Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[5]

Czuję, jak pierwsze promienie słońca muskają moją twarz i próbują wślizgnąć się pod powieki. Z rozleniwieniem rozciągam nogi, a potem ramiona i zmuszam oczy do otwarcia. Światło przytłumione przez żaluzje oświetla kawałek wypłowiałej wykładziny i pościeli, która kiedyś była śnieżnobiała - teraz ma kolor brudnej żółci. Dociera do mnie zapach stęchlizny, potu i duchota; przydałoby się wywietrzyć te pomieszczenie.
Cicho wzdycham, po czym obracam się na lewy bok. Tęczówki zimne jak lód wodzą wzdłuż mojej twarzy, by przesunąć się w kierunku odkrytych nóg. Delikatny uśmiech rozświetla pociągłą twarz o wysokich kościach policzkowych. Wyciągam ramię i zgarniam kosmyki blond włosów, które niesfornie opadły na jego policzek - on sięga po moją dłoń i splata nasze palce. Robi mi się ciepło na sercu. Czuję, jak na mojej twarzy rozkwitają rumieńce, więc by je ukryć, chowam głowę w poduszkę. Mam ochotę roześmiać się na cały głos, ale nie mogę - nikt nie może wiedzieć, że w tym pokoju hotelowym nielegalnie przebywa para nastolatków.
Po kilku sekundach podnoszę się do pozycji siedzącej i przeczesuję moje niebieskie włosy sięgające łopatek. Są mocno poplątane, gdyż w nocy bardzo się wierciłam.
Mam na sobie koszulkę na ramiączkach i figi, a na ziemi nieopodal walają się moje bluza i szorty. Gdzieś pod ścianą stoją nasze trampki, a obok nich leży duża, skórzana kurtka, której właścicielem jest Nate. Zerkam na chłopca dyskretnie - ten leniwym ruchem sięga po zapalniczkę i paczkę fajek leżące na komodzie. Wstaję i kieruję się do łazienki, by odbyć poranną toaletę. Przelotnie zastanawiam się nad tym, kiedy mama zacznie do mnie dzwonić - w końcu całą noc byłam poza domem. Myślę też o Yumi - o tym, czy bezpiecznie wróciła do siostry, gdy po trzeciej w nocy się rozstawałyśmy.
Nagle słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do pokoju obok naszego. Na palcach wychodzę z łazienki i wbijam przestraszony wzrok w Nataniela - ten kładzie palec na ustach na znak, że musimy by cicho i bezszelestnie podrywa się z łóżka. Idąc "na paluszkach" kieruję się ku naszym butom i kurtce. Rzucam skórę w kierunku chłopca, a ten łapie ją i oddaje mi moje szorty. Pospiesznie je zakładam, po czym bez zawiązywania sznurówek wsuwam trampki na stopy. Nate chowa do kieszeni papierosy i telefon i podchodzi do okna wysokiego na pół ściany. Dołączam do niego. Przypominam sobie o bluzie. Rozglądam się po pomieszczeniu z rosnącym przerażeniem, ale uspokajam się, gdy chłopiec łapie mnie za łokieć i pokazuje, że w drugiej ręce niesie moje okrycie. Wzdycham z ulgą i wtedy klamka drzwi do pokoju zaczyna się ruszać. Nataniel z pośpiechem mocuje się ze starym mechanizmem okna, a ja dziękuję Bogu w duszy za to, że wieczorem wpadliśmy na pomysł zamknięcia się od środka. Właściciel hotelu wściekle krzyczy i szarpie za uchwyt, a Nate wolną ręką chwyta moją dłoń i ciągnie mnie za sobą. Po chwili jesteśmy już na po drugiej stronie.
Budynek ma rozległy balkon, taki, że można na niego wyjść z każdego pokoju. Idziemy w lewo, mijając puste okna wcześniejszych pomieszczeń i docieramy na koniec, gdzie znajdują się schody przeciwpożarowe. Chłopiec przyciąga mnie do siebie i szepcze do ucha:
- Schodzimy na dół, okej? Ten stary wapniak zaraz tu będzie, więc musimy się spieszyć.
Zerkam w dół; stopnie kończą się półtora metra nad ziemią. Skacząc, mogłabym sobie coś złamać. Ze strachem zerkam na Nate'a; ten uśmiecha się szeroko, tak, że tworzą mu się zmarszczki wokół oczu. Kolczyk w jego nosie błyszczy srebrem, co idealnie podkreśla oczy wyrzeźbione z lodu. Ten widok dodaje mi odwagi.
Chłopiec idzie przodem; sunie w dół, schodek za schodkiem, po czym lekko skacze i bezpiecznie ląduje na ziemi. Podnosi głowę i skinieniem dłoni zachęca, by dołączyła do niego - stawiam więc stopę na pierwszym stopniu i gdy nic niepokojącego się nie dzieje, posuwam się niżej.
Nagle robi się dziwnie cicho. Z niepokojem zerkam w dół i zamiast bezpiecznego gruntu widzę wielką czarną przepaść; Nataniel gdzieś zniknął. W panice go wołam, ale odpowiada mi cisza. Podciągam się z zamiarem wejścia z powrotem na balkon, ale szczeble schodów zaczynają się łamać. Ostatni stopień pęka i panicznie machając rękami w powietrzu, zaczynam lecieć w dół. Pochłania mnie ciemność. Przygotowuję się na zderzenie...

I nagle świadomość wraca do mojego ciała jak wody wodospadu uderzające o taflę rzeki. Haustem wciągam powietrze do płuc i gwałtownie podnoszę głowę. Otwieram oczy; mój wzrok przyzwyczaja się do jasności i kolorowych plam wokół... którymi są uczniowie Beacon Hills High School. Wzdycham i kładę rękę na stolik, podpierając się dłonią o brodę. Mrugam, przecieram twarz i próbuję uspokoić szaleńczo bijące serce. Adrenalina spowodowana snem powoli znika. Naprzeciw siedzi Charlie i patrzy na mnie z jedną brwią uniesioną do góry. Prycham, po czym przenoszę wzrok na zaniepokojoną Yumiko. Dziewczyna zerka na swojego kolegę i znów patrzy na mnie, po czym używając tylko ruchu warg pyta:
- Znów koszmar?
Nieznacznie kiwam głową, tak, by tylko ona to zauważyła. Wzdycham i chowam twarz w dłoniach. Próbuję dociec, czy ten sen miał jakiekolwiek znaczenie. Przypominał mi jedno z wydarzeń z mojego poprzedniego życia; którejś nocy faktycznie włamaliśmy się do jednego z obskurnych hotelów, jednak nie przypominam sobie, by był w nim taki długi balkon. I na pewno tamten wypad nie skończył się tak źle, jak ten z koszmaru. Przed oczami staje mi obraz uśmiechniętego Nataniela; moje serce na chwilę zamiera, a potem znów wraca do normalnego bicia. Chłopiec był dla mnie bardzo ważny; nie byliśmy razem, ale każdy wokół widział, że coś nas łączy. Mama niezbyt go lubiła. Uważała, że złamie mi serce.
Ale w tym przypadku role się odwróciły.

Czuję delikatny dotyk na ramieniu. Podnoszę głowę i napotykam uważny wzrok Yumi. Dziewczyna siada okrakiem na ławie, tak, by być twarzą do mnie i zarzuca ręce na moje ramiona, by je objąć. Z cichym westchnieniem kładę głowę na jej obojczyku, splatając nasze palce. Charlie gdzieś zniknął; podejrzewam, że poszedł już pod salę, w której ma następną lekcję.
- To był Nate, prawda? Nataniel śnił ci się pierwszy raz od przeprowadzki?
Zdumiona, podnoszę głowę i wbijam wzrok w jej zaniepokojoną twarz.
- Skąd wiesz? - pytam. Dziewczyna wzrusza ramionami.
- To widać. Zaczerwieniłaś się, twój oddech przyspieszył. Zawsze tak się zachowywałaś, gdy miałaś się z nim spotkać.
Opuszczam twarz, pozwalając, by kosmyki włosów łaskotały mnie w policzki. Yumi zna mnie tak dobrze.

Moja przyjaciółka łapie mnie za podbródek i odwraca tak, bym na nią popatrzyła.
- Zrywamy się?
Gdy dociera do mnie sens tego zdania, moje oczy otwierają się szeroko, tak samo usta.
- Ale że z lekcji? - pytam nieprzytomnie. Yumi uderza się z otwartej dłoni w czoło.
- Nie, głąbie, z przerwy! - patrzy na mnie z politowaniem. - No pewnie że z lekcji!
Odsuwam się i oglądam ją od stóp do głów.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Yumiko? - rzucam. Bo, serio, największy kujon i najpilniejsza uczennica chce uciec z zajęć? Do czego to doszło?
- Oj, przestań. - dziewczyna śmieje się, widząc moją minę. - Nawet najwięksi nudziarze muszą czasem się rozerwać. Poza tym, jak widać, niewyspana nie wytrzymasz na lekcjach. Musiałaś przez całą noc grać?
Yumi pochyla się i puszcza mi oczko. Przewracam oczami i chwytam ramię swojej torby. Moja przyjaciółka ponownie łapie mnie za brodę.
- Poza tym, już wiem, co będziemy robić. - mówi i obraca moją twarz tak, że mój wzrok pada na zamieszanie na parkingu, a mianowicie; widzę, jak Scott McCall w pośpiechu zakłada na głowę kask i odpala motor, Lydia Martin każe wejść do swojego samochodu Allison Argent, a Stiles Stilinski zamyka drzwi swojego jeepa za Issac'iem Lahey'em. Yumiko z plecaka wyciąga kluczyki do auta; jej twarz rozświetla promienny uśmiech. Wiem, że to, co teraz zrobimy, dla Yumi ma tylko jeden powód, a jego imię brzmi: Seksowny Loczek z Numerem Czternaście na Koszulce. Wzdycham z politowaniem i wstaję. Prawie się przewracam, bo panna Bennet chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą, by jak najszybciej ruszyć w drogę.
Będziemy śledzić paczkę najsławniejszych ludzi z naszej szkoły.
Jestem pewna, że nie skończy się to dobrze.

- Wiesz, że jazda za dwoma autami i motorem kanarkowożółtym pojazdem nie jest przemyślaną decyzją? Bo możemy na przykład, nie wiem, zostać łatwo zauważone?  - rzucam, zapinając pas po stronie pasażera. Yumi ochoczo chwyta za kierownicę i manewruje autem, by wyjechać z parkingu. Nasze cele przed chwilą ruszyły spod szkoły.
- Spokojnie, nie zorientują się. Będziemy w stosownej odległości. - odpowiada, przywdziewając na twarz uśmiech dziecka, które wie, że za chwilę dostanie najpyszniejszą słodkość na świecie. Śmieję się i odchylam do tyłu, by rzucić swoją torbę na tylne siedzenie, po czym poprawiam spódnicę i bardziej wciskam się w kurtkę. Jesień powoli się kończy, wiatr przynosi zapowiedź zimy; nałożenie takiego stroju nie było dobrą decyzją. Tak samo jak śledzenie kilkorga nastolatków, którzy (z tego, co zauważyłam) wydają się być lekko... stuknięci.
- Yumi... Myślę, że nie powinnyśmy tego robić. Zdajesz sobie sprawę, że oni... nie wyglądają na normalnych? - mówię, gestykulując żywo. - No bo kto o zdrowych zmysłach wybiega z sali w czasie lekcji, z takim pośpiechem ucieka z zajęć czy... no nie wiem... - nagle coś mi się przypomina. - A wtedy, jak byłyśmy w szpitalu u mamy, gdy przywieźli ciało? Przecież zaraz za ratownikami wbiegli Scott i Stiles, jakby wiedzieli o ataku! Coś tu jest nie tak. - splatam ręce na piersi i zerkam na dziewczynę. Ta wzrusza ramionami i głębiej wciska się w fotel.
- Dramatyzujesz, kochanie. Przecież to tylko nastolatki. Jak myślisz, co mogą robić nastolatki na wagarach?
Po prawej stronie mijamy znak: "Rezerwat Beacon Hills - 3 mile". Moje brwi wędrują do góry.
- Hmm, no nie wiem... może szwendać się po dzikim rezerwacie? Przecież to robią normalne dzieciaki, prawda? - dodaję sarkastycznie obracając głowę w kierunku mojej przyjaciółki. Tej rzednie mina, jednak wciąż kurczowo ściska kierownicę i pewnie wpatruje się w drogę przed nami. W oddali majaczy niebieski jeep Stilesa.
- To tylko dzieciaki, jak my. Nie wymyślaj. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Sapię, a potem przenoszę wzrok na asfalt. Zaciskam szczękę.
"To nie skończy się dobrze, Yumi. Zobaczysz."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro