Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Vinea założyła książkę papierkiem od cukierka i porównała ilość stron, które przeczytała, z tymi, które jej jeszcze zostały. Była w trzech czwartych książki. Przeczytała tyle, a jeszcze nie doszła do momentu, o którym była mowa na tyle okładki. Westchnęła i skrzywiła się.

Powinna przestać czytać tyły okładek, albo doczytywać je tylko do połowy. Zdradzały zbyt wiele akcji, a Vinea wolała niespodzianki. To znaczy, zależy kiedy. W książkach były ważne, ale w życiu lepiej byłoby wiedzieć, co się stanie.

- Co czytasz? - usłyszała czyjś głos.

Uniosła głowę znad zamkniętej książki i spojrzała na Mrosę, siedzącą przy stoliku i, jeszcze do niedawna, piszącą coś w swoim notesie.

Ot, niespodzianka, odezwała się.

- "Wierzbę płaczącą", taką detektywistyczną opowieść. Ale większość tego, co tam się dzieje, zdradziłam sobie, czytając tył jej okładki. - Vinea wzruszyła ramionami.

- Ale tak, to ciekawa? Ostatnio brakuje mi książek do czytania, a dawno nie czytałam żadnej detektywistycznej.

- Powiedziałabym, że taka sobie. Jakoś nie przekonuje mnie to, że dzieci odkrywają to, czego przez lata nie udało się żadnemu dorosłemu - powiedziała Vinea.

<><><>

- Co ty właściwie robisz? - spytał Nanef, patrząc się krzywo na Himmeona, który właśnie nabierał pastę do zębów na palec.

- Zapomniałem szczoteczki.

- Powiedział ten, który dzisiaj rano wszystkich upominał, by o niej pamiętali - odezwał się Fenan, splunąwszy uprzednio do umywalki.

- Przynajmniej wy nie zapomnieliście.

- Co racja, to racja - przyznał Fenan.

Nagle coś walnęło obu bliźniaków w plecy, aż podskoczyli z zaskoczenia.

- Wyzywam was na trójjedynek - odezwał się za nimi dziwnie niski głos. - Walczcie albo gińcie.

Nanef zerknął w lustro na Anotien stojącą w progu z jedną poduszką w ręce i schylił się szybko po tę, którą został uderzony.

- Podejmuję wyzwanie - odparł.

Fenan również podniósł swoją poduszkę.

- Ja także - powiedział.

Himmeon zerknął na nich niepewnie.

- Tylko niczego nie rozwalcie - przestrzegł ich.

- Przecież nic się nie stanie. - Nanef machnął ręką.

- Gadasz jak dorosły - zawtórował bliźniakowi Fenan.

Himmeon nic nie odpowiedział na takie spostrzeżenie, zresztą nie miał jak, gdyż już zaczął myć zęby swym cokolwiek niezbyt wygodnym sposobem.

Trójka przyjaciół wyszła z łazienki, zostawiając siedemnastolatka samego z nadzieją, że rzeczywiście niczego nie zniszczą.

Chyba naprawdę stawał się podobny do dorosłych. W gruncie rzeczy, to raczej dobrze o nim świadczyło. Przynajmniej nabierał zdrowego rozsądku, który jednak bardziej by się przydał jego braciom i Anotien. W sumie najbardziej bał się o Nanefa i Anti, Fenan jeszcze potrafił się powstrzymać przed czymś niebezpiecznym, ale ci narwańcy nie mieli żadnych granic. Ta dwójka czasami miała takie pomysły, że aż mroziło krew w żyłach, a jednocześnie planowali je z wielką, możnaby rzec, roztropnością. I to chyba przerażało najbardziej

Chłopak wypluł pastę do umywalki i zaczął płukać sobie usta, gdy wtem do jego uszu dobiegł niepokojący odgłos.

<><><>

- Co teraz robimy? - spytał Fenan, patrząc się na leżącą na podłodze lampę, która oryginalnie znajdowała się na suficie.

Nanef wymienił zbite z tropu spojrzenia ze starszym bliźniakiem i Anotien.

- Chowamy to gdzieś i udajemy, że to nie my - podjął decyzję.

Kedal, który dotychczas siedział na swoim łóżku, wypakowując swoje rzeczy, zerknął niepewnie na skonsternowaną trójkę. Chyba mógłby pomóc, ale nie był pewny, czy chce.

- Co się stało? - W progu pokoju stanął Himmeon, mierząc Anotien i bliźniaków podejrzliwym wzrokiem.

- Eee... Nic. Zupełnie nic. - Nanef próbował bezskutecznie zasłonić sobą leżącą na ziemi lampę.

Starszy brat wzniósł tylko oczy do niewidocznego nieba.

Kedal podniósł się powoli z łóżka. Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Zdjął swoje okulary.

- Ja chyba mógłbym pomóc - powiedział cicho.

Cztery pary oczu zwróciły się w jego stronę.

- Umiem to naprawić - rzekł głośniej i wyraźniej.

- Chcesz? - spytała Anotien.

- Jasne.

Kedal podszedł do włącznika światła i je wyłączył. Wziął lampę ze stolika, przeniósł ją na łóżko Himmeona, które było bliżej miejsca, z którego wcześniej zwisała lampa i wycelował ją właśnie w ten punkt. Najstarszy z braci bez słowa podsunął mu krzesło. Chłopiec skinął głową w podziękowaniu i wszedł na nie. Zaczął rozkręcać coś w swoich okularach, a po chwili wysunęło się z nich coś przypominające wyglądem wąziutki scyzoryczek. Kedal próbował niezważać na niedowierzające spojrzenia towarzyszy.

- Potrzymasz lampę? - spytał jednego z bliźniaków i zdał sobie sprawę, że nie pamięta imion tu obecnych.

Zapytany skinął głową i zrobił to, o co go poproszono.

- Nic się nie stało? - W progu stanęła Tun.

Nanef, gdyż to on trzymał lampę, natychmiast schował ją za łóżko. Anotien wykazała się równie dobrym refleksem i przemyślnością, gdyż dokładnie w tym samym momencie popchnęła stolikową lampkę tak, że ta z pionu wywróciła się do poziomu. Dzięki temu strumień światła nie padał na miejsce w suficie, z którego zwisały smutno naderwane przewody.

- Co? Nie. - Fenan również wkroczył do akcji.

- Coś usłyszałam.

- Mój... - Starszy bliźniak omiótł wszystko wokół prędkim spojrzeniem, które zatrzymało się na grubym szkicowniku, który leżał pod jednym z łóżek. Podniósł go szybko. - Szkicownik spadł.

Tun pokiwała głową i już zaczęła zamykać drzwi, gdy nagle się zatrzymała.

- Nie za ciemno tu macie? - Jej ręka podążyła w kierunku włącznika światła.

- Nie! NIE! - Wszyscy w pokoju zaczęli się nawzajem przekrzykiwać.

Ręka Tun zatrzymała się na włączniku.

- Bo my opowiadamy sobie straszne historie i jeśli zapalisz nam światło, to zepsujesz całą atmosferę - powiedział Fenan.

Jednak jego matka nie wyglądała na przekonaną. Już zamierzała coś powiedzieć, gdy nagle rozległo się wołanie Mozera:

- Tun! Gdzie są zapakowane ręczniki?

- Przecież ty je pakowałeś! - odkrzyknęła i wyszła z pokoju, zamykając drzwi.

Jeszcze przez chwilę w pomieszczeniu trwała cisza, a później wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Było blisko - stwierdziła Anotien.

- Bardzo blisko - przytaknął Fenan. - Ale w ogóle kogo jest ten szkicownik?

- Mój - odparł Nanef i wziął swoją własność z rąk bliźniaka.

Brat wlepił w niego niedowierzające spojrzenie.

- Ty rysujesz?!

- Nie, ale dobry jest do zasuszania w nim roślin. - Nanef wzruszył ramionami.

- Od kiedy ty zasuszasz rośliny? - Fenan zerknął na niego zdziwiony.

- Sądzę, że... Od jutra. Jesteśmy w innym kraju. W trochę innym klimacie. Może znajdę coś ciekawego.

- Któryś z was może zapalić światło? - dobiegł ich głos gdzieś z okolic sufitu.

Nanef bez słowa pstryknął włącznikiem.

- Szybko się uporałeś - stwierdził Fenan.

Kedal chciał w odpowiedzi wzruszyć ramionami, ale zdał sobie sprawę, że podtrzymując jednocześnie lampę nie osiągnie zamierzonego efektu.

- Jeszcze lampa nie jest zamocowana - powiedział zamiast tego. - Mógłbyś przytrzymać? - spytał Himmeona. - Przepraszam, nie pamiętam waszych imion.

- Nic nie szkodzi - odparł siedemnastolatek i chwycił lampę. Był tak wysoki, że nie musiał stać na krześle, by jej dosięgnąć. - Jestem Himmeon.

- A ja Anotien - przedstawiła się dwunastolatka.

- A ja Fenan - rzekł zgodnie z prawdą jeden z bliźniaków. - A ten z heterochromią to Nanef.

- Ty też masz heterochromię - uświadomił brata bliźniak.

- To znaczy... Ten z prawym okiem zielonym, a lewym brązowym to Nanef - poprawił się Fenan.

Kedal pokiwał z wolna głową.

- A twoja siostra? - zwrócił się do Anotien.

- Mrosa.

- Chyba zapamiętam.

- To dobrze, ale... Czy można się dowiedzieć, o co chodzi z twoimi okularami? - Fenan zadał nurtujące większość pytanie.

~~~~~
Wiem, że dawno mnie nie było. Aczkolwiek totalnie nie miałam do tego Veny. Ani trochę.

Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale i...

Bywajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro