Rozdział 6. Dziecko na dachu?
(Perspektywa Karai)
Byłam z braćmi, przyjaciółkami oraz Caseym na patrolu. Raph częściej się denerwuje. Na pewno chodzi o Monę. W pewnej chwili usłyszałam głośny płacz... Dziecka? Pobiegłam z resztą w miejsce odgłosu. Zauważyłam na jednym dachu Pazura, Xevera, Razora oraz Stockmana. Stali w miejscu i gapili się na coś. Podeszliśmy po cichu do nich. Zauważyłam jakiś koszyk do którego Pazur chciał włożyć łapę ale nagle rozniósł się głośny płacz dziecka.
-No i po co pchałeś łapy ty futrzaku?- Spytał się Stockman patrząc na Pazura w między czasie kołysząc koszykiem co nie pomagało. Xever wyciągnął scyzoryk. Podeszłam szybko do nich i zerknęłam przez ramię Xevera.
-Najlepiej uciszyć dziecko scyzorykiem. Ale pomysłowe.- Pomyślałam i przepchnęłam się przez nich. Wzięłam na ręce dziecko owinięte w kocyk. Trochę się bałam ale musiałam być spokojna.
-Zostaw je! My znaleźliśmy je pierwsi!- Krzyknął Razor i znowu zaczął się głośny płacz dziecka.
-Widać, że nigdy nie mieli na rękach dziecka.- Powiedziała Shini podchodząc do mnie.
-No nie brakuje tu jeszcze tych idiotów.- Warknął Razor.
-Powiedział ten który kiedyś ugryzł swój ogon.- Powiedział Mikey
-Ugh! Zaczynacie mnie wnerwiać!!!!- Krzyknął głośno Xever, a dziecko zaczęło jeszcze bardziej płakać.
-Brawo.- Powiedział Raph i wziął na ręce dziecko które kichnęło nagle. Wymieniłam spojrzenia z Raphem. Raph zaczął uciekać z dzieckiem na rękach, a ja i reszta walczyliśmy z przeciwnikami gdy złapałam koszyk rozbiłam bombę dymną przez co pojawiliśmy się w kryjówce.
(Perspektywa Raphaela)
Szedłem po kanałach trzymając nadal dziecko. Było już trochę spokojniejsze. Poza tym... Zastanawiało mnie. Kto by zostawił dziecko w koszyku? W pewnej chwili znowu zaczęło płakać kiedy pociąg niedaleko przejeżdżał. Po dotarciu do kryjówki ledwo mi się udawało uspokoić dziecko. Reszta stała i patrzyła na mnie zdziwiona.
-Raph takie pytanko. Czemu nie zostawiłeś tego dziecka pod jakimś domem dziecka?- Warkną wkurzony Leo. Ten maluch poruszył się niespokojnie.
-Leo. Coś mówiło mi bym tego malucha tu zabrał.- Powiedziałem gdy przyszedł sensei. Leo od razu chciał mnie zakryć na co mu nie pozwalałem. Wytłumaczyłem wszystko ojcu który po skończeniu wypowiedzi mistrz Splinter wydawał się zamyślony.
-Hmm... Skoro Raphaelu zabrałeś tego malucha do nas jesteś za niego odpowiedzialny.- Powiedział przez co Mikey wziął tego malucha, a z kocyka w którym było dziecko wypadła jakaś koperta. Podniosłem ją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro