Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Nowy tryb życia

Byłam szczęśliwa. W domu Oli było wspaniale. Trochę się zdziwiłam, gdy coś na mnie założyła. Nie mogłam przez to chodzić tam , gdzie chciałam. Próbowałam na początku jakoś się uwolnić, lecz mi przeszło. Szłam w miarę spokojnie, a gdy doszłyśmy na pola, Ola spuściła mnie ze smyczy.

-Myślisz, że nie ucieknie?- spytała trochę zaskoczona Ala

-Nie wiem. Ufam jej i mam nadzieję, że nie.

Biegłam po trawie, w promieniach słońca. Dziewczynki o czymś miedzy sobą rozmawiały i wesoło się śmiały. Coś w głębi mnie kazało mi uciekać od ludzi najdalej, jak to tylko możliwe, lecz przywiązanie do Oli mnie blokowało. Przyciągnął mnie ciekawy zapach. Obok mnie wylądowała piłka. Przyglądałam jej się przez chwilę, po czym złapałam ją w zęby i rzuciłam nad siebie. Gdy piłka upadła zobaczyłam przed sobą wielkiego szarego psa. Uderzył mnie masywnymi przednimi łapami, tak, że już po chwili bezradnie wymachiwałam łapkami, żeby wstać. Pies z warczeniem się na mnie rzucił. Odruchowo ugryzłam go w nos ostrymi jak igła ząbkami.

Ten odskoczył z piskiem, płosząc siedzące niedaleko kruki. Zanim zaatakował po raz drugi, wstałam. Już miał mnie chwycić swoimi żółtymi kłami, gdy za obrożę złapał go młody chłopak.

-Argo, przestań!- zawołał, po czym zwierzę posłusznie usiadło przy jego nodze. Nie był już mną zainteresowany. Zamiast tego ślinił swoją piłkę.

W tym momencie dobiegły do nas zdyszane siostry.

-Czemu nie pilnowałeś tego kundla?!- Ola wyraźnie nie zwracała uwagi na to, co mówi.

-Po pierwsze, to nie jest kundel, tylko czystej krwi mastif neapolitański. Jeśli znałabyś się choć odrobinkę na psach, to może byś to zauważyła.

Po drugie to ten wasz szczeniak zabrał mojemu psu piłkę. Argo jest do niej przywiązany, gdyż ma ją od szczeniaka.

-Mógł zrobić Sarze krzywdę!!!

-To już wasz problem. Wy jej nie pilnowałyście.- chłopak jeszcze raz zawołał psa i z nim odszedł.

Ja z tego starcia wyszłam bez najmniejszego zadrapania.

-Sara nieźle sobie z nim poradziła- zaśmiała się Ala.

-To nie jest śmieszne. Teraz musimy uważać. I lepiej nie mówmy o niczym rodzicom.

-Dobra. Chodźmy dalej- zaproponowała Ala.

-Okej. Sarabi, chodź.

Zastanawiałam się, czemu Ola mówi do mnie Sara lub Sarabi. Może tak mnie nazwała...?

Po tej krótkiej chwili zastanowienia dobiegłam do dziewczynek. Szłam brzegiem malutkiej rzeczki. Mogłabym spokojnie ją przeskoczyć i znaleźć się na drugiej stronie. To właśnie robiły teraz Ala z Ola. Nie bawiło mnie to jednak. Zostałam więc po jednej, właściwej dla siebie stronie. Miałam ochotę wejść do wody. Po pewnej chwili słońce zaczęło zachodzić. Dziewczynki zawołały mnie, zawracając. Nie wahałam się między skokiem do wody, a podejściem do dziewczynek. To dlatego, że wyczułam konieczność powrotu do domu.

Wykonałam piękny skok. Woda, choć w małych ilościach roztrysnęła się wokół mnie. Pod łapami poczułam miękkie dno. Było bardzo przyjemne w dotyku. Czułam na łapkach leciutki prąd wody. Zdecydowanie nie można by tego nazwać rwącą rzeką. Ola podbiegła do mnie i wyciągnęła mnie z wody. Postawiła mnie na ziemi. Byłam cała mokra. Powrotem zapięła mi smycz, ale teraz prowadziła mnie Ala. Często szarpała za smycz, co trochę mnie denerwowało. Nie mogłam powąchać krzewu, ani śmieci leżących na drodze.

Doszłyśmy do domu o wiele szybciej niż się spodziewałam. Łapki już mi wyschły.

Weszłam do wąskiego korytarza, o którym Ala powiedziała,, hol''. Dalej można było iść do pralni, lub na schody prowadzące w wyższe partie domu. Było też kilka innych drzwi, za którymi nie wiem co się znajdowało.

Ola zdjęła mi uprząż i zaniosła do pralni. Wymyła mnie w wannie, wysuszyła i zaniosła do swojego pokoju. Będąc w przytulnym pomieszczeniu, poczułam się senna. Wskoczyłam na łóżko Oli i szybko zasnęłam.

Co chwila słyszałam stłumione uderzenia garnków. Odgłosy pewnie dochodziły ze znajdującej się niżej kuchni. Drzemałam, dopóki nie poczułam smakowitego zapachu. Postawił mnie na nogi. Zeszłam po schodach, uważając, żeby nie postrącać stojących na nich przedmiotów. W kuchni nikogo nie było. Skorzystałam z tego i zaczęłam szukać czegoś, co mogłabym zjeść. Zrobiłam się bardzo głodna. Na podłodze nie znalazłam nic ciekawego. Stanęłam przed schodami. Zeszłam na dół i weszłam do pokoju Dawida- brata Oli. Leżał na łóżku i chyba spał. Chodziłam chwilę po jego pokoju, po czym usiadłam na środku miękkiego dywany. Rozejrzałam się i zobaczyłam, ze na dworze jest widno. To znaczy, że przespałam już całą noc. Nie wyczułam, żeby Ola lub Ala były w domu. Na dywanie nie było niczego, poza skarpetami Dawida. Kichnęłam, a wtedy on poruszył się w łóżku. Postanowiłam nie denerwować go i jak najszybciej wyszłam z jego pokoju. Miałam ochotę wyjść na dwór. Chciałam już wrócić do kryjówki mojej i Maksa. No właśnie... Maks... Zupełnie o nim zapomniałam.

Zeszłam jeszcze niżej po schodach do tzw. Holu, w którym znajdowały się drzwi wyjściowe. Lekko popchnęłam nosem drzwi do holu. Podeszłam następnie do drzwi dzielących mnie od wolności. Uderzyłam je łapką. Były otwarte! Ola pewnie źle je domknęła, gdy wychodziła z domu. Wybiegłam przed dom, lecz to jeszcze nie był koniec. Musiałam jeszcze przejść przez furtkę. Ta niestety była dobrze zamknięta.

Wciskałam nos wszędzie, gdzie mogłam, ąż wreszcie znalazłam szczelinę w drewnianym płocie. Zaczęłam się przez nią przeciskać. W pewnym momencie miałam wrażenie, ze utknęłam, lecz kilka chwil potem byłam wolna.

Biegłam już w stronę kryjówki, zapominając o głodzie. Weszłam do środka. Wtem poczułam dziwny zapach. Na pewno to nie był Maks. Usłyszałam gniewne syczenie. To były koty. Dwa czarne koty, broniące kociąt. Szybko się odwróciłam i zaczęłam uciekać. Koty na szczęście nie goniły mnie. Zrezygnowana krążyłam pewien czas po okolicy. Nagle usłyszałam warczenie. Odwróciłam głowę w bok i ujrzałam tego samego psa, który wczoraj mnie zaatakował. Argo. Stał za ogrodzeniem i patrzył na mnie warcząc. Podkuliłam ogon i uciekłam. Na szczęście było tam to ogrodzenie! Przechodziłam bezludnymi uliczkami. Gdy przechodziłam obok śmietników, usłyszałam coś. Usiadłam zaciekawiona. Patrzyłam i nie mogłam dojrzeć, co wydaje takie dziwne odgłosy. Wtedy zza śmietnika wyjrzał mały piesek. Był zaniedbany, chudy i widać było, że się boi. To była suczka. Cała się trzęsła. Żeby jej nie straszyć, cofnęłam się i położyłam. Patrzyłam na nią łagodnie. Wreszcie ośmieliła się do mnie podejść. Nie była stara. Zachowywała się jeszcze jak szczeniak. Nieśmiało do mnie podeszła i zaczepiła łapką. Ja odwróciłam w jej stronę głowę ,a wtedy ona uciekła za śmietnik. Pisnęłam przyjaźnie, zachęcając ją do zabawy. Po chwili razem się bawiłyśmy. Jednak niedługo. Suczka nie miała siły na długa zabawę. Położyła się koło śmietników, a ja jeszcze pewien czas jej towarzyszyłam. Postanowiłam sobie, że będę ją odwiedzać. Wyczułam, że mała jest głodna. Ja sama miałam jedzenie w domu, ale nie miałam pewności, że znowu tu dzisiaj wrócę.

Zaczęłam szukać. Wreszcie znalazłam kawałek bułki, która jakieś małe dziecko pewnie wypuściło. Położyłam ją obok nowej koleżanki. Ta wstała i zaczęła jeść. Z wdzięcznością na mnie popatrzyła, gdy skończyła i położyła się w cieniu drzewa.

Ja wróciłam do domu.

*** *** ***

Przez kilka dni chodziłam do małej i przynosiłam jej rzeczy do jedzenia. Pewnego dnia jednak nie było jej. Usiadłam i pisnęłam. Miałam nadzieję, ze odpowie. Zaczęłam węszyć, próbując złapać jej trop. Udało się. Jednak poczułam coś jeszcze. Argo. Zaczęłam biec. Przebiegłam przez ulicę i wybiegłam na pola. Zatrzymałam się w cieniu drzewa. Usłyszałam piszczenie. Obok przebiegł Argo. Bałam się, ze mnie zobaczy, jednak byłam bezpieczna. Gdy upewniłam się, że odszedł, pobiegłam do małej. Leżała. Była cała poraniona i piszczała. Nie wiedziałam co robić. Czy zostać i być przy niej, czy pobiec po Olę. Zdecydowałam się zaryzykować. Biegłam najszybciej jak mogłam. Stanęłam przed furtką i zaczęłam piszczeć, wyć i szczekać. Przyciągnęłam uwagę Oli. Zbiegła na dół i spytała, co ja w ogóle robię poza domem. Złapałam nogawkę jej spodni.

-Co ty robisz, Sara?

Zrozumiała po chwili, że chce jej cos pokazać. Zaczęła biec za mną. Poprowadziłam ją na pola, tam gdzie leżało porzucone szczenię.

Gdy Ola ja zobaczyła, rozpłakała się.

_Sara, zostań tu i pilnuj jej. Wiem, że zrozumiesz. Przy tobie jest bezpieczna. Ja tu zaraz wrócę, kochanie!

Z tego wszystkiego zrozumiałam, że mam tu zostać i czekać.

Ola po chwili gdzieś pobiegła. Położyłam się przy mojej małej przyjaciółce. Cała się trzęsła, a ja próbowałam ją uspokoić.

Minęła dłuższa chwila i Ola wróciła z rodzicami. Zawinęli małą w koc i wszyscy wsiedliśmy do samochodu. Pojechaliśmy do weterynarza. Ja z Olą zostałyśmy w samochodzie. Czekałyśmy i czekałyśmy. Bałam się, że nie uda się jej uratować. Wreszcie z gabinetu wyszedł tata Oli. Za nim jej mama. Wsiedli do samochodu i tata powiedział:

-Weterynarz powiedział, że na tę chwilę mało można zrobić. Będą się starali ją uratować, ale potem trafi do schroniska.

-Nie moglibyśmy się nią przez jakiś czas zająć? Znaleźlibyśmy jej dom!

Tata Oli nie odpowiedział. Zamyślił się i wszyscy wróciliśmy do domu.

*** *** ***

Dwa tygodnie później dostaliśmy od weterynarza informację, że Lusia (tak nazwano małą sunię) czuje się już dobrze. Tata Oli właśnie po nią pojechał, a jej mama już dała w Internecie ogłoszenia, że mała szuka domu.

- Na pewno szybko znajdziemy jej dom. Jest taka urocza, że niedługo u nas pobędzie.

Rzeczywiście. Po szczeniaka tydzień później zgłosiła się rodzina z dwójką dzieci.

Razem z Maksem trudno było nam się rozstać. Mała nie chciała na początku jechać, ale polubiła dzieci z nowego domu, więc wreszcie odeszła. Mieliśmy nadzieję, że mała będzie szczęśliwa w nowym domu, a ja cieszyłam się, że jej pomogłam. Usiadłam na drodze i patrzyłam na odjeżdżający samochód. Ola usiadła obok i położyła rękę na moim grzbiecie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro