Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIX

W końcu przyszedł nowy tydzień, a to siłą rzeczy oznaczało poniedziałek. Gojo obudził się niechętnie, jeszcze nie dochodząc do siebie po maratonie nocnych wrażeń pod tytułem: Obsesyjne myślenie o Suguru Geto. I to było tak niezręczne, bo po tylu latach, kiedy oni dzielili się ze sobą najbardziej obrzydliwymi sytuacjami ze swojego życia i trwali w tej koleżeńskiej relacji, teraz nagle Suguru w oczach Satoru był już zupełnie innym człowiekiem. To już nie był po prostu przyjaciel albo i aż... Brunet zyskał zupełnie nową rangę, stając się potencjalnym kochankiem... No właśnie, przecież to był drugi mężczyzna, jakby nie patrzeć, a Gojo nigdy nie chodził z żadnym chłopakiem. Jego jedyne doświadczenia w tej kwestii ograniczały się do zakładu z Geto, a nigdy wcześniej nawet nie zastanawiał się nad swoją orientacją jakoś szczególniej. Nie ciągnęło go do miłości męsko-męskiej, chociaż czasem bywał ciekawy, jak to jest...

Gdy Gojo tylko dotarł do szkoły, natychmiast pobiegł porozmawiać z Shoko. Przy okazji rozglądał się na wszystkie strony, czy przypadkiem nie spotka przy okazji Geto... Co prawda, mógł się dowiedzieć, bo brunet co jakiś czas próbował się dodzwonić do przyjaciela lub pisał mu wiadomości, ale chłopak wszystko ignorował. Nie miał ochoty rozmawiać ze śniadoskórym od kiedy przestał patrzeć na niego tak samo, a nawet myślenie o nim już sprawiało, że czuł się otumaniony... A przez to, że tak intensywnie błądził w swoich myślach, niespodziewanie wpadł na kogoś. Zdezorientowany zerknął nieco w dół, a wtedy dostrzegł swoją przyjaciółkę, więc od razu odetchnął z ulgą... Jednak szatynka nie wyrażała w jego kierunku raczej niczego pozytywnego:

- Gojo! - zawołała nieprzyjemnie.
- Ech, przepraszam... - westchnął, spoglądając w bok z jakimś naburmuszeniem.
- A ty co?
- Ale co?
- Jesteś jakiś dziwny... - zaczęła mu się przyglądać.
- A, bo nie spałem za bardzo dzisiaj... - przewrócił oczami - To tylko zmęczenie...
- Trzeba było spać - obojętnie wzruszyła ramionami.
- Gdyby tylko to było takie proste...
- A tak w ogóle po co przyszedłeś?
- To już nie można podejść do swojej małej Shoko, żeby z nią pogadać? - nagle ułożył usta w swój głupi uśmieszek.
- Ty zawsze masz jakiś interes... Nie przychodziłbyś do mnie tak po prostu, i to bez Geto...
- A po co nam Geto?! - wrzasnął niespodziewanie, niby oburzony.

Dziewczyna spojrzała na chłopaka, otwierając szeroko zaskoczone oczy. Nigdy nie spodziewałaby się, że usłyszy takie coś z ust właśnie Gojo. Ale może to dlatego chłopak był dzisiaj nie w humorze... Ale wzrok Ieiri działał na Satoru jak płachta na byka, nawet jeśli była to jego ukochana Shoko... On w tym momencie przecież nie myślał racjonalnie, on przecież panikował i tylko szukał ucieczki od prawdy... Aż krzywił się coraz bardziej pod presją, a w końcu nie wytrzymał:

- Co się tak patrzysz?! - chwilę po tym sam uniósł wyżej powieki, zdając sobie sprawę z tego, jak zaczął się zachowywać.
- Pokłóciliście się? - spytała spokojnie, dalej analizując chłopaka.
- Nie! - zmarszczył brwi - Kogo on obchodzi?!
- Kto?

Satoru znów otworzył szerzej oczy, słysząc obok siebie głos powodu jego strustracji i nieprzespanej nocy, a zresztą Suguru zawsze pachniał tak charakterystycznie jak nikt inny, a Gojo... Lubił ten zapach. Ale nie! Wściekły, wrzasnął:

- Nikt! - po czym zdecydowanie ruszył przed siebie.

Tymczasem Geto spojrzał pytająco na przyjaciółkę, a ta wzruszyła ramionami.
Poza tym zadzwonił dzwonek, więc musiała iść na lekcje, chłopak zresztą też.

Suguru bez większych przeszkód trafił do klasy, od razu zajmując miejsce z tyłu, tak jak zawsze. Ku jego zdziwieniu, Satoru jeszcze tam nie siedział, ale chłopak uznał, że przyjaciel po prostu poszedł do toalety albo załatwić inną sprawę. Dziwiło go jednak to, że poszedł sam, a przecież niemal zawsze potrzebował Geto dla wsparcia mentalnego... Ale mimo wszystko machnął ręką, nie uznając dziwacznego zachowania wyższego za podejrzane.

Gojo dotarł do klasy gdzieś w trakcie lekcji, zaburzając tym rytm pracy nauczyciela, ale nie przejął się tym jakoś szczególniej. Odruchowo zaszedł na sam koniec sali, a wraz z tym usiadł w ostatniej ławce przy ścianie. Ledwo rozłożył się na ławce, chowając głowę w ramiona, a już usłyszał dobrze znany sobie głos:

- Gdzie byłeś? - spytał Geto, jakby nic.
- W dupie - Satoru wymamrotał niewyraźnie.
- To dlatego nie zabrałeś mnie ze sobą, co?
- Co? - nagle podniósł się, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami - Boże, Suguru... - aż pokręcił głową - Gdybyś tylko zrozumiał...
- Co mam niby zrozumieć? - teraz to on skrzywił się w zastanowieniu.
- Ech, nic... - beznadziejnie opadł z powrotem na ławkę, wzdychając.

Zdezorientowany Geto jednak dalej patrzył na przyjaciela, próbując go zrozumieć. Ten dzisiaj naprawdę był dziwny... A gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, Gojo był pierwszym, który wybiegł z sali, w dodatku bez bruneta, na co ten reagował wyraźnym skołowaniem. Jasnowłosy nie rzekł nawet słowa, po prostu złapał plecak i wyleciał.

Tymczasem Satoru szedł pośpiesznie, oglądając się za siebie co chwilę, czy przypadkiem Suguru za nim nie idzie. A przy tym aż karcił się w głowie za robienie tego brunetowi... Przecież on teraz zachowywał się jak jakiś idiota i  kompletny pajac, a do tego nic nie wyjaśnił biednemu Geto, bo skąd niby ten miał wiedzieć, o co chodzi... Ale problem polegał na tym, że Suguru był ostatnią osobą, która powinna wiedzieć, o co właściwie chodzi. A Satoru dręczyła frustracja, zwłaszcza w obecności właśnie Suguru. Zadurzonemu chłopakowi ciężko było wytrzymać przy tak intensywnej, niemal anielskiej aurze o zapachu mocnej wanilii, kiedy na niego ta działała jeszcze silniej z wiadomego powodu... W dodatku Geto miał w swoich nietypowych oczach coś takiego, co kompletnie gubiło i onieśmielało jasnowłosego, zwłaszcza teraz. Tamta sobotnia noc zmieniła wszystko i teraz już nic nie mogło być takie samo, a przynajmniej Gojo nie umiał nawet udawać, że jest po staremu. Sam śmiał się z tego u przyjaciela, a tymczasem to właśnie on wpadł w tę pułapkę własnych uczuć...

Chłopak szedł tak długo i bez zastanowienia, że zaczął bez sensu kręcić się po całej szkole, byle unikać kontaktu bezpośredniego ze śniadoskórym, który prawdopodobnie nawet za nim nie ganiał. Nawet już nie próbował się z nim kontaktować, ale Satoru i tak miał paranoję, przez którą co chwilę się rozglądał. Nagle uderzył w coś, a raczej w kogoś, już drugi raz dzisiaj. Z tym, że kiedy skierował wzrok na obiekt i cel swojej bezmyślności, spotkał się z ciemnymi oczami o orientalnym kształcie z wyrazem równie łagodnym, co bezwzględnym i majestatycznym, a posiadacz ich z pewnością spoglądał na wszystko z góry. Gojo aż drgnął, czując momentalnie przechodzące go ciarki, a do tego fale zimna przy jednoczesnych uderzeniach gorąca... W głowie wyłączył myślenie już całkowicie, a jedynie tępo odwzajemniał wzrok Suguru, który zmarszczył brwi i rzekł:

- Co ty odpierdalasz, co?
- Co, ja? - spytał nerwowo, lekko speszony, natychmiast przerzucając spojrzenie w bok - Nie, nic...
- Wkurwiasz mnie - stwierdził bezpośrednio - Nie możesz normalnie powiedzieć?
- No właśnie nie mogę... - burknął przez zęby z grymasem ,dalej spoglądając gdzieś na podłogę.
- Bo co? - prychnął.
- Bo kurwa nie mogę! Czego nie rozumiesz?
- Nie no, zabić to mało... - westchnął do siebie pod nosem, kręcąc głową, po czym znów zerknął na przyjaciela - Dobra, dawaj mi klucze, frajerze.
- Jakie klucze?
- Te, które zostawiłem i miałeś mi je dzisiaj oddać... - aż zmrużył podejrzliwie powieki - Nawet mi nie gadaj, że zapomniałeś...
- Nie zapomniałem! - bezczelnie kłamał - Tylko... No, cóż... Nie zmieściły mi się już!
- Nie zmieściły ci się? - skrzywił się z zażenowania. - To gdzie ty je chciałeś włożyć?
- Nieistotne! Po prostu się nie zmieściły!
- Super, to będę musiał po nie przyjść... - stwierdził nieprzyjemnie.
- O nie! Na pewno nie!
- Czemu? Zawsze chcesz, żebym przychodził, a dzisiaj nagle nie?
- Mam w domu... - patrzył w sufit, szukając wymówki - Syf na chacie! Nie chcesz na to patrzeć!
- Serio, Satoru? - spojrzał na niego z politowaniem - Mógłbyś wymyślić coś lepszego, jak tak bardzo nie chcesz, żebym przychodził... A najlepiej, jakbyś po prostu to powiedział, a nie bawisz się w jakieś wymówki.
- No przecież to nie tak, Suguru!
- Ta... W każdym razie, w dupie to mam. Przyjdę, bo chcę swoje klucze. Przy okazji pogadamy o twoim dziwnym zachowaniu. Jedynie mam nadzieję, że to nie żaden syf, bo z tobą to wszystko możliwe...
- Nic nie brałem... - burknął z niezadowoleniem niczym przedszkolak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro