SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy - rozdział 38
No i jest nowy rozdział. Miłego czytania.
A, jeszcze coś. Jedna z czytelniczek napisała mi na PW, że ktoś wysłał do niej prośbę o udostępnienie ostatnich rozdziałów. Więc powiem tak. Uszanujcie moją decyzję i jeżeli ktoś jeszcze coś takiego dostał, lepiej tego nie róbcie.
*
ANBU spojrzeli po sobie, choć z racji tego, że mieli maski, nic nie dało się wyczytać z ich twarzy.
– Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli podejmiesz z nami walkę, a potem opuścisz wioskę, będziesz zbiegiem?
– Sasuke, nie, nawet się nie waż uciekać z wioski!
To zdyszany Naruto zeskoczył z dachu i stanął obok niego. Wszędzie go szukał, aż w końcu znalazł w miejscu, w którym najmniej by się go spodziewał, bo było oczywiste i pierwsze do sprawdzenia przez ANBU.
– Nie wybieram się nigdzie. Ale też nie dam się aresztować.
– Sasuke Uchiha, złamałeś jedną z zasad, dzięki której warunkowo cię ułaskawiono. Użyłeś techniki Tsukuyomi na mieszkańcu wioski.
– Nie. Nie złamałem. Hideaki nie jest mieszkańcem Konohy tylko Suny.
ANBU znów spojrzeli po sobie. Tym razem, mimo masek ich konsternacja była wyraźnie nie tyle widoczna, co wyczuwalna. Sprawiali wrażenie, że są jeszcze bardzo młodzi i niedoświadczeni.
– Taki dostaliśmy rozkaz, dlatego musimy cię...
– Nie wiem, co za idiota go wydał – prychnął Sasuke.
– Nasz dowódca! – zapieklił się jeden z ANBU i gdyby nie brak Akamaru, Sasuke pomyślałby, że to Kiba. Niby elitarne jednostki, a przyjmowały takich głąbów.
– Dobra, ułatwię wam zadanie. Pójdę z wami, ale chcę rozmawiać z Kakashim – zażądał beznamiętnym tonem.
Naruto, patrząc na to wszystko, naprawdę nie wiedział, co powiedzieć. A to się bardzo rzadko zdarzało. Sasuke, mimo tego co zrobił, stawiał warunki ANBU? On się chyba naprawdę nigdy nie zmieni.
Był rozbity. Z jednej strony Sasuke zachował się karygodnie, z drugiej nie chciał, żeby trafił do aresztu. Nawet na chwilę. Aż za dobrze pamiętał, czym skończyło się ostatnie aresztowanie. Sasuke omal nie zginął. Gdyby go wtedy nie wyciągnął z tego płonącego budynku, to teraz zamiast cieszyć się wspólnym domem, odwiedzałby go na cmentarzu.
– Sasuke ma rację – wydusił, choć z trudem. – Hideaki nie jest mieszkańcem Konohy.
Mówiąc to, poczuł się okropnie. Było mu naprawdę ciężko, bo Hideaki stał się jego przyjacielem, a teraz nadal był nieprzytomny. Jednak inaczej nie potrafił. Mimo że był wściekły na Sasuke, nie mógł pozwolić, żeby znów go uwięzili.
– Dobrze, zaprowadzimy cię do Hokage. – W końcu jeden z ANBU kiwnął głową. – Ale to – pokazał czarną opaskę na oczy – jest warunkiem.
Naruto już chciał protestować, ale ANBU uniósł rękę, dając tym samym do zrozumienia, żeby nic nie mówił.
– Hokage sam zdecyduje co z tobą zrobić – zwrócił się do Sasuke. – Jednak w tym momencie stanowisz za duże zagrożenie.
*
Sasuke, siedząc w pomieszczeniu, słyszał kroki. Ktoś chodził w tę i z powrotem. Nie mogli być w gabinecie Hokage, bo ANBU sprowadzili go po schodach na dół, więc to pewnie jakeś archiwum. Raczej tak, bo mimo lokalizacji nawet zapach zakurzonych papierów na to wskazywał.
– Sasuke – usłyszał w końcu głos Kakashiego. – Zawsze myślałem, że jesteś geniuszem. Ale ty jesteś po prostu idiotą.
– Hn – prychnął Sasuke. – Nie zrobiłem niczego, co...
– Zamknij się – warknął Kakashi.
Po chwili zirytowany dezaktywował pieczęć i zerwał mu opaskę z oczu. Spojrzał na niego.
Sasuke zamrugał, znów przyzwyczajając się do światła.
– Sasuke, po raz kolejny zrobiłeś coś, za co powinieneś trafić do więzienia. Tak źle ci we własnym domu, że wolisz celę za kratkami? Umawialiśmy się na coś.
– Hideaki nie jest mieszkańcem wioski – powtórzył Sasuke to samo, co powiedział ANBU.
– Tak, już słyszałem to wytłumaczenia, zdano mi raport. Tylko dlatego jesteś teraz tu, a nie w więzieniu.
– Nie możecie mnie aresztować za złamanie zakazu, bo go nie złamałem.
– Jak nie przestaniesz być taki arogancki, to ja ci zaraz znajdę kilka powodów, za które jednak będę mógł to zrobić. Starszyzna z pewnością się ucieszy.
– Hideaki jest z Suny.
– Tak, Hideaki jest z Suny, ale jest też naszym gościem. Sasuke, do cholery, zgodziłem się na twoje ułaskawienie, poświadczyłem za ciebie, a ty robisz takie rzeczy? Może powinienem wypisać ci tamte zasady na czole, żebyś codziennie je widział w lustrze?
– Znam zasady, wiem, na co się zgodziłem – powiedział twardo Sasuke. – I nie było wtedy mowy o ludziach z innych wiosek. Domyślam się nawet dlaczego. Gdyby ktoś, kto miał być gościem, okazał się wrogiem, musiałbym walczyć, prawda?
– Tak – powiedział niechętnie Kakashi. Fakt, tu Sasuke trafił w sedno. – Jednak, o czym dobrze wiesz, Hideaki nie jest wrogiem, ma tu przyjaciół i jest blisko związany z jedną z osób z Konohy.
– Taa, z jedną na pewno – mruknął Sasuke i zacisnął lekko ręce, gdy przypomniał sobie, jak Hideaki całował Naruto. A ostrzegał go, żeby się nie zbliżał. Nie, naprawdę, to było tak bezczelne, że Tsykuyomi to na niego chyba jednak za mało.
– Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co mu zrobiłeś? Gdy twój brat zastosował to samo genjutsu na mnie, byłem nieprzytomny przez kilka dni. Do dziś pamiętam ten horror. Medycy mówią, że to cud, że nie doznałem uszkodzenia mózgu.
– Gdyby on miał jakikolwiek mózg, trzymałby się z daleka od... – Sasuke zamilkł, gdy zdał sobie sprawę, że powiedział niedużo. – Zresztą nieważne.
– A właśnie, że ważne! O co wam poszło? Od kogo miał się trzymać z daleka?
– Od nikogo.
– Sasuke, szlag mnie zaraz trafi! – Kakashi uderzył pięścią w stół. – Nie wypuszczę cię, dopóki się nie dowiem, o co chodzi. Nie mów, że ci się odwidziało i nagle jesteś zazdrosny o Sakurę. Z tego co wiem, ty potrafisz bardzo szybko zmieniać zdanie.
– Nie. Ale to jest sprawa pomiędzy mną a Hideakim. Nie muszę się tłumaczyć.
– Co pokazałeś mu w genjutsu, że skończył w takim stanie? Co ten chłopak musiał przeżywać?
– To, na co zasłużył – warknął Sasuke. – I nie będę więcej o tym mówił.
– Dobrze, jak chcesz. Może jak pomieszkasz kilka dni w tym pomieszczeniu, zmienią ci się priorytety.
Sasuke wzruszył ramionami. Trudno, przeczeka to. Kakashi w końcu zmięknie.
– Mogę zobaczyć Naruto? Muszę z nim poroz...
– Nie.
– Nie? – Sasuke spojrzał na niego zaskoczony. – Jak to nie? Dlaczego nie?
– Po prostu nie.
*
Naruto zaraz po tym, jak zabrali Sasuke do Głównej Siedziby Wioski, sam się tam zjawił. Niestety, nie zastał nikogo w gabinecie Hokage. Czekał chyba z godzinę, chodząc wzdłuż korytarza, zanim w końcu Kakashi przyszedł. Był wyraźnie zirytowany.
– Kakashi-sensei, gdzie jest Sasuke?! – zaczął od razu zadawać pytania. – Co mu zrobiliście? Coś mu grozi?!
– Właź do środka i nie drzyj się na korytarzu! – Kakashi wepchnął go przed sobą i zamknął drzwi. – Siadaj.
Naruto usiadł i przez chwilę się nie odzywał. Kakashi naprawdę chyba nie miał humoru.
– Naruto – usłyszał po dłuższej chwili. – Wiem, że byłeś świadkiem tego ataku Sasuke i to ty przyniosłeś Hideakiego do szpitala.
Naruto kiwnął głową.
– Co takiego się stało, że Sasuke posunął się do użycia Tsukuyomi? Hideaki pierwszy go zaatakował?
Naruto chwilę się zastanawiał, co ma odpowiedzieć, czy nie skłamać, ale w końcu pokręcił głową.
– Nie. On się po prostu bardzo zdenerwował. Ale to była moja wina. Nie powinienem był pozwolić... No po prostu Hideaki nieświadomie go sprowokował.
– Czym takim go sprowokował? – Kakashi nie odpuszczał.
Naruto spuścił głowę. No bo jak miał to wytłumaczyć? Że swego czasu zauroczył się w Hideakim i wyszło tak, że on się w nim zakochał? A Sasuke był zazdrosny i... Zacisnął pięści. To nie tak miało być.
– Posłuchaj. – Kakashi postanowił spróbować inaczej. – Rozumiem, że będziesz chciał za wszelką cenę bronić Sasuke, ale pomyśl o Hideakim. Wiem, że się zaprzyjaźniliście. A teraz on leży w śpiączce i nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi.
– Wiem o ty! – Naruto, słysząc to, nie wytrzymał. – Widziałem go!
– W takim razie, skoro to twój przyjaciel i zależy ci na nim, powiedz, co się stało.
– Niby jak ma mu to pomóc?
– W tego typu genjutsu często ważne jest to, co mógł w nim zobaczyć, bo wtedy łatwiej zdiagnozować, na jaką część mózgu zadziałało – wyjaśnił spokojnie Kakashi. – Sasuke nie chce mówić, coś ukrywa, zupełnie jakby się czegoś wstydził.
– Nie wiem, co mu pokazał, ale...
Naruto pokręcił głową. Nie chciał wyjawiać, o co Sasuke tak się wściekł, ale jeżeli to miałby uratować życie Hideakiego, to chyba nie miał wyboru.
– On po prostu zobaczył, jak... no bo Hideaki chyba się w mnie zakochał i... – zamilkł.
Spuścił wzrok na ręce, które teraz zaciskały się na sobie nerwowo. Było mu tak głupio, tak strasznie głupio, że nie mógł spojrzeć Kakashiemy w oczy. To ich dawny sensei, a obecny Hokage. Jak miał z nim rozmawiać na takie tematy. To było zbyt krępujące.
Kakashi też milczał. I zastanawiał się. Kiedy wybuchły plotki o rozstaniu Naruto z Sasuke, od razu pojawiły się też takie, że zamieszkał z Sakurą i Hideakim. Ponoć spędzali razem dużo czas. Wcześniej nie wiedział na czym, dopiero niedawno Shikamaru powiedział mu, że Hideaki uczył Naruto tworzenia trucizn. To było dość zaskakujące. Naruto i trucizny. On podstawowych roślin nie rozróżniał, posadził mu w ogródku jałowiec zamiast tui. Jeżeli ciągle przebywali razem, wtedy musiało się coś wydarzyć. I jeszcze teraz Hideaki wrócił do Konohy sam... Kakashi nie był głupi, sprawnie połączył fakty.
– Musze iść do szpitala i porozmawiać z Tsunade. Te informacje mogą być przydatne – wstał zza biurka i wziął do ręki jakieś dokumenty.
– Mogę odwiedzić Sasuke? – zapytał Naruto.
– Nie. On posiedzi sobie sam i przemyśli swoje postępowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro