Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[1]

Powiedzenie, że ubrania Chase'a zawsze wydzielały słodkawy zapach marihuany było niedopowiedzeniem. To całe jego ciało pochłonęło już tę charakterystyczną woń, na którą żaden z wykładowców nie zwracał już w uwagi. Jego powłóczysty chód i ciągnięcie jednej nogi prawie że za sobą były wystarczającym usprawiedliwieniem na wypalanie skrętów w uniwersyteckich toaletach. W końcu medyczna marihuana była legalna i dostępna w większości aptek. Poza tym wszyscy wiedzieli, że Chase ma nie do końca równo pod kopułą. Może to było głównym powodem dla którego udawali, że nie wiedzą nic o uzależnieniu chłopaka? 

Chase przeciągnął się, a jego stawy wydały ostrzegawcze strzyknięcia. Odrzucił na bok końcówkę skręta i przydeptał go podeszwą buta, po czym opuścił łazienkę. Skierował się w stronę wyjścia z uniwersytetu. Nie mógł się dzisiaj skupić na wykładach, po co więc miał marnować czas na dalsze siedzenie i patrzenie przed siebie, skoro mógł odwiedzić swoją ulubioną wypożyczalnię kaset. Najprawdopodobniej ostatnią w całych Stanach Zjednoczonych. 

Poprawił pasek plecaka niedbale przerzuconego przez plecy, kiedy usłyszał za sobą znajomy głos. 

– Chase, idziesz do mnie? – zawołał Frank, biegnąc w jego kierunku. Chase mruknął tylko coś niewyraźnie, pozostawiając swojemu przyjacielowi pełną dowolność w interpretacji swojej odpowiedzi. Ten, niezrażony, ciągnął dalej tym samym radosnym tonem. – Mam dla ciebie odłożone parę kaset – oznajmił wyraźnie zadowolony z siebie. Niedoczekawszy się żadnej reakcji ze strony Chase'a, kontynuował nieco mniej wesoły. – Największe, najbardziej pokurwione gówna, jakie udało mi się zamówić. Kiedyś mnie wsadzą na krzesło* za te wszystkie filmy. 

Chase spojrzał na niego, marszcząc brwi.

– Chyba ich nikomu oprócz mnie nie pokazujesz, co? – zapytał, uważnie go obserwując. 

Jego przyjaciel energicznie pokręcił głową.

– No co ty, jeszcze mnie nie pojebało, ale może powinienem zacząć martwić się o ciebie. Znowu paliłeś? – zapytał, zręcznie zmieniając temat, co nie uszło uwadze chłopaka, który w odpowiedzi znowu wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, mogący być jednocześnie zaprzeczeniem, jak i potwierdzeniem. 

Frank uśmiechnął się krzywo, starając nie dać po sobie poznać, że niechęć Chase'a go uraziła. Pocieszył się w myślach, że za chwilę będą na miejscu, a tam będzie mógł dać Chase'owi kasety, co na pewno wywołałoby w nim jakieś wyższe emocje niż obojętność i dłuższe wypowiedzi niż pomruki. 

•••

– No, to chyba wszystkie – powiedział, wyjmując spod lady kasety. Wszystkie zapakowane były w czarne pudełka a ich jedynym kontrastującym elementem były białe karteczki z tytułami wypisanymi krzywym, nieczytelnym pismem. – Zawsze mówię swoim klientom, że mam nadzieję, że będzie im się miło oglądało, ale ty chyba nie oglądasz tego, żeby ci było miło, co? – zapytał, śmiejąc się niepewnie. Mimo tego, że znał Chase'a od dawna, nadal ciężko było mu przewidzieć niektóre z jego reakcji.

Chłopak wbił w niego nieruchome spojrzenie swoich oczu z wiecznie małymi źrenicami. „Zupełnie tak, jakby próbował oczami wyssać z otoczenia całe światło”, przemknęło Frankowi przez myśl. Odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać dłużej spojrzenia Chase'a na sobie. 

– Dziękuję – powiedział w końcu Chase, kładąc na ladzie swój plecak. Wrzucił do niego kasety, nawet nie próbując przeczytać tytułów. – Ile?

– Dwadzieścia dolarów – odpowiedział Frank. – Ciężko było je dostać – dodał, widząc, jak Chase marszczy brwi, z ociąganiem sięgając do plecaka. Kto wie, czy nie nosił w nim dziewiątki?**

Chłopak wyjął jednak z niego banknot i położył go na ladzie, w miejscu gdzie spocone ze zdenerwowania dłonie Franka zostawiły wilgotne ślady.

– Dzięki – mruknął Frank, przełykając ślinę. – Może wyjdziemy dzisiaj gdzieś? Wiesz, dostałem niedawno wypłatę i może byśmy…

– Nie – przerwał mu Chase. – Będę miał zajęcie. Dzięki tobie. To miłe z twojej strony, ale nie mogę dzisiaj. 

Frank nie zdążył zapytać go, kiedy w takim razie będzie mógł, bo Chase zdążył wyjść już ze sklepu. 

„Nawet się nie pożegnał”, pomyślał z wyrzutem, chowając pieniądze do kieszeni spodni. 

•••

Odtwarzacz zamknął się z cichym trzaskiem, a ekran telewizora wypełniły zakłócenia. Chase zmienił ustawienia odtwarzacza i po chwili obraz wyostrzył się, przedstawiając czarne tło z czerwonym napisem „Uwaga!”. Głośniki zatrzeszczały, po czym mechaniczny, pozbawiony emocji głos przerwał ciszę panującą w mieszkaniu.

– Uwaga. To, co zamierzasz obejrzeć, wprawi cię w niepokój. A nawet tobą wstrząśnie. To ciemna strona ludzkości. Cenzorzy nie pozwolą ci tego obejrzeć… ale my – owszem. Oglądasz na własną odpowiedzialność.

Z odtwarzacza wydobył się kolejny trzask, po którym obraz ponownie zakryły zakłócenia. Tym razem zniknęły same, Chase nie musiał zmieniać ustawień.

– Imię i nazwisko przedstawionej postaci zostały zmienione – oznajmił równie bezemocjonalny głos, co wcześniej. – Przedstawiona osoba pozbawił życia troje osób, choć niektóre źródła twierdzą, że liczba dokonanych przez niego zabójstw była znacznie większa. Ten chłopak… – Obraz zmienił się na zdjęcie zapewne zrobione bez wiedzy fotografowanej na niej postaci. Był na nim chłopak mogący mieć najwyżej siedemnaście lat, ale pomimo zamazanej twarzy, jego sylwetka wydała się Chase'owi znajoma. 

Odrzucił na bok paczkę chusteczek, którą do tej pory trzymał w dłoni i sięgnął po telefon. 

– Frank? 

– Chase? Coś się stało?

– Kojarzysz tego chłopaka, co gada sam do siebie i tak dziwnie chodzi? 

– Eee… – głos w słuchawce zawahał się.  – Ciebie?

Chase prychnął. 

– Nie, nie mnie. Tego dziwnego… – Przeklął, próbując przypomnieć sobie coś, co skierowałoby jego przyjaciela na właściwy trop. – Na pewno go znasz. Kiedyś z nim gadałeś. 

– No a pamiętasz coś jeszcze? Jak wyglądał? 

Chase spojrzał na zatrzymany ekran. 

– Brązowe włosy, blady, niski – wymieniał, żałując, że obraz jest częściowo rozmazany. 

– Z tą dużą blizną? To Toby – odpowiedział Frank. – Czemu o niego pytasz? 

– Muszę mu coś oddać – skłamał szybko Chase. – Ale zapomniałem wziąć od niego numer albo adres. Mógłbyś mi je podać? 

Frank przytaknął i kiedy Chase powiedział, że ma już kartkę, podyktował numer telefonu i adres chłopaka. 

– Mam nadzieję, że nie chcesz zrobić czegoś głupiego – powiedział Frank, ale Chase zdążył odrzucić połączenie. Sam nie wiedział, dlaczego się z nim przyjaźni.

* Frank nawiązuje do kary śmierci na krześle elektrycznym, która obowiązuje w Denver
** dziewiątka - to broń o kalibrze 9mm

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro