Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Jak to wszystko się zaczęło.

Rozpoczęcie roku szkolnego. To chyba dla każdego jest coś złego, ale i ekscytującego zarazem. Najbardziej chyba dla pierwszoklasistów, którzy obiecują, że będą dobrze się uczyć i przykładać do lekcji, a potem i tak fiasko.

Ekscytację powoduje oczywiście nowa klasa. Trzeba jakoś odnaleźć się wśród nieznajomych i z kimś się zaprzyjaźnić. Chyba, że już kogoś znasz, wtedy co innego. Gorzej, jeżeli jest się zupełnie nowym. Taki dzieciak zawsze będzie się lękał, chyba że jest wyjątkowo otwarty i od razu wszyscy go polubią.

Niestety, na przykład młody kraj Polska taki nie był. Szedł przez zatłumiony korytarz trzymając za szelki od czerwonego tornistra. Przypominał sobie słowa starszego kuzyna : Wszystko będzie dobrze, napewno szybko się odnajdziesz. A problem tkwił w tym, że nawet jego nie potrafił znaleźć w tej wielkiej szkole. Wszyscy z jego klasy mniej więcej się znali i trzymali się ze sobą. A on wręcz cały się trząsł.

Spoglądał na drzwi szukając właściwych, z numerkiem jeden. Nagle ni stąd ni zowąd, jacyś starszacy przebiegli przez korytarz popychając przy tym małego Polskę, a że wtedy był jeszcze jedynie słabym i bezbronnym dzieckiem, upadł na ziemię. Bardzo wtedy się przestraszył, więc zaraz oczy mu się zaszkliły.

I ten moment zapamiętał do końca życia. Mały chłopiec w jego wieku stanął nad nim i wysunął rękę.

— Cześć, jestem Litwa.

Polska przyjął jego pomocną dłoń i wstał, po czym sam się przedstawił.

— Cześć, ja jestem Rzeczpospolita Polska. — powiedział niepewnym głosem. Do miał jeszcze wtedy wadę wymowy. A jak uczyli go w rodzinie, aby przedstawiał się pełną nazwą, tak uczynił i teraz. Otarł łzy rękawem.

— Miło poznać. Widzę, że jesteś nowy, tak jak ja. — rzekł Litwa uśmiechając się.

Polska odwzajemnił uśmiech.

— Możemy trzymać się razem, jeśli chcesz. — dodał Litwa. — Możemy nawet razem siedzieć w ławce, nie sprawia mi to przeszkód.

Zaraz zaczęli ze sobą rozmawiać, jakby znali się od zawsze i naprawdę bardzo się polubili.

Weszli razem do klasy i za nic nie chcieli się rozdzielić. Usiedli razem w pierwszej ławce. Gdziekolwiek by nie poszli, trzymali się razem. Śmiali się razem, płakali razem.

Już wtedy, jako uczniowie pierwszej klasy podstawowej, łączyła ich taka więź, jaka nie istniała jeszcze pomiędzy żadną dwójką kolegów. Kiedyś i nadszedł taki dzień...

Feliks otworzył oczy. Przed chwilą właśnie obudził się ze snu. Leżał na łóżku w swoim pokoju. Nie mógł sobie przypomnieć nic, co robił przed snem. Pamiętał zdanie.

To koniec naszej przyjaźni.

Ale to nie był już sen. To wydarzyło się naprawdę, ale nadal nie mógł uwierzyć w prawdziwość  tego zdania. Przewrócił się na łóżku. Litwa już nie jest jego przyjacielem. Coś co istniało od pierwszej klasy już nie istnieje.

  Nie czuł się na siłach, aby zwlec się z łóżka i sprawdzić, która godzina i który dzień tygodnia, bo nawet tego nie był w stanie sobie przypomnieć. Okropnie kręciło mu się w głowie. Odwrócił się w stronę okna. Była noc, nieskończoność jasnych gwiazd wyglądała, jak plamki na ciemnym materiale nieba. A najjaśniejszy był księżyc.

Zamyślił się wpatrując się w gwiazdy. Uśmiechnął się lekko, wpadł na pomysł. Jeśli jest coś, co może jeszcze zrobić dla Litwy, to właśnie to. Po chwili zszedł z łóżka. Ledwo utrzymywał się na nogach, ale okropnie uparł się na to, że spełni swój plan. Ubrał na siebie bluzę z kapturem, po czym cicho wyszedł z pokoju i uchylił drzwi pomieszczenia naprzeciwko.

Światło padające przez okno z jego pokoju sprawiało, że cokolwiek widział. Miał nadzieję, że nie obudzi współlokatora. Wsadził głowę między drzwi a ścianę, przypatrując się Litwie.

— Skrobanie ziemniaków... To jest test na siłę... — Litwa często mówił przez sen podobne rzeczy.

Uśmiechnął się pod nosem i zamknął cichutko drzwi. Nie usłyszał zatem kolejnych słów Taurysa.

— Polsko, nie rób tego...

Feliks zszedł po schodach na piętro, potem niżej, do piwnicy, gdzie zaczął grzebać po szafkach. W końcu znalazł małą skrzynkę, którą dostał od Słowacji na urodziny kilka lat temu. Na razie jeszcze z niej nie korzystał. Teraz miał zamiar to zrobić.

  Wyszedł z domu przekręcając drzwi kluczem. Ulicę oświetlały latarnie. Było chłodno, nałożył kaptur na głowę. Przyłożył skrzynkę do piersi, aby jej przypadkiem nie upuścić. Chwiejnym krokiem skierował się w stronę szkoły wpatrując się w chodnik. To wcale nie jest aż tak daleko.

Po chwili spojrzał w górę. Teraz księżyc przysłoniły ciemne chmury tak, że prawie w ogóle nie było go widać.

  Na osiedlu panowała cisza, nikt nie przebywał poza domem, którego okna były pozasłaniane. Wszyscy spali. Szkoła także była opustoszała, więc Polska nie spodziewał się nikogo tam zobaczyć. To dobrze.

Kiedy doszedł pod budynek szkoły, faktycznie nikogo nie było w pobliżu, a w żadnym ze szkolnych pomieszczeń nie paliło się światło. Nikt nie siedział na schodach, nikt nie przebywał na boisku. Cisza.

Normalnie Feliks bałby się przyjść o późnej porze w tak puste miejsce, po przeglądnięciu tysiąca horrorów. Ale teraz na banie się nie miał czasu. Chciał coś zrobić. Musiał coś zrobić.

Otworzył skrzynkę. Nie wiedział, co miał wtedy w głowie, że się do tego posunął. Może rosyjski napój dalej działał, może nie. Ale czy to miało teraz znaczenie?

  Rok szkolny minął bardzo szybko. W dniu dzisiejszym odbyło się zakończenie roku szkolnego. Wszyscy przyszli do szkoły ubrani na czarno-biało. Wtedy Polska i Litwa wszędzie chodzili razem, często się nawzajem odwiedzali i w ogóle. Tutaj słowo kolega nie wystarczało.

Minął i apel, a uczniowie porozchodzili się do domów, wielce uradowani. Zaczęły się wakacje, czas bardzo przyjemny. Nasza dwójka wracała oczywiście razem. Polska zachowywał się nienaturalnie cicho. Kiedy już Litwa miał zapytać, czy coś się stało, tamten zaczął mówić:

Licia... Bo mam takie pytanie do ciebie... Odpowiedziałbyś na nie?

— Pewnie Polsko, śmiało pytaj. — odparł Litwa uśmiechając się szeroko.

— Tak... Czy ja... Czy ty... Czy my... Zostaniesz moim przyjacielem? — zapytał Polska szybko, jakby bojąc się odpowiedzi.

— Czy będę twoim przyjacielem? — powtórzył Litwa, patrząc na towarzysza — Pewnie, że będę! — to powiedziawszy przytulił Polskę, aż prawie go dusząc.

W tym momencie naprawdę zostali przyjaciółmi, ale takimi prawdziwymi. Większość przyjaźni w takim wieku po jakimś czasie sama się niszczy.

Kiedy przestali się do siebie przytulać, Polska ponownie się odezwał.

— Obiecaj, że będziemy się przyjaźnić bardzo, bardzo długo, na zawsze.

— Obiecuję na mały palec, że tak będzie.

Spletli razem swoje małe palce.

Naa, naa wszystkim wam!
Rozdział krótki, ale taki miał być, więc nie krzyczeć xD
A w następnym taka będzie akcja, że aż... Nie wiem co.
Więc papatki, do następnego! ^J^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro