Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 79


Dla tych zdołowanych po ostaniem rozdziale, może to trochę rozbudzi optymizm? :D

*

Naruto, kiedy Sasuke w końcu zjawił się w łazience z ręcznikiem, których po prostu zapomnieli pouzupełniać, zaczął się od razu wycierać i wciągać na siebie czyste bokserki. Zwykle w takich momentach doszłoby do czegoś więcej, ale nie teraz.

Teraz Sasuke stał i po prostu patrzył, jak się ubierał. Czuł się głupio i nic nie mówił. Zresztą, on zwykle mało co mówił, ale teraz nie miał pojęcia nawet, od czego zacząć. Choć nie, miał, ale tu musiał przełamać swoją zwykłą barierę.

– Naruto... – Podszedł w końcu do niego i stanął tak, by patrzył wprost na niego i jednocześnie zagradzając drogę, żeby nie mógł go wyminąć. – Dlaczego powiedziałeś, że gdybym napisał po prostu, że cię kocham i za tobą tęsknię, to byś nie uwierzył, że to moje słowa?

Naruto patrzył na niego chwilę.

– Bo nigdy byś tego nie zrobił? – ni to zapytał, ni stwierdził. – Czasami mam wrażenie, że byłoby ci wstyd napisać do mnie coś innego niż zwykłą, suchą informację z dodatkiem oczywiście „ty głupi młotku" czy „ty idioto".

– Naruto, przecież wiesz, co do ciebie czuję. Czy kiedy w świątyni Naka powiedziałem ci, że cię kocham, miałeś jakiekolwiek wątpliwości? Albo gdy przyszedłem po ciebie do domu Hyugów?

– Nie, nie miałem żadnych wątpliwości – przyznał się po chwili Naruto. – A wiesz dlaczego? Dlatego, że dla ciebie wypowiedzenia takich słów, to jak wyzwanie na miarę walki z Kaguyą. Choć nawet to drugie wydaje się w tym momencie prostsze.

– W takim razie zdajesz sobie sprawę, że ja nie umiem inaczej? Naruto, staram się, ja naprawdę...

– Właśnie że nie! – Naruto powiedział to zdecydowanym tonem. – A jak już, to tylko w sytuacjach kryzysowych. Wiesz, kocham cię, kocham ten dom, nie oddałbym tego za nic, ale mam wrażenie, że zrobiłeś to wszystko tylko dlatego, bo miałeś świadomość, że nasz związek jest na skraju przepaści.

– To nie tak. Myślałem o tym już wcześniej, ale nic ci nie mówiłem, bo...

– Bo nigdy nic mi nie mówisz – przerwał mu Naruto. – Tak jak ze zdjęciem z tą dziewczyną. Wiesz, co ja sobie pomyślałem? Że zerwanie tych zaręczyn wcale nie było przypadkiem. Że podjąłeś inną decyzję, nawet mnie o tym nie informując. No po co, prawda? Naruto Uzumaki, głupi, wioskowy idiota, któremu udało się zyskać moc dzięki demonowi. Po co cokolwiek mu wyjaśniać? Przecież i tak nie zrozumie.

Naruto odsunął siłą Sasuke i przeszedł obok niego. Już dawno nie czuł takiego żalu i takiej goryczy. Czekał na to spotkanie tak długo, pragnął go, ale wyobrażał je sobie zupełnie inaczej. Niestety, mimo tego rozstania, nic się nie zmieniło. Nic.

Przypomniał sobie, że kiedyś, gdy był w sklepie z Sakurą, poszukując prezentu dla Hinaty na urodziny, natknęli się na taki z pozytywkami. Sprzedawca zachęcał i tłumaczył, że raz nastrojona, będzie bardzo długo grać. A potem... Potem wystarczy ją po prostu jeszcze raz nastroić i wciąż będzie grać to samo. Nie kupili wtedy nic w tamtym sklepie. Wydawało im się to zbyt rutynowe i na dłuższą metę ciążące. Bo ile razy można słuchać powtarzających się w kółko tych samych dźwięków?

– Naruto, poczekaj! – Sasuke złapał go za rękę, gdy ten zbiegł już schodami do salonu. – Nie napisałem ci nic, bo nie sadziłem, że to zdjęcie trafi do Saia. Ono miało być wyłacznie do rąk własnych Kakashiego i zrobiłem je tylko po to, żeby zidentyfikowali tę dziewczynę.

– Mimo wszystko... Przez ten cały czas nie napisałeś nic. Ani jednego słowa.

– Bo chciałem, żebyś zajął się sobą. – Sasuke pchnął go na kanapę i usiadł obok. – Dobrze, że zrobiłeś sobie urlop, choć... Nie spodziewałem się, że pojedziesz właśnie z nim.

Sasuke na chwilę zamilkł. Ciągle miał przed oczami te wszystkie fotografie.

Naruto kiwnął głową, ale zaraz się zreflektował.

– Zaraz, a ty skąd to wiesz? – zapytał, zdziwiony. Przecież ani słowem o tym wcześniej nie wspomniał.

– Widziałem zdjęcia – wyjaśnił Sasuke, przyznając tym samym, że bez pozwolenia otworzył pudełko. – Wyglądałeś tam zupełnie inaczej niż teraz. Byłeś z nim szczęśliwy, prawda? Dlaczego, gdy jesteś ze mną, tak nie jest?

– To nie tak. – Naruto nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. – Po prostu Hideaki słucha, co do niego mówię, odpowiada, pyta mnie, o różne rzeczy i... Nie wstydzi się okazywać mi uczuć. Ani tych przyjacielskich, ani... sam zresztą wiesz.

Tak, Sasuke wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Hideaki kocha Naruto i chciałby mieć go dla siebie.

– Te wasze wspólne ujęcia... Czy... – zawahał się na chwilę, bo to było dość krępujące, ale musiał o to zapytać, musiał mieć pewność. – Czy między wami do czegoś doszło?

– Nie, Sasuke. – Naruto pokręcił głową. – Nie doszło.

Miał świadomość, że musi dla dobra wszystkich pominąć niektóre fakty. Jak choćby ten, że gdy będąc jeszcze w Konoha, chcąc się odegrać, sam zaproponował Hideakiemu, by się kochali. Tak, to było głupie i nieprzemyślane z jego strony, chwila słabości po prostu, dlatego lepiej, żeby Sasuke o tym nie wiedział. Bo przecież ostatecznie nic się nie stało.

Sasuke zastanawiał się dłuższą chwilę. Do niczego nie doszło. Ale te pamiątki znad morza mówiły co innego. Dobrze się bawili, cieszyli się swoją obecnością...

– Nasze zdjęcia są zniszczone – stwierdził w końcu. – Zresztą nie były zbyt udane.

– Dla mnie nawet i takie były dobre – powiedział Naruto. – Byliśmy na nich razem.

Sasuke poczuł, jak znów coś go ściska w żołądku. Niestety, to była prawda, że w ich związku Naruto musiał zadowalać się substytutami czegoś, co mógł mieć naprawdę, jakimiś namiastkami. Choć on nawet z tego potrafił się cieszyć. A tak nie powinno być.

– Chodź – powiedział i wyciągnął do niego rękę.

Po chwili pociągnął go za sobą, zabierając z jednej z szafek aparat. Gdy wyszli na werandę, ustawił obiektyw w stronę ogrodu. Drzewa wiśni były w pełnym rozkwicie, inne rośliny też, więc widok w tle mieli bardzo ładny.

– Usiądź na środku – pokazał miejsce, kierując obiektyw tak, żeby złapał to, co najważniejsze.

Ustawił samowyzwalacz, a zaraz po tym szybko umiejscowił się za Naruto i objął go mocno.

– I pamiętaj, że naprawdę jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu – mruknął mu do ucha, zanim rozległ się pierwszy dźwięk spustu migawki.

Uszczęśliwiony tymi słowami Naruto zdążył uśmiechnąć się prosto w obiektyw, potem, nadal z uśmiechem spojrzał na Sasuke, a na koniec odchylił się do tyłu i łapiąc go za szyję, pocałował tak, żeby aparat jak najlepiej to uwiecznił.

A potem... Cóż, potem, nawet nie zwracając uwagi na to, że aparat nadal robi im zdjęcia, bo Sasuke musiał go jakoś źle ustawić, zaczęli się namiętnie całować, po raz pierwszy od chwili tego rozstania czując, że są z sobą nie z żadnego przypadku czy przyzwyczajenia, ale dlatego, że się naprawdę kochają.

*

– Ładne te nasze zdjęcia. – Naruto siedział przy stole, z zadowoleniem oglądając jedno za drugim. – Musimy kupić jakieś nowe ramki.

Sasuke zerknął mu przez ramię, wycierając włosy ręcznikiem, bo dopiero co wziął prysznic.

– Tym razem może takie bardziej solidne, których od razu nie roztrzaskasz? – stwierdził i uniósł lekko kąciki ust. – A, i te ostatnie zdjęcia nijak się nie nadają do wglądu publicznego, lepiej żeby genini się do nich nie dorwali – powiedział, patrząc na kilka końcowych ujęć, gdy praktycznie leżeli już na deskach werandy i całowali się tak zachłannie, jak na rysunkach w tych zboczonych książkach Kakashiego.

– Zostaną bezpiecznie schowane w mojej skrzyneczce na klucz – zadecydował Naruto. Nie miał zamiaru ich niszczyć, były uwiecznieniem naprawdę pięknych chwil.

– Tak, jakby dla nich stanowiło to jakąś przeszkodę – westchnął Sasuke. – W ogóle gdzie ty idziesz, że jesteś już całkiem ubrany?

– Do szpitala – powiedział Naruto. – Kodai miał zostać wypisany już wczoraj, ale Shinji przemycił dla niego kilka czy tam kilkanaście burgerów i znów ma problemy z żołądkiem.

– Poczekaj, pójdę z tobą. To w końcu moja drużyna.

– Nie musisz. Odpocznij, miałeś trochę do roboty przez ten czas. – Naruto objął go i krótko pocałował.

– Muszę. Bo chyba wiem, skąd wziął się ten pseudo–miłosny list – powiedział, i pokręcił głową, choć zaraz wychwycił spojrzenie Naruto. – Nie no, proszę cię, chyba nawet ty przyznasz, że był beznadziejny i kiczowaty? – zapytał, nie będąc pewny jego reakcji.

– Był. – Naruto też się uśmiechnął. – Takie coś mógłby napisać tylko Lee albo jakaś pochłonięta romansidłami nastolatka.

*

Kodai leżał wsparty o poduszki na łóżku szpitalnym, a wokół niego siedzieli inni genini z obu drużyn.

– Tego nie przebijesz! – uśmiechnął się zwycięsko Ryuji. – Wiesz, jaka to była jazda, siedzieć na głowie ogromnego węża, który sunął do Konohy łamiąc po drodze drzewa jak zapałki?

Akane i Sayuri pokiwały głowami. To było naprawdę coś niesamowitego. Ten wąż był z jednej strony trochę straszny, ale z drugiej fantastyczny!

– Ponoć Sasuke–sensei może go wezwać zawsze na każde żądanie – chwalił się dalej Ryuji. – A wam go nigdy nie pokazał, mimo, że jesteście jego drużyną.

– Aoda nie jest zabawką, a pomocnikiem w walce – usłyszeli głos Sasuke. – Tym razem przyzwałem go tylko dlatego, że zaistniała taka konieczność.

– Naruto-sensei, ty też umiesz przyzwać węża? – zapytał Kodai.

– Węża nie, ale żabę – uśmiechnął się Naruto.

– E tam, zwykłą żabę – mruknął Ryuji. – Żaba jest w każdym stawie, nie to co taki zajebisty wąż.

– No widzisz, a kiedyś, podczas ataku na Wioskę Liścia, dzięki właśnie tej „zwykłej żabie", jak bez krzty szacunku nazywasz te stworzenia, wygrałem pojedynek z Gaarą, który wówczas był naszym wrogiem. – Jeszcze poza tym, że ta „zwykła żaba" jest takiej wielkości, że rozniosłaby pół tego budynku, to... – Naruto w jednej chwili przybrał tryb mędrca i spojrzał na Ryujiego żółtymi tęczówkami z poziomą czarną źrenicą – nadal uważasz, że ropuchy są bezużyteczne?

– O, no proszę, kogo ja tu widzę! – usłyszeli kpiący głos. – Kolejna dostawa burgerów?

– Nie dało rady, zostaliśmy sprawdzeni przy wejściu – wyjaśnił Shinji, jakoś nie łapiąc ironicznego tonu Tsunade.

– Jeszcze jeden taki numer i nie wejdziecie w ogóle – stwierdziła Tsunade. – A tak poza tym, Naruto i Sasuke, ponoć nastąpił jakiś przełom, więc lepiej udajcie się do Głównej Siedziby wioski.

– Tak, właśnie tam zamierzaliśmy – potwierdził Sasuke. – A wy, poeci – spojrzał wymownie na Ryujiego, Akane i Sayuri – idziecie z nami.

*

Kakashi siedział w gabinecie i rozmawiał z kilkoma posłańcami, gdy cała gromadka wpakowała mu się do środka. Genini domyślili się, że ich zdemaskowano, dlatego przekrzykiwali się nawzajem.

Kakashi zabrał dokumenty, odesłał resztę ludzi i spojrzał na nich, zwłaszcza na geninów twardym wzrokiem.

– Czy wy wiecie, że wysyłanie listów w czyimś imieniu jest nielegalne? – zapytał, przechodząc od razu do rzeczy.

Sayuri spłonęła rumieńcem, Akane kiwnęła lekko głową, a Ryuji wzruszył ramionami.

– To one mnie zmusiły – powiedział po prostu.

To był błąd. Bardzo poważny błąd, bo podpadanie dwóm dziewczynom, z którym dodatkowo było się w drużynie, nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Już widział wzrok Sayuri i lekko falujące włosy Akane.

– Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę, że mogliście nas narazić na poważne kłopoty? – zagrzmiał Kakashi. – Czego was uczyli w Akademii, co? Listy wysyłane jastrzębiem do zadań specjalnych się szyfruje! SZYFRUJE! Przeliterować?

– No... – Sayuri znów oblała się rumieńcem. – Ale to tylko był taki tam sobie list... miłosny... – próbowała się obronić. Przecież chciała dobrze.

– I wy naprawdę chcecie zostać chuninami? – Kakashi chwycił się za głowę. Co za dzieciaki. – Póki co jest zakaz opuszczania Konohy, dlatego dostaniecie choć w procencie adekwatną karę do swojego głupiego zachowania. Odmalujecie całą siedzibę główną. – Kakashi spojrzał na nich ostro. – A pomoże wam w tym Sasuke, jako że to pod jego kontrolą byliście – powiedział, uśmiechając się wrednie.

Sasuke spojrzał na niego wzrokiem bazyliszka, ale po chwili zrozumiał. To był część kary za Hideakiego, o której oczywiście nie mógł wspomnieć przy geninach. A niech go szlag.

– A ty, mój drogi – zwrócił się do Naruto – masz cały czas od odmalowania ściany po tym twoim widowiskowym Rasenganie. I to nie będzie czekać do przyszłego roku.

Gdy w końcu wyszli z gabinetu Hokage, genini, marudząc i narzekając, poszli w swoją stronę, a Sasuke wciągnął Naruto w jedną z wnęk.

– Pomogę ci z tymi ścianami, a tym mi z budynkiem? – zapytał, przyciągając go do siebie. Naprawdę tęsknił.

– Trochę kiepska wymiana. Ściana jest mała, a budynek wielki – zauważył przytomnie Naruto.

– Ale będziemy to robić razem. A jak pobrudzimy się farbą, to pomożemy ją sobie z siebie zmyć pod prysznicem – Sasuke szepnął mu na ucho, przypominając sobie te ślady po malowaniu domu Kakashiego i dalsze tego następstwa.

Naruto spojrzał na niego, a iskierki w oczach znów rozbłysły jak dawniej.

– Nie – powiedział, cały czas się jednak uśmiechając. – Jak się trochę pobrudzisz, nic ci się nie stanie. Poza tym jeszcze trzy dni.

Ścisnął go lekko za przegub ręki, spojrzał w oczy i przesunął palcami po nadgarstku w taki sposób, żeby go dobrze zrozumiał.

– Czegoś mi tu ciągle brakuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro