Rozdział 9
Nanef i Anotien biegli tak, jakby zobaczyli ducha. I nie było to takie dalekie od prawdy, gdyż zapewne go właśnie usłyszeli. Pył leciał spod ich stóp, a słabnący płomień pochodni chwiał się szaleńczo, aż zgasł i zapadły ciemności. Przyjaciele biegli dalej, nie zwalniając. Prawie wbiegli w ścianę na zakręcie, a następnie wpadli do pomieszczenia oświetlonego światłem latarki.
- O, jesteście - skomentowała Vinea, ale zamilkła, widząc ich twarze.
- Co się stało? - Himmeon wbił spojrzenie w przybyłych.
Nan i Anti stali przez chwilę w bezruchu, patrząc się roziskrzonymi ze strachu oczami w siedemnastolatka, jak gdyby sparaliżowani.
- Ktoś tam jest - powiedziała w końcu Anotien i wskazała trzęsącą się ręką za siebie.
Zapadło milczenie.
- To chyba dobrze, nie? - odezwał się Fenan. - Przynajmniej nie jesteśmy sami.
- Ale wcześniej go nie było! - dodał Nanef.
- Był zamknięty w przejściu! - zawtórowała mu Anotien.
Reszta wpatrywała się w dwójkę przyjaciół z co najmniej nie najmądrzejszymi minami.
- W przejściu? - spytała Mrosa.
- Otworzyłam takie i on tam był!
- Otworzyłaś jakieś nowe przejście? - Vinea wyraźnie się ożywiła.
- Niech to szlag to przejście! Tam jest jakiś facet! W podziemiach! I nas szuka!!! - wykrzyknął Nanef, piorunując wszystkich spojrzeniem.
- I tam jest też przejście - powiedział po chwili ciszy Fenan.
Cała siódemka spojrzała po sobie, a Himmeon kiwnął głową.
- Musimy tam iść.
- Ale całą grupą - powiedziała Mrosa.
- I nikt się nie odłącza - rzekł i spojrzał wyczekująco na swojego najmłodszego brata i młodszą siostrę Mrosy.
Anotien i Nanef nie wyglądali na przekonanych.
- Nie możemy... - zaczął Nan.
- On jest jeden, nas siedem. Musimy tam iść - powiedziała Mrosa.
Nanef i Anotien spojrzeli po sobie i powoli pokiwali głowami.
- To chodźmy - popędził ich Fenan.
Siódemka znajomych ruszyła korytarzem w stronę nowootwartego przejścia. Pierwszy kroczył Himmeon z latarką w dłoni, za nim szli kolejno Vinea, Kedal, Nanef, Anotien, Fenan, a na końcu Mrosa. Przechodząc przez rozgałęzienie tunelu, Nan i Ano wpatrywali się w drugi korytarz tak, jakby stamtąd miała nadejść zagłada na cały świat. Jednak nie nadeszła. Cała siódemka doszła bez przeszkód do nowootwartego przejścia i stanęła przed nim.
- Gdzie on jest? - spytała Mrosa.
- I co to jest? - Fenan wskazał na leżącą na ziemi książkę.
Podniósł ją z posadzki i zaczął wertować.
- Ten ktoś jest dalej. A przynajmniej był... - powiedziała Anotien. - A to, to niewiadomo.
- Notatnik, chyba... - odparł Fenan. - Dziwny jest.
Reszta grupki spojrzała znad ramion starszego bliźniaka na to, co trzymał w dłoniach.
- No - Vinea pokiwała głową.
- Co to za sala? - spytał, jakby sam siebie, Kedal, przekraczając próg przejścia do pomieszczenia z figurami geometrycznymi.
- Czekaj! - krzyknęli naraz Nanef i Anotien.
Brat Vinei odwrócił się do nich z pytaniem w oczach.
- Wracaj! - syknęła Anti.
- Czemu?
Anotien chciała coś odpowiedzieć, ale zagryzła wargi i zmarszczyła brwi. Wymieniła z Nanefem spojrzenia mówiące aha, czyli chyba bez sensu robiliśmy te całe wygibasy, by dostać tę księgę. Bo, jak widać, nie ma tu żadnych pułapek. Dziewczynka parsknęła, a chłopiec przyklasnął sobie dłonią w czoło. Kedal za to zerknął na nich podejrzliwie, ale cofnął się do progu. Szczerze mówiąc, nie miał zielonego pojęcia, o co mogło chodzić tej dwójce.
- Czy ktoś tu jest?! - rozległo się zawołanie po pateńsku z czarnej czeluści za salą figur.
Cała siódemka zastygła w bezruchu.
- Idziemy tam? - zapytał niepewnie młodszy z bliźniaków.
- Ja nie idę - powiedziała Vinea.
- Mieliśmy iść wszyscy - odparła Mrosa.
- A jeśli to pułapka? - spytał Nanef.
- Tsaa, masz bujną wyobraźnię - odrzekł Fenan. - Zresztą jest nas siedem. Tamten jest tylko jeden.
- Wcale tego nie wiesz - powiedział Nan, rzucając swojemu bratu spojrzenie pod tytułem: nie udawaj mądrego.
- Halo?! - Tajemniczy głos brzmiał, jakby jego właściciel tracił już ostatnią nadzieję.
- Słyszymy cię! - zawołała, używając pateńskiego, Mrosa, a Anotien aż się skrzywiła. Krzyczenie nie pasowało do tego miejsca.
- Ludzie! - Tym razem głos wydał im się na granicy płaczu. - Przyjdźcie, proszę! Pomóżcie!
Piętnastolatka wymieniła ostatni raz spojrzenia z całą resztą i odparła:
- Idziemy!
Całą siódemką ruszyli przez salę wypełnioną figurami. Vinea szła ostatnia. Sala miała zaledwie trzy metry długości, za to korytarz za nią był o wiele dłuższy. Lecz szeroki na tyle, że między ścianami mieściła się tylko jedna osoba, więc musieli iść gęsiego. Nagle korytarz się skończył, a oni stanęli w pomieszczeniu o dosyć wysokim stropie, oświetlonym płomieniami, które paliły się na trójnogu koło wejścia, o dziwo, oświetlając całą salę, która wcale do małych nie należała. W świetle ognia zobaczyli na wpół leżącą, na wpół siedzącą postać. Był to mężczyzna w średnim wieku, cały posiniaczony, z włosami w nieładzie i ranami. Z niektórych ran ciekła krew, musiały więc być świeże albo świeżo otwarte.
- Nie jestem sam! - wykrzyknął mężczyzna na ich widok. Mówił z benedzkim akcentem, ale nie było w tym nic dziwnego, skoro znajdowali się w Benedu. - Szczęście, że się spotkaliśmy.
- Co się panu stało? - spytała Mrosa, podchodząc do leżącego.
Mężczyzna skrzwił się.
- Mój przyjaciel... zdrajca zaatakował mnie - powiedział i zaniósł się okropnym kaszlem.
Siódemka znajomych wymieniła pomiędzy sobą zaniepokojone spojrzenia.
- Zaatakował? - zapytała niepewnie Vinea.
Mężczyzna przytaknął.
- Będziecie tam iść, więc muszę was ostrzec. Gdyby to było możliwe, radziłbym się wam wycofać. To dziwne, że osoby w waszym wieku poszukują Tarczy Fuga.
- Czego? - Fenan uniósł brwi.
- Tarczy Fuga - powtórzył mężczyzna, ale piątka młodzieży wciąż patrzyła na niego jak na dziwaka. - Nie wiecie co to?
Anotien wystąpiła naprzód.
- Wiemy. Ja wiem. Ale nie szukamy jej. Jesteśmy tu przez przypadek.
- Chwila, chwila. Wiesz o tej jakiejś Tarczy? - spytał w nautyjskim, ich rodzimym języku Fenan.
- To mityczne bariańskie insygnie władzy.
- Mityczne? To czemu ten facet go szuka? I czemu tu?!
- Bo jesteśmy w mitycznym miejscu, gdzie powinna ta Tarcza być - włączył się do rozmowy Nanef.
- Ty też...
- Wybaczcie, ale nie znam waszego języka - powiedział obcy.
Bliźniacy i Anotien zamilkli.
- I co miałaś na myśli, że znaleźliście się tutaj przez przypadek? - Mężczyzna zmarszczył brwi. - Nie szukacie Tarczy?
- Nie, nie. - Siostra Mrosy przerwała na chwilę, bo nie mogła złożyć żadnego sensownego zdania. - My nawet nie wiedzieliśmy, że ona jest prawdziwa! To był nieszczęśliwy przypadek.
- To tym bardziej muszę was ostrzec, kiedy jeszcze mogę. Po pierwsze: Nie wychodźcie poza tę niebieską linię - Mężczyzna wskazał w głąb pomieszczenia, gdzie na posadzce była wymalowana prosta, niebieska wstęga. - Jeszcze nie teraz.
Nautyjczycy poszli za jego radą i oddalili się trochę od linii.
- Po drugie: muszę wam coś opowiedzieć. W mojej rodzinie od dawien dawna były przekazywane wiadomości o Tarczy. Jednak nikt już nie pamiętał, o co w tym wszystkich chodziło, bo były zaszyfrowane. Zaciekawiło mnie to i postanowiłem to odkryć. Udało mi się z pomocą pewnego człowieka, którego poznałem, i który też miał podobne informacje. Chociaż był z Patenu. Musiał mieć bariańskich przodków. Gdy połączyliśmy wszystko w jedną całość, wyszła nam droga, prowadząca do Tarczy. Zaplanowaliśmy wyprawę i wyruszyliśmy. Każdy z nas miał część mapy. Gdy doszliśmy tutaj... Mój towarzysz mnie zaatakował. Chciał zdobyć moją część mapy i odnaleźć Tarczę samemu. Nie spodziewałem się tego! Zacząłem się bronić, ale zdołał mnie ciąć zatrutym nożem, odebrać moją mapę i odejść. Chciał, żebym tu zgnił. Przez truciznę jestem sparaliżowany. Prawie nie mogę ruszać kończynami. To cud, że jeszcze mogę mówić. Musicie na niego uważać. On was zabije. Uzna was za konkurencję. To szaleniec!
Gdy mężczyzna skończył mówić, zapadła martwa cisza. Siódemka ludzi przetrawiała to, co właśnie usłyszała. I chociaż część z nich zgubiła się gdzieś na początku i zaczęła myśleć o okropnym chłodzie, który zapanował w podziemiach czy innych sprawach, to jednak każdy bez wyjątku zrozumiał frazę "on was zabije", która zmroziła im krew w żyłach bardziej niż zimne powietrze.
~~~~~
Witajcie!
Wreszcie napisałam, skąd pochodzą samozwańcy. Z Nautu - bardzo fajnego państewka.
Nanef i Anotien dostali swoje gadanie po pateńsku, od którego się tak bardzo wzbraniali. W sumie to Ano dostała. Nanefowi udało się tego uniknąć XD
Jak Wam się podobało? I co Wam się podobało?
To tyle.
Bywajcie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro