Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 18 ~

The Greatest Weakness

Gdyby nie mieszkali pod ziemią w bunkrze promienie słoneczne już dawno by obudziły Natalie jako, że na dworze pogoda sprzyjała i nic nie zapowiadało, że może być gorzej. Niestety mieszkali w bunkrze, które było jednym z najbezpieczniejszych miejsc. Może i wystrój był surowy, ale przecież to nie on tworzył miejsce czymś przytulnym, bezpiecznym jak azyl. Dlatego też Natalie nie złościła się, kiedy wyznacznikiem poranka było ciepłe ramię Castiela oplatające ją właśnie oraz usta szepczące, że chyba powinni już wstać. Jako istoty wyższej rangi nie potrzebowali snu ani innych ludzkich czynności, ale mimo to od czasu do czasu zamykali oczy w zamiarze udawania. Mimo wszystko czasem też chcieli poczuć się ludzko. Szczególnie Natalie, która zaczynała tęsknić za snem. Kiedyś sen dla Natalie był zbawienny, uwielbiała spać, a szczególnie po dobrym seksie budzić się w ramionach osoby z którą spędziła noc. Teraz by oddała wszystko, aby obudzić się po udanej nocy z Castielem, z kimś kogo kochała najmocniej na świecie. Jednak pozostało Natalie tylko udawać. Castielowi również.

Natalie z pomrukiem przekręciła się na lewy bok, pocałowała swojego anioła w usta na dzień dobry, po czym podniosła się na łokciach do pół siadu. Tym razem uważnie spojrzała w błękitne tęczówki ukochanego i natychmiast pożałowała. Widząc bijącą w nich miłość jej własne serce się zbuntowało. Zupełnie tak jakby wybrało opcję apokalipsy w zamian za brak poświęcenia się i bycie nadal otoczonym obezwładniającym uczuciem. Natalie wcale nie myliła się w swoim spostrzeżeniu, ponieważ po chwili dołączył do serca rozum, który ewidentnie mówił, że zwariowała chociażby rozważając propozycję Śmierci. Poczuła się przez chwilę tak jakby serce i rozum specjalnie kazali spojrzeć się w bezkresny błękit, aby się ogarnęła.

- Kocham cię.

Z tymi słowami Natalie wstała. Nie miała większego planu na spędzenie dnia, ale wiedziała jedno. Nie spędzi go z Castielem, a przynajmniej większości czasu. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Na tą chwilę Castiel był jedyną osobą, która mogła odwieść ją od coraz bardziej przekonującej myśli, która mówiła, aby przystać na pakt ze Śmiercią. Natalie wolała jednak zostać sam na sam z myślami, niż rozpraszać się, bo jeśli chciałaby podjąć taką, a nie inną decyzję... Nie byłaby w stanie.

Castiel zmarszczył brwi. To nie było w stylu Natalie, aby mówić kocham cię jeśli nic się nie działo. Miała w sobie to, że nie była zbyt wylewna co do uczuć. Castiel po prostu wiedział, że kocha go i nie musiał szukać potwierdzenia w postaci kilku słów. Kocham cię zazwyczaj było oznaką mentalnego załamania, ale też głównie pożegnania. W pośpiechu narzucił na siebie koszulę i bokserki. Chciał zatrzymać Natalie nim będzie za późno, ale nie zdążył. Ubrała się i wyszła zanim Castiel zdążył powiedzieć chociażby słowo.

- Cholera! - przeklął, rzucając trzymanymi w rękach spodniami.

Jeśli by zapytać niegdyś najpotężniejszego anioła pośród aniołów czego nienawidzi najbardziej? Castiel by odpowiedział, że bezradności, która potrafiła osaczać ze wszystkich stron. Starał się, próbował wszystkiego, aby odwieść Natalie i każdego od głupich pomysłów, ale każdy w dupie go miał. Po co go w ogóle słuchać? Anioła, który żyje od wieków oraz posiada wiedzę jaką ludzie nigdy nie pojmą? To była jedna z tych rzeczy, które na początku zaintrygowały Castiela. Ludzie rzadko kiedy słuchali mądrzejszych, szli własną drogą tylko po to, aby popełnić masę błędów, a potem uczyć się na nich. I tak w kółko, i w kółko. Ale nie Winchesterzy, nie Natalie, a nawet on sam. Z tym, że Castiel rozróżniał jeszcze kiedy trzeba powiedzieć stop. Dlatego zaniechał poddania się Pustce w momencie w, którym Natalie opieprzyła go w Impali w drodze powrotnej do bunkra. A Natalie? Stała właśnie pośrodku niczego w Telluride tak samo jak za pierwszym razem z Castielem.

Nie wiele myśląc nad tym co ze sobą zrobić udała się do restauracji w której rok temu zaśpiewała Castielowi miłosną piosenkę w ramach wyznania. Musiała przyznać, że restauracja w stylu Pięknej i Bestii nic, a nic się nie zmieniła. Wystrój był ten sam. Nawet fortepian stał w tym samym miejscu.

Uśmiechnęła się pod nosem, wspominając tamten wieczór. Na swój sposób był magiczny nie tylko dzięki wyśpiewanym słowom Swear to God, ale również uczuciu, które tamtej nocy zacieśniło się między nią, a Castielem jeszcze bardziej. A teraz? Teraz też czuła magię tego miejsca. W końcu tu, w Telluride, wszystko nabrało dla Natalie sensu i nie zamierzała się z tym kłócić, ani sprzeczać. Dlaczego więc usiadła ponownie przy fortepianie z uśmiechem chociaż jej oczy świeciły niczym diament? Odpowiedź była prosta. Natalie pragnęła pozbyć się poczucia winy co do słuszności swojej decyzji, którą tak naprawdę podjęła zanim spotkała się ze Śmiercią. Pragnęła zapamiętać wszystko co dobre związane z Castielem, aby móc później przetrwać bez ukochanego anioła. Chciała jeszcze raz poczuć radość ze śpiewania o niepowtarzalnej miłości jaką darzy swojego anioła, gdyż nie była pewna czy będzie w stanie wrócić do czasu podjęcia decyzji, a nawet po niej.

- Część wam wszystkim - zaczęła niepewnie, chcąc zwrócić na siebie uwagę wszystkich ludzi, a zrobili to dosłownie wszyscy jak za dotknięciem magicznej różdżki. Uśmiechnęła się nerwowo. - Jestem Natalie, może niektórzy kojarzą mnie z przed roku, ale to nie jest ważne. Ważne jest to co chcę wam przekazać. A chcę przekazać to, że... - zawiesiła się, przygryzła dolną kompletnie nie wiedząc jak ubrać w słowa to co chciała przekazać tym biednym ludziom. - Spieszcie się kochać tych, których kochacie, bo nigdy nie wiecie kiedy możecie ich stracić. Czy to będzie wypadek, przeznaczenie lub poświęcenie... To nie ma znaczenia.

Z początku Natalie miała określony wzór tego co chce powiedzieć jednak w międzyczasie zmieniła zdanie. Prostota Castiela, jego obycia i zachowania była czymś wielkim, niespotykanym, więc minimalizm jaki Natalie zastosowała był jak najbardziej trafny oraz idealnie hołdujący Castielowi. Aniołowi, który zasługiwał na wszystko co najlepsze, bo taki właśnie był Castiel. Najlepszym co każdego spotkało. Dobrem, które powinno trzymać się z daleka od takich ludzi jak ona, Dean czy nawet Sam. Tacy jak oni potrafili największe dobro ściągnąć na samo dno, a jednak Castiel był. Trwał przy nich, był z nią, kochał ją gotów oddać za nią własne życie.

Natalie delikatnie musnęła opuszkami palców klawisze fortepianu jakby były zrobione z porcelany. Wyrwała się z nich pojedyncza nuta, coś delikatnego, zaczynającego balladę, coś bardzo pięknego co miało zamienić się w arcydzieło.

I'm in love with an angel
But how get it work when I'm the devil?
Scary, creepy, moves me
Your grace beneath my skin

Oh
I think I chose good
Boy, where are you?
Are you in Hell now?
What are you looking for?
I'm on Earth
I'm the devil
I am the thing that you're looking for...

Tak naprawdę Natalie widziała The Devil w mroczniejszych klimatach, może coś w stylu Boyfriend od Dove Cameron, ale jedyne co mogła zrobić mając fortepian to ułożenie melodii tak, aby oddawała charakter pierwotnej wersji, będąc jednocześnie delikatną balladą. Kilka mocniejszych dźwięków, ot, cała filozofia, której w większości zebrani ludzie nie rozumieli. Natalie nie przejmowała się tym tak jak tym, że nie każdy dobrze odbierze znaczenie piosenki, ale w końcu jest po to muzyka, prawda? Aby interpretować jak się chce, co się chce, gdzie się chce. Ważne było dla Natalie to, że ona rozumiała wszystkie użyte metafory będące tak naprawdę najprawdziwszą prawdą, której zwykli ludzie nie mieli prawa znać.

Oh, upside down
On my knees I begged for you
Prayed every damn freaking time
'N now when I have you
I lost my mind
Whatever

Oh
I think I chose good
Boy, where are you?
Are you in Hell now?
What are you looking for?
I'm on Earth
I'm the devil
I am the thing that you're looking for...

Tak, zdecydowanie Natalie wolała mroczniejsze klimaty dla tego co właśnie tworzyła. Chciała, żeby wszystko było naturalne, ale nie wyszło. Wzruszyła jedynie ramionami i za pomocą swoich mocy dodała kilka ozdobników tak, aby The Devil było faktycznie tym czym chciała. Mieszanką Boyfriend, ale też jej samej. Tego co czuła, kiedy dodawała mocniejsze akcenty, kiedy głosem wymuszała na słuchaczu, aby wczuwał się w obecnie śpiewany fragment. Dla Natalie wszystko było spójne i idealne. Może trochę seksualne jeśli przypatrzeć się napięciu panującemu całemu utworowi, ale nadal idealne i z przekazem.

Ludzie powariowali słysząc i widząc co się dzieje. Nie mieli bladego pojęcia skąd wzięły się dźwięki gitary czy perkusji, a że byli głupi jak na gust Natalie to nadal uważnie słuchali. Podobało im się to. Widać było, że mieli w dupie skąd nagle wzięły się inne dźwięki niż fortepian, ale bujało, więc się bawili. Natalie w pewnej chwili odniosła wrażenie, że w pewnym momencie tekst już dla tych ludzi nie grał roli. Ważne dla nich było to, aby mogło się do tego potańczyć jak co poniektórzy to robili, rozluźnić i całkowicie zapomnieć o bożym świecie. Natomiast Natalie robiła dalej swoje, pozwalając samej sobie zapomnieć na chwilę o problemach jakie ją nękają.

Once I was an angel like you
I fell for forbidden muse
'N now I'm in love with you
So boy...

I think I chose good
Boy, where are you?
Are you in Hell now?
What are you looking for?
I'm on Earth
I'm the Devil
I'm the thing that you're looking for...

I'm in love with an angel
But how get it work when I'm the devil?

What are you looking for?

Your grace beneath my skin...

I'm the devil 'n this is our very end

Natalie skończyła grać i śpiewać nagle pozostawiając jedynie echo, które towarzyszyło jej słuchaczom jeszcze przez dłuższą chwilę. Poprawiła się na siedzeniu i odrzuciła sięgające do pasa włosy. Zawahała się na chwilę, ale szybko uznała, że nie ma nic do stracenia chcąc wygłosić mowę o tym jaka to miłość jest nieobliczalna oraz jak z największych twardzieli potrafi zrobić łagodne baranki.

— Pamiętacie co mówiłam przed piosenką? Tak? To wiedzcie, że jest jeszcze jedna rzecz, która jest tak oczywista jak to, że każdy kiedyś umrze.

Wszyscy zamilkli najwyraźniej zaciekawieni tym co Natalie miała im do powiedzenia. W końcu nie często spotyka się młodą osobę, która wypowiada się na temat miłości w śmiertelnie poważny sposób. Słuchali Natalie jak zaczarowani, a może byli? Może Natalie chwilowo straciła kontrolę nad własną mocą? Szczerze mówiąc miała to gdzieś. Chciała się tylko wygadać, a to, że ktoś mógł jej nie słuchać było dla niej bez znaczenia.

— Miłość jest naszą największą słabością. Przychodzi nieproszona i sieje spustoszenie jakiego sobie nie wyobrażamy. Szczególnie jeśli jest się kimś więcej, istotą nie z tego świata, kimś magicznym. Kimś kto żyje wiecznie i nie może umrzeć. Ona nas osłabia — mówiąc to spojrzała się w najciemniejszy kąt sali, gdzie stał Castiel. Nie mrugała, nie uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju. Po prostu mówiła dalej jak zahipnotyzowana.  — Sprawia, że robimy głupie rzeczy dla drugiej osoby nawet jeśli wiemy, że przyniesie to spore konsekwencje. Wtedy nie myślimy. Po prostu działamy.

Castiel uśmiechnął się tym samym dając Natalie znak, że słuchał uważnie i nie ma jej za złe, że zniknęła. Jednak ten drobny gest wcale nie uspokoił Natalie, a wręcz przeciwnie. Wezbrała nią złość tak silna, aż powoli zaczęła tracić kontrolę nad samą sobą. Wstała gwałtownie, wywracając drewnianą ławeczkę do góry nogami. W jednej sekundzie z miłej dziewczyny śpiewającej o nieszczęśliwej miłości przeobraziła się w kogoś kogo wszelkie uczucia nie dotyczą. Przynajmniej tak wyglądała w oczach ludzi. Identycznie jak w oczach tej staruszki, kiedy przyszła na przyjęcie zabić własnego ojca - a tego akurat nie żałowała, drań miał za swoje, za to jakim kutasem się stał dla niej i mamy. Cera Natalie zdawała się blednąć z każdą chwilą, a włosy nabierać coraz to głębszej czerni. Nie wspominając o oczach, które nie miały źrenic, bo tak były czarne.

— Co tu robisz? — spytała tonem, który mógł wskazywać na to, że jakakolwiek by nie była to odpowiedź, nie interesuje ją. Wręcz przeciwnie. Interesowała Natalie. — Pieprz się  — powiedziała, kiedy cała złość uleciała na widok srebrnych wiązek w niebieskich tęczówkach. Łaska. Pieprzona słabość Natalie.

— Nie trudno było ciebie znaleźć — odparł bez cienia urazy. Castiel przysunął się do Natalie chcąc ją przytulić, ale ta odsunęła się. — Zawsze uciekasz w miejsca lub do momentów w, których czułaś się dobrze. A tutaj było ci dobrze. BYŁO NAM DOBRZE.

— To nie tłumaczy tego dlaczego tutaj jesteś — odparła jednak nim Castiel odpowiedział, zniknęła.

Natalie przeniosła się do pokoju, który wynajmowali, kiedy wybrali się do Telluride. Zrezygnowany Castiel pokręcił głową i teleportował się zaraz po Natalie.

— A ja myślę, że dużo tłumaczy.

Bez cienia ostrzeżenia złapał Natalie najpierw za łokieć, a potem w pasie. Pozwolił sobie zatopić się w tych ciemnych oczach, które tak bardzo pokochał. Natalie drgnęła, ale nie ruszyła się, nie odsunęła, nie zrobiła nic. Po prostu stała nieruchomo wpatrując się w nieskazitelny błękit.

— Nienawidzę cię.

— Nie. Wręcz przeciwnie. Kochasz mnie i dlatego chcesz siebie poświęcić, a ja na to nie pozwolę.

Nie odpowiedziała, bo co miała powiedzieć? Castiel miał rację. Zawsze miał, a tego nienawidziła najbardziej. W ogóle nie lubiła, kiedy ktoś miał rację, bo kiedy chciała dobrze, ale robiła przy tym źle to zamiast docenić starania, wszyscy obarczali ją winą, wyzywali i krzyczeli w niebo głosy. Teraz też tak było z tym, że tym razem była świadoma tego, że popełni największy błąd w swoim życiu. Dla Natalie zostanie Śmiercią było niczym w porównaniu do tego, że ma nie zbliżać się do Castiela na krok jeśli zgodzi się na układ Śmierci. Szczęście w nieszczęściu, że Castiel nie miał bladego pojęcia co konkretnie zaproponował Anioł Śmierci i to była jedyna rzecz jaka cieszyła Natalie na tą chwilę. Gdyby Castiel wiedział... Nie  spuściłby z niej oka na mikro sekundę. Chodziłby za nią jak cień, a Natalie w końcu by wybuchła podobnie jak rok temu. Natalie tego nie chciała, więc starała się z całych sił nie powiedzieć nic więcej, niż musi.

 — Oboje wiemy jak to się skończy  — szepnęła Natalie po czasie.  — Chcemy dobrze, a wyjdzie jak zawsze. Nie ważne czy tego chcemy, czy nie, Cas. Zawsze wyjdzie odwrotnie, niż zakładamy. To chyba nasze przekleństwo.

Castiel zmrużył oczy jak zawsze, gdy czegoś nie rozumiał lub myślał nad czymś intensywnie. Jednak tym razem po prostu słuchał tego co Natalie ma do powiedzenia. Nie rozmyślał, nie pytał, bo nie rozumiał. Nie miał po co. Natalie miała rację. Dawno już zauważył, że od kiedy zadał się z Samem i Deanem los chciał, aby zawsze coś poszło nie tak, aby zawsze coś szło nie po ich myśli. Teraz, kiedy miał Natalie... Było o wiele gorzej, bo kto nie robi nic dla osoby, którą kocha ponad własne życie?

Tylko idiota, dokończył w myślach Castiel. Odchrząknął oczyszczając gardło.

 — Masz rację  — stwierdził Cas po czasie. Odsunął się nieco od Natalie.  — Ale jestem na tyle długo na Ziemii, aby wiedzieć, że oszukiwanie siebie to najlepszy sposób. Nie ważne, że wiemy, że to kłamstwo dla zmyłki. Jednak... Jednak Dean i Sam nauczyli mnie mimo wszystko, mimo najbardziej podłego dnia, wierzyć w lepsze jutro. Zamierzam się tego trzymać.

Natalie przytaknęła. Uśmiechnęła się nawet słabo, aby zaraz na nowo przybrać smutny i poważny wyraz twarzy.

— Przepraszam — szepnęła tak cicho, że normalny człowiek nie byłby w stanie usłyszeć tego co powiedziała. — Tak naprawdę nigdy nie chciałam ciebie zranić. Nawet, kiedy byłam na samym dnie, więc...

— Co chce w zamian? — spytał Cas bez cienia emocji w głosie.

Teraz Castielowi było wszystko obojętne. Przynajmniej na tą chwilę. Nie miał siły już argumentować głupoty Natalie tłumacząc swoje poddanie tym, że tak naprawdę nie ma prawa wtrącać się w to. On był gotów zrobić to samo wiele razy, więc kim był, aby ją oceniać? Jedynie będzie musiał poradzić sobie z bólem i pustką jakie pozostawi po sobie Natalie. Pewnie wyłączy się emocjonalnie na wszystko wokoło, okazyjnie ratując tyłki Sama i Deana.

— To nie ma znaczenia — odpowiedziała Natalie, podchodząc do Casa. — Nie ma znaczenia... — dodała, wtulając się w ukochanego anioła.

Od autorki: Jakby ktoś nie słyszał piosenki do której podobna jest The Devil.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro