Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Tęsknota*

-Kira nie po to kończyłaś z nim tą chorą relacje żeby teraz z nim przetańczyć całe moje wesele!- Mówi zdenerwowana Ophelia a ja wywracam oczami i wpycham jej do ręki kieliszek czerwonego, słodkiego wina i sama upijam łyk swojego alkoholu.- Wiesz lepiej żeby chciał ze mną tańczyć niż żeby wyjebał mi w twarz za to co mu zrobiłam.- Odpowiadam obserwując jak jakaś ciotka Liama stara się zaciągnąć Laurensa na parkiet mimo tego że ledwo usiadł po kilku godzinach tańczenia zemną na co uśmiecham się lekko.- Problem w tym że ty nic mu nie zrobiłaś!- Wykrzykuje kobieta zwracając na nas uwagę kilku osób.- Skrzywdziłam go i zostawiłam w trudnym momencie.- Tłumaczę starając się zachować spokój.- Chciałaś swojego szczęścia.- Odbija piłeczkę a ja kręcę głową na nie.- Chciałam twojego szczęścia. Zrobiłam to bo ty tego chciałaś Ophelia, nie kochałam go ale potrzebowałam tego żeby był blisko mnie i gdybym miała drugi wybór nigdy bym cię nie posłuchała bo nie zabiłam tylko siebie ale też tego szczęśliwego chłopaka jakim był.- Mówię szczerze a ciemnowłosą widocznie zatyka, odkładam kieliszek na stolik i odchodzę aby mogła to przemyśleć.- Wybaczy ciocia ale moja dziewczyna tu idzie muszę z nią porozmawiać!- Słyszę głos Johna a już po chwili czuje jak obejmuje mnie ramieniem w talii aby stworzyć pozory że naprawdę jesteśmy razem, kiedy natrętna kobieta znika nam z zasięgu chłopak puszcza mnie i odchodzi krok w tył żeby nie stać za blisko.- Przepraszam musiałem się jakoś wykręcić.- Tłumaczy się a ja kiwam głową na znak że rozumiem.- W porządku.- Odpowiadam a chłopak uśmiecha się delikatnie.- Chociaż naprawdę chce z tobą porozmawiać.- Dodaje ciszej a ja spoglądam na gwieździste niebo.- Tęskniłem za tobą.- Kontynuuje i również kieruje swój wzrok w górę.- Ja za tobą tez.- Odpowiadam zgodnie z prawdą, mimo że starałam się udawać że jest inaczej przez prawie 3 miesiące w których prowadziłam sprawę Marii Laurens uzależniłam się od tego dzieciaka, w momencie w którym wyrzuciłam go ze swojego życia wszystko znowu stało się szare. Po wypadku siedziałam cały czas w domu żeby się nie narażać a bez niego tam myślałam że zwariuje.- Naprawdę?- Pyta zdzwiony a ja kiwam głową.- Nigdy nie chciałam cię skrzywdzić...- Szepcze ignorując jego pytanie i wgapiam swoje zielone ślepia w swoje czarne szpilki czując wstyd, dorosła kobieta nigdy nie powinna postąpić tak jak ja wtedy.- Próbowałem cię posłuchać i znaleść kogoś w moim wieku ale... ale nie potrafiłem w każdej kolejnej dziewczynie szukałem ciebie, twoich cech... Każdą po kolei krzywdziłem- Opowiada a ja nawet nie muszę na niego patrzyć aby wiedzieć że z jego pięknych jasnozielonych oczu ciekną słone łzy.- Oboje nie możemy bez siebie żyć...- śmieje się cicho i wzdycham ciężko, to jest cięższe niż myślałam że będzie, miałam nadzieje że po 4 latach przejdę koło niego obojętnie a jednak dalej nie potrafię tego zrobić.- Mogę się przytulić?- Pyta nie śmiało chłopak po czym dodaje.- Ten ostatni raz...- Podnoszę wzrok na jego tęczówki i wyciągam w jego stronę ręce dając tym samym znak że może, nie mija chwila a chłopak wtula się we mnie mocno, chowając przy tym głowę w moją szyje. Słyszę jego ciche płakanie tak jakby bardzo długo trzymał te emocje w sobie, kładę rękę na jego włosach i uśmiecham się delikatnie czując że dalej są tak samo miękkie jak 4 lata temu.- Ciii, spokojnie Jackie. Nie płacz.- Szepczę wprost do jego ucha pocierając jego plecy aby się trochę uspokoił podkreślając słowo "Jackie". Boże jak ja dawno tego nie mówiłam.- Nie chce cię znowu tracić.- Mówi cichutko zanosząc się płaczem a ja już wiem że nie popełnię drugi raz tego samego błędu.- Nigdzie się już nie wybieram.- Mówię wplatając dłoń w jego poplątane brązowe włosy i delikatnie masuje skórę jego głowy.- Wtedy też tak mówiłaś.- Wypomina mi.- Tym razem obiecuje Jackie, obiecuje że zostanę z tobą chociażby się waliło i paliło.-        

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro