Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 10


Sakura spojrzała na wszystkich trzech. Hideaki – jej partner, Sasuke – nieodwzajemniona przez wiele lat miłość i Naruto – najlepszy przyjaciel.

Najlepszy przyjaciel, który nie wyglądał jednak jak dawny Naruto. Miał przygaszone spojrzenie i gdy co jakiś czas spojrzał na Sasuke, jego wzrok nagle gdzieś uciekał.

Sakura zmarszczyła brwi.

– Musimy porozmawiać!

Chwyciła Naruto za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Co prawda wyszli z Hideakim wcześniej, żeby pomóc w ostatnich przygotowaniach, ale nie mogła tego zlekceważyć. Poczekają.

Sakura, mimo że w Sunie zyskała nowych znajomych i chłopaka, nigdy nie zapomniała o przyjaciołach z Konohy. Tęskniła za Ino, mimo że przecież kiedyś tak się nie znosiły, za Hinatą, z którą przed długi czas miały ten sam problem, za Tenten. Temari widywała dość często, bo bywała w Wiosce Piasku odwiedzając Gaarę. Tęskniła też za Choujim, Shikamaru, Kibą, Shino, Lee, nawet Saiem – mimo że napsuł jej początkowo krwi tym poradnikiem. Za Sasuke... Choć o nim wolała za dużo nie myśleć.

Jednak przede wszystkim nie zapomniała o Naruto. Naruto, którego kiedyś tak nie znosiła, a który po latach stał się jej najlepszym przyjacielem. Sakura czasami aż nie wierzyła, że mogła być tak głupia, nie doceniając go wcześniej. Zawsze był dla niej miły, zawsze się starał, nigdy się nie skarżył. Tak samo Lee.

To byli prawdziwi przyjaciele. Cholera, było jej naprawdę żal, że tamte czasy, gdy spotykali się wszyscy razem w Ichiraku, już minęły. Wydorośleli. Zmienili się.

– Naruto, co się stało? – zapytała, gdy odeszli na pewną odległość i wręcz zmusiła go, by usiedli na wale.

Naruto wlepił wzrok w rzekę. To, co powiedział Sasuke dzisiaj bolało i bardzo chciał się komuś wygadać, ale najpierw chyba powinien porozmawiać z nim. A może nie? Może lepsza była rozmowa z kimś innym? W końcu gdy zaczął czuć coś do Sasuke, nikomu nie powiedział i sam się z tym męczył.

– Naruto, posłuchaj... – Sakura chwyciła jego głowę i skierowała na siebie. – Ja wiem. Wiem, o twoim projekcie w radzie. Tsunade mi powiedziała. I...

– Pewnie uważasz, że to głupie.

– Nie. – Pokręciła głową. – Uważam, że każdy ma prawo do szczęścia. W Sunie byłam nawet na jednym takim ślubie. Tylko powiedz mi, czy ty i Sasuke chcecie...

– Nie. ­– Naruto zmarkotniał jeszcze bardziej. – To znaczy Shikamaru powiedział, że to jedyna opcja, żeby przekonać Radę, ale... Sasuke nigdy się nie zgodzi. Znasz go.

Sakura uśmiechnęła się i nie zważając na swoja sukienkę, ułożyła się wygodnie na wale.

Po chwili Naruto zrobił to samo.

Leżeli obok siebie i wpatrywali się w niebo. Było niemalże bezchmurne, Saiowi i Ino trafiła się ładna pogoda na ślub.

– Na pewno nie tak dobrze jak ty, ale wiem jedno. On od zawsze był uparty i miał jakiś swój cel. Coś zawsze było dla niego najważniejsze. Po wojnie... Ty przekonałeś go, żeby zrezygnował ze swojej zemsty. Dla ciebie dał się aresztować. Dla ciebie został w wiosce.

– Więc myślisz...

– Myślę, że teraz ty jesteś dla niego najważniejszy. Porozmawiaj z nim.

Sakura odwróciła głowę w jego stronę.

– Pamiętasz, kiedy byliśmy dziećmi? Wy nigdy ze sobą nie rozmawialiście. Nawet jak jeden robił coś dla drugiego, to udawał, że mu nie zależy. Byle tylko coś sobie udowodnić. Ale jak tak sobie wszystko przypominam, kiedy jeszcze byliśmy drużyną, Sasuke nigdy nie dał cię skrzywdzić komukolwiek. Ani ty jego. Chroniliście się nawzajem, mimo że z pozoru nie znosiliście się jak pies z kotem. A teraz... Teraz się kochacie.

Naruto westchnął i ułożył ręce za głową.

– A co z odbudową klanu? On chce tego...

Sakura podniosła się i oparła głowę na ręce. Nie, to zdecydowanie nie był Naruto. Tamten Naruto którego znała. Zaakceptowała ich związek, chciała, żeby był szczęśliwy, ale... czy on na pewno był szczęśliwy? Brakowało jej w tych niebieskich oczach tego błysku, tej iskry i determinacji.

– Jest coś jeszcze? – zapytała.

Naruto westchnął ciężko. Z jednej strony nie chciał mówić o takich rzeczach, z drugiej musiał to z siebie wyrzucić. A Sakurze ufał.

– Odkąd sprzedałem kawalerkę i przeprowadziłem się do Sasuke, traktowałem to jako swój nowy dom. A po tej wczorajszej imprezie dla Saia...

Naruto zaciął się. Czuł, że w gardle zaczyna mu się tworzyć gula. To był dla niego naprawdę trudny temat.

– No zapytał, co zrobiłem z jego mieszkaniem. Jego mieszkaniem. Myślałem, że to nasz wspólny dom.

Sakura spojrzała na niego uważniej. Naruto chyba naprawdę to męczyło. Mimo że zawsze gadał jak najęty, to w kwestiach uczuciowych zawsze był powściągliwy. Nie miał rodziców, dorastał jako wyrzutek, więc wówczas też nie posiadał przyjaciół. Kiedyś uganiał się za nią, ale to była chyba tylko taka szczenięca fascynacja. Pamiętała, gdy kiedyś próbował ją pocałować, przed wyprawą z Jirayia. Nieźle wtedy oberwał. Mimo to nadal żywił do niej jakieś uczucia. Do czasu. Konkretnie czasu, kiedy powiedziała mu, że go kocha. Wtedy uzmysłowił sobie, że on jednak nie kocha jej, a kogoś innego.

Ale Sasuke, mimo że byli razem, nie traktował go tak jak trzeba. To znaczy jasne, oni zawsze obijali się gdzie tylko się dało, ale tak rozładowywali swoje emocje. A to co powiedział jej Naruto, wcale jej się nie podobało. Bardzo jej się nie podobało. Była zła. Zła na Sasuke. Miał o niego dbać, a nie...

– Możecie przestać się migdalić i tu przyjść? – usłyszeli głos.

To był Hideaki, patrzący na nich z góry wału. Najwyraźniej nie był zachwycony, że jego dziewczyna pochyla się nad leżącym Naruto, który przecież kiedyś za nią się uganiał

Jednak to nie na to zwróciła uwagę, a na stojącego obok Sasuke, który na te słowa spojrzał na niego, unosząc brwi i ironicznie się uśmiechając. Zupełnie tak, jakby wiedział, że Naruto jest tylko jego i nikogo innego. Że należy tylko do niego. Że ma do niego wszelkie prawo. Cokolwiek by nie robił. Tak jak podczas wojny. Kiedy to Naruto nie myslał o nikim innym.

Sakura, mimo całego jej zafascynowania Sasuke, mimo tego, że jeszcze do nie tak dawna był miłością jej życia, naprawdę się wkurzyła.

A potem... sama już nie wiedziała. Może zareagowała zbyt impulsywnie. Może ta jego nonszalancka postawa w porównaniu ze wcześniejszym, smutnym wzrokiem Naruto wyzwoliła za dużo emocji. Ale zrobiła to. Zrobiła to po raz pierwszy w życiu!

– Ty kretynie! – warknęła, wskakując na górę wału – Obiecałam, że jak go skrzywdzisz, to...– nie dokończyła, ale huknęła z całej siły Sasuke w głowę.

*

Sasuke leżał cierpliwie na szpitalnym łóżku, czekając aż Sakura skończy bandażować mu głowę. No cóż, cios okazał się mocniejszy niż zwykle i trzeba było to opatrzyć. Generalnie sam by sobie poradził, ale siłą go tu zaciągnęli.

– Przepraszam. Nie chciałam...– mruknęła Sakura, zaklejając końcówkę bandaża – aż tak mocno.

Ta końcówka zdania naprawdę zaskoczyła Sasuke. Sakura nigdy w życiu go nie uderzyła. Wielokrotnie biła Naruto, nawet za jakieś błahostki, ale nie jego. Co więc musiało się stać? Co Sakura mówiła? Obiecałam, że jak go skrzywdzisz... Sasuke przypomniał sobie rozmowę sprzed lat, gdzie Sakura, po jego wybudzeniu ze śpiączki, po raz pierwszy rozmawiając z nim normalnie, zagroziła mu. Był wtedy naprawdę zdziwiony, że tak zmieniła podejście i zaimponowało mu nawet to. Ale co to miało być dzisiaj? Przecież w żaden sposób nie skrzywdził Naruto. O co, do jasnej cholery, jej chodziło, gdy tak znienacka postanowiła rozłupać mu głowę?

– Możesz mi wytłumaczyć, o co ci chodzi?

Sasuke skrzywił się, gdy odwrócił głowę. Bolało. Cholera, Sakura miała naprawdę mocny cios.

Sakura chwilę się zastanawiała, ale w końcu usiadła na krzesełku naprzeciwko. Spojrzała uważnie na Sasuke. On naprawdę zdawał się nie wiedzieć, za co oberwał. Eh... Niby geniusz, a w sprawach uczuciowych był tak samo nieogarnięty jak Naruto. Niby można by z tego żartować, ale to, jak Sakura już jakiś czas temu zauważyła, nie był temat do żartu. Obaj byli samotni, mieszkali sami, zdani na własny los. Mama Sakury wielokrotnie na nią krzyczała, strofowała ją, ale mimo to zawsze wracała do ciepłego domu. A gdzie wracali Sasuke i Naruto? Jeden do pustej rezydencji, na której widniało widmo śmierci, drugi – do ciasnej kawalerki.

Sakura w żadnym wypadku nie dziwiła się temu, co dzisiaj powiedział Naruto. Ona naprawdę chciał mieć dom. Nie w sensie budynku – mieszkania czy kawalerki, ale taki prawdziwy dom. Wspólny. W którym ktoś zawsze będzie na niego czekał, tak jak na nią kiedyś rodzice. A Sasuke chyba tego nie rozumiał. Za bardzo swego czasu przywykł do samotności.

– Wiesz... to znaczy – zawahała się – znam was obu i myślę, że Naruto potrzeba trochę więcej – sama nie miała pojęcia, jak to ubrać w słowa.

– Więcej? Niby czego?

– Nie wiem, czegoś wspólnego? – Sakura znów się zastanowiła. Innym by to wytłumaczyła od razu, ale to był Sasuke. Z nim ciężko się rozmawiało – Mieszkacie razem... Ehh... Nie powinniście mieć wspólnego domu?

– Nie wiem o co ci chodzi. – Sasuke podniósł się z łóżka. Uznał, że już jest wszystko w porządku. – Mieszkamy razem od prawie dwóch lat. Moje mieszkanie nam wystarczy.

– Właśnie – podłapała Sakura. – Nie uważasz, że Naruto chciałby czegoś, co nie będzie jedynie twoje, a wasze?

– Jakoś dotąd nie narzekał – zirytował się Sasuke.

Nie dość, że trafił do szpitala, to jeszcze musiał iść na ten idiotyczny ślub. A najpierw i tak się przebrać. Choć wizja Naruto w garniturze bardzo mu się podobała. I również ta druga wizja. Że na tym ślubie nie będzie już żadnych dramatów z ich udziałem jak na ślubie Shikamaru i Temari. Choć, z drugiej strony, jak przypomniał sobie, co się działo w tej piwniczce... Naruto wyglądał tak seksownie w tym cholernym garniturze...

– Sasuke-kun!

Sakura machnęła mu czymś przed nosem. Chyba jakimś plastrem. Jakby nie miał ich już wystarczająca ilośc na głowie.

Spojrzał na Sakurę naprawdę wkurzony tym, że zabiera mu czas, to jednak ona wytrzymała spojrzenie, co się chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło. Zielone oczy wpatrywały się w niego z jakimś taki zacięciem.

– Naruto potrzebuje prawdziwego domu – powiedziała z mocą, nadal nie spuszczając wzroku z Sasuke.

Chciała coś jeszcze dodać, ale w tym momencie dobiegł ich huk z korytarza poczekalni.

– Naruto...

– Hideaki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro