Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co by było, gdyby mnie nie było...


Mój starszy brat Dean wyruszył wraz z tatą na kolejne polowanie. Z racji tego, że ja, jak to określili "jestem jeszcze za młody", niestety musiałem zostać sam w motelu.

- Dlaczego zawsze mnie zostawiają?! - zawołałem rzucając poduszką w kąt pokoju. Z moich oczu popłynęły łzy, na samą myśl, że nie jestem im do niczego potrzebny. Spojrzałem na starą, drewnianą komodę, na której w blasku księżyca połyskiwał srebrny naszyjnik. Wiele znaczył dla mnie, taty oraz Dean'a, ponieważ wcześniej należał do mojej mamy... Co się z nią stało? Nigdy nie chcieli mi powiedzieć, jaka była przyczyna jej śmierci.

Powolnymi krokami zbliżyłem się do komody i delikatnie, drżącymi rękami podniosłem łańcuszek z niewielką zawieszką i zacząłem się mu przyglądać. Po moim policzku popłynęła jedna, samotna łza zostawiając po sobie jedynie słoną drużkę. Usiadłem na miękkim materacu spoglądając, na drugie łóżko przy ścianie, które było puste.

- Jestem beznadziejny! - zaszlochałem i rzuciłem łańcuszkiem, który po chwili odbił się od ściany i spadł na łóżko brata. Położyłem się czując jak coraz więcej łez ciśnie się do moich oczu i ledwo je powstrzymując zamknąłem oczy.

***

Obudziły mnie szmery dobiegające z drugiego końca pokoju. Wsparłem się na łokciach i spojrzałem w tamtą stronę.

-Dean? To ty?- zapytałem z nadzieją w głosie, myśląc, iż brat wrócił już z tatą.

-Nie, Sammy, to ja- powiedziała kobieta siedząca na łóżku mojego brata. Jej lekko pofalowane blond włosy opływały wychudzoną twarz, a błękitne, zmęczone oczy wpatrywały się we mnie z troską.

- Pamiętasz mnie?- zapytała posyłając w moją stronę ciepły uśmiech. 

- Mm...mama?! – nie dowierzałem własnym oczom.

- Tak, Sammy, nie bój się mnie - powiedziała wstając i powolnym krokiem kierując się w moją stronę. Miała na sobie biały szlafrok, a jej stopy były bose, przez co każdy jej krok wydawał się być delikatnym i pełnym gracji.

- Ale jak?! Ty Zginęłaś! - zawołałem płaczliwym głosem.

- Ciii...- przyłożyła palec do swoich ust. - Jestem tu, przy tobie - usiadła obok mnie na łóżku, a ja od razu ją przytuliłem.

- Mamo, - szepnąłem i spojrzałem w jej oczy.- gdzie jest tata i Dean? Dlaczego nie chcą mnie ze sobą zabrać?

- Kochanie, wiesz, że praca taty jest trudna i niebezpieczna. Oni się o ciebie martwią...

- Gdyby się martwili, to nie zostawialiby mnie samego - powiedziałem bardziej się w nią wtulając. – Już wolałbym, żeby mnie nie było.

- Skarbie, chodź, coś ci pokażę - powiedziała wstając. Wyciągnęła w moją stronę kościstą i bladą dłoń, pokrytą bliznami. Z lekkim wahaniem położyłem swoją niewielką rączkę na jej i momentalnie poczułem zimny chłód bijący od jej skóry. Uśmiechnęła się do mnie, po czym podeszliśmy w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Pomimo, że otworzyła je delikatnie, zaskrzypiały przeraźliwie, jednak najbardziej zdziwił mnie widok znajdujący się za nimi. Znajdowaliśmy się przy wejściu do szkoły, do której aktualnie uczęszczałem. Co prawda nie na długo, bo za jakiś miesiąc znowu pojedziemy w inne miejsce.

- Ale mamo, ja jestem w piżamie! Ty z resztą też - powiedziałem zatrzymując się, widząc przechadzających się po korytarzu uczniów. 

- Spokojnie, Sammy, zaufaj mi - odparła i weszliśmy do szkoły. Panował tam chaos, jak zresztą zawsze.

- Gdzie idziemy?- zapytałem, kiedy przedzieraliśmy się przez tłum.

- Zobacz - powiedziała zatrzymując się i wskazując na dużą grupkę ludzi.

- Coś ty sobie myślał? Że przyjedziesz dzisiaj i ci się nie dostanie?- usłyszałem tak dobrze znany mi głos. Szybko przecisnąłem się przez tłum i już zrozumiałem co było powodem zbiorowiska.

- Zostaw go! - krzyczałem, gdy mój najlepszy przyjaciel Norbert znowu został uderzony przez starszego od siebie chłopaka - Carl'a. Zawsze dokuczał Norbertowi, a ja stawałem w obronie swojego przyjaciela, przez co wielokrotnie uczestniczyłem w szkolnych bójkach. Pomimo, że znajdowało się tu wiele osób, żadna z nich nie zareagowała.

-Zostaw go!- zawołałem ponownie i wbiegłem pomiędzy Norberta a Carl'a, którego pięść już miała zadać ponowny cios młodszemu. Nagle, gdy już miałem blokować cios, ręka Carl'a przeszyła mnie na wylot uderzając prostu w nos Norberta. Złapałem się za swój brzuch nie dowierzając w to, co się przed chwilą wydarzyło. Odwróciłem się i spojrzałem na Norberta, który osłaniał się rękami na marne.

Przeniosłem swój wzrok na mamę. Stała i przyglądała się temu wzrokiem wypranym z emocji. Tylko ona na mnie patrzyła, reszta oczu była skierowana na bijących się chłopców.

- Mamo! - zawołałem podbiegając do niej i wtulając w jej miękki materiał szlafroka. - Co się dzieje?! Nic nie rozumiem!

-Sammy, to jeszcze nie koniec. Chodź ze mną.

***

Błysnęło światło i znaleźliśmy się w jednym z moteli. W tym pokoju byłem rok temu z bratem i tatą. Wtedy jeszcze podczas polowań zostawaliśmy sami we dwójkę...

- Mamo? - zapytałem płacząc, a ona ruchem głowy wskazała na łóżko, na którym leżał mój brat. Umierał. Miał gorączkę. Pamiętam, wtedy się nim zajmowałem i uratowałem go.

- Dean! - zawołałem i podbiegłem do brata chcąc go przytulić, ale ten nie zareagował.

- Dean? Mamo? Co się dzieje?! - coraz bardziej mnie to przerażało. Mój brat właśnie teraz umierał, a ja nie mogłem mu pomóc. Powoli zamknął zmęczone od płaczu oczy, a jego oddech z każdą sekundą zanikał. Po moim policzku spłynęły kolejne wodospady łez. Położyłem głowę na klatce piersiowej brata, która przestała się unosić i zacząłem szlochać nie słysząc bicia jego serca.

- Sammy, to jeszcze nie koniec- powiedziała mama głosem wypranym z emocji.- Chodź ze mną - wyciągnęła w moją stronę drżącą, bladą rękę. 

***

Znaleźliśmy się na polanie. Była noc i jedynym źródłem światła okazał się być księżyc.

- Mamo, nie znam tego miejsca...- powiedziałem, spoglądając na nią zaszklonymi oczami, bojąc się, co tym razem może się stać. Nagle na obrzeżasz lasu pojawiła się bardzo dobrze znana mi osoba. Tata. Walczył z demonem, który połyskiwał w ciemności jaskrawo-żółtymi oczami. Był już strasznie zmęczony i ostatkiem sił się bronił. Po chwili, ciało ojca bezwładnie upadło na ziemię, a czarny dym się rozpłynął.

- Tato! - zawołałem podbiegając do niego. Przyklęknąłem przy nim i przyłożyłem ucho do jego twarzy. Nie oddychał.

- Tato !- zawołałem ponownie płacząc nad jego ciałem. - Mamo! Zabierz mnie stąd! Proszę! - zaszlochałem, gdy rodzicielka do mnie podeszła. Tak jak poprzednio, błysnęło światło i z powrotem znaleźliśmy się w naszym motelu.

- Czy to już koniec? Mamo, proszę cię! - zawołałem, a kobieta pojawiła się obok mnie. W ręce obracała swój naszyjnik, którym wcześniej w gniewie rzuciłem o ścianę.

- Sammy, jesteś nam bardzo potrzebny... Tak, to już koniec...

- Mamo, o czym ty mówisz?- łzy spływały po moich policzkach mocząc moją koszulkę.

- Pokazałam ci teraźniejszość, przeszłość i przyszłość. Widziałeś zdarzenia, które miałyby miejsce, gdyby cię nie było. Pamiętaj Sammy, zawsze byłeś potrzebny i będziesz. Odgrywasz ważną rolę na tym świecie - mówiąc to wyciągnęła rękę z naszyjnikiem w moją stronę. Wiedziałem, co miała na myśli. Wziąłem zapalniczkę z komody, a naszyjnik położyłem na metalowej blaszce. Po chwili biżuteria płonęła.

-Dziękuję ci Sammy, kocham cię- powiedziała kobieta i zniknęła w płomieniach uśmiechając się do mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro