SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 41
I mamy z powrotem nasz paring:)
*
Naruto przyszedł do Głównej Siedziby Wioski punktualnie. No dobra, pół godziny wcześniej. I przez te pół godziny denerwował się, czy aby Shikamaru przyjdzie na czas. Co, jeżeli zaśpi? Owszem, wiedział już, gdzie jest Sasuke, nawet wyczuwał jego chakrę, ale ktoś musiał stać na czatach.
Shikamaru w końcu się zjawił. Nie był zbyt zadowolony z tego powodu, miał krzywo spięte włosy, ciągle też ziewał.
– Ty i Sasuke jesteście tacy kłopotliwi – mruknął, pocierając oczy.
– Shikamaru! Już myślałam że nie przyjdziesz – krzyknął Naruto.
– Cicho! Jak cię tu zobaczą, od razu zaczną coś podejrzewać.
Shikamaru rozejrzał się po korytarzu, a po chwili wepchnął Naruto w jakąś wnękę.
– Stój tu i czekaj. Nie ruszaj się i nie odzywaj. Jak przejdą strażnicy, ostatnie drzwi korytarza. Tu masz zapasowy klucz. I pamiętaj, że to będzie tylko piętnaście minut. A właściwie to czternaście i pół, bo musisz zdążyć stamtąd wyjść.
– A co jak druga zmiana przyjdzie wcześniej?
– To będziemy mieli przekichane. Nie wiem, kto bardziej.
Naruto zrobił wszystko według zaleceń Shikamaru. Poczekał, aż strażnicy zniknął za rogiem i pobiegł w stronę pokoju, który mu wskazał. Ręce mu się trzęsły, gdy wkładał klucz do zamka. W końcu, gdy otworzył drzwi, błyskawicznie wpadł do środka.
Odetchnął z ulgą widząc, że Sasuke nic nie jest. Siedział na krześle tyłem do drzwi i trzymał w rękach jakieś papiery. Nie był skrępowany, nie miał opaski na oczach. Kakashi nie kłamał, gdyby chciał, od razu sam mógłby się stad wydostać.
– Sasuke...
– Naruto?
Sasuke zerwał się z krzesła. Myślał, że po prostu jak co rano przynieśli mu jedzenie, dlatego początkowo nie zareagował na odgłos otwieranego zamka.
– Wpuścili cię? Kakashi mówił, że...
– Nie. Shikamaru mi pomógł. Musiałem się przekonać, że nic ci nie jest.
Podszedł do Sasuke i dotknął rękami jego twarzy, jakby musiał się bardziej przekonać. Po chwili, skoro z twarzą było wszystko w porządku, sprawdził też ramiona, ręce klatkę piersiową, brzuch...
– Jak zejdziesz trochę niżej, gwarantuję, że tam też wszystko jest na miejscu – mruknął Sasuke. – Ale z drugiej strony zawsze lepiej sprawdzić i się upewnić – uśmiechnął się prowokacyjnie.
– Draniu, to nie jest śmieszne – burknął Naruto. – Ja się martwiłem, a ty sobie z tego kpisz! Wiesz, co ja przeżywałem, gdy wtedy, w pożarze, omal cię nie straciłem?
– Eh, Naruto... – Sasuke chwycił go za kark i przyciągnął do siebie. – Domyślam się, że to było trudne.
– Trudne? Trudne?! Ty chyba nie wiesz co mówisz! – zapieklił się Naruto. – Myślałem, że umrzesz. Nikt nie dawał ci szans...
– Naruto...
– Dlaczego ty zawsze musisz sprowadzać sam na siebie kłopoty?! Dlaczego zawsze...
– Oj, zamknij się już!
Sasuke nie pozwolił mu dokończyć. Jedną ręką, którą nadal trzymał na jego karku, przyciągnął go jeszcze bliżej, drugą chwycił w pasie tak, żeby nie mógł się wyrwać. A potem po prostu go pocałował. Z jednej strony to był najlepszy sposób na zatkanie mu ust, a z drugiej... po prostu chciał tego.
– Otwórz oczy – mruknął, gdy pocałunek przerodził się w coś bardziej namiętnego.
– Co?
– Otwórz oczy – powtórzył, odrywając się na chwilę. – Chcę mieć pewność, że widzisz teraz właśnie mnie.
Naruto uśmiechnął się i spojrzał na Sasuke. Na tę jego bladą twarz, mocno zarysowany podbródek i kości policzkowe. Na te wiecznie kiedyś zaciśnięte usta, które jednak potrafiły wyczyniać cuda. I w końcu prosto w jego czarne oczy, które tak strasznie kochał.
Uśmiechnął się i pocałował go, tym razem jednak nie zamykając oczu. Chciał mu pokazać, jak bardzo mu na nim zależy. Że jest miłością jego życia. I że nigdy, przenigdy go nie zostawi.
Sami nie wiedzieli, jak to się stało, ale byli tak pochłonięci sobą, że Naruto ledwo usłyszał odgłos kroków na korytarzu. Oderwał się od Sasuke, spanikowany.
– Cholera, zapomniałem, że miałem piętnaście minut! Nie mogą mnie tu znaleźć!
– Piętnaście minut? To dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu i zadziałał błyskawicznie. Zanim drzwi do pokoju się otworzyły, wepchnął Naruto do wnęki między szafą a ścianą.
– Toshiho, dlaczego drzwi sią otwarte – zapytał jeden ze strażników, wchodząc do środka.
– Nie wiem, może poprzednia zmiana zapomniała zamknąć – stwierdził drugi, który wszedł z tacą.
– Śniadanie – poinformował i postawił ją na stole.
Sasuke tylko skinął w podziękowaniu, a kiedy wyszli, złapał się za głowę.
– Młotku, nie zamknąłeś drzwi? Znowu? Czy ja mam cię zacząć traktować jak moich geninów?
– Głupi drań – prychnął Naruto, wychodząc zza szafy. – Zapomniałem. I przez ciebie straciłem poczucie czasu. Co teraz?
– Teraz, jeżeli nie chcesz, żeby cię zobaczyli, musisz poczekać osiem godzin na następną zmianę – zauważył z zadowoleniem Sasuke.
– Ale Shikamaru mówił... Sasuke, co jak ktoś przyjdzie?
– Wtedy poczekasz znów za szafa, tylko tym razem postaraj się lepiej ukryć charkę, bo to może być Kakashi.
Naruto westchnął i usiadł na rozkładanym łóżku. Zauważył, że pościel była porządnie złożona, nie rozwalona tak, jak zwykle u niego w kawalerce. W domu Sasuke też ciągle zwracał mu na to uwagę, ale jakoś nigdy sobie tego nie przyswoił.
– Sasuke – powiedział, splatając nerwowo palce. Musiał wiedzieć. – Dlaczego zrobiłeś to Hideakiemu? No bo gdybyś był chwilę wcześniej, wiedziałbyś, że go odrzuciłem. Wiedziałbyś, co mu powiedziałem.
Spojrzał na swoje dłonie. Cholera, trzeba było to już wcześniej załatwić jak trzeba. Dać do zrozumienia Hideakiemu, żeby odpuścił, zanim to wszystko się stało. Gdy on powiedział mu, że go kocha, po prostu na chwilę zamarł. A potem... Nie spodziewał się, że Hideaki tak po prostu go pocałuje.
– Byłem tam wtedy. Widziałem was z dachu. I słyszałem. Wiem, co mu powiedziałeś.
Sasuke usiadł obok.
– Myślałem, że odpuści i sam odejdzie. A on mimo wszystko... – zamilkł, bo szlag go trafiał, gdy sobie to przypominał. – Zasłużył sobie na to.
– Sasuke... Rozumiem, że się wściekłeś, ale Tsukuyomi? Akurat technika, której ci nie wolno? Pomyślałeś... Pomyślałeś w ogóle o nas? Przecież... Przecież mamy dom, mamy Kuramka, mamy drzewka w ogrodzie, choć już nieco obgryzione...
Naruto pokręcił głową. Wcześniej, gdy nigdy czegoś nie miał, nie myślał o tym. A teraz, skoro mieli już z Sasuke coś wspólnego, to nie chciał tego stracić. To chyba by było najgorsze...
– I będziemy to mieć.
Sasuke zmusił go, by położył się razem z nim. Odgarnął mu włosy z czoła, a potem przyciągnął do siebie.
– Nie martw się o tego kretyna, wyjdzie z tego.
– Jesteś o tym przekonany? – Naruto miał wątpliwości po tym, co usłyszała na szpitalnym korytarzu. – Powiesz mi co mu pokazałeś?
– Po co ci to?
– Chcę wiedzieć.
Sasuke przez dłuższą chwilę nie odpowiedział. Wyznanie tego byłoby jak przyznanie się do własnej słabości. Ale... Może chyba lepiej, żeby on powiedział to Naruto, niż miałby usłyszeć o tym od Hideakiego.
– Przedstawiłem mu tę waszą niezwykle uroczą scenkę z tym równie niezwykle uroczym wyznaniem miłości – prychnął. – A potem...
– A potem co?!
– Przebiłeś go Rasenganem...
Sasuke zacisnął ręce na plecach Naruto. Tak, doskonale to wszystko pamiętał. Wrócił wtedy ze spotkania z Siugetsu i Karin. Wskoczył na dach, chciał zrobić Naruto niespodziankę, a zobaczył... W ich własnym domu był ten cholerny Hideaki i próbował uwieść Naruto. Nie dobrać się do niego, ale właśnie uwieść. Nabrać na miłe słówka i gesty. Już kiedy chwycił go za rękę, Sasuke chciał zareagować, ale się powstrzymał. Musiał znać odpowiedź Naruto. I poznał. Naruto powiedział, że to jego kocha i nigdy nie przestanie.
Mimo wszystko ten kretyn Hideaki nie wziął tego do wiadomości i pocałował Naruto, Jedyną osobę, na której mu tak naprawdę zależało. Wtedy Sasuke po prostu nie wytrzymał. Uderzył tak, żeby zabolało najmocniej. Czyli w psychikę.
*
Dochodziła piąta nad ranem, gdy Tsunade ze zmęczeniem zamknęła ostatnią książkę i zrobiła ostatnia notatkę. Całą noc nad tym siedziała. Zupełnie jak w przypadku Lee i jego operacji lata temu. Teraz też zapisywała wszystko skrupulatnie i liczyła procent szans. Szans na to, że po wyczyszczeniu pamięci, ten młody chłopak z Suny ją odzyska.
Po wielu różnych kombinacjach ostatecznie wyszło pięćdziesiąt trzy procent. Ponad połowa. Niby napawało ją to nadzieją, bo z Lee się udało, ale mózg człowieka był jednak bardziej skomplikowany.
Wstała i potarła rękami twarz. Jeżeli sytuacja się nie zmieniła i Hideaki miał przeżyć, musiała działać natychmiast.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro