SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 52
Narzekaliście, że wczoraj nie było Sasuke, choć miał urodziny, więc dzisiaj jest. Spóźnione życzenia też się liczą :D
*
Sasuke siedział w kuchni, a na stole miał rozłożonych kilka zwojów. Zastanawiał się, jakiego jutsu nauczyć Ryujiego, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Niestety, wszystkie techniki ognia odpadały, nie władał tym stylem i to mu kompletnie nie szło. A w takim razie w grę wchodziło na ten moment Chidori Nagashi. Nim mógł zaatakować kilku przeciwników naraz i to zanim oni zdążą zaatakować jego.
Wiadomo, że w pierwszym etapie egzaminu na chunina nie groziło mu wodne więzienie Sayuri, w końcu byli w jednej drużynie, ale jeżeli w pojedynkach trafią na siebie, może być nieciekawie. Potrzebował właśnie techniki dystansowej. Tak samo Kodai. Naruto będzie musiał pokazać mu coś więcej, na przykład Rasenshurikena, którym będzie mógł atakować zdalnie.
I w ogóle będą musieli popracować nad planowaniem i współpracą. O ile w obrębie drużyn jeszcze jakoś to szło, to już chłopaki w kontrze z dziewczynami nie potrafili się zgrać. Muszą ich tego z Naruto nauczyć. W końcu oni najlepiej wiedzieli, czym jest połączenie sił i co można za pomocą tego zdziałać.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. A potem dzwonek. Wstał i ruszył w ich stronę, obiecując sobie, że jeżeli to Sai, to tym razem na wykopaniu go się nie skończy.
Otworzył i uniósł brwi w zdziwieniu. To był Kakashi. Odsunął się i nadal zdezorientowany wpuścił go do środka.
Kakashi, gdy tylko wszedł, gwizdnął i zaczął się rozglądać. Ładnie tu było. I jeszcze kolor tego domu. Teraz nie dziwił się Sasuke, dlaczego tak mu na nim zależało. Naruto musiał być naprawdę bardzo zadowolony. Eh, czego się nie robi dla miłości...
– O, widzę, że przygotowujesz się do treningów – powiedział, widząc na stole porozwijane pergaminy. – Chidori Nagashi. Ciekawe.
– Mają już po czternaście lat. Muszą umieć coś więcej – zauważył Sasuke.
– Tak – Kakashi kiwnął głową. – Z tego co wiem, genini z innych krajów też ostro wzięli się do roboty. Każdy będzie chciał się pokazać z jak najlepszej strony.
– Co cię tu sprowadza? – zapytał w końcu Sasuke. – Bo raczej nie genini.
– Raczej nie...
Kakashi zastanowił się. Kiedy tylko dostał wieści ze szpitala, wiedział, że musi porozmawiać z Sasuke. Najpierw chciał mu wysłać wiadomość, ale w końcu uznał, że sam się pofatyguje.
– Hideaki się obudził – poinformował w końcu. – W tym i tylko w tym wypadku masz szczęście.
– A w innych? – Sasuke wiedział, że na pewno nastąpi druga część wypowiedzi.
Kakashi spojrzał na niego. Ten sam wyraz twarzy, ta sama wyniosła poza, brak jakiegokolwiek poczucia winy.
– Ma amnezję. Stracił pamięć z dwóch i pół roku. Coś ty sobie myślał, używając na nim Tsukuyomi? Wiesz tak samo dobrze jak ja, jak ta technika działa na ludzi.
– Ani ty, ani ja nie straciliśmy pamięci. – Sasuke wzruszył ramionami. – Widocznie był słaby.
To już naprawdę rozzłościło Kakashiego. Czy on nie miał w sobie za grosz empatii?
– Sasuke, do cholery?! – Walnął ręką w stół i krzyknął na niego tak, że aż przestraszony Kuramek schował się za kanapę. – Jesteś aż tak zazdrosny, żeby posuwać się do takiego okrucieństwa?
– Co? Wcale nie...
– Skończ! Wiem o wszystkim, Naruto powiedział mi, co się stało.
– W takim razie wiesz, że zasłużył. – Sasuke, mimo że go to zaskoczyło, nie opuszczał gardy.
– Tak, zasłużył. Ale na to, żeby dostać w pysk, a nie żeby go prawie zabić. – Kakashi odetchnął ciężko, próbując się uspokoić. – Sasuke, znam cię. Wiem, że zawsze byłeś i jesteś strasznie zaborczy. Jak coś było twoje, to miało być tylko i wyłącznie twoje. Ale pohamuj się z tą zazdrością o Naruto! Nie widzisz, że to co zrobiłeś, uderzyło też w was? On się zadręcza, a ty masz poważne kłopoty.
Sasuke tylko prychnął coś pod nosem, ale się nie odezwał.
– Posłuchaj... Niedługo odbędzie się posiedzenie Rady, najprawdopodobniej z udziałem jakichś przedstawicieli Suny. Zadecydują o karze dla ciebie.
– Nie złamałem zasad. Zgodziłem się nie używać genjutsu na mieszkańcach Konohy, a nie Suny.
– Tak, zgadza się – Kakashi kiwnął głową. – Ale mimo to omal nie zabiłeś chłopaka, który był tu za moim pozwoleniem. Gdyby to był pojedynek, gdybyście obaj chcieli walczyć, to co innego. Ale ty go tak po prostu zaatakowałeś. Bez ostrzeżenia.
– Nie możecie mnie wygnać z wioski.
– Jesteś pewien? To ja tu jestem Hokage! I w tej chwili mogę podjąć decyzję, że opuścisz Konohę już dzisiaj!
– Co?! – usłyszeli przerażony głos. – Co, jak to?! Kakashi-sensei, nie!
Naruto rzucił się w ich stronę i zasłonił sobą Sasuke. To, co usłyszał, po prostu go zmroziło. Nie, na pewno na to nie pozwoli. Nigdy w życiu!
– Nie zgadzam się! – krzyknął, patrząc z determinacją w oczach. – Nie możesz! Nie pozwalam! Jak tak, to ja też odejdę!
– To już nie chcesz zostać Hokage? – Kakashi, którego trochę rozbawiła ta obrona Sasuke, zmrużył oczy. Eh, tak to jest, gdy ktoś wchodzi w niewłaściwym momencie i słyszy tylko część rozmowy.
– Chcę! Kakashi-sensei, ale proszę, zrób coś. Sasuke nie może odejść. Już nic nikomu nie zrobi. Prawda, Sasuke?!
– Naruto, uspokój się. Od tych twoich krzyków bolą mnie uszy – stwierdził Kakashi. – Jak już ci mówiłem, Sasuke, masz szczęście, że Hideaki się obudził. Teraz dużo zależy od twojej postawy. Jeżeli będziesz się zachowywał tak jak na ostatniej Radzie, to nie wróżę ci sukcesu. Tym razem argument w postaci Naruto może nie zadziałać.
– Czyli co ma zrobić? – zapytał od razu Naruto, wciąż nie odsuwając się od Sasuke, jakby bał się, że zaraz go zabiorą.
– Na przykład okazać skruchę? Przeprosić? Przyznać się do błędu?
Sasuke znowu prychnął, a Naruto zmarkotniał. Z tym może być ciężko. Może to przepraszam jeszcze jakimś cudem przeszłoby mu przez gardło, choć on nadal pewnie uważał, że nie ma za co, ale skrucha przed całą Radą? Nie wyobrażał tego sobie. Zwłaszcza, że w Radzie ciągle jeszcze zasiadały te same osoby, które zmusiły Itachiego do wymordowania klanu Uchiha. Naruto dobrze wiedział, że Sasuke ich nienawidzi i nigdy w życiu nie zegnie przed nimi głowy.
– Dobra, ja muszę wracać – stwierdził w końcu Kakashi. W obecności Naruto i jego wrzasków nie było szans na normalną rozmowę.
Naruto chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie Kuramek podszedł i złapał Kakashiego za nogawkę. Po czym zaczął szarpać ją zębami.
– Co robisz, bestio? To nowe spodnie. – Kakashi chwycił szczeniaka, podniósł i spojrzał na niego z bliska. – Taki z ciebie obrońca domowników? – uśmiechnął się lekko i odstawił go z powrotem. – A ty, Sasuke, przemyśl to sobie. Kary i tak nie unikniesz, ale zawsze może być łagodniejsza.
*
Gaara od dłuższego czasu zastanawiał się, co powinien zrobić. Miał zostać ojcem. Powinien jakoś pomóc Sakurze. Tylko jak? Ona była uparta i postawiła warunki: że nie będzie się wtrącał do jej pracy, nie będzie traktował jej ulgowo i da jej czas. No i dawał. Nie ponaglał, po prostu codziennie zabierał ją na spacer. Żeby pamiętała, że zawsze może na niego liczyć.
Do tej pory nie poprosiła o nic. Wiedział, że rozmawiała z Temari, wiedział też, że poszły razem na zakupy, w tym do sklepów z odzieżą ciążową. Póki co nie powodowało to żadnego zdziwienia, bo było wiadomo, że Temari jest w ciąży. O Sakurze jeszcze nikt nie wiedział poza medykami, ale ich obowiązywała tajemnica. Jeszcze nikt nie wiedział... No właśnie, jeszcze.
Co będzie jak ludzie się dowiedzą? Powstaną plotki. Tym bardziej, że przynajmniej jej najbliższe otoczenie już wiedziało, że rozstała się z Hideakim. Nie ukrywała tego, nie było sensu i tak by się domyślili, skoro zniknął. Gaara nie wiedział, co się dokładnie tamtego dnia stało, ale to musiało nią wstrząsnąć, skoro powiedziała stanowczo, że do niego nie wróci.
– Kazekage-sama – usłyszał głos i się ocknął. – Co myślisz na temat tych rozwiązań.
Rozejrzał się. No tak, był na zebraniu Rady. Zamyślił się po prostu.
– Mówimy o budowie nowego osiedla, tak? – zapytał, bo to było ostatnie, co pamiętał.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
– Gaara, to już omówiliśmy, przecież robiliśmy już głosowanie, a ty się zgodziłeś – zauważył Kankuro, przyglądając się bratu uważnie. Coś z nim ostatnio było nie tak.
– Teraz debatujemy nad rozmieszczeniem większej ilości oddziałów przy granicy w związku z tym, że przemytnicy zatrudniają na swoje usługi coraz więcej ninja.
Gaara kiwnął głową i postanowił skupić się na posiedzeniu. W końcu był Kazekage, a to były bardzo ważne sprawy. Tak, to co mówił jounin, to była prawda, zdawał sobie z tego sprawę. I duży problem. Będzie musiał poruszyć ten temat na kolejnym Szczycie Pięciu Kage. Przez to, że na świecie panował pokój, shinobi, którzy umieli tylko walczyć i w taki sposób zarabiać, dołączali czasem do zorganizowanych grup. W tym i różnego rodzaju nielegalnych szajek.
– Tak, myślę, że to dobry pomysł – powiedział. – Zajmijcie się tym. I zdajcie mi szczegółowe raporty.
Gdy w końcu skończyli posiedzenie Rady, Kankuro podszedł do Gaary. Musiał z nim porozmawiać.
– Co się z tobą dzieje? Jesteś jakiś rozkojarzony – zapytał.
– Mam dużo różnych spraw na głowie – stwierdził Gaara.
No cóż, to była prawda. I świetna wymówka.
– A czy jedną z nich nie jest przypadkiem twój romans? – Kankuro, gdy nie doczekał się żadnej reakcji, kontynuował. – Podobno codziennie spędzasz czas z Sakurą. Wiem, że jest świetnym medykiem, zawdzięczam jej życie, ale nie chodzę z nią codziennie na spacerki. Ludzie plotkują.
– To niech przestaną – odezwał się spokojnie Gaara. – Niech dadzą jej spokój.
– Mogę spróbować coś z tym zrobić, ale chociaż powiedz mi, o co chodzi. Jestem twoim doradcą i przede wszystkim bratem. Musze wiedzieć.
Gaara zastanowił się chwilę. Skoro Temari wiedział, Kankuro też powinien. Miał do nich zaufanie.
– Sakura jest w ciąży. To moje dziecko. Nie wiem, co dalej – wyjaśnił lakonicznie.
Kankuro przez dłuższą chwilę patrzyła na niego w osłupieniu. Po chwili zaczął sobie to wszystko przetwarzać i powoli dochodzić z tym do ładu.
– A czy ona nie była czasami z tym naszym geniuszem od trucizn? Jak mu tam było... Hideakim?
– Była. Ale już nie jest.
– Faktycznie, dużo mi to wyjaśniło – mruknął ironicznie Kankuro. – Tak czy inaczej, pamiętaj, że jesteś Kazekage. Długo pracowałeś na szacunek mieszkańców. Radziłbym ci tego nie zawalić.
– Co masz na myśli?
– To, że w końcu będzie widać. Panna w ciąży i Kazekage, który się do tego oficjalnie nie przyznał. Wiem, że Suna bardzo się dzięki tobie rozwinęła, ale na aż tak nowoczesne podejście niektórzy mogą zareagować niezbyt przychylnie. W końcu skoro nie potrafiłbyś wziąć odpowiedzialności za własne dziecko, to jaka jest gwarancja, że potrafisz być odpowiedzialny za całą wioskę.
Gaara skinął głową. Jego brat w tych kwestiach wiedział na pewno więcej od niego. Był też dobrym doradcą w sprawach wioski. Chyba miał rację. To znaczy nie, w jednej kwestii jej nie miał. Gaara chciał wziąć na siebie odpowiedzialność za Sakurę i dziecko. Ale jak miał to zrobić?
Na pewno będzie musiał bardziej się postarać. Może spróbować więcej mówić? Słowa: „jesteśmy na miejscu" czy „odprowadzę cię do domu" chyba nie były szczytem marzeń dziewczyn. Powinien kupić jej kwiatka? Zaprosić na ciastko? Albo na jakąś kolację?
Cholera, nie znał się na tym. Co miał robić?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro