SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 26
Pewnie gdzieś mignie Wam jakaś literówka, ale trudno, nie będę edytować, skoro przez to z akapitów znikają komentarze.
Kurczę, jeszcze chwila i Kroniki wyjdą dłuższe niż podstawowy Hiden:)
Miłego czytania:)
*
Kilka następnych dni minęło Naruto i Sasuke na przeprowadzce i wyposażeniu nowego domu.
Pakowanie, przewóz, wypakowywanie. Musieli też odwiedzić sklep meblowy, by kupić kilka rzeczy. Chociaż jak to sobie przypomniał...
– Panowie po łóżko? – zapytał sprzedawca, gdy tylko ich zobaczył.
Naruto miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Ten sprzedawca był przygłuchy i mówił bardzo głośno, przez co zwrócił na nich uwagę innych klientów. Zresztą, nawet gdyby obsługiwał ich ktoś bardziej dyskretny, sam się zdradził tym „wcale nie codziennie" podczas wesela. Głupi Sai i to jego przemówienie.
– Dziadku, nie trzeba, ja się tym zajmę – usłyszeli.
Po chwili podeszła do nich młoda dziewczyna i uśmiechnęła się. Chyba chodziło o to, że byli stałymi klientami i sklep musiał im zapewnić profesjonalną obsługę, a nie odstraszyć.
Kupili kilka rzeczy, w tym duży granatowy narożnik. Naruto zgodził się na ten kolor pod warunkiem, że kupią też pomarańczową lampę w kształcie wiru i postawią obok.
Teraz, gdy już wszystko było na miejscu, zrobiło się naprawdę bardzo przytulnie.
– Jak sprawa z mieszkaniem? – zapytał Naruto.
Siedzieli na werandzie, a szóstka ich geninów, która pomagała w przeprowadzce, teraz zwiedzała ogród. Naruto był zdziwiony, że wszyscy co do jednego tak ochoczo zgodzili się pomóc, ba!, oni nawet sami to zaproponowali. Chyba brakowało im wspólnych misji i treningów, za bardzo się do tego przyzwyczaili.
– Pojawiła się jedna oferta, która przebija wszystkie inne, ale jest dość dziwna – powiedział Sasuke, marszcząc w zastanowieniu brwi.
– Dlaczego dziwna?
– Kupiec postawił warunek. Wszystkie meble i dodatki mają zostać tak jak były. Nawet poduszki.
Naruto też zaczął się zastanawiać, ale w końcu wzruszył ramionami.
– Może po prostu chce się od razu wprowadzić.
– Może – stwierdził Sasuke, ale coś nadal mu nie grało. – Dziwne jest też to, że nie podał swoich danych, tylko wolał zostać anonimowy.
– E tam, Sasuke. – Naruto machnął ręką. – Jeżeli faktycznie jego oferta jest najlepsza, to powinieneś skorzystać. Nie będziemy wtedy musieli rezygnować z ramenu w Ichiraku – uśmiechnął się szeroko.
– Ty jak zawsze tylko o jednym – westchnął Sasuke, ale też uśmiechnął się lekko. – Masz już całą dokumentacje odnośnie egzaminu na chunina?
– Mam, jutro zaniosę. Tylko teraz tak się zastanawiam...
– Kodai, złaź z tego drzewa! Ryuji, żadnego Chidori – krzyknął Sasuke, zanim zdążył dokończyć. – Nad czym się zastanawiasz?
– Pamiętasz jak to było przed naszym pierwszym egzaminem? Dużo osób dostało własnych trenerów. Ciebie szkolił Kakashi-sensei, mnie Zboczony Pustelnik. A teraz... To ty nauczyłeś Ryujiego Chidori, może wziąłbyś go na jakiś osobny trening?
– Też o tym myślałem – zgodził się z nim Sasuke. – Myślę też, że dla Akane warto ściągnąć tu Karin. Ma duży potencjał, szkoda, by się zmarnował.
Naruto najpierw, gdy pomyślał, co mu zrobi Karin, jak zobaczy, że mają wspólny dom, aż się zatrząsnął, ale w końcu skinął głową. Tak, ona była Akane potrzebna.
– Rozmawiałem już z Hinatą, powiedziała, że zajmie się Harumi, a myślę że i Kiba się zgodzi trenować Shinjiego – mówił dalej Naruto. – Kodaia biorę na siebie, ale nie wiem co z Sayuri. Ona włada stylem wody, nie znam nikogo odpowiedniego.
– Myślę, że ja znam. I jakoś go przekonam.
*
Był już późny wieczór.
Sasuke poszedł wziąć prysznic, a kiedy wrócił, nigdzie nie zauważył Naruto. Szukał go przez chwilę w ogrodzie, tam też go nie znalazł. Już myślał, że gdzieś wyszedł, ale wtedy, chcąc sobie zrobić herbatę, zobaczył przez okno w kuchni. Siedział na huśtawce, jak wtedy w Akademia, gdy nie zdał egzaminu na genina, i tak samo opierał się czołem o linkę.
Sasuke wiedział, że to nie oznacza nic dobrego, dlatego uznał, że w końcu nadszedł czas, żeby poważnie porozmawiać.
– Naruto...
Podszedł i kucnął naprzeciwko niego. Chwycił linkę huśtawki rękami i spojrzał na niego.
Naruto, który chyba trochę odpłynął, patrząc na wzgórze Hokage, dopiero słysząc jego głos, oprzytomniał.
– O czym myślisz? – zaczął Sasuke. – W dzień mam wrażenie, że wszystko wraca do normy, ale wieczorami widzę, jak się z czymś męczysz. Nadal ci nie przeszło... – zaciął się na chwilę – ...tamto z Hi... No wiesz...
Tak, Naruto wiedział. Czy mu przeszło? Ciężko by było w tak krótkim czasie wyrzucić z głowy osobę, do której się coś poczuło. Ale to Sasuke tak naprawdę kochał. I dlatego wciąż nie dawała mu spokoju jedna sprawa.
– Dlaczego wtedy odmówiłeś? – musiał w końcu o to zapytać. – To znaczy zakładałem, że się nie zgodzisz, ale nie podałeś nawet powodu, powiedziałeś tylko „nie".
– Zaskoczyłeś mnie. Wiesz, że ja zwykle mówię lakonicznie. A potem... Zanim się zorientowałem, powiedziałeś, że nic się nie stało i uciekłeś.
– Nie rozumiem. Kupiłeś nam dom, chcesz żebyśmy byli razem. – Naruto pokręcił głową. – Czy gdybym cię w tym momencie zapytał o to samo, jaka byłaby odpowiedź?
– Taka sama.
Naruto szarpnął się, ale Sasuke chwycił go za ręce i nie pozwolił wstać z huśtawki.
– Ale tym razem chcę ci powiedzieć dlaczego. – Sasuke odetchnął ciężko. – Znasz mnie. Niezbyt umiem wyrażać emocje, a tym bardziej tłumaczyć się z czegokolwiek. Ale wtedy powinienem był. Dopiero po czasie się zorientowałem, choć nie, jeszcze lepiej, dopiero Sakura uświadomiła mi to, jak cię potraktowałem.
– To o odbudowę klanu chodzi? O to, że w przyszłości będziesz musiał się ożenić z kimś innym? – Naruto spuścił głowę. – W takim razie po co to wszystko, ten dom i... – nie dokończył, bo poczuł jak drży mu podbródek.
– Nie.
Sasuke pokręcił głową. Nadal co prawda nie rozwiązał sprawy odbudowy klanu, ale wiedział, że na pewno nie zostawi Naruto.
– Nie chcę tego ślubu, bo nie zamierzam robić tak ważnej rzeczy, by zadowolić innych i przekonać Radę do zaakceptowania projektu.
Naruto, po słowach „nie chcę tego ślubu" już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale słysząc ciąg dalszy, słowa utknęły mu w gardle.
Teraz dopiero, gdy krok po kroku, zaczął sobie przypominać cały wieczór, coś zrozumiał. Sasuke zapytał go wtedy, dlaczego nie powiedział mu o projekcie, a on potem zupełnie nagle wypalił o tym pomyśle na ich ślub. Nawet nie jego pomyśle, tylko Shikamaru. Fakt, wcześniej sam dużo o tym myślał i uświadomił sobie, jak bardzo tego chce, ale skąd Sasuke miał to wiedzieć? To w jego oczach musiało wyglądać tak, jakby Naruto chciał za niego wyjść tylko dla jakiegoś projektu. A to przecież nie była prawda.
– Sasuke... – powiedział już spokojniej. – To nie tak. Ja dużo na ten temat myślałem. I jak bardzo sam tego chcę, uświadomiła mi jedna sytuacja. Wtedy, kiedy prawie umarłeś, mogłem do ciebie przychodzić, ale to było wszystko. Mimo że słyszałem jak szepczą po kątach, nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Nie miałem żadnych informacji o stanie twojego zdrowia. Po prostu byłem tam i wierzyłem, że się obudzisz...
– Naruto...
– Nie, daj mi dokończyć. – Naruto zacisnął mocniej ręce na lince huśtawki, przypominając sobie tamten czas. – Nie masz żadnej rodziny, ja też. Mimo że jesteśmy razem, nie mamy do siebie żadnych praw. Jeżeli któremuś z nas coś się stanie, o wszystkim będą decydować inne osoby. A nie my.
Sasuke oparł się czołem o linkę. Z jednej strony, kiedy Naruto o tym mówił, rozumiał go. Z drugiej... Dostęp do dokumentacji medycznej to nie wszystko. W jego klanie ślub wiązał ludzi na zawsze. Nie było rozwodów. To była obietnica, że będą za siebie odpowiedzialni do końca życia. Dlatego jeżeli Sasuke miałby kiedyś złożyć taką deklarację, to musiałby to zrobić z odpowiednich pobudek. A nie dla jakiejś Rady i dokumentacji medycznej.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytał, patrząc Naruto w oczy. – Zastanów się nad tym dobrze. I jeśli tak, to pomyśl dlaczego tak naprawdę tego chcesz.
– Chcę, bardzo chcę, bo cię kocham. Ale może masz rację, może to za wcześnie? – Naruto przymknął oczy. – Jutro spotkanie Rady, powiem Shikamaru, że musimy poszukać innego rozwiązania.
– Nadal, mimo że ci odmówiłem, chcesz ze mną być? – zapytał dla pewności Sasuke.
– Jasne że chcę. Po prostu wcześniej myślałem, że... no że ci nie już zależy.
– Zależy, Naruto.
Sasuke chwycił go za rękę i zmusił by zszedł z huśtawki.
– Połóż się, ja zaraz przyjdę.
Kiedy Naruto poszedł na górę, on otworzył jeden z kartonów z jeszcze nierozpakowanymi dokumentami. Gdzieś mu to przy pakowaniu mignęło. Dłuższą chwilę wertował papiery, aż w końcu znalazł to, czego szukał.
Jeszcze przez moment, patrząc na nie, zastanawiał się, ale w końcu chwycił długopis i się podpisał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro