Laufeyson.
Ta nutka kojarzy mi się z Lokatym. Kij wie czemu.
********
Loki był typem dziecka, które nigdy nie krzyczało ani nie płakało. Potrafił przeleżeć w kołysce cały dzień bez poruszenia się i wydania choćby najmniejszego odgłosu. Przerażało to zarówno jego mamkę jak i Friggę, no bo jakie ,,normalne" niemowle tak się zachowywało?
Sytuacja nie uległa zmianie po kilku ani nawet po kilkunastu latach. Z dwójki książąt to Thor był tym, który przybiegał do matki z płaczem i rozbitym kolanem. Loki nigdy. Nawet wtedy, gdy wymknął się daleko za pałac pospacerować po skałach i upadł - boleśnie łamiąc rękę i zdzierając dłonie do krwi - nie zapłakał i nie krzyknął. Zacisnął zęby w momencie nastawiania kości.
Bo prawda była taka, że Loki szczycił się swoją wewnętrzną siłą. Napawał odpornością na fizyczne bodźce. Wmawiał sobie obojętność. Uwielbiał bycie innym. Z poczucia krzywdy, chorych ambicji i pewności siebie uczynił swoją zbroję. Stworzył mur nie do przebicia, którym otoczył pałac zawiści, jakim był i w którym się skrył. Jedynie jego oczy czasami pokazywały prawdę, bo tylko nad oczami Loki nigdy nie nauczył się panować. Pomimo tego nikt nie był w stanie sforsować fasady, by do niego dotrzeć.
Bo i nikt nie próbował.
Nigdy.
Nawet Frigga zdawała się nie dostrzegać ciągłego wyobcowywania się syna, kolejnych masek, jakie przywdziewał już tak często, że sam przestał je dostrzegać.
Tkwił więc w samotności i nie ważne było czy studiował księgi w bibliotece, czy towarzyszył ojcu i bratu na ucztach. Zawsze był sam.
Nie pozwalał nikomu chociażby zbliżyć się do granicy masek. Przez setki lat je kształtował i trzymał innych z daleka od nich. Do momentu, gdy ta nędzna ludzka kreatura Anthony Stark nie okazała się być w jakiś dziwny sposób odporna na jego działania. Wtedy na ułamek sekundy wszystkie maski opadły i został on sam - przerażony, wściekły i zawistny. Poczuł się obnażony, nagi. Zagrożony. Musiał improwizować, a wyrzucenie mężczyzny za okno wydało mu się najczystszą i najszybszą z opcji. Tylko, że tym również odsłonił siebie; pozwolił, by ukrywany od lat gniew i zazdrość przetopiły się w furię. Czystą i nieudawaną emocję. Stracił grunt pod nogami przez kilka zdań małego, cudacznego człowieczka w puszce. Okazał słabość tylko dlatego, że nie potrafił podporządkować sobie jednego, nic nieznaczącego istnienia. Gorzej! Mały mężczyzna zdarł z niego maskę swoim oporem, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co zrobił.
Z gardła Lokiego wyrwał się nagły chichot, a usta wykrzywił grymas.
Durni Avengersi, nawet nie wiedzieli, że swoje zwycięstwo zawdzięczali tylko i wyłącznie Starkowi. Gdyby Loki pozostał skupiony, zrealizowałby plan i nie siedziałby teraz zamknięty w celi. Nie, tu trzymałby brata i... może pozwalałby mu czasami wyjść i popatrzeć na pokłony kolejnego świata w jego stronę. O tak... Pozwoliłby Thorowi patrzeć jak ludzie, elfy i krasnale klękają - jedna rasa po drugiej. Pozwoliłby mu patrzeć na jego potęgę i chwałę. Pozwoliłby.
Blade place zacisnęły się na srebrnej broszy w kształcie węża, którą Odyn łaskawie pozwolił mu tu zabrać.
- Stark - pomimo tego, że Layfeyson wysyczał to nazwisko, nie udało mu się ukryć zaintrygowania jakie te człowiek w nim budził.
Może zanim wydłubie mu oczy i policzy wszystkie żyły utnie sobie z nim pogawędkę. Może nawet dostanie tego drinka. Może nawet odczuje żal po zamordowaniu go. Może... Dość!
Należało zacząć myśleć o planowaniu ucieczki i wyrzucić człowieka z głowy.
Brązowe oczy powinny przestać już prześladować go w snach.
********
[WAŻNE: nie wiem czemu, ale ostatni rozdział nie wyświetla się na wszystkich telefonach i dlatego mam prośbę, żebyście czytali finał na komputerach.
Kocham was]
***
Ta - da!
Podoba mi się ten rozdział, serio :3
Dedykuję go ziomleo, bo tak jakoś mnie zmotywowała. Sama nie wiem...
Nie przedłużam,
Adiooos!
JazzBane^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro