SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 66
Nie wiem, czy będzie egzamin na chunina w fabule głównej. Trochę by popsułoby mi to jej dynamikę. Może w bonusach, jeszcze nie zdecydowałam, może coś wymyślę.
*
Naruto jeszcze chwilę patrzył za Hideakim i miał wrażenie, że serce mu się kraje. Przecież nie zrobił nic złego, to było zwykłe zaproszenie z okazji zamieszkania w nowym domu, a Sasuke oczywiście musiał być dla niego tak okropny. Owszem, wtedy, na werandzie, Hideaki nie powinien był go całować, ale już poniósł tego poważne konsekwencje i nawet nie chciał się na nim mścić, bo wycofał zarzuty. Taki chłopak to skarb dla kogoś, kto go będzie kochał i kogo on będzie kochał.
Czy Sasuke choć raz nie mógł docenić tego, co ktoś dla niego zrobił? No dobra, pewnie wiedział, że Hideaki nie zrobił tego dla niego, ale mógłby wykazać choćby odrobinę wdzięczności. Naruto naprawdę bardzo go kochał, ale czasami doprowadzał go do szału.
– Nie wracam do domu – zadecydował nagle. – Hideaki potrzebuje teraz przyjaciół. Pozabieram chłopaków i go odwiedzimy. Ty też mógłbyś pójść, nic by ci się nie stało.
– Nigdzie nie idę – burknął Sasuke.
Był bardzo niezadowolony z tego, co wymyślił Naruto, ale dobre i to, że mieliby się spotkać całą paczka, a nie sam na sam. Naprawdę ufał Naruto, ale Hideakiemu ani trochę.
– Przydałoby się przynieść jakiś prezent – zastanowił się Naruto. – Tylko nie wiem, co mogłoby to być.
– Oddaj mu poczwarę, jak tak strasznie potrzebuje przyjaciela – prychnął Sasuke i ruszył w stronę domu. – Będzie o jeden kłopot mniej.
– No wiesz co? – obruszył się Naruto, idąc za nim. – Jak mogłeś w ogóle coś takiego powiedzieć. Zresztą, przyznaj sam, lubisz Kuramka. Czasami, jak myślisz, że nie widzę, głaszczsz go.
– Sprawdzam, czy ma pchły – odpowiedział oschle Sasuke. – Nie chcę w domu pchlarza.
– Ale ty jesteś wredny. Ale dobra, jak nie to nie.
– Czekaj, chodź tutaj. – Sasuke wciągnął go za winkiel najbliższego budynku. – Żadnych głupot – pocałował go – żadnych flirtów, bo pożałujesz – pocałował jeszcze raz, tym razem porządniej. – Rozumiemy się?
Naruto wyszczerzył się w uśmiechu.
– Obiecuję. –Wyciągnął mały palec, czekając aż Sasuke zrobi to samo.
– Nie wygłupiaj się młotku, nie mamy po sześć lat – prychnął Sasuke.
Przypomniał sobie, że kiedyś, gdy byli dziećmi, bardzo chciał to zrobić, czasami nawet mu się to śniło, ale teraz, do cholery, byli dorośli i powinni zachowywać się jak dorośli.
– Ale obietnica, to obietnica.
Naruto nie zważając na protesty chwycił go mały za palec lewej ręki i splótł go z nim. Bo to w jego, Narutowym myśleniu, oznaczało: zaufaj mi, wrócę do ciebie i nigdy, przenigdy cię nie zostawię.
– Dobra, idź już. Tylko się nie schlej, bo będziesz spał z poczwarą na werandzie.
*
Naruto, tak jak powiedział, najpierw odwiedził domy wszystkich przyjaciół, zapraszając na męska imprezę w nowym domu Hideakiego. Widział jego minę, gdy odchodził i był pewien, że nie będzie miał nic przeciwko temu.
Kiedy zapukał do drzwi i wszedł do środka, zastał Hideakiego siedzącego przy stole. Miał na nim kilka ramek i sporo zdjęć, które przeglądał. Wciąż wyglądał na smutnego, ale gdy tylko go zobaczył, uśmiechnął się.
– Co ty tu robisz? Myślałem, że poszedłeś z Sasuke do domu.
Naruto rozejrzał się, nie odpowiadając. Mieszkanie było ładne, jasne, takie optymistyczne, ale jego wzrok przykuły jeszcze nierozpakowane torby z zakupami. Hideaki chyba nadal dobrze sobie nie radził zostając sam. Tak jakby wszystko było mało istotne.
– Co to za zdjęcia?
Usiadł naprzeciwko i chwycił kilka z nich do ręki. Na jednym był mały Hideki, na drugim też on, ale już z opaską genina, a na trzecim jakaś piękna kobieta. Miała jego oczy i trochę jaśniejsze włosy, opadające na ramiona. Odwrócił fotografię i przeczytał opis:
Hideś, zawsze walcz o swoje marzenia. Nigdy się nie poddawaj.
Mama
– To twoja mama... – powiedział bezsensownie Naruto, bo przecież tak było podpisane zdjęcie. – Była piękna.
– Owszem – potwierdził Hideaki. – Ale zmarnowała sobie życie przez jednego faceta – mojego ojca. Wielu mężczyzn się o nią starało, nawet wiedząc, że ma dziecko, ale była tak beznadziejne zakochana, że żadnego już później nie chciała. Teraz odnoszę wrażenie, że to jest dziedziczne – dodał niemalże niesłyszalnie.
– Nazywała cię Hideś? – uśmiechnął się Naruto, najwyraźniej nie słysząc lub nie dostrzegając znaczenia tych ostatnich słów. – To takie miłe. Ja nie miałem rodziców, więc jak ktoś coś do mnie mówił, to zazwyczaj krzyczał po prostu: Naruto lub dodawał: idioto, kretynie czy młotku.
– Przykro mi z tego powodu. Ale teraz masz przyjaciół i ludzi, którzy cię kochają.
Naruto pokiwał głową.
– Na co będzie ta ostatnia ramka? – zapytał podnosząc tę z piaskiem i liśćmi klonu.
– Na cos specjalnego. Chodź.
Hideaki wstał i biorąc aparat fotograficzny z jednej z półek, pociągnął Naruto za rękę na balkon. Ustawił aparat tak by uchwycił ich i panoramę Konohy w tle. Przyciągnął go do siebie tak, by zmieścili się w kadrze i ustawił samowyzwalacz.
– Uśmiechnij się powiedział – zanim błysnął pierwszy flesz.
Potem był, drugi trzeci, a potem... To była chwila, moment, w którym Hideaki, stojąc tak blisko Naruto, nie był w stanie się powstrzymać i zupełnie tracąc zdolność logicznego myślenia, pochylił się w jego stronę, jakby chciał go pocałować. Szybko się zreflektował i odsunął, ale zanim to zrobił, znów rozbłysnął flesz, uwieczniając tę chwilę na fotografii.
– Naruto, przepraszam, nie chciałem, to był odruch – zaczął tłumaczyć się Hideaki. – Obiecałem, że nic zrobię bez twojej zgody. Po prostu kiedyś zawsze całowałem tak dziewczyny, za to między innymi oderwałem od Temari.
Naruto przez chwile stał zaskoczony, ale w końcu uśmiechnął się. Tak, widział, co chciał zrobić Hideaki, ale ważne było to, że potrafił się powstrzymać.
– I nic nie zrobiłeś. Chodźmy, wybierzemy najładniejsze zdjęcie do ramki – powiedział, zabierając aparat i plik fotografii.
Siedzieli przy stole przez chwilę przeglądając wszystkie zdjęcia. Na niektórych robili miny, na innych po prostu uśmiechali się. I jedno takie, z widokiem na panoramę Konohy w świetle zachodzącego słońca, wyglądało najładniej. Obaj byli na nim zadowoleni, uśmiechnięci, a oczy im błyszczały. Nadawało się.
– To ostatnie musimy zniszczyć – powiedział Naruto.
Patrzył na fotografię, na której wyglądali, jakby Hideaki go całował. Tak uchwycił ich aparat. Sasuke dostałby szału, gdyby je zobaczył i tłumaczenia, że do niczego nie doszło, na nic by się nie zdały.
Hideaki kiwnął głową, stawiając ramkę z nowym zdjęciem wśród innych, choć chyba w najbardziej widocznym dla siebie miejscu. Chciał wyrzucić ostatnie zdjęcie, ale w tym momencie rozklego się pukanie do drzwi, wiec wepchnął resztę między kartki jakiejś książki i poszedł otworzyć.
Był nieźle zdziwiony, gdy zastał na korytarzu Saia, Kibę, Shikamaru, Shino, Choujiego i Lee, Wszyscy tachali jakiś torby, niektóre, słysząc pod odgłosach z butelkami alkoholu.
– Wiem, że to może dziwne, ale chcieliśmy ci zrobić powitalna imprezę–niespodziankę w twoim własnym domu. – Naruto stanął obok niego, łapiąc go za ramię.. – Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że nie zapytałem cię o zdanie?
– A czy ty kiedykolwiek pytasz kogoś o zdanie? – Hideaki uśmiechnął się, czując rozlewające się wewnątrz takie jakieś ciepło. – Jasne że nie mam nic przeciwko, wchodźcie.
Ten wieczór był naprawdę udany. Chłopaki mieli okazję po raz pierwszy tak naprawdę poznać Hideakiego. Wcześniej albo udawał dupka, żeby zrobić Naruto na złość, albo, już później, spędzał czas tylko z nim. To był pierwszy raz, gdy każdy był sobą i po prostu śmiali się i rozmawiali. Oczywiście to rozluźnienie zawdzięczali głównie alkoholowi, ale najważniejsze, że dobrze się bawili.
– Sasuke nie przyszedł? – zapytał Kiba, któremu już nieźle kręciło się w głowie. – Myślałem, że będzie chciał opić swój sukces.
– Kiba, mówisz o tym, jakby wygrał los na loterii. – Shikamaru spojrzał na niego karcącym wzrokiem. – A tu przecież chodziło o sprawiedliwość względem jego rodziny. To temat, którego nie zrozumie chyba nikt, kto tego nie przeżył.
– Jak myślicie, starszyzna dostanie jeszcze jakąś karę? – zapytał Lee, jedyny trzeźwy uczestnik imprezy. – Gai-sensei mówił, że większość jouninów, którzy kiedyś wspierali ich w każdej decyzji, odwróciła się od nich.
– To zależy od tego, co im udowodnią – wyjaśnił Sai, który nadal miał swoje kontakty wśród byłych członków Korzenia. – Jeżeli działali na szkodę Konohy, to na pewno. Pytanie też, jakie mieli plany wobec Sasuke.
– To prawda. – potwierdził Shikamaru. – Sasuke dzisiaj na radzie wytknął im ich największy błąd w całej tej makabrycznej strategii – zostawili go przy życiu. A jest teraz na tyle potężny, że z łatwością może się zemścić.
– Będą chcieli się go pozbyć? – dopytywał Kiba.
Naruto uniósł głowę. Trochę za dużo już wypił, ale to co usłyszał, przywróciło mu trochę trzeźwego myślenia. Będą chcieli się pozbyć Sasuke? Na pewno będą czegoś próbować. Musi go pilnować! Co on w ogóle sobie myślał, robiąc imprezę, zamiast tego dnia być z nim. Ależ on był głupi!
– Muszę wracać do domu! – powiedział i wstał, ale kiedy tylko zrobił krok do przodu, mocno się zachwiał. – Musze chronić Sasuke!
– Spokojnie, wasz dom jest pilnie strzeżony przez ANBU. Sasuke nic się nie stanie – powiedział Shikamaru, próbując posadzić go znów na krześle.
– Nie! Muszę wracać! – Naruto był nieugięty i zaczął szukać swojej kamizelki, którą gdzieś rzucił, gdy zrobiło się za gorąco. – Powinienem być teraz z Sasuke.
– Tu jest. – Hideaki podniósł kamizelkę z podłogi i pomógł mu się ubrać. – Chodź, jak tak bardzo chcesz wracać, odprowadzę cię do domu.
Kiedy wyszli przez budynek, Hideaki przerzucił sobie rękę Naruto przez ramię i próbował go prowadzić kawałek. Niestety, wystarczył jeden wystający kamień, by obaj się przewrócili.
– Ehh, tak to nie dojdziemy tam do rana – mruknął Hideaki i przykucnął. – Złap mnie za szyję obiema rękami i nie puszczaj – powiedział, po czym chwycił Naruto pod kolana i podniósł, zarzucając go sobie na plecy. Nie był lekki, ale tak na pewno szybciej pokonają tę kamienista trasę pod górkę.
– Co ze mnie za chłopak – zaczął marudzić Naruto, trzymając mu głowę na ramieniu i obejmując rękami. – Jak mogłem zostawić dzisiaj Sasuke samego? Jestem beznadziejny.
– Przede wszystkim to jesteś pijany. – Hideaki uśmiechnął się lekko. Takiego wydania Naruto jeszcze nie widział.
– Ale przecież to musiało być dla niego trudne. A ja...
– A ty pomogłeś przyjacielowi, który też cię potrzebował – powiedział Hideaki. – Nie martw się, zaraz dotrzesz do domu i mu to wynagrodzisz.
– On ma czasem rację, że nazywa mnie idiotą. Kto by chciał takiego idiotę – bełkotał Naruto.
– Wiesz, kilka osób by się znalazło... – Hideaki podrzucił go, bo zsuwał mu się z pleców. – Wiesz przecież głuptasie, że cię kocham – powiedział, wiedząc, że naruto następnego dni i tak nic z tego nie będzie pamiętał.
– Ale jak kocham Sasuke, więc ty nie możesz kochać mnie – zaczął się zastanawiać Naruto, choć kiepsko mu to szło. – Masz się natychmiast odkochać – zarządził w końcu.
– Postaram się. – Hideaki znów się uśmiechnął, choć tym razem nieco smutno. Odkochać się. Gdyby to było takie proste. Próbował, ale jakoś kiepsko mu to póki co szło.
– Jesteś taki cieplutki. – Naruto przytulił się do niego bardziej. – Hideś...
– Tylko nie Hideś. – Hideaki pokręcił głową. – Mama mnie tak nazywała, gdy byłem dzieckiem, potem w Akademii sobie z tego żartowali. Zapomnij, że to kiedykolwiek widziałeś.
– Ale to tak ładnie brzmi. Dziewczynom by się spodobało. Wiesz, że dużo z nich bardzo cię lubi? Mówią o tobie, że jesteś" tym ślicznym medykiem z Suny". Jakbyś miał dyżury w szpitalu, na pewno byłaby do ciebie kolejka.
– Naruto, przestań o tym gadać.
– A śpiewać mogę? – zapytał Naruto. – Kiedyś Jirayia śpiewał taką pijacką piosenkę. Jak to szło... Gdy wypiłem czarkę sake, to się zapoznałem z krzakiem, gdy wypiłem trochę whisky, to poznałem krzaki wszystkie... Potem było coś jeszcze o poranku i kolcach w tyłku, ale dokładnie nie pamiętam.
– Może to i dobrze, bo pobudziłbyś połowę okolicy. Zresztą, jesteśmy już na miejscu.
Hideaki chciał go zrzucić z pleców, ale Naruto przylepił się jeszcze bardziej, coś tam mrucząc pod nosem. Nie za bardzo mając wybór, zadzwonił do drwi, mając nadzieję, że Sasuke jeszcze nie śpi i otworzy, bo Naruto nie miał pojęcia, gdzie ma klucze.
Sasuke faktycznie jeszcze nie spał. Otworzył i widząc Naruto uwieszonego na plecach Hideakiego i go ściskającego, zmarszczył gniewnie brwi.
– Nie dał rady iść sam, musiałem go nieść – wyjaśnił Hideaki.
Wszedł do środka i siłą odczepił od siebie Naruto, kładąc go na kanapie. Odwrócił się w stronę Sasuke. Widział na stoliku czarkę sake, więc on też musiał coś pić. Chyba faktycznie to był dla niego ciężki dzień, ale nie znał tak dobrze historii jego rodziny, by to do końca rozumieć.
– Jest w takim stanie, że mogłem go przenocować jak innych, ale uparł się, że chce wracać do domu i do ciebie. Dlatego go przyniosłem – powiedział.
Odwrócił się i ruszył w stronę korytarza. Nie oczekiwał żadnych podziękowań, ani nic z tych rzeczy, w końcu wiedział, z kim ma do czynienia. Po prostu złapał za klamkę, otworzył drzwi i wyszedł.
Na dworze, mimo że było chłodno, ciągle czuł ciepło Naruto na plecach i jego oddech przy uchu. To było takie miłe. Jednak niestety, istniała też ta druga, gorsza strona, bo w głowie wciąż dźwięczały mu słowa: „że ma się odkochać". Taa, żeby jakaś mikstura potrafiła wyczyniać takie cuda, już dawno by ją sobie stworzył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro