Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sanki


Mały Chłopiec siedział przygarbiony na śniegu. Twarz miał ukrytą w dłoniach i łkał cicho. Czuł, jak zimno przenika przez jego ubrania, jednak nawet nie drgnął. Zapłakany lekko podniósł wzrok i obdarzył nim leżące przed nim sanki. Ponownie wybuchnął płaczem, przypominając sobie scenę, jaka rozegrała się kilkanaście minut wcześniej.

Bawił się jak zawsze o tej porze, ze swoim Przyjacielem. Poznali się jako trzyletnie dzieci w przedszkolu i już od pierwszego spotkania bardzo się polubili. Nigdy nie nudziła im się wspólna zabawa. Byli najlepszymi przyjaciółmi, choć sami nigdy tego nie powiedzieli. Twierdzili, że to określenie bardziej pasuje do dziewczyn, które całymi dniami bawią się lalkami, a ich ulubionym kolorem jest różowy. Nie mogli zrozumieć, jak można tak spędzać całe dnie, przecież samochody i dinozaury były o wiele ciekawsze!

Chłopca i Przyjaciela dużo różniło, a przede wszystkim charakter.

Chłopiec był bardzo cichym, spokojnym i wrażliwym dzieckiem, zawsze usuwał się w kąt. Nie lubił być w centrum uwagi, za bardzo go to stresowało. Nie potrafił nigdy odmówić swoim kolegom. W przedszkolu bardzo często oddawał zabawki innym, jeszcze zanim zdążył się nimi pobawić, ponieważ oni je chcieli. Wielu rzeczy również się bał. Był typem melancholika.

Przyjaciel natomiast był jego stuprocentowym przeciwieństwem. Drażliwy, nieznoszący sprzeciwu i bardzo wybuchowy. W przedszkolu, jak i w szkole było sporo osób, które bały się go. Dodatkowo uwielbiał być w centrum uwagi, występy na jasełkach lub innych przedstawieniach zdawały się nie robić na nim żadnego wrażenia. Wychodził na scenę, jaką była podłoga w jednej z sal, która na potrzeby przedstawienia musiała zamienić się w salę teatralną. Każdą swoją kwestię wypowiadał z taką pewnością siebie, jakby wokół niego nie znajdowali się rodzice jego i jego kolegów, jakby był zupełnie sam.

Chłopiec bardzo podziwiał swojego Przyjaciela. Natomiast inni zastanawiali się, jak zupełnie dwa różne charaktery mogą tak bardzo się przyjaźnić.

Tego dnia Chłopiec ze swoim Przyjacielem wybrali się na sanki. Odkąd spadł śnieg, nie było dnia, bez zaliczenia przez nich zjazdu z jakiejś górki. Jego Przyjaciel jak zawsze miał głowę pełną pomysłów, które urozmaicały ich zabawy. Dzisiaj wymyślił sobie, że będą się wspinać na drzewo. Kiedy zakomunikował to głosem nieznoszącym sprzeciwu, Chłopca oblał zimny pot. Miał lęk wysokości, nawet z tak niewielkiej, jak pierwsza, najniższa gałąź drzewa. Nie chciał tego robić, nie lubił próbować nowych rzeczy, a zwłaszcza wtedy, kiedy nie było przy nim jego ukochanej mamusi. Bał się.

Po chwili zebrał się na odwagę i powiedział „nie". Jego Przyjaciel kazał mu powtórzyć, w nadziei, że się przesłyszał, jednak Chłopiec jednak powtórzył jeszcze raz, tym razem bardziej stanowczo. Wtedy Przyjaciel wpadł w szał, zaczął krzyczeć i szarpać Chłopca. Nienawidził, gdy ktoś mu się sprzeciwiał. „Jak on tak śmie?" — myślał wtedy przyjaciel.

Chłopiec zaczął powtarzać, że go to boli i, że zaraz zniszczy mu nową kurtkę. To jednak nic nie dawało. Jego Przyjaciel był wściekły, nie docierały do niego żadne słowa. Dopiero po kilku minutach otrząsnął się i puścił Chłopca, a ten upadł na ziemię. Przyjaciel poczuł ogromną chęć zniszczenia czegoś. Najbliżej niego znajdowały się ich sanki. Swoich oczywiście nie mógł zepsuć, bo nie będzie miał czym się bawić, natomiast te należące do Chłopca idealnie się do tego nadawały. Dzięki temu rozładuje na czymś złość i sprawi, że Chłopiec będzie cierpiał. Bez chwili zastanowienia dopadł do nich i zaczął po nich skakać. Wystarczyło kilka razy, aby stare już belki pękły. Po wszystkim odszedł bez słowa, wcześniej obrzucając Chłopca po raz ostatni wściekłym spojrzeniem.

Chłopiec od razu podbiegł do swoich sanek, żeby zobaczyć, co jego Przyjaciel z nimi zrobił. Niestety nie nadawały się one do dalszego użytkowania. Chłopiec na myśl o tym, że już tej zimy nie będzie mógł pojeździć, zalał się łzami.

Na wspomnienie tego okropnego wydarzenia, po raz kolejny tego dnia, rozpłakał się. Było mu bardzo przykro. Nie rozumiał, jak jego najbliższy Przyjaciel mógł mu uczynić tak potwornego. Przecież sanki były ulubioną zabawką Chłopca w zimę. Znał go, nieraz wpadał w szał, krzyczał, rzucał rzeczami, ale jeszcze nigdy nie szarpał go, ani nie psuł rzeczy należących do niego.

Nagle słońce padające na Chłopca zostało przysłonięte przed jakąś postać. Chłopiec spojrzał na nią. Zadrżał, widząc, jak bardzo jest ona wysoka. Od razu przypomniał sobie o Olbrzymach występujących w bajkach, które mamusia czytała mu przed sen. Wystraszył się. Szybko jednak przypomniał sobie o tym, że zawsze przybywają rycerze, pokonują Olbrzyma i poznają piękną księżniczkę. „A czy ja jestem rycerzem?" — zapytał sam siebie w myślach. — „Oczywiście, że tak. Jestem dzielny, odważny" — dodawał sobie otuchy.

— Hej mały, co się stało? — przemówił mężczyzna, którego chłopiec cały czas w swoich myślach nazywał Olbrzymem. Jego głos był niski i lekko seplenił, jednak nie przeszkadzało to w zrozumieniu go.

— Mój... Mój Przyjaciel — szlochał. — On... on zniszczył moje sanki. — Po jego bladej twarzy spłynęły wielkie łzy.

Chłopiec kątem oka zauważył, jak Olbrzym kuca koło niego. Spojrzał na niego po raz kolejny i teraz mógł mu się przyjrzeć. Był młody, miał bladą cerę jak Chłopiec i rudawe włosy zaczesane do tyłu, choć przy tym świetle można byłoby powiedzieć, że są one blond. Swoim wyglądem wcale nie przypominał tych brzydki, grubych, zielonych Olbrzymów z bajek. Chłopiec jednak uznał, że nie każdy z nich musi tak wyglądać, przecież, tak jak mamusia mówiła, każdy jest różny.

Olbrzym przez jakiś czas wpatrywał się w zapłakane oczy Chłopca, a następnie popatrzył na zepsute sanki. Zrobiło mu się, żal Chłopca. Nie lubił widoku smutnych ludzi, a zwłaszcza dzieci. Zawsze było mu przykro z powodu czyjegoś nieszczęścia. Po kilku chwilach odwrócił głowę w drugą stronę. Leżały tam inne sanki, nieużywane jeszcze przez nikogo. Miał to być prezent niespodzianka dla jego synka.

Kilka dni temu, kiedy wybrał się z nim na dwór, synek poprosił go, aby ten zjechał razem z nim. Olbrzym bez zastanowienia się zgodził. Wiedział, że tym sposobem sprawi mu radość i na jego usta wstąpi uśmiech. Nie przewidział jednak, że sanki przeznaczone dla dzieci nie wytrzymają jego ciężaru i się połamią.

Podczas zjazdu z niewielkiej górki nieopodal ich domu, usłyszeli trzask łamanego drewna, a kiedy podnieśli się, zobaczyli, że siedzenie, jest popsute. Synek zaczął się śmiać z Olbrzyma, któremu zrobiło się źle i zaczął mieć wyrzuty sumienia, że popsuł dziecku zabawkę. Obiecał sobie, że w wolnej chwili od razu pojedzie po nowe, nie mówiąc nic mu wcześniej, żeby miał niespodziankę.

Mimowolnie uśmiechnął się na tamto wspomnienie. Szybko jednak ściągnął kąciki ust do dołu, aby Chłopiec nie zobaczył jego radości. Zdawał sobie sprawę z tego, że może tym zasmucić go jeszcze bardziej, a tego nie chciał. Odwrócił głowę w stronę Chłopca i ponownie na niego spojrzał. Chłopiec nie patrzył już na niego wzrokiem, który sprawiał, że miał wyrzuty sumienia za całe zło na tym świecie. Teraz wpatrywał się on w śnieg, gdzieś pomiędzy kolanami a sankami.

— Hej nie smuć się, mam coś dla ciebie. — Chłopiec odwrócił głowę i spojrzał oczy Olbrzyma. — Miały być prezentem niespodzianką dla mojego synka, jednak tobie się bardziej przydadzą.

Olbrzym podał mu nowe sanki, a Chłopiec od razu się uśmiechnął. Przez chwilę w jego głowie pojawił się głos mamy przestrzegający, żeby nie brać nic od obcych ludzi. Szybko jednak odgonił ją od siebie. „Ale o Olbrzymach nic nie wspominała" — pomyślał.

Wyciągnął ręce i przysunął sanki bliżej siebie. Uważnie obejrzał je ze wszystkich stron. Wyglądały pięknie, a w dodatku były lepiej wykonane niż jego. Uśmiechnął się szerzej na myśl o wszystkich zjazdach z górki, jakie na nich zaliczy. Podniósł się z ziemi, a kiedy miał już odchodzić, odwrócił się i jeszcze raz spojrzał na Olbrzyma, który uważnie obserwował każdy jego ruch. Zbliżył się do niego i powiedział.

— Nie każdy Olbrzym jest zły. — Objął go swoimi chudymi rączkami i mocno przytulił. — Nie ty, Olbrzymie. Dziękuję — szepnął.

Chłopiec odszedł, uśmiechając się szeroko, teraz musi pędzić do domu i pokazać mamusi prezent od Olbrzyma. Jeszcze dwa razy odwrócił się, aby mu pomachać, a potem uradowany zaczął biec w stronę domu.

Olbrzym stał przez dłuższy czas w miejscu, patrząc, jak postać Chłopca staje się coraz mniej widoczna. Był szczęśliwy, że udało mu się sprawić radość Chłopcu. A jego synek? On na pewno nie będzie smutny, kiedy dowie się, że jego tata sprawił radość dziecku, które było bardzo nieszczęśliwe.

— Olbrzymie — zaśmiał się serdecznie mężczyzna, powtarzając słowo, jakie Chłopiec wypowiedział przed chwilą, a następnie wrócił do domu.

***

ogromne podziękowania należą się precelzmakiem oraz Weronice (nie wiem czy ma wattpada), które mnie namówiły do tego, abym opublikowała tego shota

do napisania zainspirował mnie pewien piłkarz ręczny, który przypadkowo popsuł sanki, należące do jego syna

jeśli ktoś kiedykolwiek to przeczyta, to niech koniecznie napisze co o tym sądzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro