1
Carla
Światło żarówki rozbłyska, kiedy naciskam kremowy przycisk umieszczony tuż obok lustra. W pomieszczeniu robi się jasno. Biorę głęboki wdech, bojąc się popatrzeć w szklaną taflę umieszczoną naprzeciwko mnie. Boję się zobaczyć, co mi zrobiono. Chwilę zajmuje mi zebranie się na odwagę. W końcu unoszę spojrzenie moich oczu i wbijam je w swoje odbicie. Zamykam powieki, pod którymi czuję niechcianą wilgoć, która wzbiera, grożąc uwolnieniem. Wypuszczam z wolna oddech i rozchylam powieki. Własny widok przypomina mi coś, co wydarzyło się nie tak dawno, a odnoszę wrażenie, że minęły stulecia. Krzywię się w reakcji na swój stan. Głowa zaczyna płatać mi figle, jakbym miała cholerne déjà vu.
Stoję przed lustrem i spoglądam na siebie. Mamy iść na kolację. Rodzice powiedzieli, że musimy stawić się obowiązkowo. Jakieś ważne wyjście rodzinne, więc dostałam wytyczne, co do ubioru. Nie lubię, jak mi się mówi, co mam na siebie wkładać, więc zdecydowałam się na ładną sukienkę, ale nie taką, jakiej by chcieli. Poprawiam kosmyk, który wysunął mi się z koka. Tutaj też zasugerowano, że lepiej będzie, jak zostawię włosy rozpuszczone. A ja miałam ochotę je związać, więc zrobiłam po mojemu.
– Jesteś gotowa? – pada zza drzwi. – Rodzice pytają.
– Powiedz im, że zaraz do nich dołączę – odpowiadam Mii. – Dobra. – Wypuszczam powietrze. – Carla, dasz radę. Przecież to tylko kolacja...
Biorę głęboki wdech, który wypuszczam, czując coś dziwnego osiadającego mi w żołądku. Wychodzę z łazienki, a następnie z pokoju, który już dawno nie powinien być mój. To też było tematem sporu. Nie pozwolono mi się wyprowadzić, mimo że jestem dorosła. Dostałam zakaz jak mała dziewczynka. Argumenty były takie, że mogę wyfrunąć, dopiero jak wyjdę za mąż lub znajdę sobie narzeczonego. A mamy dwudziesty pierwszy wiek i żyję w kraju, gdzie mogę robić, co chcę. A to oznacza, że nie zamierzam jeszcze wychodzić za mąż. Tylko że osoba, która ewentualnie mogłaby dać mi pierścionek, który bym przyjęła, raczej o tym nie myśli. Pasuje mi to i jednocześnie nie pasuje. Spotykamy się, ale chyba z jego strony nie zapowiada się to na jakieś wielkie WOW. To znaczy tak mi się wydaje, że on nie bardzo myśli o czymś na poważnie. A ja korzystam z uroków życia. Mam do tego prawo, nawet jeśli moi rodzice uważają inaczej. Zresztą on by się idealnie wpasował w środowisko ojca. W sumie jedna branża. Tyle że niekoniecznie chciałabym, żeby się poznali. A może już się skądś znają, a ja o tym nie wiem? Jestem pewna, że ojciec na pewno o nim słyszał.
Schodzę na dół. Puszczam oko do Mii, która się uśmiecha, ale ja ściągam brwi na jej widok. Jest w jeansach i swetrze. Przecież tak nigdy nie pozwolą jej wyjść do restauracji. Zaczynam podejrzewać najgorsze, gdy spoglądam na mamę. Krzywi się, kiedy na mnie patrzy. Siostra rozpływa się w powietrzu, zostawiając na same.
– Jak ty wyglądasz?! – grzmi moja matka, lustrując mnie. – Co ty masz na sobie? Gdzie jest sukienka, którą...
– To znaczy, o co ci chodzi? – przerywam jej. – Ubrałam się stosownie do sytuacji. Nie zamierzam robić z siebie dziwki w przebraniu.
– Jak ty się odzywasz?! – krzyczy.
– Idziemy na kolację do restauracji, więc mój strój jest odpowiedni. Nie rozum...
– W sukience, spodniach czy nawet nago i tak będzie dobrze – odzywa się ojciec, który nawet na mnie nie spojrzał.
– Gdzie jest reszta? – dopytuję.
– Idziemy tylko we troje – oświadcza matka, a mi coś tutaj zaczyna śmierdzieć zdechłą rybą.
– Ale...
– Wychodzimy. – Ojciec podaje mi płaszcz. Nie odzywam się. Nie ma po co. Dyskusja z tymi ludźmi polega na tym, że oni mówią, ty masz milczeć i robić tak, jak oni chcą. Wkładam okrycie i wychodzę, po czym zajmuję miejsce w aucie, zastanawiając się, co oni znowu uknuli.
Potrząsam głową na widok swoje odbicia. Wróciłam do rzeczywistości, która wcale nie jest lepsza od tego, co było. Wyciągam dłoń i bardzo ostrożnie dotykam swojego policzka. Wyglądam źle, bardzo źle. Jednak pojadę. Nic mnie nie powstrzyma, nawet on i jego zakazy. Zasadniczo przestałam być grzeczną dziewczynką. Odkąd uderzył mnie pierwszy raz, wiedziałam, że pewnego dnia mu oddam. I stało się. Dzisiaj nie wytrzymałam. Puściły mi nerwy, a zawsze byłam taka opanowana. Nie uważam go za Boga, by go tak traktować. Siedziałam cicho dla świętego spokoju, jak również dlatego, że żył ojciec, ale dzisiaj coś we mnie pękło. Chyba miałam dosyć takiego traktowania, jakbym była pchłą. Poza tym ujrzałam światełko w tunelu i myślę, że to spowodowało, że mu się postawiłam. A teraz została mi tak naprawdę Mia. I to właśnie dla niej chcę tam jechać, a do tego nigdy nie byłam w Vegas. Zresztą ja nigdy nigdzie poza Jersey City nie byłam. Donikąd mnie nie zabierano. Trzymano jak zwierzę w klatce. Brakowało jedynie podawania jedzenia, jak psu. To znaczy miałam wolność. Mogłam chodzić, gdzie chciałam, ale raczej zapomnieć o wyjazdach i całej reszcie. Ochrona ojca skutecznie mi to utrudniała, gdy byłam młodsza, później trochę mi odpuścili.
Poprawiam włosy, myję twarz, ale nie tuszuję na niej mankamentów. Nie tym razem. Niech patrzy na to, co zrobił. Jak bardzo mnie pobił. Nic więcej nie może, chyba że pobić bardziej. Ale się już nie boję. Wychodzę z łazienki i ruszam do kuchni, gdzie zastaję gosposię. Kobieta patrzy na mnie. Na jej twarzy przez moment widać cień emocji, po czym stara się zachować kamienną twarz, jakby nic się nie stało. Ale w sumie, dlaczego miałoby być inaczej, skoro dobrze wie, co robi jej pracodawca. Obstawiam, że się boi, więc siedzi cicho.
– Jest jeszcze kawa? – pytam, jak gdyby nigdy nic.
– Tak, już podaję.
– Dziękuję, Florino.
– Nie ma go – mówi, stawiając przede mną filiżankę.
– To dobrze. Nie mam ochoty go oglądać.
– Bardzo mi przykro.
– Dziękuję, ale niepotrzebnie. To się więcej nie powtórzy.
– Chcesz go zabić? – pyta, a w jej oczach dostrzegam coś niezrozumiałego dla mnie.
– Należałoby mu się, ale nie. Po prostu pewne rzeczy się zmieniają, gdy ktoś przekroczy granice, a tak się... – Urywam i odchrząkuję. – Pyszna kawa. Pójdę do siebie.
– Obiad będzie za dwie godziny.
– Dziękuję. – Znikam z kuchni. Kryję się u siebie w pokoju.
Ten skurwiel przeholował. Nie pozwolę więcej, żeby podniósł na mnie rękę. Skoro mojego ojca już nie ma – podsłuchałam jego rozmowę z kimś - nikomu nic nie jestem winna. Już nie. Szukam największej torebki, jaką posiadam. Wrzucam do niej portfel, kosmetyki, żeby zakryć to gówno na mojej twarzy, po czym podchodzę do szafy. Wybieram jedną sukienkę i coś na zmianę, w tym bieliznę. To mi musi wystarczyć. Nie mogę zabrać więcej, bo będzie wyglądać podejrzanie, a tego nie chcę. Ściągam z siebie kieckę i wkładam jeansy, a on nie cierpi, kiedy mam je na sobie. Do tego wciągam szarą bluzę, a stopy wsuwam w trampki. Robią najmniej hałasu.
****************************************************************
Jakby ktoś chciał, to na moim sklepie ruszyła przedsprzedaż tego tytułu. Także serdecznie zapraszam, wróbelki na: wydawnictwowolf.pl
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro