonić. Zaskoczony chłopak po prostu odebrał, dostrzegając wcześniej na wyświetlaczu numer swojej rodzicielki.

- No cześć, mamo... - zaczął niewinnie - Co tam?
- Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu? - rzekła kobieta.
- Jakim spotkaniu? - spytał zdezorientowany.
- Dzisiaj spotykamy się z ważną rodziną z pracy taty!
- Co? Serio?
- Znowu zapomniałeś!
- Nie... - spojrzał w bok - Wcale nie zapomniałem...
- Wracaj szybko do domu, synu.
- Ale..!
- To bardzo ważne! Nie ma czasu! Pogadamy w domu! - po czym się rozłączyła.

Jasnowłosy aż zmarszczył brwi, spoglądając na ekran z dopiero co zakończonym połączeniem. Geto zauważył od razu, że coś jest nie tak, więc prosto z mostu spytał:

- Co jest, Satoru?
- Nic... - syknął z niezadowoleniem. - Tylko... Musimy przełożyć nasze wyjście...
- Coś się stało?
- Nie, nic szczególnego... - westchnął - Po prostu starzy każą mi być na jakimś spotkaniu z jakąś ważną rodziną... - aż zaczął robić głupie miny mające obrazić owy temat rozmowy.
- Jasne, rozumiem... - pokiwał głową.
- Nie gniewasz się na mnie? - aż zerknął na niego z nadzieją.
- Co ty stary, idź...

Gojo uśmiechnął się ciepło do przyjaciela, będąc mu ogromnie wdzięcznym za taką postawę. Odruchowo złapał go za ramiona i przytulił na pożegnanie, po czym jeszcze raz spojrzał na bruneta, który posłał mu delikatny uśmiech, a wtedy jasnowłosy odwzajemnił, po czym odwrócił się i ruszył w swoją stronę.

Wtedy kąciki ust śniadoskórego automatycznie opadły, a on mógł jedynie oglądać oddalające się plecy przyjaciela z dziwną szczyptą żalu w organizmie, choć nie wiedział, skąd się to bierze. Przecież to nie było nic takiego, zresztą Satoru nie wystawiał go od tak sobie, po prostu siła wyższa kazała mu wracać, a konkretnie jego matka. Przecież gdyby Suguru dostał taki telefon od swojej, też nie zastanawiałby się dwa razy... Ale mimo wszystko fakt, że chłopak sobie poszedł sprawiał brunetowi pewną przykrość, której nie chciał do siebie przyjąć... Wręcz napiął mięśnie twarzy, spoglądając w bok i zastanawiając się nad tym wszystkim...

Tymczasem Satoru skorzystał z komunikacji miejskiej, bo akurat miał po drodze i było szybciej niż czekać na taksówkę, a autobusem dojechał na odpowiedni przystanek, skąd doszedł do domu. A tam już czekała na niego matka...

Parę godzin później cała rodzina Gojo już siedziała w eleganckiej restauracji z kryształowymi zdobieniami, a białe światło tylko podbijało prestiż tego miejsca. Najmłodszy z nich siedział niespokojnie, rozglądając się na wszystkie strony, kiedy rodzice czasem go upominali, aby się uspokoił, a zresztą aby usiadł normalnie jak człowiek, gdyż aktualnie był niedbale rozłożony na eleganckim krześle, nie mówiąc o luźnym ułożeniu jego długich nóg.

Chłopak wzdychał ciężko, czując jak bardzo się nudzi, gdy nagle jego ojciec wstał z życzliwym uśmiechem na widok trzyosobowej rodziny zmierzającej w ich kierunku, zresztą jego matka również. Za chwilę dorośli zaczęli się witać, podawać sobie ręce i tak dalej, ale Satoru zwrócił uwagę na coś innego, a raczej na kogoś innego... Wraz z prawdopodobnie wpływowymi ludźmi przyszła pewna rudowłosa dziewczyna o uroczych piegach i czysto zielonych oczach. Sama w sobie miała niesamowitą grację, z jaką się poruszała, a były to tak delikatne ruchy... Zresztą każde jej spojrzenie czy uśmiech wyrażało taką nieśmiałość, która wręcz onieśmieliła bladoskórego i aż zawiesił się na nastolatce. Ona doskonale czuła na sobie wzrok, a przez to wstydziła się jeszcze bardziej, ale to z kolei jakoś napędzało chłopaka, jakby czerpał z tego satysfakcję. Z czasem zaczepiał rudowłosą niewiastę coraz jawniej, choć wciąż bez słów, a przez to jego matka zaczęła to zauważać... Lecz zamiast skarcić syna za niegrzeczność, sama uśmiechnęła się wymownie i rzekła do niego, gdy obiekt jego wygłupów wyszedł do łazienki:

- Spodobała ci się, co?
- Co? - spojrzał na nią i się uśmiechnął - Czemu?
- To bardzo ładna dziewczyna, a ty zachowujesz się jak dziecko...
- Niee... - rzekł przecząco rozbawiony w ogóle tym tematem.
- Ach, na pewno mu się spodobała... - westchnęła z zachwytem żona mężczyzny, z którym pan Gojo pracował - Nasza córeczka nie jest tylko ładna, jest śliczna, moje słoneczko! A taka skromna...
- Jest całkiem urocza... - stwierdził Satoru bez większego entuzjazmu, ale też nie jakoś nieprzyjemnie - Co z tego?
- Może przejdź się z nią i porozmawiajcie, Satoru? - matka lekko go szturchnęła dla otuchy.
- Ale ja nie mogę, mam już... - nagle zawahał się, zdając sobie sprawę, co chce powiedzieć. Przecież nie chciał, a tym bardziej Suguru nie chciałby, żeby obydwaj wyszli na homoseksualną parę przed rodzicami.
- Już nie wymyślaj wymówek, synu! - zawołała jasnowłosa - To jest doskonała partia dla ciebie, wreszcie jakaś porządna dziewczyna, a nie te, które dotychczas miałeś!

Chłopak śmiał się z tego pomysłu, ale z drugiej strony pomyślał, że czemu miałby nie spróbować... Fakt faktem dziewczyna była ładna, podobała mu się, a do tego tak zabawnie się rumieniła, i tak łatwo było ją zawstydzić, a młody Gojo lubił tak prowokować ludzi... Dlatego, kiedy rudowłosa piękność tylko wróciła, Satoru sam z siebie wstał i podszedł do dziewczyny, podając jej rękę i prosząc o spacer. Wtedy ta, speszona, nie mogła odmówić, jedynie chwyciła delikatnie dużą dłoń znacznie wyższego chłopaka i podciągnęła się na niej, po czym razem opuścili restaurację.

Na powietrzu Satoru od razu odetchnął świeżym powietrzem, bo już miał dość tamtego miejsca pełnego eleganckich ludzi, którzy jedynie takich udawali, a przynajmniej siebie oszukiwali, jacy to oni nie są lepsi od innych... Ale teraz chłopak szedł z rudowłosą dziewczyną, która naprawdę ledwo co trzymała się jego zgięcia w łokciu. Widać było, że ta sytuacja ją krępuje jeszcze bardziej, dlatego Gojo postanowił mimo wszystko trochę rozluźnić swoją towarzyszkę podróży rozmową.

- Ładna dziś pogoda, prawda?
- Tak, to prawda... - odpowiedziała przyjemnym, melodyjnym głosem.
- Lepsza niż jakieś duszące restauracje... - westchnął ciężko.
- Ale jedzenie jest całkiem smaczne... - przyznała nieśmiało.
- Heh... Zrobiłbym lepsze...
- Naprawdę? - zerknęła na niego zaskoczona.
- No jasne - aż zadarł nos do góry - Mam wrodzony talent kulinarny!
- Wow, to naprawdę świetne! A co najlepiej ci wychodzi?
- Eee... - wtedy dostał przeciążenia systemu. Spojrzał w bok, uśmiechając się nerwowo. Chwilę myślał aż palnął - Musisz koniecznie spróbować!
- No tak! - zaśmiała się - Tylko czego mam spróbować, Satoru?
- Ty znasz moje imię? - zdziwił się.
- Oczywiście, że tak. Przecież twoi rodzice cię przedstawili... - uśmiechnęła się ciepło - Ty mojego nie pamiętasz?
- Cóż... - spojrzał w bok skołowany - Widzisz, jesteś tak rozkoszna, że zapomniałem zapamiętać...
- Ej... - znowu się zawstydziła z mimowolnym uśmiechem.

I tak dwójka dalej spacerowała, niekiedy rozmawiając na jakiś luźny temat albo kiedy Gojo dalej powodował rumieńce na policzkach dziewczyny. Naprawdę mu się to spodobało... Jednak w pewnym momencie stanęli na chwilę, aby nogi im odpoczęły. Wtedy Satoru zaczął się bardziej przyglądać dziewczynie, której rumiane policzki zdecydowanie dodawały jej uroku, jeszcze ten delikatny uśmiech... To była taka przyjazna istota na miarę... Siostry. Ale zagłębiając się w to szerzej, chłopak aż doznał szoku, zdając sobie sprawę z tego, że... On naprawdę nie poczuł do rudowłosej nic poza ogólną sympatią. Aż zdumiony uśmiechnął się, nie mogąc uwierzyć...

- Em... - zaczął niepewnie - Wiesz co?
- Hm? - zerknęła na niego.
- Wiesz, że nasi rodzice chcieliby, żebyśmy byli razem...
- Ach, tak... - spojrzała w dół speszona - Mama mi mówiła o tobie...
- Co mówiła? - uśmiechnął się.
- Same dobre rzeczy... - peszyła się jeszcze bardziej.
- W każdym razie... - westchnął ciężko - Jesteś tak wspaniała, że aż mi żal, ale... - przygryzł wargę - Nie poczułem nic... Sam nie wiem czemu... Powinienem, bo w końcu jesteś piękna i mądra...
- Ach, dziękuję, Satoru... Nie musisz mnie lubić...
- To nie o to chodzi! Lubię cię! Bardzo! Tylko... - aż otworzył oczy - Ja chyba już...
- Hm?
- A nie, nic...

Satoru pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, wyrzucając z głowy ten niedorzeczny wymysł...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro