Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-4-

Narrator

Nadzwyczaj piękna kobieta przechadzała się po szpitalnych korytarzach. Ubrana w białe zwiewne szaty. Emanowało od niej biało-złote światło. Jej jasne włosy kołysały się z kolejnym postawionym krokiem. Bose stopy stąpały po zimnej podłodze. Jej twarz zdobił promienny uśmiech. Zmierzała spokojnie w stronę sali porodowej.

Docierając tam przeszła przez drzwi i usiadła na krześle. Łagodnym spojrzeniem obserwowała leżącą kobietę oraz kilku lekarzy w okół niej. Prócz tego dziewczynę za rękę trzymał mąż.

W końcu się zaczęło. Coś pięknego jak i zarazem bolesnego. Moment kiedy dwójka dorosłych staje się rodzicami. Czas kiedy na świat przychodzi nowe życie. Nad wszystkim opiekę sprawowała bogini życia. Tak jak i tym razem. Kobieta wpatrywała się w ten obraz pomimo słyszalnych krzyków. Całe zdarzenie napawało ją energią i szczęściem.

Na świat przyszedł chłopiec przed, którym stało jeszcze całe życie. O ile nikt go nie zaburzy. Zadowolona wstała i podeszła do śpiącego malucha. Nachyliła się i pocałowała go w czoło. Następnie wyszła z sali z powrotem przemierzając korytarz. Nagle zatrzymała się tuż przed nim.

Śmierć

Wlepiłem wzrok w kartkę papieru. Mam odebrać duszę starszego mężczyzny. Przebywa w szpitalu. Odłożyłem list i przeciągnąłem się. Powędrowałem do garderoby. Założyłem na siebie zwykłe czarne spodnie i przydużą, wygodną bluzę. Za pomocą magi zawiązałem buty, po czym wywołałem portal. W szybkim czasie znalazłem się na białym korytarzu pełnym niebieskich krzesełek. Włożyłem dłonie w kieszenie i zacząłem się przechadzać. Nie mając ochoty się teleportować po prostu szukałem odpowiednich drzwi. Nagle stanąłem przed nią. Bogini życia. Przyjrzałem się jej. Jest na tym samym poziomie w hierarchii. Cudownie nie muszę się jej kłaniać. Wystarczyło mi u Ragany. Skrzywiłem się na wspomnienie, po czym otrząsnąłem się.

-Witaj.-uśmiechnęła się łagodnie

-Cześć.-mruknąłem

-Po co tutaj przyszedłeś?

Spojrzałem na nią z miną mówiącą jedną. "Co może robić śmierć na ziemi?", jednak ta nie załapała. Zrezygnowany westchnąłem cicho.

-Jestem po duszę.-spojrzałem w jej praktycznie całe białe oczy

-Oh. Racja.-zaśmiała się.- Ja byłam właśnie przy porodzie.-w jej wzroku zauważyłem iskierki

-Ta. Interesujące.-parsknąłem

-Mogę iść z Tobą?-zapytała radośnie

-Jeżeli chcesz.

Złapała mnie za nadgarstek. Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz. Od razu wyrwałem jej dłoń zachowując kamienną minę. Odwróciła się do mnie przodem i spojrzała niezrozumiale.

-Nie. Dotykaj. Mnie.-syknął

-Jeju, nie umrzesz.-zaśmiała się

Zgromiłem ją wzrokiem. Nie rozumiem tej dziewczyny. Dlaczego bogini życia. Podkreślam życia. Interesuje się tym jak odbiorę je komuś?

Szedłem tuż obok niej kierując w odpowiednią stronę. Stojąc pod słusznym pomieszczeniem przeszedłem przez drzwi, a ona tuż za mną. W sali przebywał mężczyzna w wieku, na oko, siedemdziesięciu lat. Leżał sam. Trochę szkoda, że w ostatnich chwilach nikogo przy nim nie będzie, ale cóż. Nie moja sprawa. Podleciałem do niego i już miałem go dotknąć kiedy ktoś pociągnął mnie do tyłu.

-Co Ty robisz?-syknąłem

-Chcesz go od tak zabić?-spojrzała na mnie

-Po to istnieje. Jestem Ś-M-I-E-R-C-I-Ą.-zacząłem jej literować.- Czego nie rozumiesz?-zapytałem zirytowany

-A-Ale nawet nie może porozmawiać z kimś ten ostatni raz.-mruknęła smutno

-I co z tego? Nie interesuje mnie to.-prychnąłem

-Nie masz uczuć, czy jak?!

-Taka jest moja praca. Nie, nie posiadam ich. Jedyne co w sobie mam to pustka. Nie przeszkadzaj mi. Nie ciągnąłem Cię tutaj.

Warknąłem głosem pełnym obojętności i chłodu. Spuściła wzrok i odsunęła trochę. W moim ciele jak i umyśle są tylko te niechciane emocje. Położyłem dłonie na ciele starszego, a ten zaczął głośno kaszleć. Zabrałem dłonie wpatrując się w niego pustym wzrokiem. Czułem, że kobieta również nam się przygląda. Kiedy jego serce jak i mózg przestały pracować, a przy karku poczułem mrowienie chwyciłem jego duszę do pojemnika. Podleciałem do bogini i spojrzałem chłodno. Jej oczy były zeszklone.

-Zapamiętaj kochanieńka. Tak wygląda codzienność. Ludzie, czy zwierzęta rodzą się i umierają. Tak to wszystko działa.-powiedziałem powoli zachrypniętym głosem.- Nigdy nie przeszkadzaj w zabieraniu duszy. Nie każdy jest na tyle milutki. Chyba, że chcesz się zabrać ze mną do kogoś będącego wyżej w hierarchii.

Spojrzała na mnie lekko wystraszona. Zlustrowałem ją wzrokiem i wywołałem portal. Przeszedłem przez niego zostawiając ją samą.

Przechadzałem się po sortowni czując jak w środku mnie wszystko buzuje od złości. Znajdując jakiegoś pracownika wepchnąłem mu pojemnik i za pstryknięciem palców powróciłem do swojej świątyni.

Wiedząc, że mam do wykonania raport z dzisiejszego dnia po prostu powędrowałem do swojej sypialni. Rzuciłem się na łóżko i wlepiłem twarz w poduszkę. Totalnie mam dość.

________

701

Witamy w naszych skromnych progach boginię życia.

Liczę, iż wyszło do dobrze.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro