Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

- Czyli mamy odszukać tylko kilka znaczków? Łatwe - stwierdził Fenan, pociągając za łańcuch.

Był ranek, według zegarka Vinei. Grupa znajomych po wnikliwym czytaniu kartki zapisanej po pateńsku, postanowiła wejść do kolejnej sali. Uprzednio jeszcze załatwiwszy najbardziej podstawowe potrzeby. Bowiem poprzedniego wieczoru odkryli, że komora przedzielona od reszty korytarza murkiem jest - bynajmniej nie idealnym, ale najlepszym w tych warunkach - zamiennikiem toalety.

- Pewnie kilka znaczków wśród tysiąca - powiedziała Vinea.

- Bez przesady. Przecież to jest możliwe do przejścia, prawda? - Kedal był dobrej myśli.

- No wiesz... - odezwała się Anotien. - Według mitu, to to jest pułapka.

- Dla tych, którzy nie wiedzą, jak się wydostać - powiedział Kedal.

- A my niby wiemy? - spytała jego siostra.

- Co z tym? - Fenan ponownie pociągnął za łańcuch, tym razem mocniej.

- Zaraz to wyrwiesz - rzekł Himmeon.

Nagle ściana przed Nautyjczykami rozsunęła się, ukazując spiralne zejście w dół. Czy też zjeżdżalnię z poręczą od schodów. Mrosa postąpiła do przodu i chwyciła poręcz.

- Jak mamy tym zejść? 

- Zjechać, a jak? - odparła Anotien, bez ceregieli siadając na zjeździe i odpychając się rękoma.

- Czekaj! To niebezpieczne! - krzyknęła za nią siostra.

Ale dziewczynka już zjeżdżała w dół.

- Jeśli tam na końcu będzie jakiś mur... - zaczął Fenan, ale zamilkł.

- Czysto, ale ciemno! - usłyszeli po chwili głos Anotien. - Miejcie trochę zaufania do naszego papierowego przewodnika!

- Pewien mądry człowiek mówił, by nie ufać podarunkom obcych - mruknęła pod nosem Vinea, ale tak cicho, że nikt tego nie usłyszał.

Tymczasem Mrosa postawiła ostrożnie stopę na stromej powierzchni. Jednak nie dosyć ostrożnie. Noga zsunęła jej się w dół i dziewczyna z krzykiem poszła za przykładem swej siostry.

- Mrosa?! - krzyknął Fenan, a reszta zastygła w miejscu.

Z dołu dało się słyszeć stęknięcie, a po nim odpowiedź:

- Nie jest tak źle. Tylko się obtarłam.

Po tym, jak się ześliznęła z tej zjeżdżalni można było przypuszczać jakiej wielkości było to "tylko obtarcie".

- No dobra. Chyba jest bezpiecznie - powiedziała Vinea, wychodząc naprzód i siadając na zjeżdżalni.

Przyjęła jak najlepszą pozycję i ruszyła. Zjazd wił się stromo w dół, ale był w miarę bezpieczny. Dziewczyna rozluźniła się, a nawet zaśmiała. I nagle spadła w dół na kość ogonową. Nabrała powietrza przez zęby. Gdy odzyskała zdolność mowy, rzuciła dwóm majaczącym w mroku sylwetką wściekłe spojrzenie.

- Ała! Czemu nie ostrzegłyście, że to się urywa?

- Urywa się? - Anotien była zdziwiona.

- Z czegoś musiałam spaść - odparła Vinea, powoli wstając z ziemi.

- Nic ci nie jest? - spytała Mrosa.

- Poobijałam kość ogonową.

Siostry Litum skrzywiły się, czego nie było widać w ciemności.

- Uważajcie, jak zjeżdżacie, bo tu jest wyrwa! - krzyknęła Mrosa do towarzyszy na górze.

Oni posłuchali jej rady i po kilku chwilach cała gromada stała u dołu zjeżdżalni i jedyną osobą, która padła ofiarą wyrwy, była Vinea.

- Czyli idziemy tu - powiedziała Anotien, popychając kamienne drzwi naprzeciw Nautyjczyków.

Drzwi otwarły się gładko i ukazały oczom siódemki znajomych wielką salę, na środku której dobre parę metrów nad podłogą znajdowała się platforma z prowadzącymi do niej schodami, oświetlona z góry z początku wątłym światłem, ale w każdej chwili przybierającym na sile. Na ścianach sali w niektórych miejscach jaśniały różnymi kolorami jakieś wzory, a strop, złożony w dużej mierze z krat podtrzymywały poznaczone wypustkami kolumny.

- Woow... - Anotien rozdziawiła usta.

- Jak z filmu - powiedział Kedal.

Tylko Vinea zdawała się nie obchodzić niesamowitością otoczenia. Od razu, aczkolwiek ostrożnie, weszła do sali i z zachmurzoną twarzą podeszła do najbliższej ściany. Wskazała ją palcem i zatoczyła łuk rękoma, jakby chcąc coś udowodnić.

- Wiedziałam! Tysiące znaków. Pierdyliard tysięcy znaków! Przestańcie się gapić, jak to bydlę w malowane wrota, widzicie to? Niby jak mamy tutaj znaleźć coś konkretnego?

W miarę jak do Nautyjczyków dochodził sens słów dziewczyny, zachwyt na ich twarzach zaczął zmieniać się w przestraszenie.

- Jak to? - Nawet Kedal, który zazwyczaj starał się robić dobrą minę do złej gry, tym razem miał ją dosyć nietęgą.

- Tak to. Jasna twarz, ja chcę do domu... - poskarżyła się płaczliwym tonem jego siostra.

Przygnębiona siadła na posadzce. Tylko po to, by za chwilę się z niej zerwać i zacząć otrzepywać siebie i swoją torbę.

- Fuj! Mokro!

Było to dosyć dziwne, gdyż w poprzednich korytarzach posadzka była sucha i pokryta pyłem. Tutaj lśniła czystością i warstewką wody, która nieznacznie chlupotała pod nogami, ale żadna osoba nie poświęciła temu przedtem uwagi, mając głowę zajętą czym innym.

- Nie ma to jak przemoczyć sobie siedzenie i może jeszcze książkę... Wcześniej było sucho... - narzekała Vinea pod nosem.

- Podzielimy się. Jedna osoba będzie szukać na tej ścianie. Po dwie na bocznych i na najdalszej - powiedziała Mrosa. - Co wy na to?

Reszta pokiwała głowami, jedni niepewnie, a drudzy trochę energiczniej.

- Nic innego nam nie pozostało - rzekł Fenan.

Po dość długiej chwili znajomym udało się ustalić, kto gdzie będzie szukał. Następnie zgromadzili się, by przyjrzeć się ponownie znakom, których mieli wyglądać.

- A co z kartką? Powinna być gdzieś, gdzie każdy może szybko podejść i ustalić, czy znalazł właściwy wzór. Przecież trudno je zapamiętać - rzekła Anotien i miała rację. Naprawdę trudno było zapamiętać wygląd sześciu różnych i nie mających żadnego sensownego ułożenia wzorków. Dla przykładu jeden zaczynał się od pionowej kreski zaginającej się u góry, w środku miał dwie falki, a pod nimi zaokrąglony trójkąt, który zdawał się stać wierzchołkiem na nierównych schodkach. Co więcej ten właśnie znak był chyba najprostszym z wszystkich sześciu.

- Schody są pośrodku. Postaw to na schodach - podjęła decyzję Mrosa.

- Okej. - Anotien kiwnęła głową i pobiegła w kierunku platformy.

Wspięła się dwa schodki w górę i położyła kartkę na wysokości twarzy. Po zastanowieniu położyła na jej skraju plecak, by nie spadła przypadkiem na mokrą posadzkę. Dziewczynka zeskoczyła na ziemię i na moment się zatrzymała, bowiem wydało jej się, że coś słyszy. Coś, jakby bulgotanie. Rozejrzała się i po prawej zauważyła kratę w podłodze. Podeszła tam i zajrzała przez nią. Jednak nic, co by było warte zauważenia, nie spostrzegła. Wzruszyła lekko ramionami i skierowała się do ściany, na której miała prowadzić poszukiwania. Gdy była w połowie kroku, rozległ się wielki huk, który zadrżał sercami Nautyjczyków i odbił się echem od ścian. Nieporuszona niczym sala, jakby śmiejąc się z zatrwożonych ludzi, zabulgotała, tym razem wyraźnie i donośnie.

~~~~~
Witajcie!
Jak się podobało?
Vinea ma już dość (chociaż ona w sumie zawsze ma czegoś dość, więc może powinnam napisać "wciąż"), Mrosa bierze grupkę w karby, a Himmeon milczy i stróżuje tak jak zawsze (ale Mrosy od obtarcia się na kamiennej zjeżdżalni nie uratował...).

A w dodatku ja mam chęć na pisanie (większość tego rozdziału napisałam dzisiaj i wczoraj... Heh...).

No i to tyle...
Bywajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro