Rozdział 6
Nieoczekiwany obrót spraw.
Usłyszałam cichy pisk. Zaczęłam biec i po chwili wreszcie znalazłam Maksa. Leżał na ziemi, a gdy podeszłam lekko zamachał ogonem. Nie wstał jednak, gdy zachęcałam go do powrotu ze mną. Zakręciłam się w miejscu i położyłam koło niego. Leżałam obok do wieczora. Gdy trochę się ochłodziło, Maks wstał z piskiem i zaczął iść. Ja byłam trochę zaspana, więc zaczęłam iść po chwili. Źdźbła trawy uderzały mnie o pyszczek, co bardzo mnie denerwowało. Cicho przeszliśmy ulicę pełną psów nie wzbudzając większego zainteresowania. Tylko jeden malutki kundelek wyrwany ze snu cicho warknął, ale zaraz ucichł. Maks skręcił w ulicę prowadzącą do kryjówki.
Zatrzymał się na chwilę, ponieważ zostałam w tyle. Bardzo chciało mi się spać. Mimo to szłam za Maksem. Gdy wreszcie doszliśmy, zrobiło się bardzo zimno i mocno wiał wiatr. Byłam zmarznięta i położyłam się przed kryjówką. Maks, gdy to zauważył, złapał mnie delikatnie za skórę na karku i przeniósł do środka. Położył mnie na kupce trawy obok drzewa. Sam położył się obok. Wtuliłam się w jego sierść i zasnęłam szczęśliwa. Odzyskałam przyjaciela, ale martwiło mnie jego zachowanie. Było tak jak z mamą. Najpierw wszystko było dobrze, później znika i wraca w złym stanie, a na końcu w ogóle nie wraca. Jednak teraz cieszyłam się, że Maks znowu jest przy mnie.
*** *** ***
Obudziłam się w wesołym nastroju. Powitał mnie wesoły pyszczek Maksa. Patrzył na mnie trochę zaspany. Dzień był piękny i słoneczny, więc wyszliśmy z kryjówki. Maks usiadł na chodniku i przyglądał się przechodzącej obok pani. Była bardzo szczupła i wyglądała na miła, jednak pochłonięta rozmową przez telefon nawet nas nie zauważyła. Stukot jej butów towarzyszył nam jeszcze przez chwilę, po czym zamilkł.
W pewnym momencie Maks zaczął się dziwnie zachowywać. Kręcił się kółko, po czym podszedł do mnie, szturchnął nosem i zaczął iść. Chciał, żebym szła za nim. Stanął na końcu uliczki i czekał na to, co zrobię. Po chwili wahania ruszyłam w jego kierunku. Ledwie zaczęło świecić słońce, a płyty chodnika parzyły poduszki moich delikatnym jeszcze łapek. Na szczęście Maks zszedł na trawnik obok pewnego budynku ogrodzonego wysokim płotem. W oddali dało się słyszeć nieustanny hałas samochodów. Zdziwiło mnie to, że Maks szedł właśnie tam . Chwile się wahałam, czy iść. Nie chciałam zostać sama, więc dogoniłam go. Na brzegu ulicy wtuliłam się w niego. Przerażał mnie ruch samochodów, ich hałas. Maks jednak był spokojny. Po chodnikach chodziło wielu ludzi. Przeszliśmy kilka ulic i zdawało mi się, że doszliśmy do centrum hałasu. Gigantyczne skrzyżowanie, wielki budynek oraz setki samochodów. Zaczęłam głośno piszczeć, cała dygocząc. Wtuliłam się w swojego opiekuna. Maks polizał mnie, po czym razem przebiegliśmy przez ulicę. Jedno z aut z piskiem opon zatrzymało się tuż przed Maksem. Ja zdążyłam już przebiec. Stałam na chodniku z opuszczonym ogonem. Musiałam uważać, żeby nikt na mnie nie nadepnął. Moją uwagę przyciągały dziwaczne stworzenia, spacerujące na dwóch, patykowatych nogach między ludźmi. Zapominając zupełnie o Maksie pobiegłam do nich.
Gdy tylko się zbliżałam, uciekały.
Po chwili poczułam, że ktoś mnie łapie i podnosi w górę. Zdziwiona odwróciłam głowę. Była to Ola.
Z radości zaczęłam piszczeć. Polizałam ją po twarzy i radośnie zamachałam ogonem.
-Tu jesteś! Ostatnio nie było cię przy kryjówce- Zaśmiała się i usiadła na ławce. Siedziałam na jej kolanach, a ona głaskała mnie. Przyglądał nam się pewien mężczyzna. Rozmawiał przez telefon, a na oczach miał ciemne okulary. Teraz byłam w siódmym niebie. Dostałam od Oli buziaka prosto w nos. Znów prawie zasnęłam na kolanach Oli, jednak rozbudziło mnie hałasujące wielkie auto, które zaparkowało obok.
Trzaskając drzwiami, wysiadła z niego kobieta i mężczyzna.
Oboje do nas podeszli.
-Słuchaj- Zaczęła kobieta, klękając obok Oli. Mówiła łagodnie i spokojnie.- Musimy zabrać tego psiaka do schroniska. Wiemy, że nie jest twój, ponieważ w jego sprawie dostaliśmy już trzy zgłoszenia. Oddałabyś go nam?
Ola pokiwała głową i przekazała mnie w ręce kobiety. Nie spodobały mi się jej zimne ręce.
Zaczęłam się wyrywać, ale szybko przestałam, ponieważ nie miałam z nią szans.
Mężczyzna klęknął obok Oli i szepnął:
-Znajdziemy jej dobry dom. Każdy kocha szczeniaki. Zresztą, możesz namówić rodziców na wzięcie jej.- Poklepał Olę po ramieniu, wstał i wsiadł do samochodu.
- Nie będę jej wkładała do klatki. Jest już wystarczająco wystraszona.
Ola stała tyłem do samochodu. Samochód ruszył, a ja miałam tylko nadzieję, że powrotem trafię do dziewczynki. Zdążyłam tylko uchwycić jeszcze to, jak odbiegła... Później straciłam ją z pola widzenia, a mnie ciągle trzymała kobieta, która miała zimne ręce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro