SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 2
Naruto, stojąc przed salą obrad w Siedzibie Głównej Konohy, splatał nerwowo palce. Stresował się jak cholera, bo tu chodziło o bardzo ważną sprawę. Wiedział, że gdy tylko otworzy drzwi, wejdzie w paszczę lwa. Będzie chyba nawet gorzej, niż przy pierwszym spotkaniu z Kuramą, którego wtedy nazywał jeszcze głupim lisem... Wtedy zobaczył jego białe zębiska, a zaraz zobaczy długi drewniany stół i kilkanaście krzeseł wokół niego, na których będą siedzieć najważniejsze osoby w Konoha. Kakashi, Tsunade i cała Rada, która miała wpływ na każdą decyzję. Odkąd Kakashi zmienił skład, już nie nazywano tego Radą Starszych, ale nadal kilku konserwatywnych osób tu zasiadało. Dla utrzymania równowagi.
Równowagi... Naruto miał wrażenie, że on sam zaraz straci równowagę, jeżeli nadal będzie stał.
Cofnął się i usiadł na jednej z ławek w korytarzu. Cholera, dlaczego tak bardzo się denerwował? Jasne, to miało być jego pierwsze oficjalne wystąpienie przed tymi ludźmi, ale przecież nie raz już tu był i miał wśród nich kilka sprzyjających mu osób. Jak choćby Shikamaru, który razem z nim ustalał, co powinien powiedzieć. Naruto zapisał to sobie nawet na kartkach, punkt po punkcie, żeby o niczym nie zapomnieć.
Gdyby chodziło o walkę, nie miałby z tym najmniejszego problemu, ale tu musiał poruszyć dość kontrowersyjny, przynajmniej dla niektórych, temat. Czuł, że po prostu musi to zrobić, ale jednocześnie bał się, że odrzucą jego postulaty i tym samym zaprzepaści szansę. W końcu w Konoha zawsze bardzo ważna była tradycja i ustalone dawno temu zasady. To zaczynało się trochę zmieniać, ale czy aż tak?
Naruto zawsze dużo gadał, przekonał do zmiany wielu dawnych przeciwników, ale to zwykle były spontanicznie wypowiadane zdania. Wtedy nigdy nie zastanawiał się, jakich słów powinien użyć i czy jakiś argument dobrze zabrzmi. Mówił z serca. Tylko w tym wypadku to mogło nie wystarczyć.
Nie, do cholery! Da sobie radę. Jak nie on to kto?
Wstał i nie zastanawiając się już nad niczym, chwycił za klamkę i otworzył wielkie drewniane drzwi.
Zebranie rozpoczęto jak zwykle od dyskusji o planowanych inwestycjach. Tym razem sprawa dotyczyła budowy nowego osiedla mieszkaniowego. Naruto naprawdę starał się słuchać tego wszystkiego, mimo że na budownictwie znał się mniej więcej tak samo jak na ogrodnictwie, bo wiedział jednak, że kiedyś i jemu przyjdzie zajmować się takimi rzeczami, jednak tego dnia prawie całą jego uwagę pochłaniała zupełnie inna sprawa. W jego mniemaniu dużo ważniejsza.
Zaczął nawet po raz kolejny przeglądać notatki z tym, co planował powiedzieć, aby mieć pewność, iż o niczym nie zapomni i nie zatnie się w jakimś istotnym momencie. Czytał właśnie kolejne zdanie, kiedy zauważył, że czegoś mu brakuje. Przetrząsnął po raz drugi teczkę, w której miał wszystkie dokumenty. Niestety, bezskutecznie. O mało nie przeklął głośno uświadamiając sobie, że zgubił gdzieś jedną z kartek, na których było przygotowane jego przemówienie. W jednej chwili poczuł jak jego stres znowu zaczął rosnąć.
– Przejdźmy zatem do kolejnej kwestii. – Do rzeczywistości przywrócił go głos Kakashiego. – Naruto? Zechciałbyś teraz omówić projekt, który ostatnio złożyłeś?
Naruto skinął głową i wstał, ale czuł, że ręce zaczynają mu drżeć, a nogi ma jak z waty.
– Nie wiem, czy wszyscy z obecnych zauważyli, że od pewnego czasu w Konoha coraz częściej można spotkać... – zaczął i zerknął na kartkę. Było tam napisane "pary homoseksualne". Teraz to, co podpowiedział mu Shikamaru, wydało mu się zbyt dosłowne.. – No spotkać nie tylko pary dziewczyna-chłopak – dokończył.
Zerknął na reakcje zebranych. Tak jak się spodziewał, były różne. Jedni spoglądali na niego ze słabo skrywaną niechęcią, inni ze zrozumieniem, niektórzy z kolei wydawali się ciągle niezdecydowani co do tego, jak właściwie do tej sprawy podchodzić.
– Wcześniej wiele z nich ukrywało się w obawie przed niezrozumieniem lub niechęcią innych mieszkańców, a ja nie chciałbym, żeby nadal tak było. Chciałbym, żeby w przyszłości Kraj Ognia będzie słynął nie tylko ze swojej siły militarnej, ale również tolerancji...
Naruto zamilkł na chwilę, bo ktoś kichnął, a potem zaczął smarkać w chusteczkę. To go trochę wybiło z rytmu. Nie, musiał się wziąć w garść! Wiedział, że to co napisali wspólnie z Shikamaru, jest najpełniejszym wyrazem tego, co sądzi o tej sprawie, a wsparcie, którego przyjaciel udzielił mu pomagając ubrać jego myśli w słowa dodawało mu nieco pewności siebie. Tylko obawiał się, że to, co zamierzał powiedzieć nie wystarczy. Zdawał sobie sprawę, że nie łatwo jest zmienić podejście ludzi do pewnych spraw. Większość z nich po prostu obawiała się tego co nowe, tego co jest inne niż przyjęte normy, a poniekąd tak właśnie było ze związkami osób tej samej płci...
Zaczął mówić dalej, przytaczając wszystkie argumenty, które razem z Shikamaru wypisali. Że to, co dzieje się w Konoha jest sprawą wszystkich i każdego z jej mieszkańców z osobna. Że potrzebna jest tolerancja, akceptacja, zrozumienie dla osób, które chcą związać się z osobą tej samej płci i danie im szansy na zbudowanie wspólnej przyszłości na takich samych prawach jak innym.
Gdy dotarł do końca notatki, ponownie się zatrzymał. Przez to zdenerwowanie, zupełnie zapomniał, co było napisane na ostatniej kartce, którą zgubił, ale nie miał wątpliwości, że to, co najważniejsze, Shikamaru zawarł właśnie na końcu przemówienia, tak żeby najbardziej zapadło w pamięć słuchaczy.
Pozostawała mu więc tylko improwizacja.
– Trzeci Hokage nauczył mnie tego, że wszyscy mieszkańcy wioski są jak rodzina. A rodzina powinna nie tylko akceptować jej członków bez względu na panujące między nimi różnice, ale także wykazywać zrozumienie dla tych, którzy chcą podążać inną drogą. Powinna wspierać tych, którzy tego potrzebują.
– O co właściwie prosisz? – zapytał jeden z członków Rady.
Naruto, co było wiadome, zawsze dużo mówił, ale teraz nie podał jeszcze żadnych konkretów.
– O... – Naruto przełknął z trudem, ale nie spuścił wzroku – legalizację małżeństw homoseksualnych.
Na sali zapadła absolutna cisza.
Naruto, nie patrząc na innych, opadł ciężko na krzesło. Powiedział to. W końcu to powiedział. To było nawet trudniejsze od tego kwiecistego monologu, który wygłosił do Nagato, kiedy chciał go przekonać do zaprzestania walki.
Po chwili uniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Kilka osób patrzyło po sobie z niedowierzaniem, inne marszczyły gniewnie brwi. Było też parę uśmiechów skierowanych w jego stronę, ale jednak przeważały te inne reakcje.
Jako pierwszy głos zabrał najstarszy członek Rady.
– Konoha od zawsze hołdowała tradycjom i nie sądzę, żeby takie zmiany mogły wyjść nam na dobre . Małżeństwo od zawsze było w Kraju Ognia szczególną wartością i od zawsze stanowiło tylko i wyłącznie związek między kobietą a mężczyzną – powiedział to z naciskiem, jakby chcąc uświadomić obecnym, iż propozycja zalegalizowania zawierania małżeństw tej samej płci godzi w wartości wyznawane w Konoha.
– Tradycja tradycją, ale czasy się zmieniają – skwitowała jego wypowiedź Tsunade.
Naruto był jej za to szczerze wdzięczny.
Od samego początku, kiedy to postanowił poruszyć tą kwestię wiedział, iż niełatwo będzie mu przeforsować taki postulat. Jednocześnie cieszył się, że ma po swojej stronie choć kilka osób. Problem leżał tylko w przekonaniu do tego pomysłu reszty.
– To właśnie dzięki tradycjom Konoha przetrwała podczas kolejnych wojen i konfliktów. A zadaniem Hokage powinno być ich kultywowanie – usłyszeli w odpowiedzi, a mężczyzna, mówiąc to skierował na Naruto spojrzenie, w którym niechęć otwarcie walczyła z kpiną – Więc czy i kandydat na kolejnego Hokage nie powinien właśnie tym się zajmować, zamiast tracić czas Rady na rzeczy, które nikogo poza nim samym nie dotyczą?
– Nikogo?!
Naruto zerwał się z miejsca. Może i takie pary były mniejszością, ale to wcale nie znaczyło, że można je dyskryminować! Poza tym on wcale nie walczył o to dla siebie, ale właśnie dla innych osób takich jak on i Sasuke. Chciał, żeby i oni mieli prawo do ułożenia sobie życia i założenia rodziny.
Shikamaru, patrząc na to wszystko miał wrażenie, że zaraz wybuchnie tu jedna wielka awantura. Znal Naruto, wiedział jak jest porywczy.
Jednak, o dziwo, tym razem Naruto po chwili zacisnął pięści i odetchnął głęboko.
Dopiero potem znów się odezwał.
– Teraz na świecie panuje pokój – zaczął. – Ale wcześniej, przez wojny i walki, zbyt wiele osób zginęło i zbyt wiele osób poznało smak samotności. Byłem inny niż wszyscy, bo miałem w sobie lisiego demona. Jednak to między innymi dzięki temu demonowi, dzięki Kuramie, udało się ocalić świat.
Kilka osób pokiwało głowami. Dobrze pamiętali, jak Naruto za sprawą lisiej chakry chronił ich podczas walki.
Naruto zerknął na Shikamaru, a ten uśmiechnął się lekko i skinął głową, chcąc dać mu tym samym wsparcie i upewnić, że dobrze mu idzie.
– Nie chcę, żeby przez jakieś uprzedzenia, regulaminy i zasady wiele osób było skazanych na taką samotność.
Po tych słowach na sali znów zapadła cisza. Nawet ten starzec, choć on akurat chyba pod wpływem spojrzenia byłej Hokage, trochę się uspokoił. W końcu księżniczka Tsunade, kiedy się zdenerwowała, potrafiła być naprawdę straszna. Pamiętał, jak na jakimś zebraniu tak się wkurzyła, że ze stołu zostały same drzazgi.
– Czy ktoś chciałby jeszcze zabrać głos? – zapytał Kakashi, ale nikt się nie odezwał.
Spojrzał po twarzach obecnych, musiał podjąć decyzję, jak to rozegrać. Opcje były dwie. Albo zarządzić głosowanie teraz – przy czym istniało spore ryzyko, że wniosek przepadnie, albo dać im czas do namysłu. Widząc wahanie wśród wielu osób, uznał, że drugie rozwiązanie było lepsze.
– W związku z tym mamy czas, żeby to przemyśleć i w przyszłym tygodniu ponownie przedyskutować – zarządził i wstał z miejsca.
Shikamaru, który poprzez całe zebranie obserwował członków Rady i robił notatki, został na sali nawet, gdy Kakashi, Tsunade i Naruto już ją opuścili. A wtedy właśnie dyskusja rozgorzała na całego, bo nikt nie musiał się hamować. Zdania były podzielone – od skrajnych „nie, bo to przeczy prawom natury", poprzez „nie wiem, co o tym myśleć" aż po „tak, każdy ma prawo ułożyć sobie życie z kim chce". To, co powiedział Naruto, na pewno pomogło, bo więcej osób będących początkowo na nie się wahało, jednak z tego, co Shikamaru zdążył wykalkulować, słuchając tych opinii, wychodziło, że jeszcze brakowało im głosów wyraźnego poparcia. W takim razie musieli znaleźć jakiś sposób...
Shikamaru wiedział, że trzeba działać strategicznie, dlatego gdy wszyscy już wyszli, przeanalizował notatki. I wpadł na pewien pomysł.
Szybkim krokiem ruszył w stronę gabinetu Kakashiego.
Na miejscu, oprócz samego Hokage, zastał jeszcze Tsunade, Shizune i Irukę, którzy żywo o czymś dyskutował. Na jego widok przerwali i spojrzeli, jakby oczekując jakiejś odpowiedzi.
Shikamaru westchnął. To, że wszyscy ostatnio oczekiwali od niego jakichś genialnych rozwiązań, było naprawdę kłopotliwe. Ale w końcu sam się na to pisał, prosząc o posadę doradcy Hokage.
– Póki co wynik jest niepewny – odpowiedział na niezadane pytania.
Po chwili podszedł do białej tablicy zawieszonej na jeden z bocznych ścian, wziął do ręki pisak i zaczął wypisywać na niej nazwiska członków Rady. Rady, która po ostatnich zmianach liczyła prawie dwadzieścia osób. Byli w niej przedstawiciele różnych pokoleń, dzięki czemu przy wielu decyzjach trzeba było wypracować kompromis.
Porównał nazwiska ze swoją notatką i na zielono zaznaczył na tablicy osoby, które zagłosowałyby za propozycją Naruto. Czyli on, Kakashi, Tsunade, Iruka i jeszcze dwie inne osoby. Czyli sześć.
Wziął teraz do ręki czerwony pisak i postawił czerwone krzyżyki przy pięciu innych nazwiskach. Dwójka z tych osób, to byli oczywiście ci, którzy doradzali jeszcze za czasów początków kadencji Trzeciego Hokage i oni nie chcieli godzić się na takie zmiany. W sumie to nie chcieli godzić się na żadne zmiany.
– Zostało nam dziewięć osób – Shikamaru odwróciła się i spojrzał na pozostałych. – Jakieś pomysły?
– Ją mogę wziąć na siebie – powiedział od razu Iruka.
Wskazał nazwisko kobiety, która pracowała w archiwum ANBU i niedawno dołączyła do Rady.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni, nikt nie spodziewał się tak szybkiej reakcji.
– No, no – mruknął Kakashi, a potem zaczął się śmiać. Choć nie, to raczej przypominało rechot.
Iruka poczuł, że robi się cały czerwony. No cóż, fakt, nie zabrzmiało to najlepiej, jednak Kakashi mógłby sobie darować. Iruka, odkąd z racji swojego stanowiska zaczął spędzać z nim trochę więcej czasu, prowadząc różnego rodzaju dyskusje, to poznał go dużo lepiej i uznał, że czasami zachowuje się niepoważnie. Zwłaszcza, kiedy robił jakieś dziwne insynuacje i zachęcał go do czytania tych jego romansideł.
– To matka jednego z moich uczniów – warknął.
Patrzył wściekle na Hokage, który jednak w tym momencie nie zachowywał się jak Hokage. Kakashi czasami był naprawdę niemożliwy.
– Dobra, to jedna osoba. A inne?
Cisza. Jakoś po tym pytaniu nawet Kakashiego opuściła ochota na żarty. To był właśnie moment, gdzie zaczynały się dla nich schody. Nawet jeśli znali tych ludzi ze spotkań Rady, to z większością z nich nie utrzymywali tak dobrych kontaktów, aby spróbować wpłynąć na ich decyzję. Ba! Oni niektórych z nich nie spotykali nawet poza Siedzibą Hokage.
– Cokolwiek?
Shikamaru usilnie starał się wymyślić jakieś rozwiązanie, ale niestety, tym razem w pojedynkę nie był w stanie nic wykombinować. Może gdyby był z nimi jego ojciec sprawa byłaby łatwiejsza. Shikaku przecież przez lata był bardzo ceniony, fakt iż głównie jako strateg, ale wypracowana przez niego pozycja teraz mogłaby umożliwić im chociażby skontaktowanie się z niektórymi członkami Rady. Poza tym wszyscy, nawet ci najstarsi, którzy tak namiętnie protestowali, liczyli się z jego zdaniem. Sam Shikamaru niestety, mimo iż pracował już od dłuższego czasu jako doradca Hokage, nie mógł poszczycić się takim posłuchem. A tego właśnie im brakowało osoby, która mogłaby choć w małym stopniu oddziaływać na każdego i dzięki temu przekonać ich do zastanowienia się nad projektem Naruto.
– W sumie... – Ciszę przerwał lekko niepewny głos Shizune, a wszystkie oczy w jednej chwili zwróciły się ku niej. – Profesor pracuje w szpitalu – wskazała na ostatnie z zapisanych na tablicy nazwisk. – Może pani Tsunade mogłaby z nim porozmawiać.
– No nie wiem – odparła po chwili zastanowienia. – Obawiam się, że profesor może być do mnie lekko... – ponownie umilkła, rozważając, jak najlepiej to określić. – Powiedzmy, negatywnie nastawiony.
– Negatywnie nastawiony? – Shikamaru uniósł. Nie do końca rozumiał czemu ktokolwiek miałby mieć jakieś obiekcje względem byłej Hokage. Chyba, że... – Jest mu pani winna jakieś pieniądze?
– Co?! Nie! Skończyłam z hazardem! – oburzyła się Tsunade rzucając mu ostre spojrzenie.
– Więc to jemu ,,skonfiskowałaś" tamto sake? – wtrącił się Kakashi, przypominając sobie, jak ostatnio Tsunade odwiedziła go, szukając kompana do picia. Na butelce wisiała wtedy kolorowa etykietka z wyrazami wdzięczności dla... No właśnie, wtedy nie udało mu się tego przeczytać, ale teraz już doskonale wiedział, czyje nazwisko tam było.
– Regulamin szpitala zabrania przyjmowania tego typu prezentów od pacjentów – oznajmiła w odpowiedzi Tsunade i pewna swego założyła ręce na piersi.
– A dlaczego ten regulamin nie dotyczy wszystkich? – Shizune pokiwała zrezygnowana głową. Tsunade nigdy się nie zmieni...
– Doty...
– Może po prostu oddasz mu jakąś butelkę ze swoich zbiorów? – zasugerował Kakashi. – To byłaby doskonała okazja, żeby z nim porozmawiać...
– Gdyby zaczęła oddawać każdą skonfiskowaną butelkę, jej zbiory przestałyby istnieć – mruknęła Shizune zanim Tsunade zdążyła się choćby zastanowić nad odpowiedzią.
– Mniejsza – przerwał im Shikamaru widząc, że rozmowa zupełnie zboczyła z właściwego kursu. – Zastanówmy się nad resztą.
*
Naruto, gdy tylko opuścił Główną Siedzibę Wioski, ruszył powoli w stronę domu. Szedł zamyślony, z rękami w kieszeniach i nie zwracał na nic ani na nikogo uwagi. Cholera, wiedział, że nie będzie łatwo, ale miał nadzieję... Właściwie to sam nie wiedział na co. Shikamaru go uprzedzał, że zapewne decyzja nie zostanie podjęta na pierwszym spotkaniu, że będzie musiał uzbroić się w cierpliwość i konsekwentnie dążyć do celu. Z tym Naruto akurat nigdy nie miał problemu, jak coś sobie postanowił, robił wszystko, żeby to osiągnąć, jednak teraz chodziło o coś zupełnie innego. Teraz musiał wpłynąć na kilkanaście osób w Radzie i przekonać do czegoś, czego do tej pory chyba w ogóle nie brali pod uwagę.
Wiedział, że ich zaskoczył, prosząc od razu o legalizację małżeństw tej samej płci. To byłoby coś rewolucyjnego w tradycyjnej do tej pory Wiosce Liścia, bo przecież jeszcze niecałe dwa lata temu mało co w ogóle słyszało się o takich związkach. Starszyzna była wyraźnie przeciwna temu pomysłowi. Co, jeżeli inni członkowie Rady uznają, że jest jeszcze zbyt młody i niedoświadczony, żeby w ogóle rozważać jego postulaty?
Naruto był tak pochłonięty własnymi myślami, że w pewnym momencie wpadł na kogoś.
– Przepraszam – mruknął.
Chciał wyminąć osobę, z którą się zderzył, ale wtedy poczuł pociągnięcie za nadgarstek.
– Młotku... – usłyszał i dopiero wtedy uniósł głowę.
Sasuke stał naprzeciwko i wpatrywał się w niego, marszcząc brwi. Naruto nie wyglądał najlepiej. Widać było, że czymś się martwi. Nie żeby Naruto się ostatnio nie martwił, ciągle miał na głowie jakieś „bardzo ważne" sprawy, którymi zasypywał go Kakashi, ale teraz coś było inaczej.
– Chodź, przejdziemy się – powiedział i kładąc mu rękę na plecach pchnął go lekko przed siebie.
Szli powoli, nic nie mówiąc. Dopiero, gdy dotarli nad rzekę, Naruto przystanął.
– Kiedyś często tędy przechodziłem – powiedział i uśmiechnął się lekko, wpatrując się w mały pomost.
– Sasuke spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili, podążając za jego wzrokiem, zrozumiał.
– Tak, wiem...
Obaj byli wtedy zaledwie sześcioletnimi dzieciakami. Strasznie samotnymi dzieciakami, trzeba dodać. Naruto zawsze przystawał, widząc siedzącego na pomoście Sasuke, ale kiedy ten tylko na niego spojrzał, odwracał głowę i szedł dalej. Mimo że bardzo chciał do niego podejść, porozmawiać, to zawsze tak jakoś nie wychodziło... Tak jakoś...
– Powiesz w końcu, o co chodzi? – Sasuke odwrócił go w swoją stronę.
– Po prostu... Te wszystkie sprawy dorosłych są takie strasznie... skomplikowane. Jak przekonać innych do zmiany zdania?
– No akurat ty chyba nie powinieneś o to pytać. – Sasuke uniósł brwi, szczerze zdziwiony takim pytaniem. – Jesteś chyba najbardziej namolną, narwaną i upierdliwą postacią, jaką widział świat ninja. Ty jak sobie coś ubzdurasz... – Pokręcił głową, cały czas mając w pamięci te próby Naruto sprowadzenia go do Konohy.
– Tak, ale... Większość ludzi myśli inaczej niż ja.
– I całe szczęście, bo inaczej z tej wioski nic by nie zostało.
Naruto prychnął, ale po chwili mimo wszystko znów się uśmiechnął. Sasuke miał trochę racji. Potrzeba było racjonalnie myślących ludzi, takich jak na przykład Shikamaru, który czasami odwodził jego czy Kibę od głupich pomysłów. Teraz, gdy był już dorosły, naprawdę cenił jego rady.
Zerknął na twarz Sasuke. Wydawała się być tak jak zawsze chłodna i obojętna, ale wiedział, że to tylko pozory. I nagle, tak jak zawsze kiedyś w tym miejscu chciał podejść i z nim porozmawiać, tak teraz zapragnął czegoś zupełnie innego. Wplótł palce w jego włosy i pocałował go. Chciał chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
– Chodźmy do domu – powiedział.
Spojrzał na niego tak, jak zawsze wtedy, gdy zbyt długo na siebie czekali. Jak po powrocie z Suny, jak po tym, gdy wybudził się ze śpiączki, jak w momentach, gdy zjawiał się w domu po misjach z drużynami.
– Mamy cały wieczór dla siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro