Rozdział 2 i 3
Koniec...
Minęły dwa tygodnie. Ja zaczęłam chodzić. Mama przez cały czas wyszła tylko 3 razy. Ja biegałam po całej kryjówce, podczas gdy mama wyszła na dwór. Teraz postanowiłam pójść za nią. Wyszłam przez tą samą dziurę co ona. Siedziała na pustej, podziurawionej uliczce. Pięknie świeciło słońce. Czarne futro wilczycy pięknie lśniło. Mimo pięknej pogody jej spojrzenie było smutne. Podeszłam do niej, bo zastanawiałam się, co się stało. Usiadłam obok, oparłam o nią przednie łapki i patrzyłam na nią. Gdy nie zwracała na mnie uwagi, zaczęłam ją drapać. Na to również nie zwróciła uwagi. Próbowałam więc innego sposobu. Położyłam się, przednimi łapkami złapałam jej łapę, a tylnymi zaczęłam ja uderzać. Dodatkowo trzymaną łapę usiłowałam gryźć. Po krótkiej chwili poczułam na sobie jej wielki, ciepły jęzor. Teraz leżałam na grzbiecie i wpatrywałam się w wielkie, błękitne oczy mamy. Nie trwało to jednak długo, bo wstała i zaczęła powoli iść. Gdy zaczęłam iść za nią, warknęła i odgoniła mnie. Byłam zdziwiona jej zachowaniem. Usiadłam na środku drogi i patrzyłam na nią, póki nie zniknęła mi z oczu. Później schowałam się kryjówce.
Rozdział 3
Opowieść wilczycy.
Byłam bardzo słaba, zmęczona i chora. Dwa tygodnie temu, podczas polowania zapuściłam się na teren człowieka hodującego owce. Gdy mnie zauważył, zaczął strzelać. Na szczęście skończyło się tylko na tylnej łapie. Uciekając złapałam zająca. Później nie miałam siły, by iść dalej, więc położyłam się w pobliskich krzewach, postanawiając wrócić następnego dnia. Wróciłam i odpoczywałam, lecz rana nie goiła się dobrze. Teraz znów wyruszyłam na polowanie.
Niestety, w okolicy było mało zajęcy, które mogłabym łapać. Bardzo nie chciałam, ale znów pobiegłam w miejsce hodowli owiec. Szłam wąską uliczką. Nie zwracałam uwagi na szczekanie psów. Na końcu już widać było rozległe tereny hodowli. Teraz szłam wolno, oszczędzając energię. Od pól miejsce to oddzielało słabo urządzone, drewniane ogrodzenie, które po prostu przeskoczyłam. Położyłam się, rozejrzałam w poszukiwaniu odpowiedniego celu, po czym zaczęłam się skradać. Wybrałam starą, pewnie schorowaną owcę.
Gdy byłam już blisko usłyszałam warczenie. Kilka metrów ode mnie stał wielki pies. Szczerzył kły i szedł w moją stronę. Ze stojącego niedaleko domu wyszedł mężczyzna. W ręce trzymał strzelbę. W tym momencie odwróciłam się i zaczęłam uciekać. Przeskoczyłam ogrodzenie i biegłam dalej. Już po chwili słyszałam strzały i czułam za sobą oddech biegnącego psa. Odwróciłam się i zaatakowałam, co trochę go rozproszyło. Złapałam go za łapę i przewróciłam. Gdy nie mógł się podnieść, zaczęłam biec dalej. Strzały umilkły i myślałam, że wszystko będzie już dobrze. Wtedy ujrzałam tego samego człowieka, jadącego na koniu. Chwilę stałam, nie mogąc w to uwierzyć. Opuściło mnie moje dotychczasowe szczęście. Gdy wreszcie oprzytomniałam, było za późno.
Usłyszałam kilka wystrzałów, po których upadłam. Łapy, w które trafiły pociski odmówiły mi posłuszeństwa.
Leżałam i słuchałam coraz bliższych odgłosów kopyt. Mężczyzna zatrzymał konia i śmiejąc się stanął obok mnie.
Przez chwilę na mnie patrzył, jednak zaraz odjechał. W tej chwili nie myślałam o sobie. W głowie miałam tylko swojego szczeniaka. Nie wiedziałam, co będzie z nią dalej. Mój los był już przesądzony. Powoli zamknęłam oczy. Wzięłam jeden, głęboki oddech. W jednym momencie przestałam czuć ból. Byłam po tej stronie, gdzie nie stanie mi się żadna krzywda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro