SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 65
Informacja: To odnośnie Kabuto, to nie mój wymysł, to jest z anime, z Gaidena konkretnie.
*
Hideaki cały następny poranek był zadowolony. Na tyle, o ile oczywiście zadowolona mogła być nieszczęśliwie zakochana osoba, ale jednak uśmiech nie schodził mu z ust. Powiedział nawet kilka przyjaznych słów do asystenta, który zdumiony jego nagłą zmianą nastroju, omal nie upuścił kilka fiolek z preparatami.
Wczoraj spędził z Naruto naprawdę miło czas w laboratorium, pokazując mu kilka ciekawych eksperymentów. Tak, jak obiecał, nie próbował niczego, wystarczyła mu po prostu jego obecność. Ten uśmiech i entuzjazm, gdy coś się udało, miał w ciągle w pamięci.
Teraz, gdy był już w mieszkaniu i pakował kartony, nie przejmował się już nawet tą ciemnością. Dzięki pomocy Shikamaru szybko udało się znaleźć ładne i jasne lokum z balkonem. Wiedział, że przy przeprowadzce będzie musiał sobie radzić sam, bo dzisiaj była bardzo ważna Rada w sprawie Starszyzny wioski i wszyscy byli zajęci, ale to nie było ważne.
– Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Zmarszczył brwi, ale poszedł otworzyć. Nikogo się tu nie spodziewał, czynsz już zapłacił, a klucze miał oddać później.
– Dzień dobry – usłyszał głos i zobaczył niepozorną, małą blondyneczkę z warkoczem. – To my już jesteśmy.
– Trochę się spóźniliśmy, ale to wina Kodaia, bo on jak zwykle nie mógł się najeść – wyjaśnił Ryuji.
– Amknś sie – wymamrotał Kodai, przeżuwając jeszcze ostatniego burgera w ustach.
Hideaki spojrzał na nich wszystkich. Sześcioro geninów. Zaraz, przecież to byli uczniowie Naruto i Sasuke!
– Co wy tu robicie? – zapytał, zaskoczony.
– Jak to co? – zdziwił się Shinji. – Naruto-sensei prosił, żebyśmy pomogli przy przeprowadzce, to jesteśmy. Od czego mamy zacząć?
Hideaki był w niezłym szoku, widząc jak genini uwijają się, pomagając z przenoszeniem kartonów, a potem rozpakowywaniem ich w nowym mieszkaniu. Na szczęście było w pełni umeblowane, więc wystarczyło ustawić wszystkiego na półkach, czy pochować do szaf czy szafek. Nie było tego wiele, ubrania, książki, jakieś pamiątki. Była też skrzyneczka, która Hideaki wolał nieść sam, bo zawierała różnego rodzaju specyfiki i nie można była nią potrząsać, bo to groziło wybuchem.
– Co tam jest? – zainteresował się Kodai, próbując wsadzić wścibski nos do pudełka.
– Coś, czego nie chciałbyś testować na sobie. – Hideaki odsunął go zdecydowanym ruchem i schował skrzyneczkę w szafce zamykanej na kluczyk.
Po chwili do drzwi rozległo się pukanie i weszła jeszcze jedna osoba. Dziewczynka mniej więcej wieku reszty geninów. Jasne ciemnoblond włosy, ciemne oczy. Hideaki kojarzył ją, to ona sprzedała mu na ulicy słoneczniki.
– Dzień dobry – powiedziała i ukłoniła się. – Jestem Nanako. Z drużyny Ino-sensei. Poznaliśmy się już – wyjasniła i wręczyła Hideakiemu duży bukiet kwiatów, którego głównym motywem był ogromny słonecznik. – To od nas, w ramach powitania. Teraz będzie pan sąsiadem naszej kwiaciarni.
Hideaki uśmiechnął się, podziękował i zabrał bukiet. Chwilę zastanawiał się, w co go włożyć, ale Akane znalazła jakiś wazon.
– Nadal pan nie ma dziewczyny? – zapytała Nanako.
Hideaki zauważył, że jest bardzo śmiała jak na swój wiek. Już wcześniej przecież zaproponowała mu, że jak chce, to ona zostanie jego dziewczyną.
– Nie, mam inne rzeczy na głowie – uśmiechnął się Hideaki. – Jak choćby poskładanie tej szafki, bo coś się chwieje.
Kiedy chłopcy zaofiarowali się, że pomogą z szafka, dziewczyny odeszły na bok.
– Nanako, czy ty pomalowałaś sobie rzęsy?! –zauważyła zaskoczona Sayuri? – Zwariowałaś?
– Nie. Mam wrażenie, że Hideaki-sensei mnie lubi. Kupił kiedyś ode mnie wszystkie słoneczniki! Jest najprzystojniejszym facetem jakiego widziałam.
– Nieprawda! Sasuke-sensei jest najprzystojniejszy i poza tym najsilniejszy! – Harumi spojrzała na nią trochę z naganą, ale też trochę z zazdrością, że sama nie wpadła na ten pomysł z rzęsami. Może wtedy inaczej by na nią spojrzał.
– Jesteście nienormalne – stwierdziła Akane, przewracając oczami. – Zamierzacie się kłócić, który jest przystojniejszy? I tak żaden z nich nigdy nie zwróci na was w ten sposób uwagi.
– Hideaki-sensei przynajmniej woli dziewczyny i jest wolny – uśmiechnęła się z satysfakcją Nanako, powodując, że Harumi miała ochotę jej przyłożyć. Jednak cóż, z tym argumentem nie miała jak walczyć.
– Dobra idziemy, złożyli już chyba tę szafkę – zadecydowała Akane, widząc, że dziewczyny zaraz chyba się pobija.
Zanim genini w końcu uporządkowali wszystko i pożegnali się, dali jeszcze Hideakiemu prezenty na nowe mieszkanie. Dziewczyny kilka ciekawych poduszek – Nanako taka specjalnie wyszywaną przez nią całą noc, chłopcy – ramki na zdjęcia. Czyli coś, co zawsze nadawało osobowości każdemu mieszkaniu.
- Sklepikarz mówił, że ta ramka jest wyjątkowa, mówi o przyjaźni między wioskami i warto trzymać w niej ważne dla siebie zdjęcie – powiedział Kōdai, wskazując na jedną z nich, zrobioną z piasku i zasuszonych liści, oczywiście potraktowanych czymś, dzięki kczemu wszystko ładnie trzymało się na miejscu.
Hideaki, zamykając za nimi drzwi, naprawdę poczuł się jak w domu. Było ładnie, jasno i ten balkon wychodząc na ulicę, skąd było słychać gwar ludzi. Może komuś innemu przeszkadzałby taki hałas, ale jemu nie. Nie lubił być sam, a to była choćby namiastka towarzystwa.
*
W Głównej Siedzibie wioski od rana panował gwar i rozgardiasz. Przede wszystkim okazało się, że ludzi jest za dużo jak na taką salę, więc trzeba było powynosić wszystkie stoły. Zostały tylko dwa. Jeden, przy którym na podwyższeniu zasiadała ścisła Rada Wioski i drugi, mały, dla Homury i Koharu.
Reszta siedziała na ściśle ustawionych przy sobie krzesłach, które doniesiono za każdego pomieszczenia, z jakiego się dało, lub stała pod ścianą.
W sali zebrali się przedstawiciele wszystkich klanów. Najliczniejszy był klan Hyuuga, zaraz za nim Inuzuka, Aburame, Akimichi, Nara, Yamanaka. Uczestniczyły również osoby, będące ostatnimi spadkobiercami swoich klanów: Rock reprezentował Lee, Kurenai z małą Mirai na rękach razem z Konohamaru była przedstawicielką klanu Saturobi, Tsunade Senju, a Kakashi klanu Hatake. No i oczywiście Sasuke – ostatni z wymordowanego klany Uchiha i Naruto – reprezentant zarówno Uzumakich jak i Namikaze.
Poza osobami z przynależnościami do historycznych klanów, znaleźli się też przedstawiciele wielu liczących się w wiosce rodzin. Oni wszyscy chcieli poznać prawdziwą historię ich wioski.
– Rozpoczynam nadzwyczajne zebranie z udziałem klanów i mieszkańców Konohy – powiedział Kakashi wstając. – Przedmiotem dyskusji jest podjęta przed laty przez Starszyznę decyzja, o wymordowaniu klanu Uchiha.
Na sali rozległy się szepty i poburkiwania, ale Homaru i Kaharu siedzieli niewzruszeni.
– Proszę o ciszę! – Kakashi uderzył przyciskiem do papieru w stół. – Najpierw wypowie się Starszyzna, a potem każdy po kolei dostanie głos.
– Owszem, podjęliśmy taką decyzję – odezwał się Homura, gdy głosy ucichły. – Była jedynym wyjściem, żeby uratować Konohę przed buntem i żądzą władzy ze strony klanu Uchiha. W innym wypadku bylibyśmy zgubieni.
– To prawda – poparła go Koharu. – Tę decyzję podjęliśmy wspólnie z Danzou i Trzecim Hokage. Groziła nam wojna domowa.
Kakashi skinął na Sasuke, widząc, że chce zabrać głos.
– A czy ta wojna domowa nie byłaby przypadkiem wynikiem zepchnięciem mojego klanu na obrzeża wioski i zrobienia z nich wyłącznie policji, bez prawa do decydowania? – Sasuke patrzył na nich takim wzrokiem, że każdy mógłby się przestraszyć. – Zarówno przodkowie klanu Senju i Uchiha stworzyli tę wioskę. Oba klany miały do niej takie same prawa.
– Ale to Hashirama został wybrany Hokage, mógł...
– Mógł przewidzieć, co się stanie, gdy spróbuje przejąć władzę dla własnego klanu i jedynie własnych idei. Naprawdę komuś tu się wydaje, że wystarczy wygrać pojedynek i stać się nieomylnym? – zapytał kpiąco.
– Dlaczego, skoro klan Uchiha stanowił takie zagrożenie, nie zareagowano wcześniej? – odezwał się Hisashi Hyuuga. – Nie byli jedynym silnym klanem w wiosce. Czy nie wystarczyło stłumić bunt w zarodku? Aresztować prowokatorów i dać żyć reszcie?
– Na to było już za późno – powiedziała Koharu.
– Więc co robiliście do tamtej pory? Popijaliście herbatkę? – wtrąciła się rozjuszona Tsunade. – Zawsze próbowaliście wprowadzać swoje rządy, nawet, gdy ja zostałam Piątą Hokage, ciągle wchodziliście mi w drogę. Dlaczego w takim razie nie zareagowaliście na czas?
– Próbowaliśmy negocjować.
– Negocjować? Czy raczej stawiać warunki nie do przyjęcia, które dyktował wam Korzeń!? – Sasuke powoli zaczął tracić cierpliwość, co w jego przypadku bardzo rzadko się zdarzało. – Wiecie, co zrobiliście? Zmusiliście mojego brata, by wymordował całą moją rodzinę. Wszystkich, bez wyjątku poza mną. I to był wasz błąd. Bo ja, mimo waszych chyba złudnych nadziei, nie poddałem się i nadal żyję. A to znaczy, że wy odpowiecie za to!
– To było jedyne słuszne rozwiązanie. Teraz też rządy w tej wiosce idą w złym kierunku – wstał zdenerwowany Homura. – Zaczynacie pobłażać wszystkim wioskom, osłabiacie nas – zagrzmiał.
– Osłabiamy? Chciałam przypomnieć, że od lat między krajami panuje pokój, staruchu – wrzasnęła Tsunade i trzasnęła ręką w stół tak, że powstało szeroki pęknięcie. – Poza tym, gdybym was kiedykolwiek posłuchała i nie dopuściła, jak żądaliście, Naruto do bitwy z Painem, już dawno byłoby po nas! Traktowaliście go jak narzędzie, nie jak człowieka. To są te wasze rządy?
– Właśnie! – odezwała się staruszka z klanu Kodaia, ta, która obiła laską Sasuke. – Żyję już tyle lat, że wiele widziałam. Robiliście swoje i zostawialiście sieroty same sobie. Ważniejsze były wasze prywatne interesy i władza! To się dla was liczyło!
– To prawda, tak rzeczywiście było. Nikt z tym nic nie zrobił. Dopiero po Wielkiej Czwartej Wojnie Shinobi powstał sierociniec dla dzieci ofiar wojny, które nie mają innych krewnych. Prowadzi go z powodzeniem Kabuto z Wioski Dźwięku – wyjaśnił Kakashi.
Tak, wiedział, że imię Kabuto dobrze się nie kojarzyło, ale on naprawdę zaangażował się w pomoc. Na początku były obawy, że chodzi o jakieś eksperymenty, ale wielokrotne kontrole wykazały, że nic z tych rzeczy. To był zwyczajny dom dla nieletnich shinobi, którzy uczęszczali do szkół i trenowali. Zawsze, gdy zjawiali się rodzice, chcący adoptować któreś dziecko i zająć się jego wychowaniem, nie było z tum problemu.
– Czy Starszyzna ma jeszcze coś do powiedzenia? – zapytał Kakashi.
– Tak. Nadal uważam, że jesteście zbyt pobłażliwi. Sasuke Uchiha nie można ufać, a wy...
– To wam nie można ufać – usłyszeli tubalny głos, a zaraz potem zobaczyli jounina z bandanką na głowie i blizną na twarzy. To był ten, który prowadził pierwszy egzamin teoretyczny na chunina. – Mam tu korespondencję między Starszyzną a grupą Korzenia poza Konohą. Z tego wynika, że byli w ciągłym kontakcie – powiedział i położył dokumenty na stole.
Na sali rozległ się gwar, wszyscy zaczęli ze sobą dyskutować. Najpierw szeptem, potem coraz głośniej. Kakashi zmarszczył brwi i przejrzał dokumentacje. Faktycznie, były tam już rozszyfrowane skrypty.
– Proszę o ciszę! – krzyknął Kakashi. Tym razem nie zamierzał nic ukrywać. – Te dokumenty, które trzymam w ręku, są rzeczywiście potajemną korespondencją z pozostałymi członkami Korzenia. Dotyczą między innymi sytuacji w wiosce, Sasuke, jako zagrożenia i Naruto, jako przyszłego Hokage oraz przywrócenia choć części władzy Korzenia na zasadach, jakich hołdował Danzou.
– Czy to prawda? – odezwał się ktoś z sali?
– To niebywałe! Przecież to przestępcy!
Kilka inny osób znów zaczęło dyskutować, polemizować, kłócić się ze sobą i na powrót zrobił się rozgardiasz.
– Trzeba zatrzymać praktyki ciągnące nas do zguby – krzyknęła Koharu, wstając. – Tylko Korzeń dba o tradycje, a bez tradycji Konoha zginie!
– Konoha zginie, jak nie będzie się rozwijać – warknęła Tsunade. – Ale co wy o tym wiecie, skoro wojnę przeczekaliście w bunkrze?
– To prawda, przez Starszyznę, nasza wioska jest najmniej rozwinięta wśród innych – powiedział jeden z ekspertów od spraw logistyki. – gdyby nie oni i ich ograniczenia, kolej jeździłaby już od roku.
– Spiskują z Korzeniem – odezwał się w końcu Naruto. – Pamiętam, wszyscy dobrze pamiętacie, do czego doprowadzili. Nie pozwolę nigdy więcej...
– Spokojnie, Naruto – przerwał ma Kakashi widząc przebłyski pomarańczowej chakry, co było oznaką najwyższego zdenerwowania. – W związku z powyższym... Myślę, że dalsza dyskusja w tej sprawie nie ma sensu, więc zarządzam głosowanie.
Wstał i rozejrzał się po sali.
– Kto jest za wydaleniem Homury Mitokado i Kotharu Utatane z Rady Konohy?
Prawie wszystkie ręce podniosły się do góry.
– Kto przeciw?
Kilku starszych jouninów niepewnie uniosło dłonie.
– W takim razie jako Szósty Hokage Wioski Liścia ogłaszam, że Homura Mitokado i Kotharu Utatane od tej chwili nie są już członkami zarządu i nie będą mieć żadnego wpływu na sprawy państwowe i międzynarodowe.
*
– Sasuke, jak myślisz, co im zrobią? – zapytał Naruto, liżąc lody, których roztopiona stróżka spływała mu po brodzie. Musiał po tym wszystkim zjeść coś słodkiego.
– Nie wiem, obawiam się, że są już tak starzy, że pewnie unikną więzienia, ewentualnie ktoś będzie pilnie obserwował każdy ich ruch – powiedział Sasuke.
Po chwili obaj przystanęli, gdy omal na kogoś nie wpadli.
Hideaki, z torbami w rękach stał i wpatrywał się w nich, a raczej stróżkę loda na brodzie Naruto. Sasuke też to zauważył i od razu przypomniało mu to sytuację, o którą kiedyś się tak wściekł.
– Masz. – Podał mu chusteczkę. – Wytrzyj się, bo wyglądasz jak upaprany dzieciak. Wstyd z tobą iść – mruknął.
– To mogę iść sam – burknął Naruto i ruszył przed siebie.
– Czekaj! – usłyszał i poczuł pociągnięcie z dwóch stron.
Za lewy nadgarstek trzymał go Sasuke, za prawy Hideaki.
– Ja tylko chciałem cię zaprosić, żebyś zobaczył moje nowe mieszkanie – wytłumaczył się, widząc przewiercający go na wylot wzrok Sasuke. – Wasi genini bardzo pomogli, mam duży balkon, jest tam teraz naprawdę bardzo przyjemnie.
– Przyjemniej niż u nas na werandzie? – warknął Sasuke, z mściwą satysfakcją przypominając mu tę całą sytuację z wyznaniem miłości.
– Nie, nie to miałem na myśli. – Hideaki pokręcił głową. Spojrzał do toreb, w których miał specjalnie kupione na tę okazję trochę owoców, ramenu i słodkich ryżowych kulek, i widać było, że zrobiło mu się przykro. – Nie będę już wam przeszkadzał, miłego wieczoru – powiedział i poszedł w swoją stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro