RyujiXKodai - 4 (ostatni)
Czwarta, ostatnia część. Końcówka jest specjalnie tak dodana, jeden komentarz mnie zainspirował.
Miłego czytania:)
*
Ryuji otworzył szafę i wyjął z niej torbę. Spojrzał na swoje rzeczy. Nie zamierzał brać wszystkiego, więc po chwili wybrał kilka ubrań i niezbędnych przedmiotów. Zaczął się pakować.
W końcu, gdy zapiął suwak torby, spojrzał na swoje biurko. Leżał tam niepodpisany jeszcze przez niego kontrakt. Aż do dzisiaj się wahał, ale chyba nie było sensu z tym zwlekać. Po tym, co usłyszał, nie miał już złudzeń. Zerknął na zegarek. Było już po osiemnastej. W tym momencie Kodai pewnie dobrze się bawił ze swoją dziewczyną. W łóżku.
Jeszcze chwilę się zastanawiał, ale pokręcił głową. Nie, to i tak nie miałoby sensu. Wziął długopis i podpisał dokumenty. Będzie je tylko musiał dostarczyć Hokage.
Już miał wychodzić z domu, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Pewnie któraś z jego kuzynek. Ciągle zawracały mu głowę swoimi problemami, jakby nie miał własnych.
– Czego znowu? – powiedział, zanim jeszcze otworzył dobrze drzwi. – Kodai?
Jego to się akurat w tym momencie najmniej spodziewał.
– Musimy pogadać – mruknął Kodai i bez pytania o pozwolenie wszedł do jego domu.
Ryuji chwilę patrzył na niego, zastanawiając się, czego on może jeszcze od niego chcieć.
– Jak chcesz mi poopowiadać, jak ci się udał pierwszy raz, to daruj sobie – powiedział oschle.
Po chwili podszedł do biurka i wyjął swój dzienniczek.
– Seks z dziewczyną – przeczytał to, co kiedyś tam napisali. – Kodai jeden, Ryuji zero – zapisał. – Wygrałeś. Choć swoją drogą szybko poszło. Nie ma jeszcze nawet dziewiętnastej. A to – znów spojrzał na dzienniczek – nie będzie już mi potrzebne – powiedział i ostentacyjnie wyrzucił go do kosza na śmieci.
– Zerwałem z Akane. – Kodai podszedł bliżej. – Ja nie...
– Nie dałeś rady? To w takim razie pewnie ona zerwała z tobą – zakpił Ryuji.
– Nie! Ja... Ja po prostu nie chciałem tego robić z nią. – Kodai odwrócił wzrok. – Powiedziałem jej. O nas. O tym, co się stało w jaskini – wymamrotał.
– I co? Dostałeś po głowie?
– Nie. Wiesz... Akane najpierw się uśmiechnęła, a potem krzyknęła: „Nareszcie". A potem wysłała mnie do ciebie.
– Wysłała cię do mnie? – Ryuji uniósł brwi. – Niestety, nie mam dla ciebie czasu. Muszę zanieść dokumenty do Hokage i uzyskać przepustkę do Kraju Ziemi.
– Nie! – Kodai chwycił go stanowczo za przegub ręki. – Nigdzie nie wyjedziesz!
– Bo?
– Bo ci nie pozwolę.
Kodai chwycił go za kark, przyciągnął do siebie i pocałował. Znów poczuł te motylki zupełnie jak wtedy, w jaskini. Coś, czego nigdy nie czuł z Akane, mimo że tak bardzo imponowało mu, że była jego dziewczyną. Ale to wszystko robił na pokaz. Chodzenie za rączkę, tak, żeby na pewno wszyscy widzieli. Jaki on był głupi. Swoją drogą już dzisiaj usłyszał to raz. Od Akane. Miała rację. Nigdy nie byli prawdziwą parą. Prawdziwe było to, co działo się teraz.
– Co ty wyprawiasz? – Ryuji oderwał się od niego, choć tak naprawdę tego nie chciał. Jednak był osobą myślącą realnie. – Obaj wiemy, że i tak zaraz znajdziesz sobie kolejną dziewczynę. Muszę iść do Hokage – powiedział, odpychając Kodaia od siebie. – W końcu przecież dzięki Akane naprawiłeś sobie reputację, którą ponoć ja ci spieprzyłem.
– Nie! – Kodai, w tym momencie naprawdę bardzo zdeterminowany, zatrzymał go. – Nie chcę żadnej dziewczyny. Chcę ciebie.
Spojrzał na niego takim wzrokiem, że Ryuji aż musiał odwrócić głowę, żeby mu nie ulec. Drugi raz nie da się nabrać na te jego sztuczki. Wyjedzie, zapomni i będzie po sprawie.
– Odwal się – powiedział stanowczo.
A po chwili zabrał dokumenty i po prostu wyszedł.
*
Kiedy Kodai wrócił do domu, był po prostu załamany. Przez ten miesiąc, gdy niby był z Akane, uświadomił sobie, że nic do niej nie czuje. Za to czuje coś do Ryujiego. Nic z tym nie robił, bo zachłysnął się faktem, że inni zazdroszczą mu najpopularniejszej dziewczyny. Widział spojrzenia pozostałych chłopaków, gdy szedł z nią za rękę po wiosce. Ależ on był głupi.
– Kodai, wróciłeś? – usłyszał głos babci. – Siadaj do stołu, zrobiłam zupę z... Coś się stało?
Babcia podeszła i spojrzała na jego twarz. Nie wyglądał za dobrze.
– Dziewczyna cię zostawiła? – zapytała, bo wiedziała, że umawia się ze swoją koleżanką. – No choć tu. – Podeszłą, odstawiła swoją laskę i objęła go. Jak wtedy, gdy był dzieckiem. – Jak chcesz, to płacz. Czasami trzeba się wypłakać.
– Babciu, zrobiłem coś bardzo głupiego. – Kodai poczuł, że faktycznie zaraz się rozpłacze. Ale to była babcia. Przy niej mógł, ona już wiele razy widziała, jak płacze. – Odrzuciłem osobę, do której naprawdę coś czuję dla popularności. A teraz, gdy zdałem sobie z tego sprawę, on mnie nie chce. Ale ja jestem idiotą.
– On? – Babcia odsunęła go lekko i spojrzała na jego twarz. – Chodź, usiądziemy, i wszystko mi opowiesz.
I wtedy Kodai zaczął mówić. Wszystko to, co go tak najbardziej bolało. Z czym nie mógł sobie poradzić. Zupełnie tak jak wtedy, gdy był dzieckiem i zawsze musiał wyrzucić z siebie różne rzeczy. Że ktoś go nie lubi, że coś mu nie wyszło na treningach, że przegrał pojedynek. To pomagało, bo babcia zawsze go wysłuchała. Innych mógł okłamywać, ale jej się nie dało. Była zbyt bystra, nawet teraz, w tym wieku.
– Masz rację, jesteś niemądry – powiedziała babcia, gdy już skończył opowiadać o tym, co się stało. Poczochrała go po włosach – Wiesz, teraz ja coś ci opowiem. Pamiętasz dziadka?
Kodai skinął głową. Co prawda miał dziesięć lat, gdy zmarł, ale pamiętał, jak zawsze dawał mu więcej cukierków.
– Chodź tu. – Babcia przytuliła go. – Gdy miałam osiemnaście lat, moi rodzice upierali się, żebym wyszła za pewnego mężczyznę. Był z klanu Hyuuga, więc to byłby dla mnie awans społeczny. Jednak ja kochałam kogoś innego. Twojego dziadka. Zwykłego shinobi, bez żadnego klanu. I wiesz co? Nigdy nie żałowałam, że postawiłam na swoim.
– Ty zawsze stawiasz na swoim. – Kodai uśmiechnął się lekko. – Nawet pobiłaś Sasuke-senseia laską.
– Zasłużył, erotoman jeden. Zresztą, to teraz nieważne. Kodai, masz już szesnaście lat, to normalne, że się w kimś zakochałeś. A że chłopak... Który to? Shinji? Ciągle bywa u nas w domu. Jest bardzo miły.
– Nie. Ryuji – wyznał Kodai, odwracając wzrok, bo mimo swoich relacji z babcią, było mu ciężko to powiedzieć. – I jutro wyjeżdża.
Babcia spojrzała na niego. Za jej czasów nikt nie słyszał o takich związkach. Ale czasy się zmieniały. Ostatnio sama chodziła na zajęcia w Akademii zorganizowane dla starszych osób. Niektóre nowinki były dla niej nieco dziwne, ale cóż, tak działa świat.
– Jeżeli ci na nim naprawdę tak bardzo zależy, to go zatrzymaj. Nie kieruj się opiniami ludzi, ale tym, co masz tutaj. – Położyła mu rękę w miejscu, spod którego było czuć uderzenia serca.
Kodai pokiwał głową i znów ją przytulił.
– Wiesz co, babciu. Jesteś naprawdę super – uśmiechnął się do niej.
Babcia poczochrała go po głowie i wstała.
– Chodź, zjedz zupę. Póki ciepła.
*
Piątka geninów stała na dworcu kolejowym, choć była dopiero szósta rano. Kodai praktycznie wywlekł Shinjiego i dziewczyny z domów, bo za chwilę miał przyjechać pociąg do Kraju Ziemi.
– Dobra, powie mi ktoś, o co chodzi? – ziewnął Shinji. – Co my tu właściwie robimy?
– Czekamy – wyjaśnił spokojnie Kodai, który miał całą noc na przemyślenie wszystkiego. – Na Ryujiego. Chce wyjechać, ale nie zamierzam mu na to pozwolić.
– Chce wyjechać? – Sayuri spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Ale jak to? – Harumi też była zdezorientowana. – Nic nie mówił.
– No właśnie – potwierdził Shinji.
Tylko Akane wydawała się być dziwnie zadowolona i uśmiechała się pod nosem.
– O, a wy już nie chodzicie za rączkę? – zauważył Shinji i zmarszczył brwi.
Kodai westchnął. Musiał im w końcu powiedzieć. W końcu jeżeli Ryuji miałby dla jakiegoś powodu zostać, to na pewno nie po to, żeby być jego tajemnicą. Na początku może nie powinni wiedzieć wszyscy, ale przyjaciele na pewno. W końcu byli jedną dużą drużyną.
– Słuchajcie, bo ja i ... – zaczął, ale zaraz zamilkł, widząc Ryujego, który wchodzi na peron. – Dobra, poczekajcie chwilę – poprosił i podbiegł do niego.
– Zostań – powiedział, łapiąc go za materiał kurtki. – Nie możesz wyjechać – dodał, patrząc mu prosto w oczy.
– Mogę i to zrobię – prychnął Ryuji. – Zresztą, po co miałbym zostać?
– Dla mnie.
– Dla ciebie? – Ryuji uniósł brwi. – Żeby od czasu do czasu całować się, ale tak, aby na pewno nikt się nie dowiedział, bo to ci spieprzy reputację? Nie, dzięki.
– Spieprzyłem to ja. Wiem o tym. – Kodai nie odpuszczał. – Choć ze mną na chwilę – pociągnął go za rękę.
– Co ty wyprawiasz? Zaraz mam pociąg.
Ryuji próbował się wyrwać, ale Kodai wzmocnił uścisk. Babcia miała rację. Chrzanić reputację. Trzeba walczyć o to, czego się tak naprawdę chce.
Zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie i po chwili wciągnął Ryujiego za winkiel.
– A wy co tu robicie? – Ten uniósł brwi, gdy zobaczył resztę ich drużyny.
– No widzisz? Wszyscy przyszli. Naprawdę chcesz nas zostawić? – zapytał Kodai.
Akane złapała się za głowę. No co z idiota. Znów chyba spanikował i próbował się wykręcać drużyną. Jednak po chwili Kodai chyba ogarnął, że nie tędy droga i nabrał trochę odwagi.
– Chcę wam coś powiedzieć – odezwał się znów, bo wiedział, że inaczej Ryuji po prostu sobie pójdzie. I pojedzie do innego Kraju na dwa lata. – Albo właściwie... – Podszedł bliżej i chwycił go za rękę. Jak to mawiała babcia, raz kozie śmierć – No... To ten... – wymamrotał, czerwieniąc się. – Chyba już wiecie, dlaczego nie mogę pozwolić mu wyjechać.
– Że co?! – zapytał z Shinji, którego to wręcz zszokowało. Jasne, plotki plotkami, ale oni tak na serio? Dlaczego Kodai mu nie powiedział? Co tu cię działo?
– Że nic – burknął Ryuji i znów próbował wyrwać rękę z uścisku, jednak Kodai mocno ją trzymał.
– Akane, co jest? – Harumi spojrzała na nią zdezorientowana. – Przecież ty i Kodai chodzicie ze sobą.
– Chodziliśmy. I to dosłownie „chodziliśmy", bo niczego innego między nami nie było – Akane stwierdziła oczywisty dla niej od dawna fakt. – Nasz Kodai chyba naprawdę się zakochał. Ale nie we mnie – powiedziała i rzuciła wyzywające spojrzenie Ryujiemu.
Ryuji spojrzał uważnie na Kodaia, który, mimo że gapił się w dół, wciąż ściskał jego rękę. Miał czerwone policzki. W sumie żaden z nich nie był przyzwyczajony do takich sytuacji.
– Chodź, musimy pogadać. – Odwrócił się i pociągnął go za sobą.
– Może powinniśmy... – zaczęła Sayuri, ale zaraz pokręciła głową. Więc o to chodziło. – Kto by pomyślał – powiedziała.
– Takie plotki krążą już przecież od dawna – przypomniała Harumi.
– I w większości są fałszywe. Jak na przykład ta, że Sasuke–sensei uwięził w genjutsu tego nawiedzonego sprzedawcę biblii Jashina, co chodzi po domach. Ostatnio go widziałem i ma się chyba całkiem dobrze – stwierdził Shinji. – O, albo że nasz Hokage ma romans z dyrektorem Akademii. Z tych pogłosek to pewnie jedna na sto się okazuje prawdziwa.
– Więc to jest ta jedna na sto – skwitowała Akane, bardzo z siebie zadowolona. – Dobrze, że Kodai w końcu coś zrozumiał. Mam nadzieję, że się jakoś dogadają.
*
Co to miało być? – zapytał Ryuji, rzucając torbę na swoje łóżko, gdy weszli do jego domu. – Jakieś kolejne przedstawienie? Może tym razem z kimś innym się założyłeś?
– Nie. – Kodai pokręcił głową. – Chciałem ci po prostu pokazać, że nie interesuje mnie już żadna reputacja. Chciałem, żeby nasi przyjaciele wiedzieli o nas.
– O nas? – Ryuji uniósł brwi.
– Tak, o nas. – Kodai był tym razem zdecydowany.
Podszedł bliżej, spojrzał mu prosto w oczy i go pocałował.
– Znam cię. Wiem, że łatwo mi nie wybaczysz. Więc... Jeżeli nic, naprawdę nic do mnie nie czujesz, to mi to powiedz prosto w twarz. Wtedy sobie pójdę.
– Przecież mógłbym cię po prostu okłamać. Ty masz w tym niezłą wprawę, a przebywałem z tobą dużo czasu – prychnął Ryuji, bo dobrze wiedział, że gdyby miał potwierdzić, naprawdę musiałby wtedy skłamać. A jakoś nie chciał tego robić.
– To... To może chcesz przebywać więcej?
Kodai znów poczuł, że zaczynają go piec policzki. Cholera! Jak to jest, że przy podrywie dziewczyn buzia mu się nie zamykała, a tu nie potrafił nawet dobrać słów? Ta sytuacja niesamowicie go stresowała.
– A co niby byśmy mieli robić? – Ryuji, mimo że widział, jak Kodai się denerwuje, jak się stara, nie potrafił sobie odpuścić.
– Na przykład to?
Kodai znów go pocałował. Delikatnie i trochę nieśmiało. Jak wtedy, w jaskini.
Ryuji na początku chciał go odepchnąć, ale w końcu westchnął, kapitulując. Oddał pocałunek. I to było dosłownie jak wybuch. Zupełnie jak w momencie, gdy Kodai rozwalił Rasenganem bombę, a on myślał, że zginął na miejscu. Serce zaczęło mu bić z zawrotną prędkością i zaczął go całować mocniej. Kodai nie pozostał mu dłużny. Całował go z taką intensywnością, że gdyby to, co się teraz działo, przełożyć na energię – pamiętał takie zadanie z Akademii – to zasililiby całą elektrownię.
Gdy w końcu, po kilku, nie, kilkunastu minutach, się od siebie oderwali, obaj byli nieco zgrzani i zarumienieni.
– Twój pociąg właśnie odjechał – powiedział Kodai, obejmując go i zerkając na zegarek wiszący na ścianie. Uśmiechał się i był szczęśliwy, jak chyba jeszcze nigdy.
– Będziesz musiał zwrócić mi za bilet, bo to przez ciebie. – Ryuji uniósł kąciki ust.
– Nie wyjedziesz? – Kodai objął go mocniej, jakby chciał dać tym do zrozumienia, że nigdzie go nie puści.
– Nie wyjadę. – Ryuji westchnął cierpiętniczo, zupełnie jak robił to ich Hokage. Nie, żeby chciał nim zostać, ale jakoś sobie to przyswoił. – Ale w takim razie muszę iść i jak najszybciej odwołać mój kontrakt.
– Idę z tobą – zadecydował Kodai.
– Po co?
– Bo muszę mieć pewność, że zostaniesz. – Kodai wyszczerzył się w uśmiechu.
Kiedy Ryuji poszedł się przebrać, Kodai wyciągnął z – na szczęście pustego – kosza na śmieci dzienniczek. Wziął długopis i wykreślił punkt za swój rzekomy seks z dziewczyną. Wpisał coś innego.
Seks z chłopakiem.
Popatrzył na to i po chwili, bo jakoś mu to nie pasowało, pokręcił głową i też przekreślił.
Seks z MOIM chłopakiem.
Tak, to było to. Już podczas tego pocałunku czuł, jak wzbiera się w nim pożądanie, w Ryujim też, więc chyba nie będą długo czekać. Uśmiechnął się i wpisał im po jednym punkcie. To co, że zawczasu. Przynajmniej nie trzeba będzie później uzupełniać.
*
Nanako biegła na pocztę, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Akane obiecała jej pomóc i tak zrobiła. Dała jej adres do tego sanina, Orochimaru, który podobno zawsze wiedział o wszystkim. Kazała powołać się na nią.
Jak najszybciej napisała list i od razu chciała go wysłać. Pocztę otwierali za pięć minut, a ona musiała być pierwsza w kolejce.
– Ała! – jęknęła, gdy na kogoś wpadła, wypuszczając z przy tym kopertę z rąk. Kopertę, która teraz pływała w kałuży i była cała ubłocona.– No i co pan zrobił?! – krzyknęła, podnosząc głowę. To znów był ten dziwny ANBU. Dehi.
Dehi tylko rozłożył ręce w przepraszającym geście, choć tak naprawdę to przecież Nanako biegła na oślep i go nie zauważyła.
– To bardzo ważny list, który ma mi pomóc znaleźć kogoś, kogo kocham! A teraz nawet nie nadaje się do wysłania – warknęła. – Głupek – mruknęła jeszcze pod nosem i wyminęła go, będąc naprawdę wściekła. Musiała teraz przepisać wszystko, a to stracony czas. W takim tempie to nigdy nie znajdzie Hideakiego!
*
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro