Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

- Czyli utknęliśmy? Pod ziemią? - Stoicki spokój Vinei postanowił ją opuścić. - Przecież stąd nie ma wyjścia! - powiedziała głosem o wiele wyższym od swojego zwyczajnego.

- Znaleźliście coś? - Himmeon zwrócił uważne spojrzenie na Nanefa i Anotien.

- Nic - odparła dziewczynka, wzruszając ramionami. - Żadnych drzwi

- Tylko jakiś bełkot na ścianach. Dawnowiecznym pismem - dopowiedział chłopiec. - A tutaj też nic nie ma? - Wskazał na salę kończącą korytarz, w którym stali.

- Pusto - odparł mu starszy brat.

Anotien i Nanef ruszyli na obchód sali, gdyż musieli się dowiedzieć, czy aby na pewno jest taka pusta, za jaką uważali ją inni. Już mieli uznać, że owszem, gdy zauważyli pochodnię na ścianie. Była dokładnie taka sama jak ta, którą mieli w posiadaniu, tyle że nieużywana. Nanef zdjął ją ze ściany i zamoczył w oleistej cieczy, która znajdowała się w pojemniczku również na ścianie. Odczekał chwilę, by nadmiar olejopodobnego produktu skapnął na ziemię i podpalił ją od ledwo pełgającego płomienia na drugiej.

- Czyli jednak coś tu było - rzekła Anotien.

- A już miałem nadzieję, że okaże się dźwignią do otwarcia tajnego przejścia... - zaśmiał się Nan.

I umilkł. Przyjaciele spojrzeli po sobie i jak jeden mąż rzucili się majstrować przy stelażach na pochodnie wystających ze ściany. Po chwili odezwało się szczęknięcie i...

Kawałek metalu oderwał się od podpórki, a Nanef zatoczył się do tyłu.

- Partacka robota - skwitował, odrzucając przeżarte rdzą żelastwo

Anotien ostatni raz pociągnęła za jeden ze stelaży. Powiesiła zużytą pochodnię na ścianie i usiadła na ziemi. Wyciągnęła mitologie z plecaka.

- Mogę? - Wskazała na płonącą pochodnię w rękach Nanefa.

- Chyba nie będziesz teraz czytać? - zapytał z niedowierzaniem w głosie chłopiec.

- Przecież i tak nie mamy tu nic do roboty.

- Ale... - Nanef chciał zaprzeczyć, ale nie mógł. To była prawda.

Bez słowa oddał pochodnię Anotien. Również usiadł na podłodze i wpatrzył się w przeciwległą ścianę. Anti przewertowała książkę i zatrzymała się na pewnej stronie, a on, chcą, nie chcąc, zaczął słuchać tego, o czym rozprawiała już od dobrych dziesięciu minut pozostała piątka.

- No... Taki mechanizm. Działający tylko w jedną stronę - powiedział Kedal.

- Jesteś pewien? - spytała Mrosa.

- Właśnie. Jakoś niekoniecznie uśmiecha mi się tracić ostatnią nadzieję na wydostanie się stąd - poparła ją Vinea.

- Tak, jestem pewien - odparł Kedal, choć po jego minie widać było, że chętnie dodałby słowo "chyba".

- Może nam to pokażesz? - powiedziała siostra Anti.

Nanef zerwał się z miejsca i podszedł do pozostałej piątki.

- Chwila, chwila. O czym mówicie?

- O tym, że prawdopodobnie nas tu zamknąłeś - odparł Fenan.

- Ja?

- Tak, ty.

Nanef spojrzał z niedowierzaniem po reszcie. Niestety nikt nie zaprzeczył słowom jego bliźniaka.

- Ale niby jak?!

- Gdy otworzyłeś drzwi prowadzące do korytarzy, uruchomiłeś mechanizm, który zamknął wejście. Działa on tylko w jedną stronę. Przynajmniej takie są moje przypuszczenia - powiedział Kedal.

Nanef zamilkł.

- Widziałeś ten mechanizm? - spytał po chwili.

- Na stropie. Nie jest ukryty.

Nanef obkręcił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w głąb korytarza.

- Hej! Gdzie idziesz? - zawołał za nim bliźniak.

- Przecież chcemy zobaczyć ten mechanizm, nie? - odparł Nanef.

Reszta ruszyła za Nanem. Anotien cudem oderwała się od swojej lektury i zamyślona dołączyła do nich.

- Kiedy otworzyłeś drzwi, to "ramię" wyprostowało się i pociągnęło drzwi wyjściowe, więc się zatrzasnęły - zaczął mówić Kedal, gdy doszli na miejsce.

- Natomiast jeśli zamknie się te drzwi, "ramię" zamiast popchnąć i otworzyć drugie, się ugina. - Chłopiec zaprezentował to, o czym mówił, wskazując poszczególne elementy.

- Nie mogłeś tego wcześniej powiedzieć?! - odezwał się Nanef. - Gdybym wiedział, nie zrobiłbym tego!

- Ale też tego nie wiedziałem - odparł Kedal. - Zauważyłem to po fakcie.

Młodszy z bliźniaków zagryzł wargę i uciekł spojrzeniem od pozostałej piątki. Zapadła cisza.

- Musi być jakieś wyjście - mruknął pod nosem i cofnął się z powrotem do korytarza.

Wepchnął dłonie w kieszenie i sfrustrowany wbił wzrok w swoje buty. Skoro było wejście, to musiało być i wyjście. Przynajmniej tak podpowiadała mu logika. A co jeśli to miejsce jest jedną wielką pułapką? Co jeśli stąd nie ma wyjścia? Tylko po co wtedy to w ogóle istnieje? Chyba nie po to, by łapać przypadkowych ludzi! Chociaż z drugiej strony...

Nanef wzdrygnął się. Nawet nie zauważył, kiedy zaszedł tak daleko, że już niczego nie było widać we wszechogarniającej czerni. Niczego oprócz zbliżającego się z przeciwległego końca korytarza światła. Światła, które oznaczało, że ktoś nadchodził. A przecież wszyscy byli przy wejściu. Chłopiec przywarł do ściany. Na żaden inny ruch nie było go stać. Zbytnio się bał, że ten ktoś go usłyszy. Serce zaczęło mu bić gwałtownie. Zacisnął dłonie w pięści i nie odrywał spojrzenia od światła. A ono było coraz bliżej.

Nanef pożałował, że nie został z innymi. Co go tknęło, by iść w tę ciemność? Oderwał wzrok od światła i dostrzegł zarysy ścian. Był na rozgałęzieniu tunelu! Gdyby zrobił dwa kroki w bok, mógłby się ukryć w skręconym jak muszla korytarzu. Zniknąć z oczu nadchodzącej postaci.

Nim zdążył się zastanowić, już był za załomem korytarza. A światło... Chyba się zatrzymało. Nanef przełknął głośno ślinę. Miał nadzieję, że to tylko zwidy.

Blask rzucany na ściany był coraz mocniejszy. Chłopiec wstrzymał oddech i z natężeniem wpatrywał się tam, gdzie spodziewał się ujrzeć tajemniczą osobę. I chociaż nie chciał jej zobaczyć, nie mógł również odwrócić wzroku w inną stronę.

Nagle zalało go światło. Krzyknął i odskoczył metr do tyłu. Pochodnia, gdyż to ona była źródłem światła, spadła na ziemię i trochę przygasła. Nanef zmrużył oczy. Przed nim stała Anotien wciąż z szokiem na twarzy, w à la obronnej pozycji z mitologiami trzymanymi oburącz przed sobą jako zamiennik tarczy. Przez chwilę wpatrywali się w siebie zaskoczeni, a później, jak na zawołanie, oboje zaczęli się śmiać.

Gdy już trochę spoważnieli, Anotien podniosła pochodnię z ziemi i chwyciła mitologie pod pachę.

- Czemu się tak czaiłeś?! Dostałam zawału!

- Ja też! Myślałem, że jesteś z resztą. - Chłopiec wskazał w stronę, z której przyszedł.

- Odłączyłam się - odparła dziewczynka. - Nic tam po mnie. Do niczego nie dojdziemy, jeśli będziemy tylko gadać. Musiałam coś zrobić.

Nanef zmarszczył brwi.

- To znaczy co?

Anotien zamilkła na chwilę.

- To, co powiem może zabrzmieć głupio, wiem. Ale... Coś zauważyłam - powiedziała. - I to się sprawdza.


~~~~~
Mam do Was wielkie pytanie. Czy udało mi się Was przekonać, że w korytarzu czyhał na Nanefa "psychopata"?
Mam nadzieję, że tak.
Podejrzewacie, co zauważyła Anotien?
I macie jakąś teorię, co się w ogóle tutaj dzieje?
Jestem ciekawa Waszych zdań.

Piszcie, jak się podobało.

I... To tyle
Bywajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro