Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 6 ~

The Empty

Nieprzenikniona, otaczająca zewsząd ciemność. To była pierwsza rzecz jaką Castiel zobaczył zaraz po przebudzeniu. W pierwszym odruchu wzdrygnął się, ponieważ atmosfera panująca w miejscu, którego Castiel nie potrafił nazwać była co najmniej dziwna. Czuł czyjąś obecność, ale nikogo nie widział. Gdyby przyjrzał się uważniej zauważyłby, że palce jego naczynia są ledwo widoczne. Castiel zmarszczył brwi w irytacji. Nienawidził nie wiedzieć, a tym bardziej kiedy wiedział, że coś jest nie tak. Nie wspominając o tym kiedy coś zobaczył i jednocześnie myślał, że mu się przewidziało. A tak było i tym razem. Mrok, który otaczał Castiela nie miał prawa poruszać się. Był niczym. Nienamacalnym czymś co nie żyło i mogło się poruszać jak człowiek lub zwierzę albo potwór. Jednak Castiel nie wiedział, że to co widział było czymś prawdziwym. Starożytnym bytem, który postanowił zabawić się jego kosztem. A Pustka tylko bezgłośnie się śmiała widząc dezorientację na twarzy swojej ofiary. Jeszcze nigdy nie miała takiego ubawu. A teraz miała z czego się śmiać, bo Castiel nawet w nicości był znany i Pustka wręcz trzęsła się z myśli o torturowaniu wielkiego Castiela - anioła buntownika, który jako jedyny ze swoich braci i sióstr ginął i ożywał w dość szybkim tempie.

Starożytny byt postanowił przybrać postać samego Castiela, aby jeszcze bardziej zdezorientować i tak już ogłupiałego anioła. A kiedy już skończył, wyszedł na przeciw Castiela i zagwizdał jakby Castiel był ładną kelnerką w podrzędnym barze. I Castiel obrócił się tak jak Pustka chciała. A gdy upadły anioł wpatrywał się w swoje lustrzane odbicie z jeszcze bardziej niż to możliwe ściągniętymi brwiami w niezrozumieniu, Pustka zarechotała. Maniakalny śmiech bytu rozniósł się po nicości echem i wrócił do nich ze zdwojoną siłą. Jedynie Castiel zatkał uszy dłońmi, aby uchronić je przed wwiercającym się w głowę hałasem napędzonym nieznaną mu siłą. Siłą, której nie widział nigdy wcześniej i nie słyszał o takiej.

— Czym jesteś? — spytał Castiel powoli prostując się.

— Różnie mnie nazywają, ale w większości Pustką — odparło jego odbicie.

Głos Pustki tak bardzo nie przypominał Castielowi jego własnego, że aż sam się wzdrygnął. Pustka wzruszyła ramionami.

— Pewnie zastanawiasz się czym jestem. Jestem nicością. Starożytnym bytem, który jest na tyle silny, że może uwięzić samego Boga. A to mój drogi — Pustka wyrzuciła ręce na boki i obkręciła się wokół własnej osi. — Jest jedyne miejsce w swoim rodzaju. Nicość. Tu żadna istota nie ma mocy oprócz mnie. Bóg, jego siostra, Śmierć nie mają tu mocy. Są niczym.

Castiel słuchał uważnie każdego słowa wychodzącego z ust swojego złego bliźniaka. Inaczej nie potrafił opisać stojącej przed nim istoty, bo coś co przewyższa mocą samego Boga i Ciemność, a tym bardziej Śmierć nie może być czymś dobrym. Przez moment Castiel zawiesił się na wzmiance o Ciemności, ale szybko odzyskał szybkie myślenie. Pierwszy raz słyszał o czymś takim jak nicość i Pustka. Nawet Bóg nigdy nie wspominał o tym miejscu.

— Dla sprostowania — odezwała się ponownie Pustka. — Pojawiają się tu anioły i demony kiedy zostają zabite, więc tak. Jest tu każdy demon i każdy anioł, którego zabiłeś.

Pustka podeszła do Castiela na tyle blisko, aby mieć go na wyciągnięcie ręki. Jednak Castiel był na tyle przejęty ostatnim zdaniem bytu, że tego nie zauważył. Zniecierpliwiona Pustka zacmokała tym samym zwracając na siebie uwagę Castiela.

— Nigdy o tobie nie słyszałem — odezwał się Castiel. Postanowił udawać, że nie ruszyły go słowa bytu. — I skoro nawet Śmierć nie ma tu mocy to po co tu przyszła i nawiązała z tobą układ? Bo na pewno to zrobiła.

Pustka zacmokała raz jeszcze. Na ogół jest niecierpliwym stworzeniem, ale tego razu była ponad własną przeciętność.

— Przystojny, a głupi jak but — warknęło przez zaciśnięte zęby. — To oczywiste, że chce zostać najpotężniejszą istotą. Powiedziałbym, że swego rodzaju nowym Bogiem.

Castiel skrzywił się. Nie na samo wspomnienie o nowym Bogu, ale na to jak jego własny głos brzmiał w ustach istoty stojącej przed nim. Zdążył już zauważyć, że Pustka choć potrafi idealnie odwzorować wygląd i głos, ale nie brzmienie, ton, sposób poruszania się i zachowanie. Tego Pustka nie potrafiła robić, a może nie chciała. Castiel tego nie wiedział, ale postanowił wykorzystać te naprawdę małe mankamenty na swoją korzyść. Gdy byt, który przybrał castielową postać krążył wokół Castiela i wygłaszał monolog niezwykle ekscytując się tym co to on mu nie zrobi, Castiel obmyślał plan jak uciec z nicości. Zdążył dowiedzieć się od Pustki, że żaden demon i anioł nigdy nie uciekł z nicości. Ale on jest Castielem. Aniołem jedynym w swoim rodzaju, a do tego częścią szalonej rodziny Winchesterów, więc dla kogoś takiego jak on jest to tylko kwestia czasu zanim ulotni się z wszechogarniającej go ciemności.

— Skończyłeś już? — odezwał się nieco znudzony już Castiel. — Gadasz i gadasz. Lubisz mówić, prawda? — uniósł brwi do góry. — Anioły, demony... Śpią pewnie nie dlatego, że ty im nakazujesz, bo lubisz spać. A pewnie dlatego, aby cię nie słuchać. Przynudzasz.

Byt przystanął tak jak Castiel myślał. Spojrzał się na anioła zaciekawionym spojrzeniem, po czym w ułamek sekundy znalazł się przy Castielu. Ścisnął Castiela za gardło. Na to właśnie Castiel liczył. Zamierzał dokuczać i irytować starożytny byt dopóki ten nie stwierdzi, że ma go dosyć i będzie chciał się go pozbyć. Zamierzał walczyć dopóki nie nadarzy się okazja na nawiązanie układu. A właściwie momentu na plan idealny. Szantaż. Nie przewidział tylko tego, że Pustka zamierza go torturować w najgorszy możliwy sposób. Nie fizycznie, a psychicznie. Najgorszą z możliwych tortur. Pokazaniem tego jak mógłby żyć z Natalie, gdyby nie postanowiła poświęcić się dla niego.

Covington w stanie Georgia specjalnie nie grzeszyło dobrą pogodą. Wręcz przeciwnie. Padało tak mocno, że wielkie krople deszczu tworzyły swoistą ścianę ochronną przed atakiem rugaru, których pochodzenie jest tak różne jak pisownia tego gatunku. Ludzie mawiają, że deszcz to inaczej płacz aniołów, a Castiel za każdym razem kiedy słyszał te teorię, śmiał się z ludzkiej niewiedzy. Ludzie nie wiedzą tak naprawdę jakie są boskie istoty, a tworzą przeróżne teorie. Często sprzeczne z prawdą. Rzadko trafiają w sedno albo chociaż w połowiczną prawdę. Castiel starał się to zrozumieć, ale nigdy nie potrafił zrozumieć aluzji do płaczu. Jednak nie to było dla niego teraz najważniejsze. Potrząsnął głową pozwalając mokrym włosom opadnąć na czoło. Musiał wziąć się w garść, a nie roztrząsać dziecinne teorie ludzi, jeśli chciał uratować Natalie.

Gdzieś w oddali słyszał krzyki Sama i Deana odpierających atak dwóch innych rugaru. Sam na ostatnią chwilę uniknął ciosu stworzenia. Był wykończony, brakowało mu sił. Te rugaru, z którymi właśnie walczyli były zmutowaną wersją. Silniejszą, szybszą, zwinniejszą. Castiel był w pełni sił aniołem, ale nie dawał im rady. Jedynie myśl o Natalie dawała mu kopa do dalszej walki. Myśl o tym, że po wszystkim przytuli ją i pocałuje. To dało Castielowi dość siły na to, aby powalić rugaru na ziemię. Gdy potwór wierzgał się wyjąc niemiłosiernie, Castiel wyciągnął rękę ku niemu. Przymknął oczy, wziął głęboki wdech i ostatkami sił zabił potwora wypalając go całego od środka. A kiedy skończył podbiegł do Deana i Sama. Nie wiedział jak, ale wykrzesał z siebie ostatki mocy i zabił pozostałe dwa rugaru.

— Rozdzielimy się — zażądał Dean.

— Pójdę na północ — oznajmił Castiel, a Dean i Sam przytaknęli głową.

Castiel w sekundę ulotnił się we wskazaną przez siebie stronę. Nie musiał długo błądzić po ulicach i zakamarkach Covington, aby w oddali dostrzec szamotające się dwa ludzkie kształty, gdzie jeden z nich został właśnie pozbawiony głowy. Castiel uśmiechnął się pod nosem, gdy ocalała sylwetka wyprostowała się. Wszędzie by poznał te kształty. Nie czekał ani chwili dłużej. Podbiegł do wycieńczonej do granic możliwości Natalie.

— Jesteś cała — szepnął między tęsknymi pocałunkami.

— Mówiłam ci, że nic mnie nie zabije. Ale dziękuję, że rzuciłeś wszystko i przyszłeś po mnie — odparła w przerwie na pocałunki.

— Musiałem.

Natalie uśmiechnęła się. Gdyby nie deszcz, widać by było łzy szczęścia spływające jej po policzku. Natalie objęła dłońmi twarz Castiela. Drżącymi wargami naparła na te castielowe, a Castiel z przyjemnością oddał niewinną pieszczotę, której oboje tak desperacko potrzebowali. Gdyby wokół nich powstała wihura i huragan, nie zauważyliby. Nie widzieli się jedynie trzy dni, ale strach o ukochaną osobę, którą kocha się ponad własne życie i jest się w stanie zaryzykować dla niej wszystko skutecznie sprawił, że tęsknili za sobą bardziej niż przy dłuższym rozstaniu. A mieli takich wiele jak na przykład te, gdy w grę wchodziły anielskie porachunki. Jednak teraz nie to było dla nich najważniejsze, że kolejny raz coś ich rozdzieliło. Pragnęli się zatracić w swojej bliskości i nie wpuszczać nikogo do swojego małego, zamkniętego świata, gdzie są tylko oni.

— Zabawne — zauważył klon Castiela. Byt był pod wrażeniem tego jak silne było uczucie anioła do Natalie. — Nic takiego nie pokazałem, a ty cierpisz tak bardzo jakbym co najmniej ją uśmiercił na twoich oczach tu i teraz.

Castiel warknął próbując uciec z rąk Pustki, ale na nic były jego próby. Szarpaniem tylko sprawił, że palce złego Castiela zacisnęły się mocniej na jego ramionach. Zacisnęły się tak mocno, że Castiel krzyknął, ale nie tylko z bólu jaki mu to sprawiło. Ból fizyczny jaki właśnie zadała mu Pustka był niczym w porównaniu do tego co nadal widział przed oczami i co czuł na samą myśl o tym, że mógłby zgarnąć Natalie w ramiona i nigdy jej nie puścić. A na pewno tego by nie zrobił. Nigdy więcej by nie pozwolił, aby od niego uciekła i zniknęła. W tej chwili obiecał sobie, że gdy tylko wróci na Ziemię i odzyskają Natalie, to będzie ją chronił chociażby miał umrzeć. Znowu. Ale to nie miało dla niego znaczenia. Nawet jeśli teraz wiedział, gdzie przebywają zabite anioły.

— Dlaczego to robisz? — warknął przez zaciśnięte zęby.

— Dla zabawy — odparła Pustka, a jej ton był zbytnio podekscytowany. — Ale nie martw się. Mam coś lepszego. Tylko nie wiem co wybrać pierwsze. Chociaż... Wiem! Najlepsze zostawię na koniec! To najbardziej bolesne!

Castiel przewrócił oczami w oczekiwaniu na kolejny przypływ bólu, który towarzyszył jego torturom. Pustka zaśmiała się donośnie tak, że znowu castielowy głos w jej czy też jego wykonaniu odbił się echem w nicości i wrócił do nich ze zdwojoną siłą. Castiel skrzywił się, ale szybko uświadomił sobie, że dzięki temu sprawia swojej złej wersji jeszcze większą frajdę, bo tym teraz właśnie żywiła się Pustka. Jego bólem i cierpieniem. Castiel wcale się temu nie dziwił. Co innego może bawić potężną istotę, która jest na tyle potężna, że mocą przewyższa samego Boga?

— A więc zaczynamy — oznajmił zły Castiel na powrót przykładając dłonie do skroni anioła.

Minęła dobra dekada od kiedy Natalie Bullet wkroczyła do nadprzyrodzonego świata łowców i poznała Sama, Deana oraz Castiela. Przez lata walczyli razem z innymi łowcami przeciwko potworom, demonom, aniołom a nawet przeciw samemu Bogu i jego siostrze Amarze, znanej jako Ciemność. Poświęcali się raz za razem, umierali dla siebie, nawiązywali głupie jak na nich układy. Byli zmęczeni tym wszystkim, chcieli się poddać, ale wtedy przypominali sobie, że może nie dzielą ich więzy krwi, ale są Winchesterami. A Winchesterowie nigdy nie poddają się choćby nie wiadomo w jakie bagno weszli. I tak o to po latach ciężkiej, mozolnej, a niekiedy monotonnej walki z siłami zła i tymi co chcieli zaszkodzić ludzkości i światu, przeszli na emeryturę. Czasami okazyjnie biorąc udział w małych polowaniach.

Sam zrobił kurs prawniczy, aby być asystentem prawnika i móc też pracować w sądzie lub na komendzie. Młodszy Winchester uznał, że jest za stary na studia i nie chce zaczynać kiedyś wymarzonej pracy jako prawie czterdziestolatek. Dean chciał zaryzykować i przywrócić pamięć Lisie oraz Benowi, ale Sam i Castiel skutecznie wybili mu to z głowy. Nie chcieli, aby Dean dobił się faktem, że Lisa i Ben mogą go znienawidzić. Tym bardziej, że nie brał już udziału w wielkich polowaniach jak kiedyś ani nie ratował świata przed kolejną apokalipsą lub szurniętym archaniołem. Tak więc Dean balansował pomiędzy byciem nowym sobą, pracującym w zakładzie mechanicznym chcącym się ustatkować, a byciem starym sobą. Tułaczem od baru do baru, upijającym się do nieprzytomności. Ale nigdy tak, aby nie mógł przyjść do pracy następnego dnia. I dziękował siłom wyższym, że pewnego dnia zdecydował się na samotne picie na odludziu na masce ukochanej Impali. Poznał tam piękną, wysoką, z figurą prawdziwej modelki, kobietę o włosach w kolorze ciemnego brązu przeplatanego z odcieniem karmelu. W taki sposób znalazł miłość życia, bo Carmen była jego miłością. Może nie pierwszą i tą prawdziwą, ale była i tego Dean zamierzał się trzymać. W duszy zazdrościł Castielowi, który nigdzie nie musiał szukać szczęścia po przejściu na emeryturę. Castiel miał u swego boku Natalie, dla której jedyne co zrobił to został człowiekiem, aby wspólnie mogli się zestarzeć. Dean był pod wrażeniem tego jak wiele Castiel był w stanie poświęcić dla kogoś kogo kochał. Dobrze pamiętał jak przez jakiś czas jego przyjaciel był człowiekiem albo jak musiał żyć z łaską na wyczerpaniu. Źle to znosił, a teraz wydawało się jakby w ogóle nie pamiętał, że był aniołem i wojownikiem Niebios przez milenia. Na początku sam zastanawiał się nad tym co takiego w sobie ma Natalie, że poświęcił dla niej całe swoje jestestwo. Szybko uznał, że nie ważne jak to się stało ważne jest to, że Cas jest szczęśliwy. A według niego i nawet Sama Cas zasługiwał na o wiele więcej niż oni. Młodszy Winchester tłumaczył to tym, że to przez to ile dla nich robił, a oni traktowali go dosłownie jak śmiecia. Dean nie potrafił się z tym nie zgodzić.

— Kochanie — zawołała któregoś wieczoru. — Udało się! Skończyłam to! — krzyknęła radośnie kiedy Castiel wszedł do ich sypialni.

Castiel podszedł do Natalie mając na sobie jedynie ręcznik zakrywający dolne partie ciała jako, że był świeżo po kąpieli. Wziął od ukochanej telefon i przyjrzał się obu zdjęciom. Na jednym z nich Natalie była pół naga, zdjęcie kończyło się na lini żeber, a piersi miała osłonięte czarną taśmą na wzór X. Ręce miała w górze, schowane pod mokrymi włosami. Twarz miała ewidentnie mocno pomalowaną, ale dzięki ogólnemu czarno - białemu wyglądowi zdjęcia, całość nie była lubieżna ani za mocno perwersyjna jak to ujął jeden z członków jej ekipy, który został skutecznie uciszony przez Natalie i resztę ekipy. Na lewym, boku kwadratowego zdjęcia widniał napis COMBATIENTE / WARRIOR. A był to tytuł debiutanckiej płyty Natalie w języku hiszpańskim jak i angielskim jako, że połowa piosenek była właśnie w hiszpańskim, a druga w angielskim i nie potrafiła zdecydować się na jedną nazwę. Na drugiej fotografii widniała Natalie w skąpym stroju odsłaniającym spory kawałek piersi i brzucha, a obok niej było dwanaście tytułów piosenek, która Natalie napisała w jedyne pół roku, a kolejny rok nagrywała krążek.

— Jestem z ciebie dumny — powiedział Castiel całując Natalie w czubek głowy. — W końcu coś normalnego będzie w naszym życiu.

Natalie zaśmiała się. Akurat normalność w życiu któregoś z nich nie wchodziła w grę.

— Nienormalność to nasze drugie imię. Moje, twoje, Deana i Sama. Ten album to tylko kolejna rzecz w moim życiu, o której nawet nie śniłam, bo uznałam, że nigdy się mi nie uda — mruknęła pod nosem tak, aby stłumić to co powiedziała.

Na jej nieszczęście Castiel pomimo bycia człowiekiem miał nadal dobry słuch i z miejsca zaatakował Natalie, przygniatając ją swoim ciałem do miękkiego materaca łóżka. Zaczął całować najpierw pełne usta Natalie, potem zszedł na szyję, obojczyki aż w końcu doszedł do piersi.

— Dosyć! — krzyknął Castiel nie wytrzymując tępego bólu głowy jaki mu to sprawiało. — Dosyć! — powtórzył kiedy wyimaginowana Natalie szarpnęła go za włosy, przyciągając do równie fałszywego pocałunku.

Błagania Castiela były na nic. Rozochocił tym Pustkę jeszcze bardziej. A będąc najbardziej słownym bytem jaki Castiel miał okazję dotąd poznać, nie patyczkowała się. Władca nicości przybrał zadowoloną minę niczym Joker w Mrocznym Rycerzu, po czym szarpnął Castiela za włosy i odrzucił na kilka metrów dalej uznając, że uszkodzenie naczynia anioła osłabi go i będzie mieć lepszą zabawę. Miał rację. Sponiewierany Castiel nie miał siły, aby bronić się przed wpływem Pustki. A dzięki temu łatwo weszła mu do głowy i zaczęła mącić w głowie anioła pokazując wizję, która najbardziej miała uderzyć w anioła. Wizję, której Castiel nie spodziewał się i jeśli myślał, że nic nie uderzy go bardziej niż dwie poprzednie... Mylił się. Bardzo mylił się.

Z początku Castiel myślał, że znowu będzie czuł się nieswojo we własnym ciele jak przy poprzednich dwóch razach, ale tak nie było. Czuł się jak najbardziej sobą. Przynajmniej na początku miał wrażenie, że nic się nie zmieniło w nim samym ani otaczającym go świecie wykreowanym przez Pustkę. Jednak z każdą sekundą boleśnie przekonywał się, że choć jest sobą to nosi w sercu ból jakiego nie życzyłby nikomu. Nigdy. To co czuł było niczym w porównaniu do tęsknoty jaką czuł zanim Natalie zabrała go do nicości, bo co może być gorszego niż obserwowanie jak ukochana osoba żyje własnym życiem, w którym ciebie nie ma? W którym wydarzenia z przed pięciu laty nie odcisnęły takiego piętna na życiu osoby, którą się kocha i w gruncie rzeczy nigdy się nie spotkaliście? Odpowiedź była prosta. Nie ma takiej rzeczy na świecie, która byłaby gorsza od nieodwzajemnionej miłości i Castiel miał właśnie przekonać o tym.

Obserwował Natalie od dnia, w którym uratował ją ze szponów Śmierci, ale dopiero tego wieczoru po czterech latach od incydentu, postanowił wziąć się w garść. Wszedł za nią do jednego z wielu barów w Chicago. Nie zwrócił na siebie uwagi tak jak przypuszczał, że ludzie będą oglądać się za nim. Dla Castiela było to wygodne. Nie musiał udawać, że nie ma w barze wszystkich tych ludzi. Mógł skupić się na tańczącej i pijącej Natalie. Mimo, że doskonale zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie zostanie oblany drinkiem i zwyzywany to chciał spróbować odezwać się. Castiel nie planował mówić Natalie całej prawdy. Nie potrzebował wplątywać jej znowu w bagno, w którym ta prawdziwa Natalie tkwiła po uszy. Ona też tego nie potrzebowała. Dla jej dobra pragnął jedynie zaprzyjaźnić się. Zawsze to było mniej ryzykowane niż bycie parą, a nie powiedzenie prawdy o sobie było dodatkowym zabezpieczeniem, które miał nadzieję, że zadziała. Nie spodziewał się tylko tego, że Natalie kątem oka obserwowała go.

Gdy Castiel przekroczył próg baru nikt na niego nie zwrócił uwagi. Każdy bawił się aż za dobrze i miał gdzieś randomowego gościa w płaszczu, który zmierzał powolnym krokiem do baru. Rzecz była w tym, że gdy tylko wszedł do środka lokalu niemal od razu przykuł uwagę Natalie. Natalie poczuła przypływ dziwnej energii, która mówiła jej, że przyszedł właśnie ktoś kogo zna, a kiedy tańcząc zerknęła na nieznajomego gościa w płaszczu uczucie to nasiliło się stukrotnie. Problem polegał na tym, że w ogóle nie kojarzyła mężczyzny o czarnych włosach i niebieskich oczach. Tak jasnych, że niemal przezroczystych.

— Cholera — mruknęła pod nosem obracając się kolejny raz.

Zarzuciła włosami w nadzieji, że nieznajomy to jednak iluzja i wymysł zmęczonego alkoholem umysłu. Ale nie był. Nadal tam siedział i obserwował ją myśląc, że nie patrzy. Natalie widziała i czuła spojrzenie najbardziej błękitnych oczu jakie kiedykolwiek widziała. Jednak mimo wszystko nie spodobała jej się wizja tego, że może być to tajemniczy ktoś lub coś, co uratowało ją pamiętnej nocy kiedy była u progu śmierci. Myśl, że to wszystko do niej wraca i że prawdopodobnie przez gościa w beżowym trenczu i to, że ją uratował jej przyjaciele nie żyją... Natalie ogarnęła nagła fala niepowstrzymanego gniewu. Mimo to postanowiła, że podejdzie do tego grzeczniej przy tłumie ludzi niż by zrobiła to, gdyby byli sami. Najlepiej gdzieś w ciemnym zaułku na końcu miasta, gdzie nikt się nie zapuszcza. Wykorzystała moment, w którym mężczyzna nie patrzył się i podeszła do niego tańczącym krokiem tak, aby nie domyślił się przypadkiem, że idzie.

Z takimi nigdy nie wiadomo, odezwała się do siebie w myślach. Przewróciła na to oczami, bo jeszcze trzy lata wcześniej miała taki epizod, że maniakalnie szukała odpowiedzi. Matka wysłała ją do psychologa i na panice, szoku oraz głębokim żalu skończyło się. Od tamtej pory udawała, że to co się wydarzyło nie miało nigdy miejsca. A śmierć Sary i Ethana była czystym przypadkiem. Od wizyty u lekarza skutecznie ignorowała myśli o nadprzyrodzonej części świata uznając, że będzie mieć wszystko gdzieś tak jak miała przed wypadkiem. Tylko nie potrafiła tego robić kiedy prawdopodobnie miała przed sobą wmieszaną w to istotę. Natalie nie wiedziała jeszcze jak to rozegra, ale wiedziała za to jedną rzecz. Pokaże mu, o ile to on, że niepotrzebnie się wtrącał. Że nienawidzi go tak mocno, że gdyby wiedziała jak go zabić, zrobiłaby to bez wahania.

— Musisz poćwiczyć śledzenie ludzi — rzuciła znudzonym głosem. Pomachała do barmana. — Kolejkę tequili.

Barman pokiwał głową i odszedł w stronę, gdzie stały szklane kieliszki. Castiel natychmiastowo spiął się słysząc tak bardzo dobrze znany mu głos. Niepewnie spojrzał się na Natalie w nadzieji, że ujrzy spojrzenie wypełnione miłością. Ale tak nie było. Z ciemnych oczu Natalie biła jawna nienawiść. Postanowił więc nie pokazywać żadnej emocji. Nałożył maskę, którą kiedyś posiadał przed spotkaniem Winchesterów.

— Myślę, że jestem w tym dobry i to z tobą jest coś nie tak  — odparł najspokojniej jak tylko potrafił.

Natalie prychnęła. Może i facet miał rację, ale ewidentnie przybył tu nie bez powodu. Castiel przewrócił oczami jednak przytrzymał je zamknięte odrobinę za długo, co spowodowało kolejne parsknięcie ze strony Natalie.

— Naprawdę jesteś tak głupi czy tylko udajesz? — brnęła dalej.

Tym razem Castiel zaśmiał się. Nawet nie próbował tego ukryć. Nie potrafił uwierzyć w to jak Natalie bardzo chce oszukać samą siebie.

— Nie wydaje mi się. To ty próbujesz oszukać samą siebie. To co się stało... Stało się naprawdę. Śmierć, żniwiarz, ja... To wszystko istnieje naprawdę. Wypieranie tego nic nie da.

— Nie wiem kim lub czym jesteś, co tu robisz. Mam to gdzieś. I może masz rację, ale to dzięki tobie moi przyjaciele nie żyją! — syknęła. — Nienawidzę cię tak bardzo, że gdybym wiedziała jak cię zabić... Zrobiłabym to bez wahania.

Castiel złamał się, wybuchł i wyznał Natalie prawdę. Nie tak to planował, ale ostatnio słynął z tego, że najpierw strzela, a potem pyta. Tak było i tym razem dzięki czemu usłyszał coś czego nie chciał. Odrzucał to, a Natalie zobaczyła to w jego oczach.

— No proszę — mruknęła zadowolona. — Też coś wypierasz.

Pustka, która z lubością przyglądała się temu co dzieje się w głowie Castiela i temu jak Castiel zwija się przed nią, tuż pod jej stopami, nie zauważyła, że nie nie jest sama z Castielem. Była tak bardzo zajęta torturowaniem Castiela, że nie wyczuła obecności Natalie, która z kolei była wściekła do granic możliwości, a jej blada twarz przybrała czerwony kolor. Byt złamał niepisaną zasadę ich układu. Castiel miał pozostać w śpiączce. Tego Natalie obawiała się najbardziej, że Pustka obudzi Castiela i ten w kilka chwil zdąży wymyśleć plan idealny jak wyrwać się z nicości. Nawet jeśli nigdy wcześniej nikt tego nie zrobił. Był jednak Castielem. Nie raz wracał.

Odchrząknęła. Byt słysząc to obrócił się w jej stronę.

— O proszę! Kto tu zawitał! Nie miałaś czasem przysyłać tu ludzi? Znudziły mi się anioły, o demonach nie wspomnę. Chociaż Castiel jest całkiem zabawny. Tak bardzo cię kocha i łudzi się, że...

Pustka nie zdążyła dokończyć. Natalie cisnęła nią na tyle daleko, że ciało Castiela, które przybrał byt było ledwo widoczne pośród panującej ciemności. Istota zaśmiała się jednak tym razem echo nie rozniosło się po przestrzeni. Dla większej zabawy przybrało twarz Natalie.

— Złamałeś umowę — odezwała się chłodnym głosem Natalie. Z całych sił próbowała nie pokazać tego, że widok żywego Castiela ją jakoś ruszył.

— Wcale nie — stwierdził byt wzruszając ramionami. Mozolnym krokiem szedł prosto w kierunku Śmierci, a gdy stanął spojrzał jej prosto w oczy. — Nie przypominam sobie, abym obiecała, że twój mały Cas zostanie w stanie śpiączki. Ale jak widać to o to w tym wszystkim chodzi.

— Nie wiem o czym mówisz. Nie mam czasu na bezsensowne rozmowy. Wiedziałam, że jest coś nie tak. Przyszłam to sprawdzić i co widzę? Ciebie bawiącą się czy tam bawiącego z aniołem, który miał nie żyć.

Natalie była zdziwiona tym jak bardzo była opanowana mimo tego, że w środku krzyczała. Idąc do nicości modliła się tylko o to, aby jej przeczucie co do Castiela się nie sprawdziło. Jednak stało się odwrotnie, a dziwne uczucie, które miała w chwili kiedy o tym pomyślała, nasiliło się. Zabijała kolejne demony i anioły, zapomniała o starym uczuciu, ale ono o niej nie. I Pustka idealnie to wyczuła. Roześmiała się, bo pierwszy raz w życiu widziała tak wielką miłość, że nawet zło nie potrafiło sprawić, żeby zapomnieć.

— Wiedziałaś czy miałaś przeczucie? A może rdzewiejesz, O Śmierci? — Pustka zaczęła krążyć wokół Natalie.

Natalie wykorzystała moment, w którym jej doppelgänger był za jej plecami. Obróciła się, szarpnęła byt za czarną burzę loków i przysunęła go do siebie tak, że niemal stykali się twarzami. Pustka mimo ogromnej siły nie mogła się wydostać z uścisku Natalie, co zirytowało ją do tego stopnia, że zaczęła rzucać się na wszystkie strony.

— Niby jesteś potężną istotą, ale nie potrafisz się uwolnić? — prychnęła. — Powiem tak: nie obchodzi mnie co robisz z nim — spojrzała na Castiela bezemocjonalnie. — Ma stąd nie uciec. Ma tu gnić. W nicości.

Gdy Natalie puściła Pustkę, zniknęła pozostawiając byt sam na sam z Castielem, który zdążył podnieść się do siadu. Udając, że rozmowa, która przed chwilą miała miejsce, nie odbyła się - podeszła do Castiela ze sztucznym uśmiechem.

— Na czym skończyliśmy? — spytała uśmiechając się coraz szerzej.

Natalie opuszczając nicość przeniosła się do restauracji w Telluride, gdzie pierwszy raz zaśpiewała piosenkę dedykowaną Castielowi. Piosenkę, w której była zawarta cała miłość, którą darzyła anioła na tamten czas, a którą z ogromną upartością próbowała z siebie wyplenić. Przez ostatni rok z dnia na dzień jej człowieczeństwo zanikało. Stawała się potworem z jakimi walczyła, ale jedyne czego nie potrafiła się wyzbyć to miłości do tego cholernego anioła w płaszczu. Choćby nie wiadomo jak bardzo próbowała, nie potrafiła.

Prawdziwa miłość już taka jest, odezwała się podświadomość Natalie. Pokręciła głową nie chcąc wdawać się w dyskusję ze samą sobą na temat czegoś co bardzo dobrze wiedziała. W głębi siebie, gdzieś na samym dnie nadal kocha Castiela. A wypieranie tego ma jedynie na celu uniknięcie strachu przed tym, że właśnie ta miłość złamie ją.

Ale czy już tego nie zrobiła? Jesteś tu. W miejscu, w którym zbliżyliście się najbardziej. Gdzie śpiewałaś mu piosenkę. W miejscu, w którym zamierzasz zrobić to samo.

Son of a bitch — przeklęła, bo głos w jej głowie miał rację.

Przeniosła się do Telluride specjalnie, aby oddać się chwili słabości by ponownie udawać złego gościa. Potrzebowała tego. Każdy kiedyś pęka. Nawet Śmierć. I tak o to siedziała przy fortepianie skupiając na sobie wzrok wszystkich pracowników i gości. W końcu nie codziennie ktoś o tak ponurym wyglądzie i aurze zasiada w restauracji, by zagrać coś na instrumencie. Wielu było zdziwionych, gdy rozbrzmiały spokojne dźwięki fortepianu. Sam wstęp był przepełniony smutkiem do rzeczy, które się wydarzyły. Tęsknotą i radością, że mimo wszystko autor melodii cieszy się, że ma te jedną rzecz do której może uciec w chwilach słabości. Nawet jeśli jest się najgorszą osobą na Ziemi.

Window open through the wind
Old state burnt through the fire

O ile pierwsza linijka przyszła Natalie do zaśpiewania w miarę łatwo, tak druga nie za bardzo. Wiedziała o czym śpiewała. To była jej piosenka własnoręcznie napisana gdzieś w odmętach umysłu, gdy pracowała z Deanem i Samem nad jedną ze spraw, a Castiel był uparty i pilnował jej jak oka w głowie. Z punktu widzenia osoby trzeciej Wild Love mogło być o nieszczęśliwej miłości i nie potrafieniu zapomnieć o osobie, która okazała się być toksyczną. Było na odwrót. Wild Love było o najszczęśliwszym momencie w życiu każdego kto miał okazję szczerze zakochać się.

W pierwszej chwili głos Natalie załamał się, ale po krótkim wdechu i wydechu na nowo nabrała pewności siebie i siły, aby nie rozkleić się jak małe dziecko.

Water, water swimmjng pool
Earth is full of you

You...

I mean this story is all about
Wild Love can make you psycho
Psycho...

To właśnie miłość doprowadziła Natalie do tego, gdzie teraz była i nie potrafiła się wyplątać, bo już taka była. Miłość pcha do robienia różnych głupot. Czasami dobrych, czasami złych.

You want it one moment
In the second you're crushing down
Crying over past and what you can't have
You can't change
I mean this story is all about
Wild love that played all of us
All of us...

Z tym fragmentem Natalie najbardziej utożsamiała się od samego początku. Jednak teraz kiedy śpiewała go w najgorszej godzinie w momencie największej słabości, utożsamiała się z tym bardziej niż kiedy kolwiek. Miłość igra z ludźmi na różnych płaszczyznach, ale w gruncie rzeczy to od nich samych zależy co z tym zrobią. A Natalie nie zamierzała nic z tym robić. Od zawsze była typem wygrywającej. Gdy poznała chłopaków i Castiela zmieniło się to po części jednak teraz nie zamierzała do tego dopuszczać. Nigdy więcej, ponieważ jeśli by to zrobiła... Przegrałaby z kretesem. Nie chciała być tą przegraną. Nie znowu jak wtedy, gdy najpierw straciła przyjaciół, a po czterech latach prawdopodobnie miłość swojego życia.

Wild love is wild 'cause she don't know fairplay rules
Wild love is keeping us, keeping us under underwater grounds

Wstrzymała powietrze.

Voices in my head are so loud
They can't shut up
I can recognize between them
You're so loud
I heard you million billion times
Alike to...

Kolejny wdech, kolejny refren, kolejna fala niechcianych uczuć, których tak desperacko potrzebowała na ten moment.

Window open through the wind
Old state burnt through the fire
Water, water swimming pool
Earth is full of you

You...

Przez cały czas melodia była nadzwyczaj spokojna, dopiero teraz przy kolejnym refrenie Natalie zmieniła nieco tonację nut. Dzięki temu na raz na dwa różne sposoby mogła wyrazić siebie i to jak się czuła w danej chwili. Zaśpiewała jeszcze raz refren kładąc za każdym razem nacisk na słowa I mean this story is all about. Nie sądziła, że ludzie wstaną i zaczną klaskać. Uśmiechnęła się pod nosem tak, aby nikt nie mógł tego zobaczyć. Najwidoczniej niektórzy znali się na dobrej muzyce i przekazie jaki ze sobą niosła. Tym prawdziwym i często bolesnym przekazie.

Wild love is keeping us, keeping us under underwater grounds

Under underwater grounds

Wstała pozwalając, aby ostatnie dźwięki muzyki zaginęły w tłumie. Przez krótką chwilę stała pośród tłumu zadowolona z odbioru jej występu. Jednak nie trwało to długo. Jak gdyby nigdy nic odsunęła się od instrumentu i zaczęła iść w stronę wejściowych drzwi.

— Wiesz co Sammy? Nawet się wzruszyłem — usłyszała głos Deana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro