Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Był 22 czerwca 7462 roku. Od dobrego tygodnia trwały już wakacje, chociaż patrząc na Fenana Hitoza, siedzącego przy biurku zasłanym mapami i wpatrującego się w nie z zawzięciem na twarzy, można jednak było pomyśleć inaczej. Chłopiec siedział w małej biblioteczce, która mieściła się w wieżyczce, wyrastającej z dużego wielorodzinnego domu. W domu tym mieszkały dwie rodziny, Hitoz oraz Litum, a tego dnia miała się do niego wprowadzić trzecia.

Bliźniak Fenana, Nanef, siedział na szerokim parapecie, na stercie poduszek, dzięki którym ten kąt, i tak już przytulny, był jeszcze milszy. To było jego ulubione miejsce, w którym zazwyczaj czytał książki, gazety popularnonaukowe albo też po prostu nie robił nic.

Tak było i tym razem. Nanef na wpół leżąc, na wpół siedząc, patrzył przez okno na ogród poniżej. Na wysoką, bujną trawę, która była powszechnie znana z tego, że jak coś w nią spadło, to można się było na zawsze z tym pożegnać. Jednak nikomu nigdy nie przyszło do głowy, by ją skosić. Jakoś żadna osoba w tym domu nie wykazywała chociażby odrobiny zainteresowania dziedziną ogrodnictwa. Na trawę rzucały potężny cień dwa, rosnące koło siebie, wiekowe buki, które były tak rozłożyste, że swymi koronami osłaniały cały dom przed wzrokiem ciekawskich sąsiadów, którym przyszłoby do głowy zaglądać w jego okna.

Po chwili bezczynnego patrzenia się w okno, Nanef odwrócił od niego wzrok, by wlepić go w sufit i zacząć wyłamywać sobie palce.

W powietrzu można było wyczuć atmosferę wyczekiwania, a czas mijał powoli.

W pewnym momencie Fenan podniósł głowę z nad mapy, obrzucając zirytowanym spojrzeniem bliźniaka.
- Przestaniesz strzykać? To przeszkadza!

Nanef już miał coś odpowiedzieć, ale właśnie w tym momencie z cichym skrzypnięciem otworzyły się drzwi, ukazując stojącą za nimi Anotien Litum. Dziewczynka, zazwyczaj tak pełna werwy, weszła do środka niemrawym krokiem. Na jej twarz opadały jasnobrązowe włosy, sięgające do łopatek, a spod tej czupryny wyglądały zielone oczy.
- Jeszcze nie przyjechali - odpowiedziała im, zanim zdążyli ją o cokolwiek zapytać. - Mają się spóźnić - dodała, idąc w kierunku drabiny, stojącej pomiędzy regałami z książkami.

Dziewczynka chwyciła ją i ustawiła przy jednym z nich. Wspięła się na jej szczyt i zaczęła oglądać tytuły książek na najwyższej półce. Czuła się tu jak w domu i właściwie w nim była, tyle że, nie w swoim mieszkaniu.
- Mitologii chyba tu nie znajdziesz - powiedział Nanef, doskonale wiedząc, czego szuka Anotien. - Wczoraj nasi rodzice zrobili tutaj coś, co nazwali porządkiem. W rezultacie nikt nie może niczego znaleźć, tylko oni.
- Dokładnie, z trudem dokopałem się do tych map - przytaknął Fenan bliźniakowi.
Dziewczynka zeszła z drabiny.
- To pójdę się zapytać waszych rodziców, gdzie leżą mitologie.

Nie zdążyła jednak zrobić ani jednego kroku, gdy z regału obok poleciało na ziemię potężne tomisko, widocznie źle odstawione na miejsce. Wylądowało z donośnym łupnięciem tuż koło Fenana. Starszy bliźniak drgnął przestraszony.
- Chyba książki chcą wrócić na swoje miejsca, stosując przy tym taktykę "po trupach do celu" - zażartował Nanef.

Przyjaciele roześmiali się, wyładowując przy tym napięcie, które gromadziło się w nich od rana. Anotien podniosła książkę. Skontrolowała, czy nic jej się nie stało. Na szczęście książka była w dobrym stanie. Na jej okładce prezentował się tytuł "Mitologia Benedu i mity bariańskie". Dziewczynka uśmiechnęła się, zadowolona. Kochała mity wszelkiej maści, a ta książka dosłownie spadła jej z nieba.
- Co to? - Nanef zeskoczył z parapetu i podszedł do Anotien.
- Mity Benedu.
- Benedu? Przecież to tam, gdzie jedziemy!
- Więc się idealnie składa - stwierdziła Anotien.
- Idealnie by się składało, gdybyśmy jechali tam bez tych Dowelte - mruknął pod nosem Fenan.
- Pewnie rodzice będą od nas oczekiwali, byśmy się z nimi zaznajomili - rzekł Nanef.
- Czemu Karmoni musieli się wyprowadzić? - westchnęła Anotien. - Oni są tu obcy.
- Lepiej by było, gdyby nikt nie kupił tego mieszkania - powiedział Fenan.

Zapanowała cisza. Wcześniej już wiele razy przeprowadzali tego typu rozmowy i zawsze kończyły się one stwierdzeniem, że mieszkanie ich niedawnych jeszcze sąsiadów powinno pozostać niezamieszkane.

Do biblioteczki, przerywając ciszę, weszła Mrosa, starsza siostra Anotien.
- Będą za chwilę. Chodźcie, wszyscy już czekają - rzekła.

Mrosa również nie była zadowolona z przeprowadzki Karmonich, ale w przeciwieństwie do bliźniaków i swojej siostry, nie narzekała na to.

Fenan, Nanef i Anotien ruszyli za Mrosą, która obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Przeszli przez pokój bliźniaków, wyszli na korytaż i skręcili w prawo do krętych schodów. Zeszli po nich, przeszli przez klatkę schodową i wysypali się przed domem. Ich rodzice razem z Himmeonem, siedemnastoletnim bratem bliźniaków, już tam byli. Anotien wpatrzyła się ponuro w ulicę, którą było widać przez szpary w furcie ogrodzenia. Przy bramce stali jej rodzice, gotowi ją otworzyć przed nowymi sąsiadami, którzy na razie nie nadjeżdżali.

Po krótkiej chwili przy furcie zatrzymał się czarny samochód. Danel i Inysa Litum rozwarli skrzydła bramki, by auto mogło wjechać na podjazd przed domem. Samochód wtoczył się na żwir. Wyszła z niego wysoka brunetka i szatyn z ciepłym uśmiechem na twarzy, a za nimi z auta wyłoniła się dwójka dzieci.
Zaczęły się powitania. Dorośli znali się już, ale nie można było powiedzieć tego samego o dzieciach. Stanęły one w pewnym dystansie od siebie. Anotien zerknęła na rodzeństwo, stojące naprzeciw niej. Była to dziewczyna o brązowych włosach, związanych w długiego warkocza, ubrana w dżinsy i luźną, zieloną koszulkę i młodszy od niej chłopiec z ciemnobrązową czupryną i okularami... Pękniętymi na mostku.
Anotien, zdziwiona, zmarszczyła brwi.

Himmeon zrobił krok w stronę rodzeństwa.
- Himmeon - przedstawił się. - Hitoz.
- Vinea.
- Kedal.

Reszta dzieci przedstawiła się i zapadła niezręczna cisza.

<><><>

Kedal jak najdyskretniej zerknął na starszą siostrę, w nadziei, że przerwie ona milczenie. Jednak mylił się. Vinea wymieniła z nim niewiedzące, co robić spojrzenia i odwróciła wzrok. Kedal stał nieruchomo, czuł się niepewnie pod wzrokiem piątki ludzi, stojącej naprzeciwko niego, zwłaszcza dwójki bliźniaków z czego jeden miał prawe oko brązowe i lewe zielone, a drugi odwrotnie. Kedal odniósł wrażenie, jakby on i Vinea byli tu niemile widziany. Wtem chwyciło go dziwne uczucie swego rodzaju rozdrażnienia. Mieli takie samo prawo tutaj być jak oni! Czemu więc wpatrywali się w nich, jakby byli jakimiś intruzami? W odpowiedzi na ich niechęć, Kedal wbił w nich swoje ciemne spojrzenie. Nastolatkowie mierzyli się wzrokiem zaledwie przez kilka sekund, jednak dla nich zdawało się to długim czasem.

Nagle Kedal poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się i zobaczył swojego ojca.
- Chodźcie, pomożecie mi z bagażami - rzekł Wotmon Dowelte do swoich dzieci i skierował się w stronę samochodu.

Kedal i Vinea czym prędzej udali się za swoim ojcem, oddalając się tym samym od piątki nastoletnich sąsiadów.

Wotmon otworzył bagażnik. Wyjął z niej walizkę i podał ją Vinei razem z kluczem do mieszkania. Bagaże zawierały osobiste rzeczy przeprowadzających się, których nie mogli przywieźć do nowego domu we wcześniejszych partiach. Wotmon wyciągnął z bagażnika dużą torbę i wręczył ją synowi.
- Zanieście te rzeczy do salonu. Traficie? - spytał się, na co rodzeństwo zgodnie pokiwało głowami.

Wprawdzie nigdy wcześniej nie byli w swoim nowym mieszkaniu, ale widzieli je na zdjęciach i znali ze słów rodziców. Gdy Kedal i Vinea już obracali się w stronę domu, Wotmon ich zatrzymał.
- Chyba coś się nie dogadujecie z dziećmi sąsiadów - rzekł, wpatrując się w rodzeństwo.

Kedal skrzywił się lekko. No tak... Tata zauważył. Mało co mu umykało.
- Nie! Są bardzo mili i... - zawachał się przez chwilę. - Jesteśmy pewni, że się z nimi zaprzyjaźnimy.

Kedal uśmiechnął się dla potwierdzenia swych słów. Miał nadzieję, że uśmiech ten wyglądał naturalnie. Nie miał ochoty na to, by ojciec wtrącał się w tę sprawę.

Vinea spojrzała na swego brata takim wzrokiem, jakby chciała powiedzieć "Mów za siebie", ale nic nie rzekła. Wotmon za to wzruszył tylko ramionami i dał im znak, żeby szli.

Rodzeństwo czym prędzej udało się w stronę swojego nowego domu. Przechodząc koło dorosłych, zauważyli, że już są oni pogrążeni w rozmowie. Jednak kiedy Kedal chciał wypatrzyć nastolatków, zdał sobie sprawę, że gdzieś się zmyli. Chłopiec wzruszył ramionami. Tym lepiej.

Gdy Kedal i Vinea weszli do domu, od progu uderzył ich zapach drewna. Pojedyncze drobinki kurzu latały w powietrzu w promieniach słońca. Podeszli do drzwi na lewo. To były drzwi od ich mieszkania. Vinea włożyła klucz do zamka. Przekręciła go i uroczystym, wręcz teatralnym gestem, otworzyła drzwi. Wkroczyli do środka. Weszli na korytarz i przeszli do salonu, który znajdował się na lewo od wejścia. Postawili bagaże na środku pokoju i rozejrzeli się. Mieszkanie było całe umeblowane. Takie je kupili. Regały były już zapełnione książkami i filmami. Naprzeciw falobrazu* stała wielka, szara kanapa, a pod oknem znajdował się drewniany stół oraz krzesła. Wszystko jakby tylko czekało na to, aż ktoś tu zamieszka, a tym kimś miała być rodzina Dowelte, nie ważne, czy komuś się to podobało, czy nie.

*Falobraz to inaczej telewizor, w tym świecie on się tak nazywa.

~~~~~

Hej! Trochę się spóźniłam... A to dlatego, że nagle zaskoczyły mnie dziwne obowiązki typu: robienie pierników na Wielkanoc. Nie żartuję. Na serio! Po prostu z Bożego Narodzenia zostało nam ciasto piernikowe, bo ono może sobie dłuuugo stać i moja mama doszła do wniosku, że jak się wytnie pierniki w kształcie jajek, królików, kur lub baranków, to będą one dobre na Wielkanoc.

W każdym razie, mam nadzieję, że się nie zanudziliście.
Co uważacie na razie o bohaterach?

To moja pierwsza prawdziwa książka (bo ff się nie liczy) na Wattpadzie, więc jestem naprawdę ciekawa, jak się podoba.

Co do okładki, to była robiona na szybko, ale muszę się pochwalić, że sama zrobiłam napisy 😁

I to tyle.

Bywajcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro