SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - Rozdział 11
Oboje, Sakura i Sasuke, wybiegli na korytarz. I chyba zrobili to w ostatniej chwili, bo Naruto już formował w dłoni Rasengana, a Hideaki składał ręce w jakąś pieczęć.
– Przestańcie!
Sakura złapała za bluze Hideakiego, odciągając go, a Sasuke chwycił nadgarstek Naruto, w którym już wirowała charka.
– Co tu się dzieje?! – usłyszeli krzyk.
To była Tsunade. Wściekła Tsunade, bo nie dość, że już ubrana na ślub, musiała przyjść do szpitala, załatwić jakieś papiery, o których jej asystent zapomniał, to wynikł kolejny problem. I to taki, który podniósł jej ciśnienie, bo na początku, kiedy spanikowana pielęgniarka do niej przybiegła, mówiąc, że się biją i usłyszała imię Naruto, myślała, że to znowu kłótnia między nim a Sasuke. A to groziłoby destrukcją szpitala, więc musiała jak najszybciej zainterweniować.
Jak się jednak okazało, owszem, to Naruto wdał się w bójkę, ale z Hideakim, chłopakiem Sakury. Obaj byli już nieźle poturbowani, a w tym momencie patrzyli na siebie wściekłym wzrokiem, obaj jednak byli powstrzymywani przed dalszą walką przez swoich partnerów.
– Możecie mi wyjaśnić, dlaczego większość pacjentów pouciekała ze swoich łóżek na korytarz w recepcji?!
Naruto dopiero teraz się rozejrzał. Faktycznie, drzwi od sal były pootwierane, jakaś starsza kobieta, która ledwo co stawiała kroki, próbowała za pomocą chodzika i przy wsparciu sanitariusza dostać się do wyjścia, a reszta strwożonego personelu stała pod ścianą. Chyba trochę przesadzili. Ale jak miał zareagować, kiedy Hideaki, przez cały ten czas, gdy siedzieli w poczekalni, na jego oczach podrywał pielęgniarki? Tego nie mógł mu darować. O nie!
– Nie moja wina, że ktoś tu jest nadpobudliwy – warknął Hideaki.
Owszem, lubił prowokować Naruto, ale nie sadził, że ten rzuci się na niego w szpitalu.
– Ale twoja wina, że jesteś dupkiem – krzyknął Naruto i szarpnął się, jakby chciał się wyrwać i znów na niego skoczyć.
Tsunade spojrzała na nich wszystkich i zmarszczyła brwi. Podbite oczy, rozcięty łuk brwiowy, krwawiący nos, siniaki. No pięknie. Czy oni powariowali? Poza tym, dopiero teraz zwróciła uwagę, że Sasuke ma bandaż na głowie. I ślad pod okiem.
– A ciebie kto tak załatwił? – zapytała.
– Miałem... wypadek – mruknął Sasuke.
Nie miał zamiaru przyznać, że pobiła go dziewczyna, jednak mówiąc to, zerknął machinalnie na Sakurę, co nie uszło uwadze Tsunade.
– Wypadek, mówisz?
Tsunade uśmiechnęła się cynicznie. Jasne. Takie rzeczy można było wmawiać początkującym medykom, ale nie jej. Doskonale widziała po śladach, że Sasuke ktoś uderzył. Raz, ale na tyle mocno, że ten siniak spod oka zajmował już dużą część połowy twarzy. I to jego spojrzenie na Sakurę... No cóż, Sasuke raczej nie dałby się tak załatwić byle geninowi. A akurat jej uczennica miała bardzo mocny cios. Ciekawiło ją tylko, za co mu się tak dostało. Nie żeby mu się nie należało, choćby za to, co robił po odejściu z wioski, ale Sakura mimo to nigdy chyba go tak nie potraktowała. Musiał jej się naprawdę czymś narazić.
– Dobra, słuchajcie mnie, szczeniaki!
Tsunade, mimo iż była dumna z Sakury, z tego jak poradziła sobie w życiu i jej zmiany zachowania w stosunku do Sasuke, nie zamierzała im odpuszczać.
– Nie wiem, co między wami zaszło, ale jeżeli nie wyjaśnicie tego między sobą, to urządzę wam terapię grupową! I to taką, po której będziecie się czuli, jakbym wam wyprała mózgi. O ile jakieś macie...
– Ale on... – zaczął Naruto, jednak nie zdołał dokończyć.
– Nie obchodzi mnie co ty, co on i pozostała dwójka! Macie, do cholery, zrobić z tym porządek. A jak nie... – Tsunade zastanowiła się chwilę. – Szkoła wymaga remontu i o ile Naruto już ma wprawę, to chętnie popatrzę na was wszystkich z pędzlami w rękach.
– Ja podlegam tylko rozkazom Kazekage. – Hideaki wzruszył ramionami.
Tsunade podeszła do niego i spojrzała mu uważnie w oczy.
– Nie, mój drogi. Nawet jeśli tylko tymczasowo mieszkasz w Konoha, musisz przestrzegać reguł naszej wioski. I słuchać rozkazów Hokage, o ile nie kolidują one z interesem Suny. A myślę, że ani Kakashi, ani Gaara, gdy dowiedzą się, co tutaj wyprawiacie, nie będą mieli nic przeciwko.
– A...
– A teraz radzę wam doprowadzić się do porządku, bo w takim stanie raczej na ślubie nie powinniście się pokazywać.
*
Mimo że Sakura bardzo chciała porozmawiać z nimi od razu, to nie było już na to czasu. Wszyscy musieli wrócić do domu i się przebrać. Ona też, bo krew z rozbitego nosa jej chłopaka ubrudził jej nową sukienkę, kupioną specjalnie na ślub.
W końcu jednak wszyscy dotarli. Ze sporym spóźnieniem i z niezbyt eleganckimi bandażami i plastrami na głowach oraz twarzach. Sasuke miał nadzieję, że nie zwrócą na siebie większej uwagi, wtopią się jakoś w tłum, ale niestety, pomylił się. Mimo ich spóźnienia ślub jeszcze się nie zaczął, bo... ponoć Sai zgubił gdzieś obrączki.
Przez to całe zamieszanie, goście zaczęli rozmawiać i interesować się innymi, dzieki temu też ich wejście nie mogło zostać niezauważone. Zwłaszcza, że jak na złość, obie pary trafiły na siebie przy wejściu do parku.
Tak więc teraz stali wszyscy: Sakura i trzech poobijanych chłopaków. Ludzie szeptali między sobą, podśmiewając się, a dziennikarz lokalnej gazety zrobił im zdjęcie. Naruto musiał silą powstrzymać Sasuke, który chciał mu ten aparat potraktować Chidori. Tak, takie zdjęcia nie były miłe, ale już to przerabiał. Do dziś nie zapomniał zdjęcia z pierwszej strony gazety po egzaminie na chunnina, w którym został zdyskwalifikowany za używanie trybu mędrca. No ale skąd miał wiedzieć? Dobra, dostał niby regulamin, ale go nie przeczytał. Bo kto by czytał jakieś regulaminy?
– Ładnie tu – odchrząknęła Sakura, widząc to napięcie.
Co prawda dla niej wystrój parku nie był żadną nowością, sama pomagała wczoraj zawieszać dekoracje, ale chciała rozpocząć jakąkolwiek rozmowę.
Sasuke rozejrzał się i zmarszczył nos. Mimo że to był park i mnóstwo naturalnej zieleni, to co rusz stały wielkie wazony z kwiatami. W większości przeważały białe, ale można było dostrzec też inne kolory. Nie było żadnych stolików, co uznał za wielki plus, bo znowu musiałby się męczyć jak na ślubie Shikamaru, a jedynie kelnerzy, którzy mieli krążyć po ceremonii wśród zebranych ludzi z drinkami i przekąskami.
– Nie wiem, po co to komu – wzruszył ramionami.
Nie zauważył, że Naruto spuścił nieco głowę, a Sakura wyglądała, jakby miała ochotę znów mu przywalić. Tym razem z drugiej strony.
– Może dlatego, że niektórzy chcą stabilizacji... – zaczęła, widząc w tym nadzieję na pociągnięcie tematu.
– Tak, a nie żyć w przeświadczeniu, że ktoś z dnia na dzień może zmienić życiowy cel i... No nie wiem? Próbować zniszczyć Wioskę? Zabić przyjacie... wróć, partnera? – zażartował Hideaki, zupełnie nieświadomie psując jej plan.
Ten poradnik Saia był idealny. W życiu nie dowiedziałby się tylu rzeczy o mieszkańcach Konohy jak z jego książki. Lubił tego faceta i jego książki. Będzie musiał lepiej go poznać.
– Żebym ja zaraz nie zabił ciebie – warknął Sasuke, a w jego oczach błysnęła czerwień.
– Dajcie spokój! – Sakura wkroczył miedzy nich.
Jasna cholera, co tu się dzisiaj działo. Najpierw ona uderzyła Sasuke tak, że trafił do szpitala, potem Naruto z Hideakim nieźle się poturbowali – choć nadal nie wiedziała, o co im poszło, a teraz Sasuke patrzył na jej chłopaka z mordem w oczach. Tak nie mogło być. Może Tsunade miała rację? Może potrzebują jakiejś grupowej terapii. Albo może powinna przyłożyć im wszystkim tak, że raz na zawsze zapamiętają?
Nie zdazyła jednak nic zrobić, a oni znów się pobić, bo w tym właśnie momencie usłyszeli gong i ceremonia się rozpoczęła. Najwyraźniej obrączki w końcu się znalazły.
Ślub Ino i Saia różnił się od tego Temari i Shikamaru. Ten był zrobiony z większym rozmachem i mógł tu przyjść praktycznie każdy z wioski. Cóż, Saia, twórcę prawdziwych bestsellerów, było na to stać.
Stroje państwa młodych też się różniły. Żadne z nich nie miało tradycyjnego kimona. Sai, zgodnie z najnowszymi trendami ubrał garnitur, a Ino... Ach, dziewczynom aż dech zaparło w piersi. Bo suknia ślubna był przepiękna. Długa, biała, z fioletowymi dodatkami – kolorem, który zawsze miał miejsce w garderobie Ino. Jej długie blond włosy, spięte po części na górze w jakąś misterną fryzurę, opadały za pas. Wyglądała prześlicznie.
– Sushi? – usłyszeli czyjś znudzony głos.
To był Ryuji, elegancko ubrany, podstawiający im tacę pod nos. Ewidentnie nie był z tego zadania zadowolony, bo miał kwaśną minę.
Naruto uniósł brwi.
– A ty co tutaj robisz?
– Kelneruję. – Ryuji wzruszył ramionami.
Po chwili, widząc swoich mistrzów, znaleźli się przy nich pozostali genini.
– Sasuke–sensei, mamy bardzo dobre krewetki – zachwalała Harumi, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko.
Sakura spojrzała na nią i aż zamrugała zaskoczona. Owszem, nie zdążyła jeszcze poznać tych geninów, ale czy ta dziewczynka przypadkiem nie próbowała... podrywać Sasuke.
– Ale jak...skąd...
Naruto spojrzał najpierw na Sasuke, a potem na nich wszystkich. Pod jego nieobecność był odpowiedzialny za całą szóstkę więc , dlaczego nic o tym nie wiedział.
– Pan Sai był tak zachwycony tym wieczorem kawalerskim, który mu zorganizowaliśmy, że zatrudnił nas tutaj – wyjaśnił Kodai, widząc jego zdezorientowaną minę. – Dużo płaci. Dobra idziemy, może jakieś napiwki wpadną.
– Czekaj, czekaj... – Sakura aż nie wierzyła w to, co się tu dzieje. – Pozwoliliście zorganizować wieczór kawalerski nastolatkom?
– Nie my, tylko Naruto. – Sasuke spojrzał na niego z miną mówiącą, że na pewno jeszcze sobie o tym porozmawiają.
– Jak mi powiesz, że jeszcze kupowali alkohol...
Sakura miała ochotę walnąć jak zawsze, dla zasady, Naruto, ale się powstrzymała. I tak był wystarczająco poturbowany.
– No nie... oczywiście, że nie... Tylko oni... no zaprosili na ten wieczór czyba z pięćdziesiąt osób i... trochę wymknęło się spod kontroli.
– Naruto! – Sakura pokręcił głową. – Czy ty masz nad nimi w ogóle jakąś kontrolę?
Naruto podrapał się po głowie. No fakt, jego genini zwykle robili co chcieli, kiedy byli z nim. Ale to wina Sasuke. On był dla nich zbyt surowy, więc jak zostawali sami, to wolał dać im więcej swobody. Zabawne... Zupełnie jakby to była sześcioosobowa drużyna z dwoma mistrzami.
Naruto podrapał się po głowie. No fakt, jego genini zwykle robili co chcieli, kiedy byli z nim. Ale to wina Sasuke. On był dla nich zbyt surowy, więc jak zostawali sami, to wolał dać im więcej swobody. Zabawne... Zupełnie jakby to była sześcioosobowa drużyna z dwoma mistrzami.
Sakura chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w głośnikach porozwieszanych gdzieniegdzie na drzewach rozległ się głos.
– Drodzy państwo, a teraz pan młody, Sai, chciałby wygłosić kilka słów.
Sai, który stanął na podwyższeniu, rozejrzał się dookoła. Przyszło naprawdę dużo osób.
– Miłość ma różne oblicza – zaczął i akurat w tym momencie trafił wzrokiem na Naruto i Sasuke.
Uniósł brwi, widząc, w jakim są stanie, ale po chwili jakby się nad czymś zastanowił i pokiwał głową. Co prawda miał napisane inne przemówienie, ale teraz coś innego przyszło mu do głowy.
– Mam przyjaciół. Kiedyś nie sadziłem, żeby to było możliwe, nie czułem nic. Ale pojawili się, choć na dzień dobry najchętniej by mnie zabili. Nie rozumiałem ich. Wtedy zacząłem czytać poradnik... – przerwał na chwilę, bo rozległy się oklaski. – Według pierwszej wskazówki miałem nadać komuś ksywkę. Nazwałem Sakurę brzydulą, za co mnie pobiła.
– Zaraz to go chyba zabiję – Sakura, słysząc to, zacisnęła ręce.
– Potem jednak nadałem Ino ksywkę ślicznotka i podziałało. Poradnik sprawdził się na tyle, że teraz jest moją żoną. Odkąd podczas misji weszła mi do głowy, to już z niej nie wyszła.
Sai ukłonił się, słysząc gromkie brawa.
– W poradniku było też napisanie, żeby zbliżyć się do przyjaciela. Chciałem się zbliżyć do Naruto. Siedzieliśmy wtedy obaj, zupełnie sami, na poboczu drogi. Przysuwałem się i przysuwałem, ale gdy już myślałem, że się wystarczająco zbliżyłem, on ode mnie odskoczył jak oparzony. Ale to nie wina poradnika, wtedy po prostu nie wiedziałem, że się przestraszył mnie, bo kochał Sasuke...
– Pomogę ci, Sakura– chan – mruknął Naruto. – Nie, Sasuke! Nie możesz używać Sharingana na mieszkańcach! – wrzasnął, widząc błysk w jego oczach.
– Tak więc. Wracając jeszcze do tematu uczuć. Niektórzy, nawet jeśli mają wysokie stanowisko, wolą zaczytywać się w powieściach por... znaczy romantycznych – poprawił się, widząc zdegustowany wzrok Kakashiego – inni swoją nieodwzajemniona miłość odreagowują treningami i okrzykiem Wiosna Młodości.
– Lee, powodzenia – krzyknął ktoś z tłumu, przerywając wywód Saia, i mu pomachał.
Lee najpierw spuścił wzrok, ale kiedy Gai_sensei klepnął go w ramię, odzyskał werwę i entuzjastycznie odmachał, stwierdzając jednocześnie, że dzisiaj przejdzie na rękach tysiąc okrążeni wokół Konohy.
– Miłość jest różna. Jedni na nią czekają, drudzy tracą, inni uważają, że jest kłopotliwa. A jeszcze inni ciągle się kłócą tak, że codziennie muszą kupować nowe łóżko...
– Wcale nie codziennie! – zareagował Naruto.
Zbyt impulsywnie i chyba zbyt głośno, bo kilka osób odwróciło w ich stronę głowy.
– Jesteś pewien co do tego Sharingana? – zapytał zirytowany Sasuke.
– Co wy od niego chcecie, gość jest świetny – zaczął się śmiać Hideaki.
Poza wzmianka o Sakurze, bardzo mu się ta przemowa podobała.
– Na koniec chcialem powiedzieć – Sai usmiechnął się po swojemu – żeby nie tracić nadziei. Bo zawsze, nawet po zawodzie miłosnym, można coś zmienić i, nawet w innym kraju, znaleźć innego... drania – mówiąc to, spojrzał wprost na Hideakiego, co zauważyli wszyscy.
Hideaki zmruzył oczy. Sakura, widząc to już myślała, że dołączy do ich tria, pragnącego niezwłocznie zabić Saia, ale ten tylko się uśmiechnął i powiedział:
– Drań... Dobra, niech będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro