Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

- Ja tam nie idę.
Nanef leżał na swoim łóżku i spod zmrużonych powiek patrzył na brata, który próbował go przekonać, żeby wstał.
- Wszyscy idą. Nan, chodź! - Himmeon wyglądał na zniecierpliwionego.

Po dwóch godzinach czekania na solbusa, jechania nim i przesiadania się na inny, trzy zmordowane rodziny dotarły wreszcie do celu, którym to był wypożyczony dom gdzieś na przedmieściach Denewasu. Było w nim pięć pokoi, kuchnia i dwie łazienki. Jeden pokój otrzymali Kedal i rodzeństwo Hitoz, a drugi Vinea, Anotien i Mrosa. Pozostałe trzy należały do rodziców.

Po dotarciu na miejsce dorośli postanowili, że udadzą się do różnych ośrodków kultury w stolicy Benedu. Rodzina Hitoz miała się wybrać do galerii sztuki, co było nie w smak Nanefowi, którego bynajmniej nie ciągnęło do artyzmu.

- Nie możecie mnie po prostu tu zostawić? Gapienie się na obrazy to nuda!
- Tam nie ma samych obrazów, są jeszcze rzeźby i...
- Pomnik sznurówki, wielki banan ułożony z innych bananów... Naprawdę, przeciekawe. - Nanef nie dawał za wygraną.
- To tylko godzina.
- Jasne... Minimum dwie, jak znam rodziców.
- A znasz? - Himmeon uniósł brwi.
- Na tyle dobrze, by wiedzieć, że tyle to potrwa. Nie chcę przez cały ten czas siedzieć w tłoku i duchocie. Jest conajmniej pięćdziesiąt stopni!
- Najwyżej dwadzieścia pięć - poprawił go siedemnastolatek.
- Odczuwalne siedemdziesiąt. - Nanef nakrył głowę poduszką. - Zostaję tu.

Himmeon wzniósł oczy do nieba. Bez słowa chwycił Nanefa za nadgarstki i zwlókł go z łóżka.
- Przeżyjesz - skwitował i ruszył do drzwi, wciąż ciągnąc za sobą brata.

Nanef zerwał się z podłogi i wyrwał Himmeonowi.
- Him!
- Idź już i nie przeciągaj struny.
Nanef westchnął.
- No dobra... - jęknął z miną wielkiego pokutnika.

Wyszli przed dom, gdzie czekała już na nich reszta rodziny.
- No! Wreszcie jesteście - wyraził swą ulgę Mozer, ich ojciec. - Możemy już ruszać.
- Znowu będziemy jechać solbusem? - spytał Nanef.
- Nie, nie. Idziemy piechotą - pospieszyła mu z odpowiedzią Tun.
- Jak to? - Nanef udał zawiedzionego. - Przecież to są modele najnowszej generacji, idealnie sprawdzające się na jakże gładkich powierzchniach tutejszych ulic.
- O ile kocie łby można nazwać gładkimi - dodał ciszej Fenan.

Ruszyli.

Chociaż Denewas nie zachwycił ich swoją praktycznością, to jednak trzeba mu było przyznać, że jego uliczki umiały zauroczyć swą malowniczością. Kolorowe ściany domów jaśniały w popołudniowym słońcu, a zieleń wychylała się z każdego kąta. Gdziekolwiek gdzie był chociaż kawałek ziemi, tam rosły rośliny.

- Teraz musimy skręcić w aleję Gawrana, czy Gawrena? - Mozer przystanął na skrzyżowaniu.
- Chyba Gawrena - rzekła Tun. - Ale nie jestem pewna.
- A nie Gawrana?
- Gawrena. - Fenan podszedł do rodziców z miną znawcy. - Pamiętam.

Tun i Mozer spojrzeli na swojego syna zdziwieni.
- Mam plan miasta. Wiem jak dojść do galerii.
- Jesteś pewien? - Mozer miał wątpliwości.
- Jak swojego imienia.
- Dobrze więc... Idziemy aleją Gawrena.

Zrobili tak, jak postanowił. Rodzice szli przodem, a dzieci z tyłu. Mozer nachylił się do żony.
- Kiedy on tak wydoroślał? Jest taki...
- Zorganizowany - dokończyła Tun. - A może rzeczywiście wziął się za ten pomysł z wyuczeniem się wszystkich map na pamięć.

Kilka miesięcy przedtem Fenan podczas jednego z obiadów oświadczył wszem i wobec, że nauczy się wszystkich map i planów w domu na pamięć. Nikt mu rzecz jasna nie uwierzył. Potraktowano to jak typowy pomysł dziecka, które mówi, że w przyszłości zostanie strażakiem, nie mając praktycznie żadnego pojęcia o tej profesji. Jednak najwidoczniej, pomimo sceptyzmu innych, czy może szczególnie dzięki niemu, Fenan postanowił dochować wierności swoim słowom.

Mozer spojrzał się zaniepokojony na Tun.
- Czy to aby normalne?
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Z pewnością nie jest zwyczajne, ale nic w tym złego nie ma.
Jej mąż nie wyglądał na jakoś szczególnie uspokojonego.
- Może za mało poświęcamy mu czasu?
- Spokojnie, nie ma się czym martwić. Pozwól mu robić to, co chce. Przecież nie robi nic złego.

Mozer dał się przekonać słowom i łagodnemy głosowi Tun. Postanowił na razie nie wracać do tematu nietypowych zainteresowań Fenana.

Tymczasem dotarli pod budynek galerii. Był to cały biały gmach, bez okien, z trójką strzelistych, rzekomym wież. Wyglądały one raczej jak rogi jakiegoś przedwiecznego stwora, a nie jak to, czym miały być naprawdę.

Weszli do środka i kupili bilety. Było to trochę problematyczne, bo okazało się, że człowiek na kasie nie zbyt dobrze rozumiał po pateńsku, co ich zdziwiło. Na szczęście uratował ich inny pracownik galerii, który prędko załatwił sprawę.

Weszli do pierwszej sali. Nanef wskazał na opis losowego obrazu.
- Tutaj jest pateński, a już myślałem, że nie ma go w ogóle. Bow bowem nitiokynem - przeczytał na głos. - Him, co to ten nitiokyn?

Starszy brat zmarszczył brwi, szukając w odmętach pamięci obcego słowa.
- Podstawa, postument, coś w ten deseń - odparł.
- A więc... Pomnik pomnika postumentu?

Nanef zerknął na obraz obdarzony tak specyficzną nazwą. Przedstawiał on trzy miedziane prostopadłościany nałożone na siebie.
- Aha...
- Nie rozumiesz, to jest artystyczna wizja - rzekł z mocno wyczuwalnym sarkazmem Fenan. - To ma głęboki przekaz.
- Jak pewnie i to. - Nanef wskazał na obraz, który był praktycznie w całości pustym płótnem, tylko koło prawej krawędzi widniało pojedyncze maźnięcie czarną jak smoła farbą.
- Oczywiście! Malarz... Jak się on w ogóle nazywa?
- Adkund Tkesseee... - zawachał się Nanef. - Tkessevaninovimonik.
- A więc ten Tke... Adkund chciał przedstawić tutaj... Jak się nazywa ten obraz?
- Wezin. Nie mam pojęcia, co to znaczy.
- Him?
- Inny - odparł najstarszy brat.

- A więc - kontynuował Fenan. - Chciał tutaj oddać inność... innego wymiaru, do którego wejściem jest to... Wejście, to znaczy czarna plama.
- A to, że ona znajduje się z boku, ma oznaczać, że znalezienie przejścia nie jest wcale łatwe. Za to czarny kolor wejścia symbolizuje, że nie wiadomo, co jest w tym innym wymiarze - dopowiedział Nanef.
- A brak farby wokół przejścia oznacza pustkę naszego świata w porównaniu z tamtym.

Podczas tej całej wymiany zdań bliźniaków Himmeon próbował zachować poważną minę, jednak mu się to nie udało.
- Co się śmiejesz? - spytał Nanef. - To bardzo poważna sprawa.
- Oczywiście. To jest tylko taki  poważny śmiech - powiedział, dusząc się ze śmiechu Himmeon. - Ja nim popieram wasze słowa.
- Ja myślę! Powinniśmy dostać dziewiątkę z interpretacji obrazu - rzekł Fenan.
- Z pewnością - zgodził się z nim Himmeon. - Tymczasem jednak chodźmy. Rodzice już są w kolejnej sali. Chyba nie będziemy zostawać z tyłu?

Kolejną salę przeszli w równie ekspresowym tempie, co pierwszą. Nie ma co ukrywać, nie było w nich nic wartego uwagi. Jednak następne sale prezentowały się o niebo lepiej od poprzednich, przez co spędzili w nich o wiele więcej czasu. A po wyjściu z galerii Nanef był skłonny przyznać, że nie było aż tak źle, jak sądził, że będzie.

~~~~~
Witajcie!

Też sądzicie, że ten... *cofa się do tego, co napisała* Adkund miał bardzo artystyczną duszę? A bliźniacy powinni dostać jakąś nagrodę za cudowną interpretację obrazu?
Ja z pewnością.

No cóż, to na tyle...

Bywajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro