5. To koniec, czyli czego nie brać od ludzi.
I trzy tygodnie minęły od pamiętnego dnia, kiedy to Polska z Litwą wybrali się na spacer. Przy okazji oboje doszli do wniosku, że zrobione wtedy zdjęcie wywołają, oprawią w ładną ramkę i powieszą w salonie na ścianie. I wisiało tam też i do tego dnia, tyle że może było odrobinę zakurzone.
Dni mijały niesamowicie szybko, nawet jeśli chodzi o szkołę. Polska był zadowolony ze swojego doświadczenia wykonywanego na lekcji chemii, a zwłaszcza, że dostał szóstkę, bo obeszło się bez zbędnych wybuchów czy niewypałów.
Rana Feliksa praktycznie zagoiła się już jakiś czas temu, ale Czechy wciąż nie pozwalała na ściągnięcie bandaża, a Taurys wyręczał przyjaciela w większości spraw. Trochę zaczynało go to denerwować, ale czego nie robi się dla przyjaciela, prawda?
Brzydka pogoda trzymała się kilka dni, ale po jakimś czasie znów powróciło słońce. Ale słońce słońcem, często zakrywały go chmury a i wiatr wiał wtedy, jakby zaraz miał być jakiś huragan. Już była po prostu jesień, trzeba przystosować się do takiej pogody.
Mamy i w końcu ten dzień, piątek trzynastego października. Podobno taki pechowy, jak uważała duża ilość osób. Na takie coś Litwa machał tylko ręką, za to Polska naprawdę sądził, że może się coś przydarzyć. Kilka lat temu w taki właśnie dzień Hiszpania rozwalił sobie głowę na lekcji, ale nawet nauczyciel zapewniał, że to z powodu huśtania się na krześle.
Słońce wyszło zza wzgórz budząc swoimi promieniami śpiących. Na dworzu było zimno, a do tego na źdźbłach traw osiadła się rosa. Jak zwykle Laurinaitis zwlekł się z łóżka, ścieląc je za sobą oczywiście, i szedł po schodach na dół do kuchni przyrządzić sobie herbaty. Zerknął na stary zegar, spieszący cztery minuty, znajdujący się nad lodówką. Wskazywał szóstą pięćdziesiąt. Czyżby przyjaciel jeszcze spał?
A tymczasem Feliks wcale nie spał, tylko leżał okryty po nos pierzyną i starał się zasnąć ponownie, nie interesując się w ogóle godziną. Po co iść do jakiejś głupiej szkoły, skoro łóżko jest bardzo przytulnym miejscem bez potrzeby większego wysilania się? No chyba, żeby sięgnąć po paczkę paluszków.
Ziewnął bezgłośnie, po czym wziął sobie właśnie niedokończone opakowanie paluszków z komody. Przy jedzeniu okropnie nakruszył na łóżku, przez co stało się ono straszliwie niewygodne, więc zmuszony był wstać i wyjść z pokoju, obijając się przy tym o ściany. Taki był zaspany, że prawie powywracał się na schodach. Poszedł do kuchni, wiedząc, że spotka tam Litwę.
Stanął w drzwiach, wyprężając się niczym jakiś kot.
- Dobry dzień Licieeek. - powiedział ziewając.
- Witaj Polsko. - przywitał się szatyn.
- O, robisz herbatkę widzę. - dodał Łukasiewicz - To weź mi kakao zrób. Ja idę do łazienki, przyjdę zaraz. - mówiąc ostatnie słowa opuścił kuchnię.
- Dlaczego sam sobie nie zrobisz? - mruknął Litwa, ale wyciągnął z szafki kubek należący do przyjaciela oraz granatowe pudełko z ciemnym proszkiem w środku.
Nasypawszy go trochę do kubka, zalał go wrzącą wodą,która dopiero się zagotowała, dolewając jeszcze trochę zimnego mleka z lodówki i dodając dwie łyżeczki cukru. Nawet nie musiał już się pytać przyjaciela, jak chce, aby kakao było zrobione, bo odpowiedzi wyuczony był na pamięć. Już tyle lat go prosi o to samo kakao. Od kiedy razem mieszkają, a nawet i może wcześniej. Postawił gotowe kakao na stole, zajmując się swoją herbatą.
I przyszedł Polska. Usiadł na krześle i zaczął dmuchać w gorący napój i mieszać go łyżeczką, jakby od tego miał się ochłodzić.
- Jak ci się spało? - zapytał Taurys.
- A powiem ci, że dobrze. - odparł Feliks wpatrując się w sufit - O patrz, mucha na suficie. Weź ją zabij, bo mi jeszcze do kakauka wleci.
- Na sufit ci przecież nie wejdę. - stwierdził Litwa pijąc herbatę. Po chwili odłożył ją z powrotem i poszedł sobie na górę do pokoju - Idę się przebrać, tobie też bym radził, bo już trochę późno.
Ale jasnowłosy zamiast posłuchać się rady, wolał zrobić co innego. Mucha tak go zirytowała swoim bzykaniem i nawet samym byciem, że postanowił ją unicestwić. Wziął więc puste już opakowanie po paluszkach po czym, jak gdyby nigdy nic, wszedł na stół usiłując zagonić śmieciem owada. A że nawet nie był w stanie dotknąć sufitu, postanowił postawić na stół jeszcze krzesło. Już miał zamiar na nie wchodzić, a tu nagle pojawił się Litwa.
- Polsko, widziałeś gdzieś może mój... Co ty robisz? Zdejmuj to krzesło ze stołu! - rozkazał takim tonem, że aż mucha się przestraszyła i wyleciała przez otwarte okno.
- Twój sweterek jest w łazience Lićku. - rzekł Polska odpowiadając jedynie na pierwsze i do tego niedokończone pytanie. - Nie wiem, co on tam robi. - mówiąc to zdjął ostrożnie krzesło ze stołu.
Na te słowa Litwa poszedł do łazienki w poszukiwaniu swetra. Feliks usiadł na krześle, które jeszcze przed chwilą stało na stole i zaczął sobie powoli pić kakao i rozmyślać.
Według niego przyjaciel ostatnio zrobił się jakiś dziwny. Nie było tego oczywiście widać po nim od razu, bo tylko przyjaciele potrafią dostrzegać w sobie takie rzeczy. Ale mimo to, sam nie wiedział, na czym ta cała dziwność dokładniej polegała. Może chodziło o to, że stał się bardziej... stanowczy? Czy to właśnie to? Taurys nigdy wcześniej aż taki nie był. Zachowywał się teraz inaczej... Ale dlaczego? To chyba nie wina Feliksa, prawda? Nic przecież mu nie zrobił i nie powiedział nic, co mogłoby to spowodować.
Przestał o tym myśleć. Kakao się skończyło. Spojrzał na zegarek. Siedem po siódmej, patrząc na to, że zegar spieszy. Taka godzina podobno oznacza przyjemny poranek. Uznał ten czas za stosowny, aby wreszcie iść przebrać się w mundurek szkolny. Zostawił kubek na blacie po czym wyszedł z kuchni mijając się w drzwiach z przyjacielem.
Litwa wziął swoją herbatę i zaczął bardzo powolutku ją pić. Była już trochę zimna, ale to w ogóle mu nie przeszkadzało. Wpatrzył się w korytarz, aż tu nagle po jakimś czasie jego oczy przysłoniła postać Polski. Oczywiście krzywo założony krawat i koszula wystająca spod swetra. Tyle, że teraz Taurys nie miał chęci tego poprawiać, jak matka małemu dziecku.
- Idziesz? Bo wiesz, trochę już, jakby, późno... - powiedział Feliks, po czym sam wyszedł przed dom.
Faktycznie, szatyn stał tak tak dobre dziesięć minut, czyli było gdzieś dwadzieścia minut po siódmej. Autobus powinien przyjechać za jakieś pięć minut. Dopił jeszcze herbatę, a gdy już to zrobił, odłożył kubek obok drugiego kubka i poszedł na górę, aby wsiąść swój plecak. Kiedy wyszedł przed dom, autobus już nadjeżdżał zza zakrętu. Zamknął jeszcze szybko dom i wsadził klucze w kieszeń spodni.
Autobus stanął, pierwszy wszedł Łukasiewicz, zaraz po nim Laurinaitis. W środku było już wiele rozmawiających ze sobą nastolatków, niezwracających uwagi na to, że pojazd w ogóle się zatrzymał.
Oboje usiedli jak zwykle zaraz za kierowcą, gdzie zawsze było wolne miejsce, bo wszyscy przepychali się na tył. Litwa lubił siadać od strony okna, ale że większość ludzi także to lubi, to zwykle Feliks tam siedział. Tak było i dziś.
W końcu, po kilku przystankach, dojechali do szkoły. Kiedy wszyscy wreszcie powychodzili, wyszła i nasza dwójka. Jako, że autobus zawsze przyjeżdża pod szkołę jakieś dziesięć minut przed ósmą, od razu skierowali się w stronę klasy matematyki.
- Hej, hej, witaj Polsko! - zawołał ktoś za nimi, kiedy przechodzili przez korytarz.
- Hej, hej, spadaj Rosjo! - zawołał Polska, nawet się nie odwracając.
Za nimi rzeczywiście szedł Rosja i to w towarzystwie Prus, na którego białych włosach siedział sobie Gilbird.
- Co tak ostro Polen? - zapytał Prusy. - Trochę grzeczniej do starszych młokosie.
Tym razem Feliks naprawdę nie miał zamiaru nawet czegoś powiedzieć i dać spokój. Litwa spuścił głowę. Zaczęli wspinać się po schodach na piętro. A tamci dwoje zaśmiali się cicho i weszli do klasy muzyki. Coś knuli, ale nie dawali tego po sobie poznać.
Kiedy przyjaciele doszli pod klasę, okazało się, że jest ona niestety zamknięta, a wszyscy siedzą w rządku pod ścianą wpatrzeni w książki od matematyki.
- O co chodzi? - zapytał Polska siadając obok Włoch, który widocznie był okropnie przejęty.
- Nie wiesz? Dziś sprawdzian, powiedzieli nam przed chwilą, Ve. - odparł Włochy, przymykając z powrotem oczy.
- Co?! - wykrzyknął jasnowłosy wstając z podłogi, aż wszyscy na niego się popatrzyli. - Liciek, dasz ściągać, nie?
- Przecież to było jasne, że będzie sprawdzian. - powiedział Taurys, udając że nie słyszał drugiego pytania - Przecież w środę robiliśmy powtórzenie. Serio, nikt z was się nie uczył?
Na to gimnazjaliści pokręcili głowami nie odwracając wzroku od podręczników.
- I tak jest piątek trzynastego, wszyscy dostaniemy jedynki - odezwał się Hiszpania, jakby stracił swój wieczny optymizm - Mi już się oberwało, do dziś mnie łeb boli.
Wszyscy poderwali się z podłogi, kiedy przyszła Ukraina, dzierżąc klucz do klasy.
- Dzień Dobry.
- Wchodzimy do klasy, wchodzimy, nie możemy marnować czasu. - mówiąc to, chyba po raz pierwszy przepuściła uczniów jako pierwszych. Ale oni i tak teraz nie zwracali na to uwagi, tylko z głowami pozwieszanymi w dół posiadali w ławkach. Ledwie to uczynili, a zadzwonił dzwonek ogłaszający lekcję.
Nauczycielka przeszła się po klasie i porozdawała sprawdziany, które miały jakieś siedem stron. Wszyscy kolejno jęczeli, jakby działa im się niewiadomo jaka krzywda, kiedy sprawdzian trafiał w ich ręce.
- Tylko długopis i sprawdzian chcę widzieć na biurku. - zażądała profesorka, wszyscy też spełnili jej żądanie.
Litwa od razu zajął się rozwiązywaniem zadań, za to Polska ledwie je przejrzawszy już stwierdził, że to koniec. Zaczął więc szturchać przyjaciela łokciem, a że niejednokrotnie wybił go z rytmu, szatyn pokręcił głową.
- Radź sobie sam. - szepnął tak cicho, że jedynie towarzysz go usłyszał.
W sumie Laurinaitis dumny był ze swojej odpowiedzi. Nie będzie przecież cały czas na zawołanie Polski, jeszcze Ukraina się dowie i im obu się oberwie. Zawsze podawał Feliksowi połowę dobrych odpowiedzi, żeby nic nie podejrzewała, ale teraz niech radzi sobie sam. Przecież tłumaczył mu pierwiastki, a że on wolał wspinać się po drzewach i się łamać, to nie jego wina.
A jasnowłosemu aż ręce opadły, nie wiedział, co z tym zrobić. Teraz to naprawdę Litwa się dziwnie zachowuje. Czy nikt czasem mu nie podmienił przyjaciela?
Mimo tego, wziął długopis w dłoń i zaczął coś pisać pod zadaniami, byleby coś było ( wymówka, że ma kontuzję w ogóle nie działała, wszyscy zauważali to dopiero na W-F' ie ). Oczywiście strzelał w zadaniach, gdzie odpowiedź można było wybrać. Widząc, że do końca lekcji zostało jeszcze sporo czasu, naprawdę zaczął myśleć nad zadaniami i naprawdę zaczął je rozwiązywać.
Zauważywszy jego skupioną minę, szatyn uśmiechnął się. Może Polska wreszcie czegoś się nauczy. Sam skończył wszystkie zadania jakieś dwadzieścia minut przed czasem, sprawdził więc jeszcze raz, czy całość napisana jest na pewno dobrze i położył gotowy sprawdzian na biurku nauczycielki, co sprawiło, że uczniowie zaczęli się denerwować i szybciej robić polecenia, wręcz byle jak, jakby zostało jeszcze pięć minut, czy coś.
Ukraina siedziała wyprostowana w krześle i patrzyła na przerażone twarze gimnazjalistów. To trochę śmieszne. Tak chcą się postarać, a i tak będą jedynki.
Ha, ha.
- Oddajemy sprawdziany, równiutko, na biurku. - powiedziała jakiś czas później.
Uczniowie kolejno powstawali z krzeseł i położyli sprawdziany, wedle życzenia, równo i na biurku. Chwilę potem zadzwonił dzwonek głoszący krótką przerwę. Wyszli zatem z klasy, nie jednak tacy uszczęśliwieni jak zawsze. Już po prostu wiedzieli, że kolejna słaba ocena zawita obok ich nazwisk.
Polska i Litwa oparli się o ścianę zaraz obok drzwi klasy.
- I jak myślisz, jak ci poszło? - zapytał Taurys.
- Zapewne słabo. - odparł Feliks, jakby z jakimiś pretensjami. Ale nie miał zamiaru się kłócić.
- Jakbyś się uczył, to by byś miał dobrze. - skwitował to niebieskooki.
Łukasiewicz odwrócił lekko głowę w jego stronę. Czy on jednak chce zacząć się kłócić? Polska tego nie chciał, zwłaszcza, że przyjaciel zachowuje się ostatnio trochę dziwnie. Jeszcze mogłoby dojść do czegoś złego, czy coś... Wolał zachować więc ciszę.
Przerwa trwała jedynie trzy minuty. Kilka lat temu trwała pięć, ale kiedy jakieś dwa lata temu Ameryka został wybrany na prezydenta szkoły uległo to zmianie. Oczywiste jest, że najpierw chciał, aby to lekcje skrócono, ale gdy dyrektor mu na to nie pozwolił, stwierdził że przez przerwy dłużej siedzi się w szkole i je można skrócić. Na to już się zgodzili. Przynajmniej siedzi się teraz jakieś dziesięć minut krócej w szkole.
Tak więc dzwonek ponownie zadzwonił, a trzecia klasa weszła do sali, w której nadal siedziała Ukraina, kończąca poprawiać sprawdziany. Jako jedyna z nauczycieli robiła to naprawdę szybko. Nikt w sumie nie wiedział, jak to robiła, ale dla uczniów było to ogromnym plusem.
Usiedli w ławkach i czekali, aż profesorka się odezwie. A czekali nie tak długo, bo nauczycielka po chwili poprawiła się w krześle, zebrała testy w kupę i otworzyła dziennik.
- Numer pierwszy, pięć - powiedziała, zapisując ocenę w dzienniku.
Zadowolona Białoruś uśmiechnęła się szeroko, kiedy wszyscy odwrócili głowy ku niej ( Jeżeli wzrokiem można by było zabijać, Litwa już by umarł, przez to, że uśmiechał się do niej jak głupi ).
- Numer drugi, cztery. Więc jednak coś pan potrafi. Numer trzeci, jeden. Brawo panie Carriedo.
- A nie mówiłem? - Hiszpania złożył ręce rozsiadając się w krześle.
- Ciszej, bo będzie druga jedynka, a wtedy to będzie, czy ja nie mówiłam. Numer czwarty, jeden. Numer piąty, jeden, jakby inaczej. Numer szósty, pięć. Numer siódmy, wychodzi trzy plus...
- Co? - Feliks złapał się za głowę po tym, jak odepchnął się od ławki.
- Ale właśnie tego plusa odejmuję. Numer ósmy...
Polska nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedziała nauczycielka. Dostał tróję ze sprawdzianu z pierwiastków, który zrobił zupełnie sam? Nie ważne, że bez plusa, co tam plus! Litwa poklepał go po ramieniu. Więc jednak coś potrafi!
Zawsze na sprawdzianie Litwa mu podpowiadał, przez co dostawał trzy, ale teraz nikt mu nie podpowiadał i sam sobie sprawił taką ocenę. Był dumny z siebie, jak chyba nigdy dotąd. W sumie, jakby przyjaciel mu podpowiedział, to ocena byłaby lepsza...
Na lekcji już nie działo się nic ciekawego, tylko uczniowie starali się wspólnie poprawić sprawdzian rozwiązując zadania z niego na tablicy.
Na następnej lekcji ( chemii ) też nie działo się nic interesującego - robili to, co zawsze. A Polska był taki z siebie dumny, że był jeszcze bardziej pewny siebie i władczy niż kiedykolwiek, więc co chwila, mówił do Litwy, że Liciek, ty nie umiesz, Liciek co ty robisz?, To jest źle, ja tylko potrafię dobrze robić, Jestem z tego totalnie najlepszy.
To samo z biologią, dyrektor tylko mówił coś prawie całą lekcję, ale i tak nikt go nie słuchał, a dopiero chwilę przed dzwonkiem w ogóle podyktował temat, ale mimo to i tak zadał zadanie domowe. Jakiś zapominalski był ostatnio, ale to wychodziło tylko na korzyść uczniów, którzy najlepiej w ogóle nie uczyliby się niczego.
Te lekcje tak okropnie dłużyły się Litwie, że aż zaczął się denerwować. Teraz on i Polska szli sobie korytarzem, zmierzając do szatni chłopców, gdzie mieli się przebrać na W-F. Oczywiście wcześniej Feliks wybłagał od swojej kuzynki Czech zgodę na uczestniczenie na tych lekcjach. Ona ledwo co się zgodziła, ale jednak. Dzięki temu jasnowłosy był okropnie szczęśliwy. I w sumie przez to zrobił się trochę denerwujący.
- Haha, Liciek, teraz ich totalnie zniszczę! - śmiał się Łukasiewicz, jakby opracował plan na zawładnięciem przynajmniej połową świata - I co? I nie będą się śmiać, ha!
- Tak, tak, pewnie. - mruknął Taurys pod nosem.
- A ja jestem od ciebie we wszystkim lepszy. Ty dużo nie umiesz. A zrobisz mi zada...
I wtedy w Litwie coś pękło.
- Nie Polsko. To jest koniec.
- Co? Jaki koniec...? - Feliks nie zrozumiał o co chodzi szatynowi.
- Koniec naszej przyjaźni, rozumiesz? - oświadczył zdenerwowanym tonem Laurinaitis.
- Żartujesz sobie Liciu.
- Żaden Liciu! I nie, nie żartuję i nigdy nie żartowałem! Ja już nie wytrzymuję z tobą i twoimi głupimi wymysłami!
Na korytarzu zebrał się spory tłum uczniów przyglądających się zaistniałej sytuacji, nawet chłopcy z szatni powychylali głowy.
- Ale... Co, dlaczego? Ja myślałem... - Polska zaczął się nawet jąkać.
- To źle myślałeś! W kółko tylko gadasz, jaki to ty nie jesteś, a mnie tylko wykorzystujesz! Zrób to i zrób tamto! I wiesz co? Miałeś wtedy rację. Nie powinniśmy się przyjaźnić. Tyle mam do powiedzenia. - to powiedziawszy popatrzył na tłum zebrany na korytarzu - I na co się tak gapicie? Zajmijcie się swoimi sprawami. - tłum rozstąpił się, kiedy ruszył w stronę inną niż powinien.
- Uu, słabo trochę... - powiedział ktoś z zebranych nim wszyscy się rozeszli, mijając zszokowanego Łukasiewicza.
Serce biło mu jak oszalałe. Czy jego najlepszy i jedyny przyjaciel właśnie zadeklarował koniec przyjaźni? Dlaczego jest takim idiotą?
- Feliks, przestań ryczeć. - uderzył się w policzek.
- Witam was wszystkich na lekcji W-F'u! - zawołał Kamerun wchodząc na boisko - Jak widzicie, już wróciłem. Mam nadzieję, że podobał wam się mój zastępca. - wszyscy zaczęli cicho szeptać - Ale już, już, w dwuszeregu zbiórka! - Ustawili się czym prędzej tak, jak rozkazał nauczyciel - Wszyscy są, wszyscy dysponowani? - na głośne tak dodał - To gramy w piłkę nożną, może być? - kolejne tak - To już, drużyny, ja wybieram. - i faktycznie, on zaczął mówić, kto do jakiej drużyny idzie.
Litwa stał na baczność zapatrzony w ziemię. Wolał nie spotkać się z wzrokiem Polski. Wciąż był trochę na niego rozgniewany, ale czy... Na pewno dobrze zrobił, wykrzykując mu prosto w twarz, że to ich koniec? Pod wpływem zdenerwowania wciąż odpowiadał sobie na to pytanie Tak.
Kiedy składy zostały powybierane, uczniowie zaczęli grę. Wyszło tak, że Feliks był w jednej drużynie z Rosją, czy chciał tego, czy nie. Litwa trafił do drużyny przeciwnej z Prusami.
Gra toczyła się ładnie, co jakiś czas wlatywały bramki, przez co zadowolone okrzyki było słychać w całej okolicy. Ale co sprawiedliwe musi i mieć swój koniec. W końcu Polska potoczył się przez połowę boiska, po tym, jak został zfaulowany przez Prusy, przy czym przeraźliwie jęknął. Zdarł sobie strasznie rękę w miejscu rany, przez co znowu zaczęła z niej powolutku kąpać krew.
- Oj, przepraszam. - powiedział białowłosy podchodząc do Łukasiewicza, po czym podał mu rękę, aby pomóc mu wstać. Jego ręka jednakże została odrzucona, a Polska sam wstał.
- Ajć, chłopcy. Złazić mi z boiska i do higienistki z tym. - rzekł Kamerun.
- Pójdę z nimi panie profesorze. - powiedział Rosja - Ja bym tam nie ufał im obu, że tam właśnie pójdą, ja ich doprowadzę we właściwe miejsce. - uśmiechnął się szeroko.
- Dobrze, niech będzie. - zgodził się wuefista patrząc trochę podejrzliwie na Rosję - A tam od was, to też ktoś niech zejdzie, żeby równo było. - dodał, mając na myśli jedną z drużyn. Tym kimś oczywiście był Litwa, bo zaraz go wypchali na ławkę.
- Ja nie mogę... - mruknął Feliks, ale cóż innego miał robić, w towarzystwie Rosji i Prus zszedł z boiska - Co ty, debil jesteś?! - wybuchnął kiedy byli już wystarczająco daleko od boiska.
- Nie, nie jestem. - odparł Prusy - Ja jestem zagilbisty, nie to, co ty, że już od razu na mnie wybuchasz.
Weszli do szkoły, ale zamiast pójść do higienistki, poszli do szatni przez naleganie Rosji.
- Po co nas tu? - zapytał Polska.
- No chodź tu do mnie towarzyszu. - powiedział Rosja siadając na ławce. Na początku Feliks nie chciał tego uczynić, ale w końcu zajął miejsce obok niego. - Widziałem to, co zaszło dziś między tobą, a twoim przyjacielem.
- Trudno by było o to, żebyś nie widział. - rzekł Łukasiewicz.
Widząc, że oboje zaczynają ze sobą rozmawiać, Prusy uśmiechnął się szeroko, przymknął lekko drzwi i opuścił szatnię.
- Ale jak to się stało? - ciągnął dalej Rosja - Bo chyba ty nic mu nie uczyniłeś, da?
- No ja nie wiem. - odparł Polska - Ale... Ja totalnie nie mam pojęcia... - zaczął się robić czerwony na twarzy. Nigdy nie pomyślałby, że mógłby rozmawiać właśnie tak z nim.
- Widzisz. Ja go też nie rozumiem, przecież całkiem fajny z ciebie towarzysz. - to powiedziawszy podał Feliksowi butelkę z jakimś napojem w środku. Zaraz ubyło z niej kilka łyków.
- Ja przecież tak go lubiłem, myślałem, że on też. - znowu wypił trochę trunku - Pamiętam, jak go zabrałem wtedy ze sobą o jak spędziliśmy ten dzień razem. Generalnie tak się cieszyłem, on niby też. A teraz takie coś... - ponownie upił trochę z butelki - Ivan? Co to generalnie jest? - miał na myśli napój w butelce.
- Zwyczajna woda Feliksie. - odparł Rosja lekko zdziwiony, że towarzysz użył jego imienia.
- No i ja nie wiem już, co mam powiedzieć. - dodał Feliks, jakby nie obchodziła go odpowiedź Ivana i oparł się o ścianę. Dostał czkawki.
- Dobrze, siedź tu, ja zaraz do ciebie przyjdę. - Rosja wstał z ławki i wyszedł z szatni, gdzie wciąż stał Prusy.
Tymczasem Litwa siedział sobie znudzony na ławce na boisku i rozmyślał o różnych sprawach. Czy zrobił dobrze? Niby sam zerwał przyjaźń z Polską, ale teraz zaczął się o niego martwić. No bo jak nie, kiedy Prusy i Rosja gdzieś z nim poszli? Tylko niech nic mu się nie stanie, bo jeszcze będzie miał wyrzuty, mimo, że to raczej nie jego wina.
- Litwa... Litwa, no odwróć się, mówię do ciebie.
Taurys naraz odwrócił głowę. Ujrzał stojącą za siatką Węgry. Co ona tu robi?
- Węgry? Co...? - miał zamiar zapytać się jej, o co chodzi, ale ta szybko go wyręczyła i zajęła głos.
- Weź się urwij z lekcji i chodź ze mną.
- Co? Nie, ja nigdzie nie idę. - odpowiedział Laurinaitis i z powrotem odwrócił głowę.
- To nie było pytanie, tylko rozkaz. Ja ci rozkazuję iść ze mną. - dziewczyna uparła się przy swoim, widocznie bardzo czegoś chciała.
- No... No dobra, byle szybko. - zgodził się Litwa, po czym wstał z ławki i podszedł do nauczyciela. - Przepraszam pana, ale czy... Czy mogę do łazienki? - zapytał karcąc się w duchu za tak głupie pytanie, którego nigdy nie śmiał zadać.
- Tak, pewnie, idź. - rzekł Kamerun, nawet na niego nie patrząc.
Szatyn szedł zatem z boiska, a zaraz Węgry pociągnęła go gwałtownie za rękę, że aż prawie się przewrócił i poszli w stronę szkoły.
- Wytłumaczysz mi, o co chodzi? - zapytał Litwa - Mam ci w czymś pomóc, czy jak? Gdzie my w ogóle idziemy?
Ale dziewczyna nie odpowiadała. W końcu doszli w odpowiednie miejsce, a ona otworzyła drzwi. Zza nich wyskoczył Feliks i zaczął przytulać się do niej.
- Węgry! Moja kochana, wróciłaś! - zawołał.
- Wytłumaczysz to jakoś? - zapytała Węgry nie zwracając uwagi na wyczyny chłopaka.
- Co? Nie, nie, ja się w to nie mieszam. - odparł Taurys. Tak naprawdę to aż nim drgnęło na widok Polski.
- Słuchaj Republiko Litewska, szczerze mówiąc, pierdzielą mnie wasze kaprysy! - krzyknęła tak, że aż Litwa się przestraszył.
- Przez twe oczy, twe oczy zielone oszalaaałem! - jasnowłosy zaczął śpiewać na co Węgry przewróciła oczami.
- Ale co ja ci zrobię? - Laurinaitis złożył ręce.
- No nie wiem, powiedz że on się źle czuje, czy coś. - odrzekła dziewczyna.
- Gwiazdy chyba twym oczom oddały cały blaaaask!
- Ucisz się wreszcie. - rozkazała Węgry.
- Pewnie, dla ciebie wszystko Węgruniu. - powiedział Feliks po czym pocałował ją w policzek.
- Komu niby? - pytał dalej Litwa.
- Nauczycielowi, a komu? - zaczęła się już denerwować i przetarła dłonią policzek - Nie myślałam, że jesteś aż taki głupi.
Po tych słowach Taurys już o nic nie chciał pytać i wybiegł ze szkoły.
- Wreszcie zostawił nas sam, głupek. - powiedział Polska, po czym wystawił język.
Dziewczyna ponownie przewróciła oczami.
- No, jest tak samo głupi jak ty.
Po chwili wrócił Litwa.
- I co? - zapytała Węgry.
- Kazał iść do higienistki... Wcześniej też miał do niej iść! A jakoś nie poszedł! Co w ogóle na to higienistka powie?
- To przecież jego kuzynka kretynie. Chodź Polsko, idziemy.
Zaczęła ciągnąć za sobą Feliksa uczepionego do jej lewej ręki. Litwa szedł obok niej. Mieli szczęście, że nikt nie chodził teraz po korytarzu, bo mieliby przechlapane. Doszli pod właściwe drzwi, a Laurinaitis zapukał, po czym lekko je uchylił, kiedy usłyszał Proszę.
Za biurkiem siedziała sobie najspokojniej w świecie Czechy.
- Dzień Dobry. - powiedzieli na raz Litwa i Węgry.
- Dobry, co was do mnie sprowadza? - zapytała Czechy, a zauważając kuzyna stojącego za dziewczyną, sama sobie odpowiedziała - Ah, Feliks... Co on znowu narobił?
- Upił się jakimś gównem. - odpowiedziała jak gdyby nigdy nic Węgry, nie zwracając uwagi na to, że przy pracownikach szkoły nie powinna się tak odzywać.
- O, cześć Alice! - zawołał Polska machając energicznie do higienistki.
To chyba jednak była dobra decyzja...
Naa naa człecy!
Jest kolejny rozdział, ma prawie 4000 słów (?) Kto się cieszy?
Dlaczego ja się śmieję? No dlaczego? Dobra, to nieważne xD
Piszcie, czy rozdział dobry, bo według mnie coś w nim nie tak, ale co, to nie wiem...
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro