[5]
Czuję, jak pierwsze promienie słońca muskają moją twarz i próbują wślizgnąć się pod powieki. Z rozleniwieniem rozciągam nogi, a potem ramiona i zmuszam oczy do otwarcia. Światło przytłumione przez żaluzje oświetla kawałek wypłowiałej wykładziny i pościeli, która kiedyś była śnieżnobiała - teraz ma kolor brudnej żółci. Dociera do mnie zapach stęchlizny, potu i duchota; przydałoby się wywietrzyć te pomieszczenie.
Cicho wzdycham, po czym obracam się na lewy bok. Tęczówki zimne jak lód wodzą wzdłuż mojej twarzy, by przesunąć się w kierunku odkrytych nóg. Delikatny uśmiech rozświetla pociągłą twarz o wysokich kościach policzkowych. Wyciągam ramię i zgarniam kosmyki blond włosów, które niesfornie opadły na jego policzek - on sięga po moją dłoń i splata nasze palce. Robi mi się ciepło na sercu. Czuję, jak na mojej twarzy rozkwitają rumieńce, więc by je ukryć, chowam głowę w poduszkę. Mam ochotę roześmiać się na cały głos, ale nie mogę - nikt nie może wiedzieć, że w tym pokoju hotelowym nielegalnie przebywa para nastolatków.
Po kilku sekundach podnoszę się do pozycji siedzącej i przeczesuję moje niebieskie włosy sięgające łopatek. Są mocno poplątane, gdyż w nocy bardzo się wierciłam.
Mam na sobie koszulkę na ramiączkach i figi, a na ziemi nieopodal walają się moje bluza i szorty. Gdzieś pod ścianą stoją nasze trampki, a obok nich leży duża, skórzana kurtka, której właścicielem jest Nate. Zerkam na chłopca dyskretnie - ten leniwym ruchem sięga po zapalniczkę i paczkę fajek leżące na komodzie. Wstaję i kieruję się do łazienki, by odbyć poranną toaletę. Przelotnie zastanawiam się nad tym, kiedy mama zacznie do mnie dzwonić - w końcu całą noc byłam poza domem. Myślę też o Yumi - o tym, czy bezpiecznie wróciła do siostry, gdy po trzeciej w nocy się rozstawałyśmy.
Nagle słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do pokoju obok naszego. Na palcach wychodzę z łazienki i wbijam przestraszony wzrok w Nataniela - ten kładzie palec na ustach na znak, że musimy by cicho i bezszelestnie podrywa się z łóżka. Idąc "na paluszkach" kieruję się ku naszym butom i kurtce. Rzucam skórę w kierunku chłopca, a ten łapie ją i oddaje mi moje szorty. Pospiesznie je zakładam, po czym bez zawiązywania sznurówek wsuwam trampki na stopy. Nate chowa do kieszeni papierosy i telefon i podchodzi do okna wysokiego na pół ściany. Dołączam do niego. Przypominam sobie o bluzie. Rozglądam się po pomieszczeniu z rosnącym przerażeniem, ale uspokajam się, gdy chłopiec łapie mnie za łokieć i pokazuje, że w drugiej ręce niesie moje okrycie. Wzdycham z ulgą i wtedy klamka drzwi do pokoju zaczyna się ruszać. Nataniel z pośpiechem mocuje się ze starym mechanizmem okna, a ja dziękuję Bogu w duszy za to, że wieczorem wpadliśmy na pomysł zamknięcia się od środka. Właściciel hotelu wściekle krzyczy i szarpie za uchwyt, a Nate wolną ręką chwyta moją dłoń i ciągnie mnie za sobą. Po chwili jesteśmy już na po drugiej stronie.
Budynek ma rozległy balkon, taki, że można na niego wyjść z każdego pokoju. Idziemy w lewo, mijając puste okna wcześniejszych pomieszczeń i docieramy na koniec, gdzie znajdują się schody przeciwpożarowe. Chłopiec przyciąga mnie do siebie i szepcze do ucha:
- Schodzimy na dół, okej? Ten stary wapniak zaraz tu będzie, więc musimy się spieszyć.
Zerkam w dół; stopnie kończą się półtora metra nad ziemią. Skacząc, mogłabym sobie coś złamać. Ze strachem zerkam na Nate'a; ten uśmiecha się szeroko, tak, że tworzą mu się zmarszczki wokół oczu. Kolczyk w jego nosie błyszczy srebrem, co idealnie podkreśla oczy wyrzeźbione z lodu. Ten widok dodaje mi odwagi.
Chłopiec idzie przodem; sunie w dół, schodek za schodkiem, po czym lekko skacze i bezpiecznie ląduje na ziemi. Podnosi głowę i skinieniem dłoni zachęca, by dołączyła do niego - stawiam więc stopę na pierwszym stopniu i gdy nic niepokojącego się nie dzieje, posuwam się niżej.
Nagle robi się dziwnie cicho. Z niepokojem zerkam w dół i zamiast bezpiecznego gruntu widzę wielką czarną przepaść; Nataniel gdzieś zniknął. W panice go wołam, ale odpowiada mi cisza. Podciągam się z zamiarem wejścia z powrotem na balkon, ale szczeble schodów zaczynają się łamać. Ostatni stopień pęka i panicznie machając rękami w powietrzu, zaczynam lecieć w dół. Pochłania mnie ciemność. Przygotowuję się na zderzenie...
I nagle świadomość wraca do mojego ciała jak wody wodospadu uderzające o taflę rzeki. Haustem wciągam powietrze do płuc i gwałtownie podnoszę głowę. Otwieram oczy; mój wzrok przyzwyczaja się do jasności i kolorowych plam wokół... którymi są uczniowie Beacon Hills High School. Wzdycham i kładę rękę na stolik, podpierając się dłonią o brodę. Mrugam, przecieram twarz i próbuję uspokoić szaleńczo bijące serce. Adrenalina spowodowana snem powoli znika. Naprzeciw siedzi Charlie i patrzy na mnie z jedną brwią uniesioną do góry. Prycham, po czym przenoszę wzrok na zaniepokojoną Yumiko. Dziewczyna zerka na swojego kolegę i znów patrzy na mnie, po czym używając tylko ruchu warg pyta:
- Znów koszmar?
Nieznacznie kiwam głową, tak, by tylko ona to zauważyła. Wzdycham i chowam twarz w dłoniach. Próbuję dociec, czy ten sen miał jakiekolwiek znaczenie. Przypominał mi jedno z wydarzeń z mojego poprzedniego życia; którejś nocy faktycznie włamaliśmy się do jednego z obskurnych hotelów, jednak nie przypominam sobie, by był w nim taki długi balkon. I na pewno tamten wypad nie skończył się tak źle, jak ten z koszmaru. Przed oczami staje mi obraz uśmiechniętego Nataniela; moje serce na chwilę zamiera, a potem znów wraca do normalnego bicia. Chłopiec był dla mnie bardzo ważny; nie byliśmy razem, ale każdy wokół widział, że coś nas łączy. Mama niezbyt go lubiła. Uważała, że złamie mi serce.
Ale w tym przypadku role się odwróciły.
Czuję delikatny dotyk na ramieniu. Podnoszę głowę i napotykam uważny wzrok Yumi. Dziewczyna siada okrakiem na ławie, tak, by być twarzą do mnie i zarzuca ręce na moje ramiona, by je objąć. Z cichym westchnieniem kładę głowę na jej obojczyku, splatając nasze palce. Charlie gdzieś zniknął; podejrzewam, że poszedł już pod salę, w której ma następną lekcję.
- To był Nate, prawda? Nataniel śnił ci się pierwszy raz od przeprowadzki?
Zdumiona, podnoszę głowę i wbijam wzrok w jej zaniepokojoną twarz.
- Skąd wiesz? - pytam. Dziewczyna wzrusza ramionami.
- To widać. Zaczerwieniłaś się, twój oddech przyspieszył. Zawsze tak się zachowywałaś, gdy miałaś się z nim spotkać.
Opuszczam twarz, pozwalając, by kosmyki włosów łaskotały mnie w policzki. Yumi zna mnie tak dobrze.
Moja przyjaciółka łapie mnie za podbródek i odwraca tak, bym na nią popatrzyła.
- Zrywamy się?
Gdy dociera do mnie sens tego zdania, moje oczy otwierają się szeroko, tak samo usta.
- Ale że z lekcji? - pytam nieprzytomnie. Yumi uderza się z otwartej dłoni w czoło.
- Nie, głąbie, z przerwy! - patrzy na mnie z politowaniem. - No pewnie że z lekcji!
Odsuwam się i oglądam ją od stóp do głów.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Yumiko? - rzucam. Bo, serio, największy kujon i najpilniejsza uczennica chce uciec z zajęć? Do czego to doszło?
- Oj, przestań. - dziewczyna śmieje się, widząc moją minę. - Nawet najwięksi nudziarze muszą czasem się rozerwać. Poza tym, jak widać, niewyspana nie wytrzymasz na lekcjach. Musiałaś przez całą noc grać?
Yumi pochyla się i puszcza mi oczko. Przewracam oczami i chwytam ramię swojej torby. Moja przyjaciółka ponownie łapie mnie za brodę.
- Poza tym, już wiem, co będziemy robić. - mówi i obraca moją twarz tak, że mój wzrok pada na zamieszanie na parkingu, a mianowicie; widzę, jak Scott McCall w pośpiechu zakłada na głowę kask i odpala motor, Lydia Martin każe wejść do swojego samochodu Allison Argent, a Stiles Stilinski zamyka drzwi swojego jeepa za Issac'iem Lahey'em. Yumiko z plecaka wyciąga kluczyki do auta; jej twarz rozświetla promienny uśmiech. Wiem, że to, co teraz zrobimy, dla Yumi ma tylko jeden powód, a jego imię brzmi: Seksowny Loczek z Numerem Czternaście na Koszulce. Wzdycham z politowaniem i wstaję. Prawie się przewracam, bo panna Bennet chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą, by jak najszybciej ruszyć w drogę.
Będziemy śledzić paczkę najsławniejszych ludzi z naszej szkoły.
Jestem pewna, że nie skończy się to dobrze.
- Wiesz, że jazda za dwoma autami i motorem kanarkowożółtym pojazdem nie jest przemyślaną decyzją? Bo możemy na przykład, nie wiem, zostać łatwo zauważone? - rzucam, zapinając pas po stronie pasażera. Yumi ochoczo chwyta za kierownicę i manewruje autem, by wyjechać z parkingu. Nasze cele przed chwilą ruszyły spod szkoły.
- Spokojnie, nie zorientują się. Będziemy w stosownej odległości. - odpowiada, przywdziewając na twarz uśmiech dziecka, które wie, że za chwilę dostanie najpyszniejszą słodkość na świecie. Śmieję się i odchylam do tyłu, by rzucić swoją torbę na tylne siedzenie, po czym poprawiam spódnicę i bardziej wciskam się w kurtkę. Jesień powoli się kończy, wiatr przynosi zapowiedź zimy; nałożenie takiego stroju nie było dobrą decyzją. Tak samo jak śledzenie kilkorga nastolatków, którzy (z tego, co zauważyłam) wydają się być lekko... stuknięci.
- Yumi... Myślę, że nie powinnyśmy tego robić. Zdajesz sobie sprawę, że oni... nie wyglądają na normalnych? - mówię, gestykulując żywo. - No bo kto o zdrowych zmysłach wybiega z sali w czasie lekcji, z takim pośpiechem ucieka z zajęć czy... no nie wiem... - nagle coś mi się przypomina. - A wtedy, jak byłyśmy w szpitalu u mamy, gdy przywieźli ciało? Przecież zaraz za ratownikami wbiegli Scott i Stiles, jakby wiedzieli o ataku! Coś tu jest nie tak. - splatam ręce na piersi i zerkam na dziewczynę. Ta wzrusza ramionami i głębiej wciska się w fotel.
- Dramatyzujesz, kochanie. Przecież to tylko nastolatki. Jak myślisz, co mogą robić nastolatki na wagarach?
Po prawej stronie mijamy znak: "Rezerwat Beacon Hills - 3 mile". Moje brwi wędrują do góry.
- Hmm, no nie wiem... może szwendać się po dzikim rezerwacie? Przecież to robią normalne dzieciaki, prawda? - dodaję sarkastycznie obracając głowę w kierunku mojej przyjaciółki. Tej rzednie mina, jednak wciąż kurczowo ściska kierownicę i pewnie wpatruje się w drogę przed nami. W oddali majaczy niebieski jeep Stilesa.
- To tylko dzieciaki, jak my. Nie wymyślaj. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Sapię, a potem przenoszę wzrok na asfalt. Zaciskam szczękę.
"To nie skończy się dobrze, Yumi. Zobaczysz."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro