Rozdział 2
Po kilku dniach Sasuke został przeniesiony do innej sali. Stan jego ręki był już na tyle zadowalający, że nie było potrzeby trzymać go pod stałą obserwacją. Zniknęła ta sterylna biel, zniknęły te wszystkie medyczne wynalazki podpięte do jego ramienia.
Sasuke z zadowoleniem poruszył palcami. Czuł je, mógł już nimi podnosić przedmioty, choć na początku miał z tym spore problemy. To głównie dzięki radom Naruto, który przecież sam przez to kiedyś przechodził, dość szybko doszedł do ładu z koordynacją.
Teraz ściskał w zabandażowanej dłoni gumową piłeczkę, którą czasami, znienacka, rzucał w swojego przyjaciela, rozpartego wygodnie w nogach jego łóżka. Niestety, dla niego niestety, Naruto jeszcze ani razu nie dał się zaskoczyć i za każdym razem ją łapał, nawet w chwilach, w których skupiał wzrok na czymś innym.
Przez te wszystkie lata stał się naprawdę silnym shinobi i Sasuke przyznawał to wprost. Uśmiechnął się z sentymentem, przypominając sobie dawne czasy. Gdyby wtedy, pierwszego dnia w Akademii, ktoś powiedział mu, że ten rozwrzeszczany młotek stanie się kiedyś silniejszy od niego, prychnąłby tylko pod nosem i odwrócił głowę. Każda inna osoba powiedziałaby „wyśmiał", ale w tamtym okresie swojego życie Sasuke nie był skory do śmiechu. Tak naprawdę już nie pamiętał, czy w ogóle coś takiego jak śmiech wydobywało się wtedy z jego gardła. Był mścicielem, owładniętym palącą chęcią zabicia brata. To nie był czas na zabawę, tylko na trening. Dopiero z czasem, gdy zaczął dostrzegać jaśniejszą stronę życia, ktoś umiał spowodować, że jego kąciki ust lekko unosiły się do góry. Naruto...
– Sasuke-kun, masz ochotę na jabłko? – Sakura uśmiechnęła się, podając mu talerzyk z pokrojonym na cząstki owocem, ale grzecznie odmówił. Za to Naruto chętnie się poczęstował.
Tutaj nie było już ograniczeń co do liczby odwiedzających. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Dlatego zaraz też drzwi się uchyliły i do pokoju wmaszerowały dwie kolejne osoby.
– Witaj, tato. – Dwunastoletnia czarnowłosa dziewczyna w okularach przywitała się z ojcem.
Nadal wydawała się być w stosunku do niego trochę niepewna, w końcu tak naprawdę poznała go nie tak dawno temu. Ile to minęło? Dwa miesiące? Wcześniej widziała jedynie jego zdjęcie. Niezbyt aktualne swoją drogą, bo zrobione, gdy Sasuke miał niecałe siedemnaście lat.
– Sarada, patrz! – Jej blondwłosy rówieśnik i jednocześnie kolega z drużyny nie czuł bynajmniej żadnego onieśmielenia w stosunku do Sasuke. Bezceremonialnie wpakował mu się na łóżko i zaczął bawić się rurkami od kroplówki. – To zmienia kolor, jak się przyciśnie – roześmiał się głośno, a jego niebieskie oczy błyszczały.
Był niemal kopią swojego ojca i chyba każdy mu to powtarzał. Każdy, tylko nie Sasuke. On zdążył już trochę poznać tego dzieciaka, bo przecież w końcu zgodził się być jego mistrzem, więc widział, jak bardzo różnią się w kwestii charakteru.
– Boruto, złaź z łóżka! To jest szpital. – Naruto chwycił swojego syna za kołnierz bluzy i unosząc go lekko, postawił na podłodze. – Tam masz krzesło. – Wskazał miejsce obok Sakury i Sarady.
– A tobie to niby wolno tak siedzieć? – Chłopak pochylił się i dźgnął go palcem.
Tak naprawdę miał sporo racji. Naruto pozwalał sobie względem Sasuke na dużo więcej niż inni. Chociaż nie, inaczej... Tak naprawdę to Sasuke pozwalał Naruto na dużo więcej niż innym.
– Boruto. – Niski, stanowczy głos sprawił, że się odwrócił. – Zrób to, co mówi twój ojciec.
Chłopak burknął coś pod nosem, ale już bez szemrania podszedł i usiadł obok Sarady na jednym z tych niewygodnych szpitalnych krzeseł.
To był taki drobny paradoks w ich relacjach z dziećmi. Wszystko kompletnie na opak. Sarada, która – w przeciwieństwie do swojego ojca – znała „wujka Naruto" od małego, bardzo go podziwiała i szanowała. Był dla niej wzorem, inspiracją, ale też kimś, kto mógł ją wziąć na barana i pokazać świat z innej perspektywy. Chciała być taka jak on. Chciała zostać Hokage.
Boruto z kolei był zupełnie inny. Nie miał żadnych aspiracji do tego tytułu, za to już od pierwszego spotkania zafascynował się Sasuke. Rywal jego ojca był według niego „zajebisty" i to od niego chciał się uczyć. I pokonać „staruszka". Ale w uczciwej walce i tylko dla satysfakcji. Bo nie miał już do niego żalu, że jest wiecznie zapracowany i nie poświęca zbyt dużo czasu rodzinie. Powoli zaczynał naprawdę rozumieć, z czym wiąże się stanowisko Hokage.
Naruto zrobił to, o co poprosiła go Sakura. W dzień nie kręcił się w pobliżu Sasuke, a o to jej najwyraźniej właśnie chodziło. Chciała z nim pobyć i porozmawiać, więc nie utrudniał tego. Co prawda do tej pory raczej kiepsko jej chyba szło, bo ich relacje nie uległy zmianie, ale dziś...
Dziś rano Naruto dostał od Sasuke jastrzębia z listem. Treść wiadomości była krótka i zwięzła: Musimy porozmawiać. Dlatego też pojawił się w szpitalu już około południa, łudząc się, że może Sakury akurat nie będzie. Ale była i sądząc po jej minie, coś się stało. Coś, co kazało mu sadzić, że wróciła jej nadzieja na szczęśliwe zakończenie. Nawet nie protestowała, jak zawsze gdy usiadł na łóżku Sasuke. Spojrzał wtedy dyskretnie na swojego przyjaciela, ale ten tylko pokręcił lekko głową i rzucił szybkie spojrzenie na zegar wiszący na ścianie. Nietrudno było się domyślić, o co mu chodzi. Ich umowna pora, druga w nocy. Teraz najwyraźniej nie mógł mu nic powiedzieć i Naruto był pewien, że temat będzie dotyczył Sakury. Jego żony. Poczuł ścisk w żołądku. Pewna irracjonalna myśl przeszła mu przez głowę. Czyżby Sasuke jednak zmienił zdanie i wolał być z nią. Nie, to niemożliwe, nie po tym, co przeszli. Przez te wszystkie lata...
Musiał się chyba odrobinę zawiesić, bo z zamyślenia wyrwał go dopiero ruch nogi Sasuke, który prawie niedostrzegalnie go kopnął. Znów spojrzał w jego czarne oczy. Były spokojne i wymowne, jakby chciały dać mu do zrozumienia, że nie musi się niczym martwić. Ale Naruto i tak się martwił.
Odkąd Sasuke przeszedł operację, odwiedzał go każdej nocy. Kładł się wtedy obok, sprawdzając wcześniej, czy założona na drzwi pieczęć z barierą jest wystarczająco silna. Co prawda istniały małe szanse, żeby o tej porze ktoś wszedł do pokoju, w końcu życiu Sasuke nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, ale i tak woleli się zabezpieczyć. Nie rozmawiali wtedy prawie wcale, po prostu chłonęli swoją obecność. Całowali się leniwie, powoli, jakby wiedzieli, że teraz będą mieli dla siebie wystarczająco dużo czasu, żeby nadrobić stracone chwile. Pierwszej nocy Sasuke próbował namówić go na coś więcej niż lekkie pieszczoty, ale Naruto bał się, że jeżeli zatracą się w pożądaniu, może nad sobą nie zapanować i urazi jego rękę. A przecież doskonale wiedział, że nie można jej było ruszać przez dobrych kilka dni. Przynajmniej tyle musieli wytrzymać.
I jakoś wytrzymali, choć było naprawdę cholernie ciężko.
Drzwi do pokoju ponownie się uchyliły i tym razem stanęła w nich jasnowłosa kobieta z jakimiś papierami w rękach.
– Naruto, czy ja ci już przypadkiem nie mówiłam czegoś na temat siadania na łóżku pacjenta? Może się jeszcze połóż, będzie ci wygodniej – burknęła i podeszła do niego tylko po to, by zaraz jednym ruchem zrzucić go na podłogę.
O tak. Tsunade mogła sobie pozwolić na takie zachowanie względem niego. Jej nie dotyczyły żadne konwenanse, tak samo zresztą jak Kakashiego. Oboje byli Hokage na emeryturze, więc było im wolno dużo więcej. Tylko że o ile Kakashi tego nie wykorzystywał, to Tsunade owszem. Wmówiła sobie, że nauczy tego upartego chłopaka ogłady i wpoi mu trochę manier. Jak nie prośbą, to groźbą.
Dlatego właśnie teraz Siódmy Hokage leżał rozpłaszczony na podłodze, a jego syn śmiał się, machając nogami i omal nie wywracając się razem z krzesłem. Tylko refleks Sarady uratował go od przypuszczalnie bardzo bolesnego uderzenia głową w ścianę.
– Jak zawsze brutalna – jęknął Naruto, podnosząc się z podłogi.
Nie umknął jego uwadze nieco złośliwy uśmiech na twarzy Sasuke. Tego drania najwyraźniej bawiła ta sytuacja. Już on mu pokaże, kiedy zostaną sami. A dzisiaj zostaną na pewno. Tyle że dopiero w nocy.
– No i jak tam, Sasuke? Widzę, że z ręką coraz lepiej. – Niczym nieprzejęta Tsunade zerknęła w kartę, po czym z zadowoleniem popatrzyła na jego dłoń, której palce znów zaciskały się na gumowej piłeczce. Tym razem jednak już nie rzucał nią w Naruto.
– Coraz lepiej. Kiedy będę mógł stąd wyjść?
– A co, tak ci spieszno do domu? – Tsunade uśmiechnęła się półgębkiem, zerkając na zaczerwienioną przez tę sugestię Sakurę.
Po chwili coś sobie zanotowała i machnęła ręką.
– Dobra, dzieciarnia. Wszyscy wyjść. Musze mu zrobić badania.
Boruto zaczął wyrażać głośny sprzeciw, że no jak to, skoro przecież on dopiero co przyszedł, ale Sakura pociągnęła jego i Saradę w stronę drzwi. Ostatni wyszedł Naruto, któremu Sasuke zdążył jeszcze rzucić porozumiewawcze spojrzenie.
Tak. Druga w nocy.
*
Prawie wszystkie prostokąciki szpitalnych okien tonęły w ciemnościach. Prawie, bo na parterze po prawej stronie od wejścia świeciło się światło. Naruto wiedział, że to gabinet medyka mającego nocny dyżur. Ale on go w tym momencie najmniej obchodził. Zerknął w górę. Na pierwszym piętrze jedno z okien było lekko uchylone. Wejście tam nie stanowiło dla niego żadnego problemu.
Zwinnie wskoczył na parapet i spojrzał na zegar w pokoju, uśmiechając się lekko. Tym razem nie spóźnił się nawet o minutę.
– Sakura chce drugiego dziecka – usłyszał beznamiętny głos Sasuke, zanim jeszcze zdążył zeskoczyć na podłogę.
Przyjaciel patrzył przy tym na swoje ręce, jakby to one interesowały go w tym momencie najbardziej.
– Dzi... dziecka? – Naruto, który przed sekundą omal nie spadł przez te słowa z parapetu, stanął jak wryty na środku pokoju, jakby nie był pewien, co ma z tą nagłą i dość zaskakującą informacją zrobić.
W końcu otrząsnął się, podszedł do łóżka i usiadł na nim.
– To chyba dobrze, nie? – zapytał niepewnie, splatając nerwowo palce.
Sasuke odwrócił głowę w jego stronę i spojrzał mu prosto w oczy. Jego wzrok i wyraz twarzy były tak przeraźliwie poważne.
– Chce dziecka, Naruto – powtórzył, akcentując słowo „dziecka".
Naruto przełknął ślinę. Tak, doskonale wiedział, o co mu chodziło. Już raz przez to przechodzili. Wróciły wspomnienia...
Tamtego dnia, po ślubie Sasuke, gdy w końcu oderwali się od siebie po prawie całym dniu spędzonym w łóżku, nastąpił chyba najgorszy moment w jego życiu. Bo osoba, która była dla niego najważniejsza, znów musiała go zostawić i odejść – tym razem do swojego nowego domu. Naruto dobrze wiedział, co Sasuke zrobi tej nocy. Zrobi, ale nie z nim... Od dawna miał świadomość, że to w końcu nastąpi, tylko że... To miało się stać już dziś. Oczywiście wiedział, że tak było trzeba. Sam był żonaty od trzech miesięcy, więc rozumiał, na czym polegają obowiązki małżeńskie. Ale... To jakoś nie sprawiało, że czuł się chociaż odrobinę lepiej.
– Sasuke – chwycił go jeszcze za rękaw, gdy miał już otworzyć drzwi i wyjść z jego mieszkania. – Sasuke...
Nie musiał mówić nic więcej, bo Sasuke zrozumiał go bez słów. Spojrzał tylko na niego tymi czarnymi oczami, które w tym momencie wyrażały wszystko. Poczucie bezradności, strach, rozpacz...
I wtedy Naruto miał wrażenie, że po prostu się rozpłacze. Ścisk w żołądku, narastająca kulka w gardle, przez która nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Sasuke objął go wtedy i pocałował tak desperacko, jakby to miało być ich ostatnie spotkanie.
– Powodzenia – zdołał w końcu wychrypieć Naruto i odsunął się od niego, otwierając drzwi.
Sasuke chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale Naruto pokręcił tylko głową, sugerując, żeby już szedł. Nie mógł tego przeciągać, nie mógł się rozpłakać na jego oczach. Bo znając Sasuke, ten zrobiłby jeszcze coś głupiego, coś tak beznadziejnie głupiego, że cały ten jego plan odbudowy klanu szlag by trafił. Niech to... A jeszcze nie tak dawno byli pewni, że postępują słusznie, stawiając na pierwszym planie swoje marzenia. Tylko wtedy naprawdę nie spodziewali się, że będzie tak cholernie ciężko. Że... Naruto zamknął drzwi, trzaskając nimi chyba odrobinę za mocno i padł na łóżko. A potem się rozpłakał. Był już sam, mógł sobie na to pozwolić. Ściskał w rękach poduszkę, która wciąż jeszcze pachniała Sasuke, a w której teraz tonęły dźwięki jego szlochu. Bo Sasuke już tu nie było. Sasuke szedł w tym momencie do swojego nowego domu i swojej... żony.
– I ten... no... zgodziłeś się? – Naruto potarł włosy na karku i nagle roześmiał się głośno.
To była oznaka najwyższego zdenerwowania, z czego Sasuke doskonale zdawał sobie sprawę. Już dawno nauczył się czytać z niego jak z otwartej książki.
– Wiesz, draniu, bo tak szczerze mówiąc, to ta twoja odbudowa klanu kiepsko ci jak na razie idzie. Myślałem, że jak się za to weźmiesz na poważnie, to stworzysz w najgorszym razie choć jeden przyszły oddział Anbu!
Naruto wyrzucał z siebie słowa, jakby zupełnie nie panując nad tym, co mówi. Plótł, co mu ślina na język przyniesie. Śmiał się przy tym, jakby Sasuke przywitał go dzisiaj najbardziej radosną nowiną na świecie. A to przecież nie była prawda. Obaj o tym wiedzieli. I słowa Naruto nic nie zmieniały, bo to jego oczy i gesty zdradzały prawdziwą reakcję.
– Przestań! – warknął w końcu Sasuke i łapiąc go za rękę, pociągnął tak, że Naruto na niego upadł. – Przestań... – Objął go ramionami i pocałował.
Czuł jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, a serce bije z zawrotną szybkością. Wplótł palce w jasne włosy i przesuwał nimi lekko. Wiedział, że to uspokaja Naruto. Już dawno nauczył się, co robić, żeby rozładować jego stres i napięcie powodowane najczęściej pracą. I choć owszem, zwykle najlepiej sprawdzał się w takich przypadkach seks, to inne metody, te subtelniejsze, też odnosiły skutek. Tak jak teraz.
– Sasuke... – Po długiej chwili milczenia Naruto uniósł głowę i spojrzał na niego poważnie. – Co zamierzasz?
– Nie wiem. – Sasuke odchylił się lekko i westchnął. – Dobrze wiesz, że nie mam ochoty znów tego robić. Ale... – zawahał się. – Ale gdyby Saradzie coś się stało... Rozumiesz, prawda?
Naruto kiwnął nieznacznie głową. Tak, rozumiał. Doskonale to rozumiał. Sasuke i Sarada byli jedynymi żyjącymi członkami klanu Uchiha. A życie shinobi to przecież ciągłe wyzwania i ciągłe narażanie się na niebezpieczeństwo. Jeśli Sasuke chciał mieć pewność, że zdoła naprawdę odbudować klan, to musiał postarać się o liczniejsze potomstwo. Nawet, jeżeli... Naruto zacisnął powieki.
Do tej pory unikali tematu swojego pożycia małżeńskiego jak ognia. Jedyne, co mu kiedyś Sasuke zdradził, to to, że Sakura zaszła w ciążę już za pierwszym razem. Ich pierwszym i jak dotąd jedynym razem. Ale teraz... Takie rzeczy nie zdarzają się często. Wtedy miał po prostu szczęście lub, jakby to powiedział nieżyjący już Neji, takie było przeznaczenie. Teraz już na pewno nie pójdzie tak łatwo i Naruto, jako ojciec dwójki dzieci, miał tego pełną świadomość. I choć pragnął mieć Sasuke tylko dla siebie, wiedział, że w żadnym wypadku nie może myśleć w tej kwestii egoistycznie. A to było trudne. Bo nie miał wątpliwości, że gdy chodziło o jego najlepszego przyjaciela, zawsze był trochę egoistą.
Teraz, przez pryzmat czasu widział, jak wysokiego ryzyka się kiedyś podjął. Przecież te kilkanaście lat temu Sasuke był zbiegłym ninja, realnie zagrażającym życiu wszystkich mieszkańców Konohy i nie tylko, a on, mimo wydanego wyroku, nie mógł pogodzić się z tym, że mógłby go stracić. Walcząc wówczas o Sasuke, tak naprawdę stawiał na szali życie wielu ludzi tylko dlatego, że cały czas wierzył, że uda mu się go zmienić. Został wtedy w tej swojej walce sam, nawet Sakura odpuściła. I to był właśnie ten moment, kiedy zdał sobie sprawę z uczuć do swojego najlepszego przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że go po prostu kocha.
– Chciałbyś mieć syna, prawda? Żeby ktoś mógł przekazać nazwisko przyszłemu pokoleniu – spytał, układając się wygodnie obok.
Sasuke tylko westchnął. Nie miał pojęcia, co ma zrobić. To była kwestia, nad którą musiał się dłużej zastanowić. Powiedział to wszystko, bo nie zamierzał niczego ukrywać przed Naruto. Choć teraz, w tym momencie, stracił ochotę na jakąkolwiek rozmowę. On był tak blisko niego...
– Chodź do mnie – szepnął, wkładając rękę pod czarną koszulkę. Naruto nigdy nie ubierał się w strój Hokage, gdy odwiedzał go w nocy. Biały płaszcz zazwyczaj rzucał się w oczy, a przecież nie chcieli, żeby ktoś go zauważył. – Ta rozmowa jednak może poczekać.
*
Kiedy Tsunade weszła rano do sali, przywitał ją dość zaskakujący widok. Sasuke Uchiha, jej pacjent, którego z wiadomych przyczyn spodziewała się tu zastać, spał ułożony na plecach, z jedną ręką zarzuconą nad głowę. No i to nie stanowiłoby żadnego niezwykłego obrazka, gdyby nie jeden mały szczegół. A mianowicie obok Sasuke, odwrócony do niego plecami i zawinięty w jego kołdrę chrapał... Siódmy Hokage.
– Naruto! – krzyknęła, budząc ich obu w dość brutalny sposób.
Zerwali się gwałtownie, a zaskoczenie na ich twarzach było czymś nie do opisania. Spojrzeli na siebie z lekkim przerażeniem w oczach. Przez tę wczorajszą sytuację Sasuke musiał zapomnieć założyć na drzwi bariery, a Naruto leżąc i wsłuchując się w jego spokojny oddech, sam po prostu zasnął. Dobrze, że przynajmniej nie obudził się w ramionach Sasuke, bo z tego byłoby już naprawdę ciężko się wytłumaczyć.
– Jak ci wczoraj mówiłam, żebyś się tu położył, to była taka ironia, wiesz? – zakpiła Tsunade mrużąc swoje brązowe oczy.
– Chcieliśmy porozmawiać i mi się przysnęło. – Naruto zaśmiał się trochę nerwowo, a jego ręka powędrowała do włosów z tyłu głowy. Całe szczęście, że wczoraj po wszystkim się ubrali.
– Przysnęło ci się? Od rana do wieczora pracujesz, a w nocy urządzasz sobie jakieś pogawędki? To ja już przestaję się dziwić Shikamaru, który ciągle próbuje wyłudzać tabletki z kofeiną. Wcześniej nie miałam pojęcia, po co mu one – zagrzmiała była Hokage, podchodząc do łóżka i wywlekając z niego Naruto. – Ale wiesz, to się nawet dobrze składa – uśmiechnęła się słodko, chwytając go za przedramię i kierując w stronę drzwi. – Jak już tu jesteś, to tobie też zrobimy badania. Dostaniesz nawet kilka zastrzyków na wzmocnienie – poinformowała, z satysfakcją obserwując rosnące na jego twarzy przerażenie.
W końcu przecież doskonale wiedziała, że to, czego Naruto boi się najbardziej na świecie, to igły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro