Rozdział 4
Envil płakała już przez pół nocy. Nie była w stanie zmrużyć oka po tym, co przeczytała, pomimo iż organizm domagał się odpoczynku. Linda jeszcze nie wróciła do domu, lecz Envil nie byłaby w stanie spojrzeć jej w oczy. Rozmowa z nią na pewno nie wyglądałaby już tak samo. Znała już całą prawdę. Jednakże pytanie brzmiało:
Co teraz powinna zrobić?
Nie miała pomysłu, co dalej. Jeśli zostanie w domu, udając, że nic się nie stało, inni zmuszą ją do swoich celów. Jeśli jednak postanowi... Uciec? Nigdy o tym nie myślała. Nie poradziłaby sobie sama. Kiedyś Linda mówiła, że by przetrwać jako wilk poza murem, trzeba zabijać. Na samo wspomnienie tego słowa zadrżała. Nie potrafiłaby skrzywdzić żadnego zwierzęcia.
Wahała się, ale jednak czuła, że ucieczka w tym momencie była najlepszym rozwiązaniem. Zaczęła się bać matki oraz jeszcze bardziej poczuła się odrzucona. Miała nadzieję, że uda jej się przetrwać bez przelewania krwi bezbronnych stworzeń.
Przetarła oczy. Całe jej powieki były już spuchnięte. Odetchnęła głęboko kilka razy. Wstała prędko z łózka. Nie mogła zwlekać, marnować czas na łzy. Musiała uciec, nawet jeśli sama nie wiedziała, czy to właściwe wyjście. Nawet jeśli okaże się fatalnym pomysłem, to będzie tego żałować później. Wyszła szybkim krokiem z pokoju. Niczego ze sobą nie zabrała.
Był środek nocy, więc nikt nie powinien jej zauważyć o tej porze, gdy zechce wymknąć się za mur. Jednakże mimo to, nie biegła, ale skradała się, by mieć pewność, że nikt jej nie usłyszy. Kierowała się do „swojego" wyjścia, co jakiś czas oglądając się, czy przypadkiem nikt za nią nie kroczy, by złapać ją przy samym murze. Jej oddech był niezwykle niespokojny. Pierwszy raz w pełni świadoma łamała zakaz matki.
W wiosce panowała głucha cisza. Wszystkie świece zostały zgaszone już kilka godzin temu. Teoretycznie wychodzenie o tej porze było zakazane, lecz Envil nigdzie nie widziała straży, która pilnowała, by żadna młodzież nie chodziła po nocy. Wydawało jej się to podejrzane. Z tego, co pamiętała z rozmów Lindy z innymi, po zmroku odpoczywały niespokojne dusze, które nie doczekały się ani potępienia, ani nie zostały wzięte pod ramię Matki Natury. Przechadzanie się nocą po wiosce, wiązało się jednocześnie z zakłócaniem ich spokoju. Tym samym Envil czuła się źle z tym, że przeszkadzała tymże duszom, więc wciąż w myślach ich przepraszała.
Doszła w końcu do muru. Wzięła swój koc, żeby nie przemarznąć przez noc oraz nie zostawiać jedynej, ważnej dla niej rzeczy w miejscu, do którego już nie zechce wrócić. Zaczęła się wspinać, gdy nagle usłyszała za sobą głośne doniesienie:
— Odmieniec uciekł! — wykrzyczał prawdopodobnie jeden ze strażników, który jednak musiał ją dostrzec lub też Linda zauważyła jej zniknięcie czy też przypadkowo zostawiła jakiś ślad swojej działalności na tamtej półce.
Nie miała pewności, co się wydarzyło, lecz była pewna jednego.
Musiała już uciekać. Teraz nie było opcji, by nagle zrezygnować
Przeskoczyła na drugą część muru. Od razu przybrała swoją wilczą formę, w pysku niosąc swój koc. Pędziła przed siebie, nie oglądając się w tył. Miała cichutką nadzieję, że zdąży zbiec, zanim zostanie dostrzeżona. Biegła na ślepo. Nie liczył się teraz kierunek jej drogi. Jej serce biło jak szalone. W głowie wciąż wydawało się jej, że ktoś za nią pędził, był już blisko. Bała się odwracać.
Dyszała już ciężko w biegu. Oddaliła się już od domu na tyle daleko, że poczuła się przez moment trochę pewniej. Zatrzymała się na chwilę. Nie posiadała dobrej kondycji, więc ten szaleńczy bieg ją zmęczył. Wróciła do ciała człowieka, by swobodnie oprzeć się o drzewo. Dręczyła siebie w myślach.
Jak mogłam być taka naiwna?! Jak mogłam sądzić, że matka mnie kochała?! Od początku samego coś planowała, a ja głupia nic nie dostrzegłam!
Upadła na kolana. Znów się rozpłakała. Dalej była wstrząśnięta całą zaistniałą sytuacją, która ją niezwykle przerastała. Świadomość, że nikt jej nie chciał w tamtej wiosce. Jeszcze tamte słowa w liście: „Jak zapewne pamiętasz, trzynaście lat temu, na kolanach błagałam ciebie, byś życie Envil oszczędził, gdyż ci obiecałam, że dobrze z niej skorzystamy za paręnaście lat.". Gdyby nie plan jej matki, nie byłoby jej w tym miejscu. Zabiliby ją.
Jestem odmieńcem... Nie wyglądam jak inni, nie myślę jak oni, nie zachowuję się jak oni... Byłam tu tylko... Bo matka miała plan...
Usiadła pod drzewem. Nakryła się dodatkowo kocem, bo czuła, że przeszywa ją nocny chłód. Łzy wciąż ciekły po jej policzkach, bo nawet gdyby chciała je powstrzymać, nie dałaby rady. Rozglądała się dookoła, ale przed oczami był tylko jeden widok – ciemny, zamazany od łez las. To tutaj teraz przyjdzie jej żyć. Jak? Sama bała się o tym myśleć. Nie umiała polować, a nawet gdyby posiadała ową umiejętność, na pewno nie skorzystałaby z niej.
Gdzieś blisko niej złamała się gałąź. Zerwała się na równe nogi ze strachu. Spoglądała we wszystkie strony, bezowocnie starając się cokolwiek dostrzec. Trzęsła się. Z zimna i ze strachu. Przetarła jeszcze oczy, by polepszyć sobie widok, jednakże wciąż nikogo, ani niczego nie widziała.
— Tam jest! — krzyknął ktoś, aż echo rozniosło się po całej okolicy.
Envil mimowolnie zaczęła się cofać. Szelesty liści stawały się coraz to głośniejsze. Gdy tylko pysk jednego z wilków wyłonił się z tej ciemności, dziewczyna popędziła w przeciwnym kierunku. Ponownie przemieniła się w wilka. Trzymała w pysku koc, bo wciąż nie chciała go zgubić, pomimo pogoni.
Znaleźli mnie! – wykrzyczała z desperacji. – Teraz ich nie zgubię!
Nie odwracała się, ale czuła, że pogoń była coraz bliżej niej. Nie zatrzymywała się, pomimo iż nogi powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Mimowolnie znów zebrało jej się parę łez. Nie chciała wracać. Nie skończyłoby się to dla niej dobrze. Szczególnie teraz, gdy uciekła.
Pojawiła się wątpliwość. Może lepiej by było, gdyby tam została? Powinna dobrze przewidzieć, że nie miała najmniejszych szans w ucieczce. Wtedy przynajmniej choć trochę jeszcze mogłaby nacieszyć się spokojem, zanim zostałaby zmuszona do tworzenia mieszańców. Nie wiedziała, po co w istocie szarym mieszańce, jednakże zupełnie nie interesowała się tym. Zapewne chcieli ich sprawdzić w wojnie.
Już miała się poddać, zatrzymać się, dobrowolnie się oddać w ręce goniących ją wilków, gdy pomoc przyszła znikąd. Zza drzew wyskoczyło stado byków jeleni, które przepuściwszy Envil, zastawiły dalsze przejście dla pogoni. Przeganiali szarych porożami, nie pozwalając, by którykolwiek ponownie ruszył za wilczycą. Ryczały głośno, przygotowując jeszcze szarżę, by zupełnie wygonić szare wilki z tych okolic lasu i zmusić ich do powrotu bez Envil.
W tym czasie lisy poprowadziły zmęczoną wilczycę do bezpiecznego miejsca w otworze skalnym. Tam zastała młode jelonki z matkami. Młode podbiegły do niej, dodatkowo jeszcze pomogły jej podejść. Padła bez sił w wejściu. Wypuściła koc z pyska, przyglądając się mu z lekkim uśmiechem. Niby mogła go wypuścić, łatwiej by się jej biegło, lecz to wciąż ważna dla niej rzecz. Niby drobnostka, ale zawsze miała coś takiego małego, co sprawiało jej radość.
Wróciła do ludzkiej formy. Oparła się o ścianę skalną, ciężko oddychając ze zmęczenia. W tym czasie dwa małe lisy przyniosły jej trochę wody nabranej do liścia. Niewiele mogli jej dać, bo sporo wylało się po drodze, lecz lepszy rydz niż nic. Przyjęła podarunek z uśmiechem, widocznie uszczęśliwiając tym lisy, gdyż zaczęły radośnie skakać i biegać w tymże ukryciu.
Jeszcze stąd dało się słyszeć ryki byków jeleni przeganiających pogoń, a nawet czasem głośne warki wilków. Envil niedowierzała. Jej przyjaciele właśnie ją uratowali przed niewolą. Musieli dostrzec, że gorączkowo uciekała, więc przybiegli jej na pomoc. Uśmiechnęła się szeroko. Straciła wcześniej nadzieję, lecz teraz cały strach został zastąpiony przez spokój. Czuła się bezpieczna w tym miejscu. Szarzy na pewno nie widzieli, w którą stronę pobiegła, co działało jak najbardziej na jej korzyść.
Ułożyła się na legowisku zbudowanym z ogromnego stosu liści. Nakryła się dodatkowo kocem, żeby na pewno nie zmarznąć przez wieczór. Poczuła jeszcze, że młode zwierzęta położyły się blisko niej, dając jej dodatkowe ciepło.
Rankiem przygotowała się do długiej wędrówki, bo zrozumiała, że nie będzie mogła wiecznie przebywać ze swoimi przyjaciółmi, zbyt bardzo ich narażała. Pożegnała się z nimi ze smutkiem, dziękując im wielce za ratunek. Nie potrafiła się im odwdzięczyć, co gryzło jej sumienie.
Wyszła, zaczynając swoją długą, prawdopodobnie trudną tułaczkę po lesie.
Czego będzie szukać?
Tego jeszcze nie wiedziała, lecz chciała to odkryć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro