VI
W południe, gdy ojciec Suguru tylko wrócił z pracy, razem ze swoją żoną szybko wyszli z domu i od razu pojechali w drogę.
Tymczasem młodszy Geto siedział na podłużnej sofie w kolorze beżowym, obłożonej poduszkami, na których opierał plecy w pozycji pół leżącej z nogami rozłożonymi szeroko. Chłopak przeglądał coś na telefonie z lekkim grymasem na twarzy, gdy na udzie leżał mu Gojo twarzą do góry. Jasnowłosy z niewinnym uśmiechem przysypiał, a śniadoskóry musiał być akurat wyjątkowo zajęty, że nie zrzucał przyjaciela. Chociaż z czasem zaczął odruchowo trząść nogą, a wraz z nią także samym Satoru...
- Suguruu... - zajęczał starszy - Przestań, bo nie mogę spać...
- Co chcesz..? - spytał odruchowo, nie zastanawiając się za bardzo.
- Trzęsiesz nogą!
Nagle brunet spojrzał w dół, a wtedy zmarszczył brwi i zdecydowanie zepchnął z siebie chłopaka:
- Zjeżdżaj! - warknął - Co ty w ogóle robisz na mojej nodze?
- Śpię... - westchnął, przesuwając dłoń po twarzy - Strasznie ciężko mi się z tobą spało... Ciągle się wierciłeś...
- Co? - spytał stanowczo, zagłębiając się we wspomnienia.
- No serio, Suguru... - stwierdził z grymasem - I coś mamrotałeś...
- Co mamrotałem? - spojrzał na niego uważnie.
- Nie wiem, nic nie zrozumiałem... - wzruszył ramionami. - Suguru... Nudzi mi się! Chodźmy gdzieś! - pociągnął go za rękę.
- Nie chce mi się - burknął, spoglądając znów w telefon - Sam idź.
- Ejj... Miałeś mnie zabrać na randkę, nie pamiętasz?
- Odechciało mi się.
- Dlaczego ja w ogóle pomyślałem, że - tutaj ułożył usta w podstępny uśmiech - jesteś w stanie mnie rozkochać w sobie...
- Oczywiście, że jestem w stanie...
- Jak mam się zakochać w kimś, kto ma mnie w dupie... - prychnął z żalem, kątem oka obserwując reakcję bruneta.
- Ja wcale nie... - zerknął na niego ze skruchą.
- Masz... - posmutniał i zaczął powoli wstawać - Dobra, idę do domu...
- Czekaj, Satoru...
Zgodnie z przewidywaniem wyższego, Geto odłożył telefon, po czym sam podniósł się i niewiele myśląc objął chłopaka, chociaż ten robił wyjątkowo obrażoną minę. Za to, gdy brunet nie widział, uniósł ostro kąciki ust, czując satysfakcję z własnej manipulacji. Mimo to postanowił kontynuować i zaczął marudzić:
- Po co mnie przytulasz, jeśli cię nie obchodzę?
- Bo mi nie dasz żyć... - westchnął ciężko - Myślisz, że nie wiem, że robisz to specjalnie, głupku?
- Niby co? - zmarszczył brwi z wyrzutem.
- Wzbudzasz we mnie poczucie winy...
- Niby po co?
- A skąd mam wiedzieć... - w końcu się od niego oderwał - Dobra. Chodź na tę randkę...
- Gdzie? - spytał z gwałtownym podekscytowaniem.
- Hmm... - przez chwilę myślał, aż posłał mu tajemniczy, delikatny uśmiech - Niespodzianka.
- No teraz to gadasz do rzeczy... - przyznał z zadowoleniem.
Dwójka bez większego problemu wróciła na górę, gdzie szybko się przebrali i ogarnęli. A gdy tylko wyszli z domu, Gojo natychmiast złapał Geto za rękę, na co ten drgnął, a następnie posłał wyższemu zabójcze spojrzenie, ale ostatecznie z ciężkim bólem na sercu odpuścił, pozwalając na to przyjacielowi. W zamian za to on prowadził, a ciekawy Satoru nawet nie protestował.
Szli tak przez dłuższą chwilę, gdy zaczęli się zbliżać do zabytkowej białej willi obłożonej marmurem o licznych filarach. Na ten widok Suguru odruchowo uniósł kąciki ust subtelnie, czując się blisko sztuki, którą chętnie podziwiał, prawdopodobnie przez wychowanie. Za to przyjacielowi obok zmalał entuzjazm, aż spojrzał na bruneta z wyrzutem:
- Co to ma być, Suguru?
- Galeria sztuki - odpowiedział neutralnie.
- Boże, taka nuda? - zajęczał.
- Mają ciekawą wystawę, idealnie na twój budżet, bo jest dzień otwarty.
- Miałeś zabrać mnie na randkę, a nie na lekcję! - dziecinnie pociągnął go za rękę - Co mnie obchodzą jakieś obrazki?
- Mnie obchodzą.
- Ale to mi masz zaimponować!
- Wolałbyś mieć głupiego chłopaka jak ja?
- Nie jestem głupi! - oburzył się.
- Jeśli nie jesteś głupi to chętnie zobaczysz ze mną tę wystawę.
- No... Dobra... - westchnął - Ale potem pójdziemy gdzieś, gdzie mi się spodoba!
- Zastanowię się... - zaczął oschle, ale w trakcie złagodniał, mimowolnie uśmiechając się.
- Dobra, to chodź!
Satoru znów pociągnął niższego, ale tym razem prosto w stronę wejścia, co nieco rozśmieszyło śniadoskórego, ale przede wszystkim było mu cieplej na sercu. Co prawda Gojo miał wyraźny interes w tym, aby już weszli do środka, ale mimo wszystko to wydało się całkiem urocze... Ale kiedy chłopak zorientował się, jak pomyślał o przyjacielu, aż wpadł w złość, w efekcie której zdecydowanie przerwał uścisk ich dłoni, zatrzymując się nagle. Zdezorientowany Satoru zerknął za siebie, posyłając brunetowi pytające spojrzenie, a wtedy ten uniósł się honorem i zdecydowanie ruszył naprzód, jakby zostawiając wyższego w tyle. Jasnowłosy poczuł jeszcze większe skołowanie, ale wolał jednak trzymać się Suguru, także zwyczajnie za nim podążył. W końcu ten prowadził i miał zapewnić rozrywkę swojemu chłopakowi...
Niedługo potem Geto i Gojo znaleźli się w holu galerii, gdzie szybko nabyli darmowe bilety, a następnie ruszyli wzdłuż sali, z której szybko przeszli do kolejnej. Już na wstępie mieli widok na starannie wykonane obrazy włożone w pozłacane ramy, a to wywoływało zrozumiały zachwyt w brunecie. Nie, żeby rozumiał je jakoś specjalnie, ale coś go ciągnęło do takich klimatów, czym zdecydowanie różnił się od swojego przyjacielo-chłopaka, bo bladoskóry zdecydowanie wolał mniej skomplikowane miejsca, a gdzie więcej było rozrywki niż czystej sztuki. Mimo to teraz dzielnie spacerował z niższym przez każdą salę i niekończące się schody wyłożone prawdopodobnie drogimi dywanami. W pewnym momencie jednak przeszli w sekcję, gdzie występowała cała masa różnych rzeźb. W obawie przed tym, że Satoru mógłby coś zbić, śniadoskóry złapał go za ramię i kazał trzymać się blisko, na co ten rzucił mu wzrok pełen wyrzutu. W końcu chłopak może był trochę roztargniony i mało poważny, ale nie miał pięciu lat, aby go pilnować...
W pewnym momencie, gdy dwójka mijała już kolejny posąg, Gojo skupił na nim większą uwagę. Ten wyraźnie został uformowany na piękną kobietę, być może była to jakaś bogini, a jej wyrzeźbiona twarz wyrażała potęgę i władzę przy jej szlachetnej urodzie, jeśli można by to tak nazwać...
- Ej, Suguru... - zaczął jasnowłosy, ciągnąc lekko niższego za rękę.
- Co chcesz? - spytał, wzdychając.
- Zobacz na tę rzeźbę! - przy czym wskazał palcem.
Brunet zmarszczył brwi z zastanowieniem, przyglądając się wyższemu, ale dla świętego spokoju zerknął we wskazywaną stronę, a wtedy odruchowo uśmiechnął się.
- Ładna... - przyznał nieśmiało, spoglądając przed siebie, niby niezainteresowany.
- Ładna? - zdziwił się - Suguru, przecież ona wygląda jak ty!
- Co? - skrzywił się - Pojebało cię...
- Nie! Serio! No zobacz! Identyczni!
- Jesteś ślepy... - pokręcił głową.
- No ale fakt... - zaśmiał się - Ładna jest...
- Co to ma znaczyć? - spytał podniesionym, sprowokowanym tonem, a przy tym patrzył zabójczo na przyjaciela.
- Nie wiem czy wiesz, Suguru... - ułożył usta w bardziej wredny uśmiech - Ale jesteś całkiem podobny do swojej mamy...
- Ty do swojej też i ci tego nie wypominam... - burknął, spoglądając gdzieś w bok, jakby szukał obrony.
- A widzisz gdzieś rzeźbę wyglądającą jak ja?
- Jesteś taki brzydki, że nawet kobiety nie przypominasz.
Gdy to wycedził przez zęby, znów przyśpieszył, aby zignorować wyższego, a to z powodów znanych tylko jemu samemu. Gojo jednak znów do niego podbiegł i zdążył przejść kawałek, gdy dostrzegł nowy obiekt fascynacji, a konkretnie dwie całujące się rzeźby. Te zainspirowały go do sprowokowania bruneta, który aktualnie szedł z dziwnym grymasem na twarzy i jakby nad czymś myślał. Wtedy bladoskóry westchnął melancholijnie, wyznając:
- Ach, takie zakochane, takie szczęśliwe...
- Co ty pieprzysz? - warknął Suguru.
- Te rzeźby - wyznał, wskazując brodą.
- To tylko rzeźby - stwierdził.
- Chciałbym się zakochać...
- Po co? Najgorsze uczucie na świecie.
- Serio, Suguru? - zaciekawiony, spojrzał na niego z uśmiechem - Nie lubisz tego?
- Nie chcę o tym gadać - rzekł stanowczo.
- Jeju, ale ty jesteś nudny... - zaczął kręcić głową z uśmiechem, ale po dłuższej chwili wpadł na kolejny wspaniały pomysł. Zaczął podstępnie - Suguru...
- Hm?
- Byłbyś w stanie mnie teraz pocałować?
- Czemu o to pytasz?
- Bo... - zbliżył usta do jego ucha i wyszeptał - Mam na to ochotę...
Brunet otworzył szerzej oczy, a po jego ciele przeszły niespodziewane dreszcze, czym sam był naprawdę zaskoczony. Nie obrzydziło go to ani nie odrzuciło, on zareagował zupełnie inaczej niż by się spodziewał, a nawet poczuł na twarzy lekkie źródło ciepła, jakby napływające wypieki... Zaraz jednak zmarszczył brwi, chcąc jak najszybciej przywrócić ciało do normalnego stanu, co zostało mu skutecznie utrudnione, gdy wargi Gojo niechcący otarły się o płatek jego ucha. Wtedy wręcz drgnął, czując kolejne dreszcze...
- Wiedziałem, że nie masz psychy... - prychnął w uśmiechu wyższy.
Geto przygryzł wargę, a do tego zacisnął pięść, po czym w przypływie emocji złapał chłopaka za rękę i pociągnął w bardziej ustronne, zaciemnione miejsce. Tam niewiele myśląc chwycił pewnie Gojo za policzki, po czym pocałował go mocno, nie dając nawet drugiemu szansy na zrozumienie... Natychmiast zaczął dziko łapać na zmianę jedną i drugą wargę wyższego, niekiedy drażniąc go w język tym swoim. Oszołomiony Satoru jednak odpowiadał, starając się nadążyć za brunetem, a równie szybko wyczuł w tej czynności rozkosz, pod wpływem której wsunął lekko spiętą dłoń w związane włosy śniadoskórego, a przy tym odruchowo pogłębiał, coraz częściej zaczepiając jego język. A Geto drżał za każdym razem, gdy to czuł, a wraz z tym przechodziło go tak błogie uczucie ciepła, że nie potrafił przerwać nawet, gdy poczuł drugą rękę wyższego w okolicy swojego biodra...
Nagle dwójka usłyszała nieznajomy, kobiecy głos, jakby zwrócony prosto do nich, na co odskoczyli od siebie jak poparzeni. Dysząc ciężko, spoglądali na kobietę naprzeciwko, a jednocześnie czuli już jak zapadają się pod ziemię, że zostali nakryci w takiej sytuacji... Nie chodziło o to, że ktoś widział ich całujących się, ale o to, że akurat ich razem... Kobieta jednak okazała się wyjątkowo niemiła i kazała im natychmiast opuścić galerię, jeśli mają lepsze rzeczy do roboty niż zwiedzanie. Suguru posłał jej wyniosłe spojrzenie, jakby ona sama nie znaczyła zbyt wiele, po czym złapał przyjaciela za rękę i zabrał go gdzieś z dala. Jak się zaraz okazało, oni faktycznie poszli w stronę wyjścia, z którego chętnie skorzystali...
Gdy tylko oddalili się od galerii, obydwaj odetchnęli z ulgą, bo nie chcieli więcej tam przebywać, zresztą było tam trochę gorąco i duszno. Mimo to brunet nie zwalniał, jakby już wybrał kolejny kierunek podróży, co aż zainteresowało Gojo. Z uśmiechem spytał:
- Gdzie teraz idziemy, Suguru?
- Gdzieś, gdzie ci się spodoba - uśmiechnął się krzywo, jakby z wymuszeniem.
- Skąd wiesz, że mi się spodoba?
- Jestem tego prawie pewny. Uwielbiasz takie miejsca.
Satoru już nie odpowiedział, ale jego ekscytacja lekko urosła na myśl o tym, że zaraz pójdą do miejsca znacznie lepszego niż galeria sztuki, w której wiało nudą. W zasadzie najbardziej interesującą tam rzeczą był pocałunek, do którego między nimi doszło. Gdy chłopak to wspominał, czuł w swoim ciele dziwny wzrost adrenaliny, ale przede wszystkim enigmatyczną satysfakcję, jakby mu się to podobało... Ale równie szybko pokręcił głową, nie robiąc z tego wielkiej sprawy. Przecież to był zwykły pocałunek, jakich przeżył już trochę... Czuł przyjemność, jaką czuł z każdym innym, a zresztą Geto doskonale wiedział co robić, co tylko utwierdzało go w przekonaniu, że chodziło o dobry kontakt fizyczny, nic więcej. Nieważne czy zrobiłby to z przyjacielem, czy kimkolwiek innym...
Po dłuższym czasie dwójka wylądowała w centrum handlowym, gdzie doszli na piechotę, a przecież wciąż trwała zima. Z początku plan ten wydawał się ciekawy Gojo, ale w trakcie drogi zrezygnował, czując coraz mocniejszy ból nóg. Niestety Suguru nie odpuszczał, bo stwierdził, że nie jest tak zimno dzisiaj. I chyba faktycznie nie było, bo sam zamiast kurtki założył trochę delikatniejszy, szary płaszcz, który doskonale mu pasował do jeszcze ciemnejszej koszuli i spodni w podobnym kolorze. Ogólnie ubrał się dzisiaj elegancko, kiedy Satoru postawił na zwykłą bluzę i szare dresy, które zresztą ukradł brunetowi, bo ten sam zazwyczaj stawiał na luźniejszy styl, a dzisiaj wyjątkowo zmienił nieco własne zasady. W każdym razie para przez chwilę błądziła przez różnego rodzaju sklepy, kiedy nagle dotarła pod pewien adres, a konkretniej pod jedno ze stanowisk z popularnym fastfoodem. Gdy Gojo tylko to zobaczył, aż zaświeciły mu się oczy, w zadowolony z siebie Geto już widział oczami wyobraźni jak starszy go za to wielbi. Lecz, ku jego zdziwieniu, podekscytowany Satoru, jakby zapomniał o przyjacielu i szybko podbiegł do lady, gdzie zaczął składać zamówienie, bo akurat nikt nie stał. Brunet na to pokręcił głową ze zrezygnowaniem, po czym westchnął ciężko i po prostu dołączył do drugiego.
Po dziesięciu minutach, gdy Gojo w końcu złożył zamówienie, Geto wreszcie zapłacił, a następnie razem poszli do wybranego stolika, aby poczekać. A kiedy tak siedzieli, Satoru ze swoim codziennym uśmiechem rozglądał się dookoła lub sprawdzał coś na telefonie, za to Suguru z braku lepszego zajęcia obserwował przyjaciela, układając w głowie pewne przemyślenia... Aż uśmiechał się bez świadomości, że to robi. Po prostu jasnowłosy wyglądał tak niewinnie i rozkosznie, niemal jak mały chłopiec chcący się jedynie bawić... I niby dlaczego śniadoskóry miałby temu dziecku odmawiać odrobiny radości w życiu, skoro temu wystarczyło dać coś niezdrowego do jedzenia, a ten już miał zaciesz...
Wkrótce dostali to, co zamówili, a Gojo natychmiast zabrał się za jedzenie. Właśnie wtedy entuzjazm bruneta szybko zniknął, gdy obserwował wieśniackie zachowanie przyjaciela, który wcale nie umiał się zachować w miejscu publicznym... Nie, żeby robił coś wyjątkowo ohydnego, ale jadł zachłannie, rozrzucając wszędzie okruszki i niewielkie kawałki jedzenia, na co Geto krzywił się z obrzydzenia, aż było mu wstyd za to, z kim przyszedł...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro