14. Nastał nowy rok, czyli czas na przemyślenia.
Zawsze zastanawiał się, jak przyjaźń może być taka silna. Doprawdy, ciekawe zjawisko. Coś jak... Miłość? Tylko taka trochę inna. Ale jednak może się zniszczyć, do tego w bardzo łatwy sposób. A przynajmniej tak zaobserwował dotychczas.
W dodatku prawdziwą mieszanką jest przyjaźń Polski i Litwy. Zupełnie różnili się od siebie, nie interesowali się głównie tymi samymi rzeczami. A jednak to trwało dobre wiele lat.
W sumie, oboje wtedy zdawali się być szczęśliwi, jak się mówi - kochali się po przyjacielsku. Świata poza sobą nie widzieli; śmiali się razem, płakał jeden to płakał i drugi. Och, te dziecięce śmiechy wciąż krążyły mu po głowie. Takie one były wesolutkie!
Od małego zawsze widział ich razem. Obaj byli grzeczni i mili dla siebie, nawzajem pomagali, podpowiadali, kiedy jeden czegoś nie rozumiał. Któryś miał kłopoty, drugi spieszył z pomocą. Tylko z wiekiem to powoli się zaczęło zmieniać.
Nie musiał głębiej w to zaglądać, od razu było widać, że Polska zaczyna Litwę wykorzystywać, a on się rozleniwia.
Jeżeli on byłby na miejscu Litwy, od razu zrobiłby z tym porządek. A Taurys tego nie robił, tylko jeszcze bardziej Feliksowi pomagał i nie sprawiało mu to widocznie problemu.
Zmarszczył nos. Tyle lat ze sobą spędzili, a tu nagle Litwa uczynił to, co on sam by zrobił przez te lata. Polska był do niego bardzo przywiązany, więc oczywiste jest, że posmutniał, a jego zielone oczy przybrały mniej jasny kolor, zniknęły z nich wesołe blaski. A dlaczego Litwa to uczynił, dokładniej? Myślał, że Łukasiewicz nie bierze przyjaźni na poważnie, że widzi w tym tylko swoją korzyść, dobroć Taurysa.
Tak to wszystko wyglądało z jego punktu widzenia. I z punktu widzenia każdego innego...
Polskę zawsze postrzegał jako dzieciaka, który nigdy nie dorośnie, uwielbiającego wręcz salutować, a jeszcze bardziej uwielbiającego swojego kuzyna - tylko teraz to się popsuło.
Kiedy był mały wcale nie przypominał dzisiejszego Feliksa. Bardzo uczynne było z niego dziecię, uznające kłamstwo za największy grzech. Dużo czasu spędzał wśród kuzynów, bo bał się poznać inne dzieci z okolicy.
Teraz to się odwróciło, nie wliczając może lęku poznawania innych ludzi, bo wciąż nie mógł nawet zapoznać się z większością uczniów szkoły.
Och, jak on teraz znajdzie sobie towarzystwo? Nieprędko, jeżeli w ogóle ( Ach, ja to zmienię! ).
A Litwa nie zmienił się przez te lata. Z młodości pamiętał go jako takiego samego jak teraz. I w sumie to dobrze, bo Taurys jest dobry taki, jaki jest i był. Świetny materiał na przyjaciela. Tylko ostatnio trochę chyba przygnębiony...
- Ivan, co tutaj robisz?
Obrócił, ile mógł, głowę na trawie. Ujrzawszy siostrę, odrzucił słonecznik na bok i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Rozmyślam tylko...
Znów zapatrzył się w gwieździste niebo.
Białoruś uśmiechnęła się pod nosem i usiadła obok brata. Mina jej zrzedła, gdy zobaczyła głębokie zastanowienie na jego twarzy.
- Dlaczego chcesz to robić?
Widocznie odgadła jego myśli, bo Rosja szybko odwrócił ze zdziwieniem głowę ku niej. Nie odpowiedział jednak na pytanie i z powrotem zapatrzył się w niebo, jakby gwiazdy miały udzielić mu podpowiedzi.
- Nie żebym go lubiła, ale on prawie cały czas mówi o nim. To mnie nie tylko denerwuje, ale smuci jednocześnie... - przerwała, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziała. Uznała, że zamilknie na chwilę.
- Wiem. Ale ja nie mogę... Znaczy... Siostrzyczko, nikt już nie ma na to wpływu. Nikt nie może już tego cofnąć, nawet, jeżeli by chciał. Pierwsze słowa się wyrzekły, a ostatnie też się wyrzekną.
Białoruś ułożyła ręce na kolanach i wsparła nimi głowę. Uśmiechnęła się lekko, lecz jej oczy nie uśmiechały się wcale.
- Pomóc ci, braciszku?
On odwrócił głowę ku niej z szerokim uśmiechem. Podniósł się z ziemi, aby potem schylić się nad swoją siostrą i ucałować ją w czoło.
- Spasiba, ale nie potrzeba mi już nikogo do pomocy.
I odszedł, a jego szalik powiewał za nim na wietrze.
- Hallo, Braginski.
Podali sobie ręce.
- Zdarowo, Beilschmidt.
Obaj oparli się o przeciwległe sobie kamienne ściany. Ciemno było jak w grobie, jedynie przez okienko z kratami padało lekkie światło gwiazd, dzięki czemu można było cokolwiek zauważyć.
- Czemu chcieliście się ze mną spotkać? - zapytał Ivan, trzymając głowę wciąż prosto, jednak spuszczając oczy ku dołowi, by widzieć czerwone tęczówki towarzysza.
- Drogi panie Braginski... - zaczął Prusy - Patrz, jak czas szybko leci... - podniósł wzrok na Braginskiego. On był przerażający. - Minęło już tyle czasu. Czy my nie zwlekamy?
- A drogi panie Beilschmidt... - przemówił spokojnym głosem Ivan - Skoro dla pana czas leci tak szybko, to nie widzę chyba problemu, byśmy chwilę jeszcze odczekali.
Gilbert prychnął niespokojnie, trochę jakby przez przypadek.
- Minął już tamten rok. Myślę, że...
- A macie, panie Beilschmidt, w ogóle jakiś plan? - przerwał Rosja - A myśleliście o nim w ogóle? - nie zmieniał wcale wyrazu swej twarzy. Nie musiał nawet Prusy na jego pytanie odpowiadać, a on i tak sam znał odpowiedź. Chociaż towarzysz już otwierał usta, Ivan znów przejął głos - Nie, nie wystarczy wasza, jak wy to ujmujecie, zagilbistość, panie Beilschmidt. Chcieliście mi coś jeszcze powiedzieć?
Beilschmidt zmieszał się trochę. Zaczął szybko myśleć. Nie odpowiedział więc na zadane mu pytanie.
- Nic?
Zdenerwował się odrobinę. Musi szybko coś wymyślić.
- Zatem dziękuję za zmarnowanie mojego czasu, panie Beilschmidt. Do svidaniya.
Zwrócił się ku wyjściu. Twarz jego jaśniała w świetle, a obcasy butów obijały o kamienną posadzkę, przez co echo odbijało się od ścian. A gdy trafiło ono do Gilberta, chłopak zerwał się natychmiast:
- Czekaj!
- Co wymyśliliście, panie Beilschmidt? - co prawda Rosja się zatrzymał, ale jednak nie odwrócił.
- Pozwól mi działać.
- Czy ja zamykam wam w jakiś sposób drzwi, panie Beilschmidt? - odwrócił lekko głowę, co wyglądało, jakby mówił do ściany, a nie do Prus. - Ja już je otworzyłem, wy rozchylcie je bardziej.
I poszedł. Tym razem Prusy nie próbował go zatrzymać. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, już wiedział co robić.
Ah, to będzie piękne.
A Rosja doszedł do domu. Zdawało mu się że wszyscy śpią. Zresztą zdawało mu się dobrze, bo spali wszyscy. Ale chciał, żeby nie spała jedna osoba.
Poszedł więc pod odpowiednie drzwi, po czym wszedł do odpowiedniego pokoju. Jak przypuszczał, światło się w nim nie paliło, a on spał, odwrócony plecami do drzwi.
Cicho przymknął za sobą drzwi, bo wiedział, że niektóre drzwi w jego domu mogą skrzypieć, po czym, jak gdyby nigdy nic, stanął nad jego łóżkiem i wpatrywał się w okno naprzeciwko.
Wiedział, że chłopak prędzej czy później się obudzi, a on będzie na to czekał. Uśmiechał się no to krzywo, ni to promiennie, tak jakoś po prostu dziwnie. Ręce splótł za plecami, stojąc prosto.
A dobrze przypuszczał, że się zaraz obudzi, bo przekręcił się na drugi bok, niepewnie otwierając oczy. Wydał z siebie zduszony okrzyk. Ty też pewnie byś się przestraszył, budząc się w nocy i zauważając Ivana Braginskiego nad swoim łóżkiem.
- Priyatnaya noch', prawda, drogi Litwo?
- Ale-ale... Panie Rosjo... - usiadł, przyciskając się do ściany za nim.
- Dlaczego się boisz? Przyszedłem porozmawiać, tylko i wyłącznie. - powiedział Ivan. - Pozwolisz mi na to, czy mam sobie pójść?
- No dobrze... - Litwa nie krył zdziwienia i nawet nie ośmielił się wygonić chłopaka z pokoju. Niech mówi co chce, potem sobie pójdzie.
- A dokładniej będę zadawał ci... Pytania. - Braginski nawet na niego nie patrzył, ale czuł jego przerażony wzrok na sobie - Jak bardzo lubicie pana Feliksa Łukasiewicza?
- No... Tak, jak powinienem... Przyjaciela...
- Nawet jeżeli pan Łukasiewicz nie jest już waszym przyjacielem?
Nastała chwila ciszy. Taurys zaczął się poważnie zastanawiać nie tylko nad odpowiedzią, ale też nad sensem pytań Rosji, który spokojnie dawał mu czas.
- Przecież jednak byliśmy ze sobą tyle lat... Więc nawet jakbyśmy oboje chcieli to jednym słowem nie da się przecież od tak...
- A co byście zrobili, drogi Litwo, gdyby pana Łukasiewicza wśród nas nie było?
- Ale c-co pan chce przez to...?
- Przez te wszystkie wasze dotąd spędzone lata, drogi Litwo.
- Nie wiem... Wątpię po prostu, że miałbym jakichkolwiek przyjaciół. - odpowiedział nieco skrępowany Laurinaitis - Ale, panie Rosjo, dlaczego...
- Tak po prostu, drogi Litwo. Tak po prostu. Dobrej nocy. - wyszedł z pokoju, zostawiając Litwę samego.
A Taurys zaczął się poważniej zastanawiać i nie spał do końca nocy. Było zupełnie odwrotnie, niż życzył Rosja. Noc była straszna.
Naa!
Na wstępie chciałabym Was przeprosić, Drodzy Czytelnicy. Ten rozdział jest krótki, a odstęp od ostatniego rozdziału to jakiś miesiąc! Przepraszam. Ale szkoła już mnie zżera.
A teraz przejdźmy w inne sprawy... Być może zadajecie sobie pytanie:
Czy te rozdziały nie odskakują od głównej historii?
Oj, nie, nie, Moi Drodzy. Mówię Wam - to będzie Fanfic nad Fanficami! ( Eh, moja skromność xD)
Więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie i zobaczymy się w następnym rozdziale.
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro