*Ślub*
-Dalej nie wierze że ktoś cię chciał.- Mówię opierając się o framugę i patrzę na swoją przyjaciółkę siedzącą przed toaletką w długiej białej sukni ślubnej która idealnie kontrastuje z jej ciemną karnacją i czarnymi włosami które są upięte w niski kok.
-No nareszcie już myślałam że nie przyjedziesz.- Mówi oddychając z ulgą, odwraca się w moją stronę a ja uśmiecham się delikatnie i podchodzę bliżej aby złapać dłonie Ophelii.
- Wyglądasz pięknie.- Mówię a kobieta śmieje się cicho.
- Ty też wyglądasz cudownie Kira.- Odbija piłeczkę.- Gotowa? Czy jednak się rozmyśliłaś i zamiast do kościoła to jedziemy na jakiegoś fast fooda?- Pytam a kobieta wywraca oczami, nie odpowiada a jedynie ciągnie mnie do wyjścia z jej mieszkania. Wsiadamy do mojego nowiutkiego mercedesa i wolno zaczynamy się kierować w stronę kościoła.
-O kurwa.- Mówię stając jak wryta kiedy zauważam jak z auta zaparkowanego kilka miejsc dalej wysiada tak dobrze znany mi chłopak, Laurens prawie nic się nie zmienił dalej ma swoje długie brązowe kręcone włosy, jasnozielone oczy i jasną cerę obsypaną miodowymi piegami, mam jedynie wrażenie że trochę urósł tracąc przy tym na wadze a jego niegdyś urocza, pulchna twarzyczka spoważniała.
- O cholera, co Laurens robi na moim ślubie?- Pyta zdezorientowana Hariss a ja wzdycham cicho.
- Mnie się pytasz? to ty ogarniałaś zaproszenia. Widocznie jest rodziną Liama...- Odpowiadam spoglądając na zegarek zapięty na mojej prawej ręce.
- To już czas przyszła pani Styles.- Mówię miękko i pomagam wysiąść starszej kobiecie z samochodu starając się zignorować obecność Johna i to że wypada dziurę w moich plecach. Nie mogę zjebać tego dnia tylko i wyłącznie dlatego bo znowu go zobaczyłam.
-Idę zapalić.- Szepczę wstając ze swojego miejsca w stronę obecnie już pani Styles która siedzi wtulona w swojego męża, kobieta kiwa głowa na znak że rozumie a ja wychodzę powoli z sali, uśmiecham się delikatnie kiedy siadam na ławce przed budynkiem oddychając świeżym powietrzem, cóż takie imprezy zdecydowanie nie są dla mnie ale musze się trochę przemęczyć dla szczęścia ważnej mi osoby, wyciągam z torebki paczkę marlboro gold i wyciągam z niej jednego papierosa, wkładam go do ust i odpalam zapalniczką która niegdyś dostałam od Remusa.
- Mogę ognia?- Prawie zaczynam się dusić kiedy słyszę ten tak bardzo znany mi głos, wyjmuje papierosa z ust i wypuszczam dym z płuc kierując wzrok na chłopaka stojącego przede mną.
- Jestem już pełnoletni...- Mruczy siadając obok na ławce i wkłada swojego papierosa do ust a ja podaje mu zapalniczkę kiwając delikatnie głową.
- Dawno się nie widzieliśmy.- Mówię przerywając niezręczną ciszę i odchylam głowę do tyłu.
- Wydajesz się szczęśliwsza.- Stwierdza a ja uśmiecham się smutno.
- Pozory...- Szepcze cicho mając nadzieje że nie usłyszy.
- Wiem, po twoich oczach wszystko widać... Są puste.- Tłumaczy a ja znowu się zaciągam i spoglądam w jego stronę.
- Nie tylko ja mam takie oczy.- Zauważam a on kieruje swój wzrok z moim na co moje serce zabiło szybciej. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Oboje jesteśmy dobrymi aktorami... Co u ciebie? Jak w biurze?- Pyta zmieniając temat i również się zaciąga.
- Znośnie, ostatnio mamy spory zapierdol więc poszłam na krótki urlop żeby odpocząć. A jak u ciebie? poszedłeś na studia?- Odpowiadam krótko i również pytam będąc szczerze ciekawa.
- Dostałem się na medycynę jak chciałem.- Odpowiada a ja uśmiecham się na wspomnienie kiedy 4 lata temu pomagałam mu się uczyć biologii aby mógł pójść na swoje wymarzone studia.
- Mówiłam że ci się uda.- Mówię ciepło a chłopak uśmiecha się delikatnie w moją stronę, mam ochotę się uderzyć kiedy czuje jak moje lodowate serce znowu zaczyna się dla niego topić.
- Jako jedyna we mnie wierzyłaś.- Mówi szczerze a ja gaszę swojego wypalonego papierosa obserwując jak z sali ludzie przenoszą się na dwór.
- Nie wiedziałem że się znacie.- Moją jeszcze nie zaczętą wypowiedź przerywa świeżo upieczony mąż mojej przyjaciółki, przed nami staje mężczyzna z szerokim uśmiechem a ja w duszy wyklinam go jak nikogo innego, cholera Liam mogłeś dać nam jeszcze z 5 minut.
- Stara znajoma, nie wiedzieliśmy że będziemy tu razem.- Tłumaczy szybko Laurens a jak kiwam głową na znak że się zgadzam.
- Może zatańczycie? Trzeba jakoś zachęcić jakoś te kłody do zabawy a Ophi nie ma już siły.- Pyta nas a ja od razu kręcę głową na nie.
- Dobrze wiesz że ja nie tańczę.- Mówię oschle dramietlanie zmieniając swój ton głosu w porównaniu z tym jaki stosowałam kiedy byłam tu z Johnem sama.
- Oj no nie daj się prosić Kira! Uszczęśliwisz tym Ophelie.- Mówi niezrażony niczym Styles a ja mówię do siebie w duchu "Prędzej Ophelia zabije mnie za to że z nim rozmawiam". Chłopak siedzący obok mnie dopala szybko papierosa i wstaje niespodziewanie z ławki aby wyciągnąć w moją stronę dłoń, po chwili namysłu wzdycham głośno i podaje mu swoją dłoń i wstaje ze swojego miejsca. Nie mija chwila a stoimy już na środku parkietu który jest pod altanką kołysząc się w rytm "Give me Love" od Eda Sheerana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro