Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 31

Witam w dniu kolejnym.

Opcja którą wybrałam dla Hideakiego najbardziej mi pasowała:)

Miłego czytania:)

*

Kiedy Sasuke wrócił do domu, zastał Naruto na werandzie. To było chyba ich ulubione miejsce. Przywykli, by siadać tam wieczorami i patrzeć na ogród.

Zostawił psa w kuchni i podszedł do niego.

Naruto wcześniej oczywiście żartobliwie wspomniał o tym pierścionku, ale to dało Sasuke do myślenia. Chciał, żeby miał coś, co zawsze będzie mu o nim przypominało.

– Cześć – mruknął, siadając za nim i obejmując go w pasie.

– Gdzie ty byłeś tak długo? – Naruto odchylił głowę, żeby na niego spojrzeć.

– Tam gdzie trzeba – Sasuke uśmiechnął się lekko.

Po chwili Naruto poczuł, jak chwyta go za rękę i zawiązuje mu coś na nadgarstku.

Spojrzał zdziwiony. To był rzemyk. Trochę podobny do tego, który kiedyś dostał od dziewczyny Kiby. Jednak ten był ładniejszy i miał zawieszkę w postaci czarnego, błyszczącego kamienia. Naruto dopiero po chwili zobaczył, że jest coś na nim wyryte. Słońce. Wiedziony instynktem odwrócił go i po drugiej stronie zobaczył księżyc. Uśmiechnął się z sentymentem. Symbole Mędrca Sześciu Ścieżek. Symbole, które jedynie po połączeniu były w stanie zadziałać. Tak zapieczętowali Kaguyę, a potem, tworząc wspólnie pieczęć, uwolnili świat od wiecznego Tsukuyomi.

Chciał już się odezwać, ale poczuł, że Sasuke wciska mu w rękę coś jeszcze. Spojrzał, to był drugi rzemyk. Identyczny, nie, prawie identyczny, bo jednak była jedna różnica. Ten na awersie miał księżyc, a na rewersie słońce. Naruto uśmiechnął się szeroko i zawiązał go Sasuke na przegubie dłoni.

Zadowolony, zsunął się lekko i oparł się o jego tors. Sasuke zdobył się na naprawdę ładny gest.

– Wiesz, czasami zdarza ci się nie być aż takim draniem.

– Nie przyzwyczajaj się – mruknął Sasuke. – A tą poczwarą, która tu idzie, sam się będziesz zajmował.

– Jaką poczwarą?

Naruto dopiero po chwili usłyszał dźwięki, jakby coś chodziło po salonie. Podniósł się i obrócił głowę. W otwartych tarasowych drzwiach stał... pies. Rudy, puchaty pies. A właściwie to jeszcze szczeniak. Miał sterczące uszy i wielkie łapy, na których po chwili do nich przyczłapał. Naruto pomyślał, że wygląda trochę jak Kurama. Albo nie, raczej jak ta pluszowa zabawka, Kuramek, z tą różnicą, że ten tutaj miał jeden ogon zamiast dziewięciu.

Spojrzał z niezrozumieniem na Sasuke.

– Kupiłeś psa?

– Przecież go chciałeś. – Sasuke westchnął cierpiętniczo. – Tylko może następnym razem, jak coś podobnego wymyślisz, to mi po prostu powiedz, żebym nie musiał dowiadywać się takich rzeczy od Kiby.

– Kiba proponował mi psa, ale się nie zgodziłem. Mówiłem mu, że mam lisa i jedno zwierzątko mi wystarczy – powiedział Naruto, zupełnie ignorując fakt, ze Kurama znów zaczął się awanturować, że jest demonem a nie zwierzątkiem i ten pies nie jest do niego w ogóle podobny, bo to tylko pies.

– Zabiję gnojka. Naprawdę go zabiję – stwierdził, o dziwo, ze stoickim spokojem Sasuke i podniósł psa.

– Nie, czekaj, co robisz? Zaraz mają przyjść genini i...

– O, jaki słodki!

To Sayuri zeskoczyła z dachu, a zaraz za nią Harumi i Akane.

– Czy wy nie umiecie wchodzić drzwiami? – zirytował się Sasuke, odstawiając szczeniaka. – Znacie takie stwierdzenie jak prywatność we własnym domu?

– Nie weszliśmy do domu, tylko do ogrodu. – Ryuji, który razem z resztą chłopaków zeskoczył chwilę później, wzruszył ramionami. – Co w takim razie za różnica którędy.

– Będziecie go szkolić? – zainteresował się Shinji. – Umie już coś?

– No właśnie. Daj łapę! – Kodai wyciągnął rękę, ale zamiast łapy poczuł na dłoni mokry, węszący nos. Szczeniak chyba pomyślał, że ma dla niego jakiś przysmak.

– Jak mu daliście na imię? – zapytała Harumi, czochrając go za uszami.

– Jest naprawdę śliczny. – Sayuri głaskała go po grzbiecie. – Będziemy mogli go zabierać na spacery?

– Nie, bo w trybie natychmiastowym wraca do... - zaczął Sasuke.

– Tak – wszedł mu w słowo Naruto. – A nazywa się... Hmm... Niech będzie Kuramek – zdecydował i zaraz potem skulił się, bo najwyraźniej niezadowolony z tego pomysłu Kurama mocno go kopnął.

Sasuke tylko prychnął, ale nic już nie powiedział. Choć z Kibą to on sobie jeszcze porozmawia i ta rozmowa na pewno nie będzie przyjemna.

– Ładne. Ten kamień to onyks? – zainteresował się Akane, widząc na ich rękach rzemyki. – Onyks symbolizuje moc i siłę. Mogę zobaczyć? – chwyciła palcami zawieszkę na ręce Naruto. – Słońce i księżyc... Czy to ma coś wspólnego z tym, co opowiadał na lekcjach Iruka-sensei?

– No, właśnie – zainteresowała się Sayuri. – To prawda, Naruto-sensei, że umiałeś latać?

– I leczyć?

– I dlaczego właściwe tak się biliście, że aż pourywaliście sobie ręce? Nie lubiliście się?

– Kiba-san mówił, że chciałeś zostać Hokage, Sasuke-sensei. Już nie chcesz? – przypomniał sobie Shinji.

– Ja słyszałem też, że chciałeś zniszczyć świat – zaczął ekscytować się Kodai. – Super!

Sasuke, patrząc na nich, naprawdę miał ochotę w tym momencie potraktować ich Chidori Nagashi. Co oni mieli w głowach? Teraz wiedział, że kilka rzeczy będą im musieli im z Naruto wyjaśnić. Żeby nie wyszli na głąbów na egzaminie teoretycznym i ich nie skompromitowali.

*

Sakura weszła do mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Hideaki naprawdę nie wyglądał dziś dobrze, była pewna, że poszedł się położyć i nie chciała go budzić. Jednak ku jej zdziwieniu, siedział na krześle przy stole i najwyraźniej nad czymś myślał.

– Co się dzieje? – zapytała, zmartwiona.

Podeszła i usiadła mu na kolanach, zaplatając jednocześnie ręce na jego karku.

– Przez ten czas, odkąd wróciliśmy, wyglądałeś na zadowolonego. Z mieszkania, z nowego laboratorium. A dzisiaj cię nie poznaję. Wydajesz się być tak samo nieszczęśliwy, jak tamtego dnia, w którym opuszczaliśmy Konohę.

– Co? Nie, przecież...

– Hideaki, znam cię, widziałam, jaki wtedy byłeś rozdarty. Jak biłeś się z myślami.

Hideaki westchnął. Tak, miała rację. Po tym pożegnaniu z Naruto, w momencie gdy opuścili bramy Konohy, był naprawdę przygnębiony. Wydawało mu się, że potrafił to ukryć, ale najwyraźniej nie. Sakura była zbyt inteligentna, żeby dać się zwieść pozorom.

Naprawdę musiał o tym wszystkim zapomnieć i żyć dalej.

– Wiesz, tak myślałem... Tutaj, w Sunie może tego tak nie widać, ale poznałem twoich znajomych. Niektórzy są już po ślubie, inni się dopiero co zaręczyli...

– A jednak już wiesz o Sasuke i Naruto?

Sakura westchnęła. No to wszystko było jasne. Całe to jego zachowanie i w ogóle.

Dzisiaj rano ona też dostała taką informację, od Ino. Na pewno była zaskoczona, bo po pierwsze, nie przypuszczała, że zgodzi się Rada, a po drugie – nie sądziła, że zgodzi się sam Sasuke. Ale skoro tak zdecydowali, to życzyła im szczęścia.

Na początku zastanawiała się, czy powiedzieć Hideakiemu, ale uznała, że to nie był dobry moment. Jednak tak czy inaczej się dowiedział.

– Tak, Kazekage dzisiaj mi powiedział.

– To dlatego tak się zachowujesz?

Sakura spojrzała na niego. Miała wrażenie, że jej najgorszy sen zaczyna się ziszczać. Myślała, że mają to już za sobą, ale jednak nie. On nadal myślał o Naruto.

– Wyjdź za mnie – usłyszała i uniosła głowę zaskoczona.

– Co? – zapytała, nie do końca będąc pewna, czy się nie przesłyszała.

– Wyjdź za mnie. Nie uklęknę teraz, bo siedzisz mi na kolanach, nie mam też żadnego pierścionka, ale jak się zgodzisz, to kupię ci najładniejszy w całej wiosce i zrobię to jak należy.

– Hideaki...

– Kwiatki też ci kupię.

– Nie chodzi mi o żadne pierścionki i kwiatki – Sakura zirytowała się. – Chodzi o to, że ty nadal masz mętlik w głowie. Chcesz się ze mną ożenić tylko dlatego, że Naruto zaręczył się z Sasuke?

– Sakura, chcę spróbować stworzyć z tobą rodzinę. Chcę, żeby wszystko się ułożyło.

Sakura spojrzała mu prosto w oczy. Te nieziemsko ładne, bursztynowe oczy, ocienione długimi rzęsami. Kochała Hideakiego, ale ta miłość przez ich pobyt w Konoha trochę się popsuła. Jak bardzo i czy było można ją naprawić? Ta jego reakcja na zaręczyny Naruto... Sakura wiedziała jedno, na pewno nie będzie na drugim miejscu. Albo Hideaki całkiem wyrzuci go z głowy, albo... Nie chciała nawet o tym myśleć.

– Zastanowię się – powiedziała.

– Mam nadzieję, że nie za długo, bo chciałbym, wkrótce zobaczyć gromadkę naszych dzieci biegających po domu – mruknął Hideaki i pocałował ją.

Zjedli razem kolację, a kiedy Hideaki poszedł pod prysznic, Sakura oparła głowę na rękach i zaczęła się zastanawiać. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Nigdy wcześniej nie rozmawiali o ślubie i dzieciach. A teraz... Miała wrażenie, jakby Hideaki na siłę próbował udowodnić jej i przede wszystkim też sobie, że nie zależy mu już na Naruto. Z drugiej strony musiał ją jednak kochać, skoro zaproponował małżeństwo i myślał o dzieciach. Nie minęło jeszcze dużo czasu, może powinni spróbować, a tamto zauroczenie po prostu z biegiem czasu zniknie?

Przymknęła oczy, rozważając wszystkie za i przeciw, po czym ruszyła do łazienki. Może gdy on sobie przypomni, jak dobrze było im w łóżku, zapomni o wszystkim innym.

Szum wody zagłuszył odgłos otwieranych drzwiczek, gdy weszła pod prysznic. Hideaki stał tyłem do niej, spłukując właśnie szampon z włosów. Sakura, widząc jego wyrzeźbione ciało, znów zapragnęła go mieć. Objęła go od tyłu i pocałowała w bark. Był dużo wyższy od niej.

– Sakura? – Hideaki, który spłukał już całą pianę, odwrócił się i spojrzał na nią zaskoczony. – Nie sądziłem...

– Spróbujmy – powiedziała Sakura.

Zmusiła go by się lekko nachylił i ją pocałował. Po chwili spojrzała w dół i uśmiechnęła się lekko, widząc jego erekcję. Znów go pocałowała, a potem zjechała ustami na szyję. Wiedział dobrze co lubi, znała jego wrażliwe miejsca, więc nie potrzeba było dużo, żeby jęknął. Woda lała się im na głowy, ale nie przejmowała się tym. Chciała dać mu jak najwięcej przyjemności, dlatego nie spieszyła się.

Hideaki westchnął. Wiedział, do czego Sakura zmierza. Na początku znajomości ich seks był dość rutynowy, ale potem nauczyli się wielu rzeczy. Sakura nie była już tak nieśmiała, a on pokazał jej kilka sztuczek, które doprowadzały ją do obłędnego orgazmu. W końcu zgrali się na tyle, że byli naprawdę bardzo zadowoleni ze swojego życia seksualnego.

– Tak, dobrze – mruknął, gdy w końcu poczuł jej usta tam, gdzie tego pragnął.

Naprawdę lubił, gdy to robiła. Ciekawe czy... Nieważne.

Sam nie wiedział kiedy to się stało i jak to się stało. Im bardziej dawał się ponieść przyjemności, tym bardziej też jego myśli zaczęły krążyć po niebezpiecznych torach. Przypominał sobie różne rzeczy. Początkowe kłótnie z Naruto, potem zabawy w laboratorium, a w końcu ten pożegnalny pocałunek... Gdy uchylał powieki, widział Sakurę, gdy je zamykał, miał w swoim umyśle te przeraźliwie niebieskie oczy i rozczochrane blond włosy. Co się z nim działo? W głowie miał jeden wielki chaos. Myśli krążyły tak szybko, że nie był w stanie ich ogarnąć. Wiedział, że zaraz dojdzie, ale jednocześnie chyba zwariuje...

– Tak, jeszcze moment, Naruto... – jęknął, czując nadchodzący orgazm.

Po chwili poczuł coś jeszcze. Mocne uderzenie w twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro