Rozdział 26 i 27
,,Plany..."
Po kilku dniach wszystko się zmieniło. Ola po tym, jak wracała ze szkoły, siadała przy mnie, i póki mogła, rozmawiała ze mną. Karmiła mnie, a ja z dnia na dzień coraz lepiej radziłam sobie z tym, że Maksa nie ma. Pogodziłam się z tym, że nie wróci...
Ten dzień nie przepowiadał nic ciekawego. Jednak koło południa pod dom podjechał duży, srebrny samochód, na którym widniał napis „WWF". Wysiadło z niego dwóch mężczyzn i kobieta. Zadzwonili do furtki. Po chwili z domu wyszli rodzice Oli i wpuścili ich do środka.
-Więc to ona?- spytała kobieta.
-Tak. Niestety sprawiała problemy i kilka tygodni temu zdecydowaliśmy o tym, że będzie na łańcuchu. Ale nie chcemy, żeby spędziła tak resztę swojego życia.
-Dlatego tu jesteśmy- uśmiechnął się mężczyzna.- musimy pomagać wilkom i innym stworzeniom. Po to jesteśmy. Możemy ja obejrzeć?
-Oczywiście.
Niezbyt mi się to podobało, ale nie warczałam. Oglądali moje łapy, brzuch, badali kręgosłup. Patrzyli w oczy a także zaglądali do mojego pyska.
-Piękna jest. Idealna do naszego planu.
-Właśnie... Możemy poznać szczegóły?- spytała mama Oli.
-Sara mogłaby być wypuszczona w pobliżu swojej dawnej watahy. Jak już państwo wspominaliście, była z wilkami. No więc, mogłaby sprowadzić w jedno miejsce każdą z trzech pozostałych na świecie watah, nie licząc jej watahy- czwartej. Wtedy wilki byłyby wyłapane i umieszczone w rezerwacie, gdzie zostałyby spełnione plany o zwiększeniu ich liczby.
-Mądry plan. Kiedy zamierzalibyście ją zabrać?- spytał tata Oli.
-Nawet jutro. Im wcześniej, tym lepiej. Przejdzie dodatkowe testy, a także odzwyczaimy ją od zaufania do ludzi. Niestety, to już będzie mniej miła, ale konieczna cześć roboty.
-Jeśli ma to pomóc Sarze w odnalezieniu wilków, zgadzamy się- powiedziała mama Oli.
-Będziemy jutro, prawdopodobnie o szóstej nad ranem. Mamy dużo roboty, a niestety mało czasu.
-Dobrze, będziemy czekać.
-Więc, dowidzenia- powiedziała cała trójka.
-Dowidzenia- odpowiedzieli rodzice Oli.
Gdy członkowie WWF wychodzili, do domu wróciła Ola ze szkoły.
-Co to byli za ludzie?
-Pracownicy WWF. Jutro zabierają Sarę...
-Co? Jakim prawem?- przerwała Ola.
-Pomoże wilkom. Dzięki niej gatunek może przetrwać.
-Nie...- szepnęła Ola. Klęknęła przy mnie, a jej rodzice odeszli. Zanim jednak weszli do domu, jej tata powiedział:
-Pożegnaj się z nią...
Gdy zniknęli w domu, Ola rozpłakała się. Przytuliła się do mnie, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Coś się stało, ale nie miałam pojęcia, co. Polizałam ją po twarzy. Uśmiechnęła się, położyła rękę na mojej głowie i szepnęła:
-Kocham cię, mała. Bądź grzeczna, pomóż wilkom.
Ola siedziała ze mną do wieczora. Ciągle do mnie mówiła, przytulała mnie. Gdy się ściemniło, zawołała ją mama, a Ola z płaczem pobiegła do pokoju. Tuż przed tym, jak zasnęłam, z domu wyszedł Dawid.
-Trzymaj się tam. Będę tęsknił. I trzymał kciuki...
Pogłaskał mnie chwilę i poszedł. Zachowanie wszystkich było dziwne. Od pewnego czasu siostra Oli trzymała się ode mnie z daleka. Nie wiedziałam czemu. Zastanawiając się nad tym, zasnęłam...
Rano obudził mnie warkot silnika samochodu. Przed dom wybiegli wszyscy domownicy, w tym także Ala. Podbiegła do mnie, zapłakana i przytuliła mnie. Byłam zaspana, nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Zanim się zorientowałam, Ola odpięła łańcuch, a jeden z funkcjonariuszy WWF, założył mi na szyję jakiś dziwny drut, który zaciskał się, gdy próbowałam się szarpać. Nie mogłam zaatakować, przez długą tyczkę, za którą trzymał mężczyzna.
-Nic jej nie jest, tylko histeryzuje, bo nie wie, co to jest- powiedział do rodziców Oli i uśmiechnął się.
Wyrywałam się, gdy wyprowadzali mnie z domu. Wokół zebrało się kilka osób. Niektórzy robili zdjęcia. Byłam przestraszona. Czego chcieli ode mnie ci ludzie? Kazali mi wejść do klatki, a gdy zapierałam się łapami, wsadzili mnie tam siłą. Uwolnili mnie od drutu, ale byłam za to w klatce. Chciałam się uwolnić, ale klatka była zbyt mocna. Dwóch mężczyzn podniosło klatkę i wsadziło ją, razem ze mną do bagażnika dużego samochodu. Zanim zamknęli drzwi do niego, spojrzałam na Olę. Płakała, tak samo jak Dawid i Ala. Wściekle zawarczałam, gdy pewien obserwator podszedł za blisko, żeby zrobić zdjęcie.
-Proszę się odsunąć!- krzyknęli pracownicy WWF i zamknęli bagażnik. Po chwili włączony został silnik i odjechaliśmy. Nie miałam pojęcia, dlaczego i dokąd...
*** *** ***
Rozdział 27
,,Gdzie są wszyscy?"
Po kilku godzinach dojechaliśmy. Gdy zostałam wyprowadzona z klatki, podeszło do mnie kilka osób. Wszyscy przyglądali mi się, a ja szłam przestraszona, warcząc na poniektóre osoby. Weszliśmy do dużego pomieszczenia w ogromnym budynku. Tam podeszło do nas kolejnych kilka osób. Zdjęli mi obrożę, a założyli inną, bardzo dziwną. Denerwowała mnie, ale nic na to nie mogłam poradzić. Zaprowadzono mnie na jakiś wybieg. Był duży, ale nie było na nim żadnych innych zwierząt. Tam mnie wypuścili. Próbowałam się wydostać, ale ogrodzenie było wysokie i solidne. Biegałam w tę i z powrotem, z nadzieją, że jednak mi się uda. Gdy tak się nie stało, zrezygnowana położyłam się w rogu, gdzie czułam się bezpiecznie, zasłonięta przez gęste krzewy.
Przez pierwszy tydzień prawie nikt nie wchodził na wybieg. Tylko dawano mi raz na dzień mięso do jedzenia. Przez pierwsze trzy dni nic nie ruszyłam, potem jednak się przełamałam. Na wybiegu było dużo roślin, było także małe jeziorko. Po kilku kolejnych dniach na wybieg weszło dwóch mężczyzn. Stanęłam naprzeciwko nich i warczałam. Nie chciałam, żeby się zbliżali. Mieli w rękach jakieś dziwne przedmioty. Nagle zaczęli strasznie hałasować. Rzucali we mnie kamieniami, nadal hałasując. Uciekałam, ale oni nie odpuszczali. Nie wiedziałam, czego chcieli. Schowałam się w norze, którą odkryłam dwa dni temu. Chwilę jeszcze pohałasowali, a potem sobie poszli. Wyszłam dopiero kolejnego dnia. Ledwo przebiegłam cały wybieg, do środka weszło trzech mężczyzn ze strzelbami. Warczałam, lecz nie bali się. Zaczęli do mnie strzelać. Jednak ani razu nie trafili, Zaczęłam uciekać, gdy przybliżyli się do mnie. Wrzeszczeli, co przypomniało mi wczorajszy dzień. Znowu uciekłam do nory, a wtedy dali mi spokój.
Przez kilka dni powtarzały się te same sytuacje. Miałam dosyć, zaczęłam nienawidzić ludzi. Za każdym razem, gdy widziałam, że ktoś przechodzi obok wybiegu, wściekle warczałam i rzucałam się na ogrodzenie.
Pewnego dnia, o wczesnej godzinie na wybieg weszło kilku mężczyzn. Jeden miał w ręce strzelbę, dwaj pozostali jakieś siatki. Odruchowo chciałam się schować w norze. Gdy odwróciłam się, usłyszałam wystrzał i ukłucie na łapie. Udało mi się w miarę szybko dobiec do nory. Weszłam najgłębiej, jak mogłam i poczułam, że jestem bardzo śpiąca.
-Wyciągajcie ją, szybko!- usłyszałam. Jeden z nich wszedł do nory. Ledwo się zmieścił, ale udało mu się mnie sięgnąć. Próbowałam go ugryźć, ale nie potrafiłam tak daleko się wychylić. Złapał mnie za ogon i wyciągnął, a gdy już wyszedł, pozostali pomogli mu mnie wyjąć. Warczałam ostrzegawczo, ale sen zwalił mnie z łap.
Gdy się budziłam, czułam, że znowu gdzieś jedziemy. Potwornie bolała mnie głowa i chciało mi się pić. Zaczęłam piszczeć, miałam dosyć siedzenia w klatce i w zamkniętych pomieszczeniach.
Dojechaliśmy. Mężczyźni położyli klatkę na ziemi, a ja ujrzałam Olę! Stała z boku i przyglądała mi się.
-Masz chwilę, żeby się z nią pożegnać- powiedział jeden z funkcjonariuszy.- Ale wypuścimy ją dopiero jak wejdziesz do samochodu. Przestała ufać ludziom, czyli plan się powiódł.
Ola podeszła do klatki. Cofnęłam się w jej róg, za bardzo się bałam. Z jednej strony wiedziałam, że Ola mnie nie skrzywdzi, z drugiej coś nie pozwalało mi się zbliżyć. Trzęsłam się i cicho powarkiwałam.
-Znajdź wilki. Musisz znaleźć wszystkie, rozumiesz?- mówiła do mnie drżącym głosem. „Znajdź wilki"- tylko tyle zrozumiałam. Coś podpowiadało mi, że chodzi jej o to, żebym zebrała wszystkie wilki w grupę. Nie miałam pojęcie, dlaczego.
-Uważaj na siebie- szepnęła, gdy odchodziła. Gdy wsiadła do samochodu, drzwi klatki zostały otworzone. Wypadłam z niej jak szalona i skierowałam się w kierunku jednego z mężczyzn. Miałam ochotę go zaatakować. Wyładować na nim cały swój gniew i nienawiść do ludzi. Wtedy obok mnie trafił strzał. Spłoszyło mnie to i zaczęłam biec w stronę rozległych łąk... Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że te tereny są mi znajome... Wyczułam zapach wilków. Usiadłam i zawyłam. Dostałam odpowiedź mojego przywódcy i innych wilków i skierowałam się w ich stronę. Wkrótce je ujrzałam- stadko, takie jak dawniej, chociaż było w nim sporo nowych wilków. Wszyscy mnie przywitali, pewnie poniektóre osobniki mnie pamiętały. Zostałam przyjęta do watahy.
*** *** ***
Kilka dni później leżałam w słońcu i wygrzewałam się, szczęśliwa. Wkoło były tylko łąki, gdzieniegdzie drzewa, jakieś kwiaty. W oddali widać było stadka saren. Powietrze co jakiś czas przerywał odgłos ptaków. Będąc wśród wilków czułam się szczęśliwa, jak za dawnych lat. Czułam, że tu jest moje miejsce. Była tu też moja wilcza przyjaciółka, z którą wiele razem przeszłyśmy.
*** *** ***
Gdy się pojawiłam, wywołałam zamieszanie. Wszystkie wilki witały mnie, a gdy zauważyły obrożę na mojej szyi, założoną przez ludzi z WWF, zaczęły się bardzo śmiesznie i dziwnie zachowywać. Trącały obrożę nosem, zaczepiały łapami, podgryzały. Gdy wreszcie miałam dosyć, odskoczyłam na bok. Dały mi spokój.
Leżę teraz w gęstej trawie i odpoczywam po wczorajszym polowaniu, udanym oczywiście. Udało nam się schwytać potężnego jelenia. Od dwóch dni zastanawiam się, jak zachęcić wilki do wędrówki. Wstałam, przeciągnęłam się i usiadłam. Zawyłam krótko, a wtedy wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Kilka wilków wstało i skierowało się ku mnie. Gdy chciałam iść, zjawił się alfa. Był zaskoczony tym, co chciałam zrobić. A chciałam bez jego wiedzy poprowadzić watahę w nieznane tereny. Gdy już się zorientował, wściekle na mnie spojrzał. Gdy warknął, wilki z opuszczonymi ogonami odbiegły na bok. Musiałam za wszelką cenę doprowadzić wilki do Oli... Nawet jeśli znaczyło to starcie z alfą.
Odwzajemniłam spojrzenie i warknęłam. Przez kilka minut mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu jednak alfa zaatakował. Uniknęłam pierwszego ataku i sama do niego przystąpiłam. Przez chwilę ataki były słabe- pokaz sił. Po chwili jednak nabrały na sile, a zwykła potyczka przerodziła się w groźną walkę. Wilki z watahy zajmowały się sobą, ale bacznie przyglądały się wydarzeniu.
Alfa był doświadczony, przez całe życie odpierał ataki innych wilków, pragnących przejąć władzę nad jego watahą. Teraz jednak był stary i szybko się męczył. Próbowałam go przewrócić i w zwycięskim geście, chwycić za szyję, ale skutecznie się bronił. Prawie mnie przewrócił, ale wtedy wykorzystałam chwilę jego nieuwagi i zatopiłam kły w jego szyi. Trzymałam go, dopóki się nie poddał, później puściłam dawnego już alfę. Z podkulonym ogonem, zaczął uciekać, w celu opuszczenia straconego terytorium. Ja jednak chciałam, by został. Zależało mi na władzy, ale z konieczności. Głównie chodziło o wszystkie wilki, co do jednego. Pobiegłam za nim. Kiedy mnie usłyszał, odwrócił głowę. Przyśpieszył, widząc, że za nim podążam. Nie dogoniłabym go, gdyby się nie przewrócił. Skulił się i warczał ostrzegawczo, żebym dała mu spokój. Zdziwił się bardzo, gdy zaczęłam zachęcać go do powrotu. Po kilku minutach razem wróciliśmy. Wilki powitały mnie, nową przywódczynię. Alfa spadł nisko, więc jego nie przywitały.
Zostałam zaakceptowana przez wilki jako nowa przywódczyni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro