13. Święta tu i tam, czyli kiedy Białoruś lubi Litwę.
Nim ktokolwiek się obejrzał nadeszły święta, czyli dwudziesty czwarty grudnia. W każdym domu stała ładnie przyozdobiona choinka, na płotach wisiały przeróżne dekoracje świąteczne, a wychodząc na drogi dało się słyszeć wesołe kolędy. Atmosfera była bardzo przyjemna, a pogoda także sprzyjała.
Bielutki śnieg leżał gdzie popadnie, wciąż prószył z nieba na dachy domów, a jego ogromna ilość wcale nikomu nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie - każdy cieszył się, że na święta przypadła bardzo ładna pogoda, w tym klimatyczny śnieg, a nie błoto i jesienne jeszcze liście.
W jednym z domów od świątecznej pracy wręcz huczało, bo każdy domownik przygotowywał coś to na wieczerzę, to pod choinkę. Był to dom Rosyjski. Ukraina i Białoruś zajmowały się jeszcze ozdabianiem domu, Estonia i Łotwa robili porządki, aby wszystko było perfekcyjnie, zaś Rosja zajmował się kuchnią, a za swojego pomocnika wziął sobie Litwę.
I tak, Moi Drodzy, w tym momencie możecie sobie pomyśleć: Ale ej, przecież Rosja obchodzi święta w styczniu! Tak, wiem o tym, wie też to Litwa i cała reszta. Uzasadnię Wam to tylko słowami Rosji: Towarzysz Litwa zapewne przyzwyczajony do spędzania świat z towarzyszem Polską, da? Możemy więc wam uczynić takie święta, byście czuli się jak u siebie. A Laurinaitis nie śmiał nawet odmówić.
Wyjątkowo wszyscy byli dla siebie niezwykle mili ( nawet Białoruś dla Litwy ), aż Taurys nie mógł w to uwierzyć. Pomyśleć, że na ten czas ruscy zachowują się tak normalnie. Jak potulne baranki. A przecież znał ich jako surowych i niezbyt przyjaznych ( nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak zachowywała się Ukraina - w pewnym momencie zaczęła rozpaczać, że jako nauczycielka jest tak dla swoich uczniów niemiła ).
Za zgodą Rosji piekł šakotis, bo sam Ivan stwierdził, że chciałby spróbować wypieków Litwy. W tym czasie Braginski lepił pierogi, łudząco podobne do tych polskich.
Polskie pierogi. To kojarzyło mu się z Feliksem. Za bardzo. Litwina ogarnął smutek. Od bardzo dawna święta spędzał z Łukasiewiczem, czasem nawet z jego kuzynostwem - Czechami i Słowacją. I miło mu było w takim towarzystwie. Może Polska przygarniał sobie większość prezentów i takie tam rzeczy, ale było mu miło. A teraz Feliks został bez niego. Taurys skrzywił się lekko. Ale zielonooki przynajmniej będzie miał przy sobie kuzynów.
I potem w końcu nadszedł wieczór. Wszyscy, oczywiście odświętnie ubrani, zebrali się przy okrągłym stole ( Rosja oczywiście dalej chodził wszędzie w swoim szaliku ). Litwie przypadło miejsce między Łotwą a Białorusią. Cieszył się nawet z tego, bo zawsze próbował nawiązać z nią bliższy kontakt, ale ona i tak nigdy się nim zbytnio nie interesowała. I po rozpoczęciu uroczystej wieczerzy zaczęła się ich rozmowa.
- Hej, Białoruś...
- No hej, Litwo. - jeszcze się nie zdenerwowała. To dobrze.
- Co tam u ciebie? - zapytał, a zaraz skarcił się w duchu za tak prostackie pytanie.
- A nic u mnie, wiesz? - odparła mu dziewczyna, nakładając na talerz naleśniki. - Weź jedz coś, a nie tak siedzisz, jak jakiś nie wiem jaki.
Nad Litwą nagle stanął Rosja kładąc na jego talerz kubek w jakimś czerwonym wełnianym sweterku z czymś w środku.
- Kubek kisielu dla towarzysza. - odpowiedział Ivan na pytanie malujące się na twarzy Taurysa.
- Yhm... Dziękuję.
Dziwnie zaczął przyglądać się temu całemu kisielowi. Wyglądał dość... Dziwnie? Pachniał też dość śmiesznie.
- Jejuś, Litwa, nikt chyba cię nie chce otruć. - powiedziała Białoruś, przewracając oczami.
Laurinaitis szybko odwrócił głowę ku niej. Zawstydził się trochę. Ona wciąż się na niego patrzy... Zapędzony jej wzrokiem, przechylił kubek do ust.
- To się je łyżką. - odezwała się ponownie jasnowłosa. - Ty jesteś jakiś dziwny... - pokręciła głową i zajęła się swoim talerzem.
No tak, przecież Litwa nie wiedział o wielu obyczajach i tradycjach w tym domu, skąd ma wiedzieć takie rzeczy. Dokończył ten cały kisiel, ale już łyżką, potem przez nalegania Rosji pokusił się na barszcz. Naprawdę nie był głodny i nic nie chciał jeść, a Ivan i tak ciągle pchał mu na talerz coraz to nowsze potrawy.
Popatrzył się na Łotwę. Zawzięcie dyskutował o czymś z Rosją, przy czym, nie zwracając uwagi na kulturę, objadał się wszystkim możliwym ze stołu, jakby jeść mu nie dawali przez cały jego żywot.
Potem spojrzał na Estonię. Ukraina próbowała go w jakikolwiek sposób zagadać, a on w tym momencie po prostu źle się czułam w obecności nauczycielki. W końcu siedziała tak blisko i rozmawiała z nim, jak gdyby nigdy nic. A przecież w szkole tyle razy na niego krzyczała.
Nagle Ivan odstąpił od stołu, a wszyscy zwrócili oczy ku niemu.
- Zaraz wrócę, towarzysze. - oświadczył, rozkładając przy tym ręce.
Wyszedł z pomieszczenia, a po bardzo krótkiej chwili, powrócił. Tyle, że teraz w ręku dzierżył jakąś butelkę. Szatyn zmarszczył brwi.
- Komu polać? - zapytał Rosja, przy czym odkorkował butelkę.
Nikogo i tak nie trzeba było pytać, bo i tak ten przezroczysty napój z butelki trafił do każdej szklanki.
- Co? Ale ja nie piję. - zaśmiał się krótko Taurys.
- Oj, szklankę się napijesz, nic ci nie zaszkodzi. - rzekła Białoruś.
- Ale ja naprawdę...
- Pij to.
Nie zrobiłby tego nigdy, ale to mówiła mu przecież Białoruś! Miłość jego życia! Wypił zatem, ale tylko połowę napoju znajdującego się w szklance. A czynił to tak wolno, że Łotwa już zdążył z pięć takich szklanek wypić.
- A teraz wszyscy, wszyscy do zdjęcia! - zawołał Ivan, ponownie odchodząc od stołu i ponownie rozkładając ręce.
Wszyscy uczynili to samo, tyle że nie machali tak rękami. Tymczasem Rosja wyjął z jednej z szaf aparat, po czym postawił go na statywie i coś przy nim chwilę majstrował. W tym czasie reszta zdążyła ustawić się ładnie w dwóch rządkach: Ukraina, Białoruś i Litwa, a przed nimi Łotwa z Estonią. Zaraz Rosja wszedł między obydwie swoje siostry i zawołał:
- Wszyscy się ładnie uśmiechamy!
Chwilę po tym błysnął flesz aparatu. Ivan odstąpił chwilę od tłumu, by zobaczyć, czy wyszło ładnie.
- Ślicznie, towarzysze. - stwierdził z szerokim uśmiechem - Będzie kolejne zdjęcie do kolekcji.
Wszyscy usiedli z powrotem przy stole, a Braginski odniósł aparat na jego miejsce. Znów zaczęły się rozmowy.
Litwa siedział rozpromieniony i wpatrywał się w sufit. Kiedy poczuł, że ktoś szturcha go łokciem, odwrócił głowę ku Białorusi.
- To dla ciebie Litwo. - dziewczyna wręczyła mu jakieś pudełeczko owinięte niebieskim papierem i niebieską wstążką. - Wesołych Świąt. - zajęła się piciem ze szklanki.
- Oh... Dziękuję. - powiedział Taurys przypatrując się pudełeczku.
Uśmiechnął się pod nosem. Nigdy nie spodziewałby się tego, że dostanie prezent od Białorusi. Może wreszcie coś między nimi się nawiąże? W dobrym był teraz nastroju i nie spodziewał się, że jedna myśl go zniszczy.
Co u Polski?...
Polska siedział przy stole nakrytym białym obrusem, na którym opierał głowę na łokciach. Był sam. Co prawda, Czechy i Słowacja zaprosili go na święta do siebie, aby nie siedział sam w domu. Ale on odmówił, sam w sumie nie wiedząc czemu.
Siedział tak już od jakiejś godziny. Wzrok utkwiony miał w małym, porcelanowym aniołku, stojącym na środku stołu. Pamiętał, że figurka należała do Litwy, po tym, jak to Polska mu ją podarował, kilka lat temu.
Poprawił czerwoną wstążkę, którą miał przewiązane włosy i oparł się o oparcie krzesła. Odetchnął głęboko.
Tak smutno było mu bez Taurysa. To z nim przecież spędzał zawsze święta. A teraz Laurinaitis siedzi przy stole z Rosją. I to z jego winy. Nigdy by nie przyszło mu na myśl, że spędzi wigilię sam. Może przynajmniej Łotwa jest szczęśliwy.
Wtem Feliks usłyszał jakiś hałas za oknem. Aż nim wstrząsnęło, ale nie stracił zimnej krwi i podszedł do okna, wyglądając przez nie. Nikogo nie zauważył, może to przez ciemność, a może przez parapet. Otworzył okno i wychylił przez nie głowę.
- Kto tam? - zapytał.
I wtedy z grubej warstwy śniegu na ziemi podniósł się człowiek odziany w gruby, czerwony płaszcz.
- Święty Mikołaj. - odpowiedział przybyły że śmiechem.
A Łukasiewiczowi aż oczy zabłysnęły. Nigdy nie spotkał Świętego Mikołaja.
- Proszę, wejdźcie do środka Mikołaju.
Odsunął się nieco od okna, pozwalając przybyłemu przez nie wejść do środka. Zaraz skarcił się w duchu za takie zachowanie. Jakby nie mógł po prostu otworzyć drzwi, które znajdowały się kilka kroków dalej! Zaraz po tym, kiedy gość wszedł, zamknął okno, aby zimno się nie ciągnęło do ciepłego domu.
Mikołaj otrzepał się ze śniegu, przez co cały dywan w pokoju był mokry, ale to nie było ważne.
- Niech Mikołaj usiądzie, przyniosę wam ciepłego barszczu. - powiedział Polska - był bardzo grzeczny w stosunku do gości, choć niektórych się bał - i już zniknął za drzwiami.
- Ah, dziękuję serdecznie. - podziękował przybysz i usiadł na jednym z krzeseł.
Zaraz zjawił się Feliks, ostrożnie niosąc w rękach miskę barszczu wraz z uszkami. Postawił ją przed Mikołajem, a miejsce obok niej zajęła błyszcząca, srebrna łyżka, zaś sam Polska usiadł naprzeciwko, znowu oparł głowę na rękach i wpatrzył się w biały obrus.
- Nawet nie wiesz, jak zimno jest na dworze. - powiedział towarzysz biorąc łyżkę do ręki - Praca Mikołaja jest trudna. - po tych słowach zaczął zajadać się barszczem, przez co nic już nie mówił.
Feliks podniósł wzrok znad stołu i przeniósł go na Świętego Mikołaja. Wcale nie wyglądał na starca, jak zwykle opisuje się tego człowieka, miał młode rysy twarzy, które nawet kogoś przypominały Łukasiewiczowi. Spod mikołajkowej czapki z puchatym, białym pomponem wystawały jasne, blond włosy. Ubrany był w szkarłatny płaszcz przepięty skórzanym paskiem.
- Dlaczego siedzisz tak sam? - przybysz podniósł jednak głowę znad talerza - Święta to czas, który powinno spędzać się razem.
- Ach, Mikołaju... - westchnął Polska - Nie wiecie nawet, jak bardzo totalnie chciałbym mieć teraz przy boku taką jedną osobę...
- Och, przepraszam... - Mikołaj zmieszał się trochę.
- Nie ma Mikołaj za co przepraszać, nikt nie umarł. - odparł na to pospiesznie Feliks, na co towarzysz odetchnął z ulgą - I kuzyni mnie do siebie zaprosili. Ale nie wiem dlaczego odmówiłem.
- Uhm, rozumiem. - towarzysz pokiwał głową. Z talerza ubyła kolejna łyżką ciepłej zupy - A mógłbym może wiedzieć, co to za osoba?
- Mój przyjaciel. Były już niestety. - po tych słowach Polska posmutniał.
- Przykro mi... Bardzo go lubiłeś?
- Bardzo go lubiłem. Kochałem, jako przyjaciela. Pamiętam, tyle rzeczy razem robiliśmy... - zaśmiał się krótko na wspomnienia - Ale pewnego dnia, tak po prostu, powiedział, że to koniec. A ostatnio... To moja wina... Z mojej winy nie ma go przy mnie.
- Nie martw się, to napewno nie twoja wina. To wydarzenia czasem wybierają za nas. Myślę, że on także tęskni za tobą. - powiedział pocieszająco Mikołaj - A może pogadamy teraz o przyjemniejszych sprawach? Widzę, żeś posmutniał, a w święta nie powinno się smucić.
Polska pokiwał głową.
I długo siedzieli jeszcze wspólnie przy stole, jedli jeszcze dużo, a za oknem noc robiła się coraz to ciemniejsza. Gwiazd pojawiło się już bardzo, ale to bardzo dużo, aż prawie całe niebieskie sklepienie przykrywały i mrugały, jak nuty grające kolędę. Mało co chmur było, a to dobrze, bo nie byłoby wtedy można ujrzeć w pełni dużego i okrągłego księżyca.
- Już bym się chyba zbierał. - powiedział Mikołaj wstając z krzesła - Dziękuję serdecznie za gościnę.
- Może jeszcze chwilę zostaniecie, Mikołaju? - zapytał Feliks. Fajnie mu się z nim siedziało, wesoło mu było i się nie smucił.
- Chciałbym - odparł gość - Ale mam jeszcze dużo domów do obskoczenia. Praca Mikołaja jest niezwykle trudna.
- Dobrze. Generalnie zapraszam do mnie za rok. - rzekł z uśmiechem Polska i również podniósł się z siedzenia, aby pójść i otworzyć drzwi Mikołajowi.
Łukasiewicz odprowadził go do drzwi.
- Ach, prawie bym zapomniał! - zawołał Mikołaj i zaczął grzebać w kieszeniach swojego płaszcza, zewnętrznych i wewnętrznych. W końcu wręczył niemałą i niedużą paczkę Feliksowi - Zdaje mi się, że mnie o to prosiłeś. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! - to mówiąc obrócił się i opuścił dom Polski.
- Dziękuję i nawzajem! - zawołał za nim jeszcze Polska i zamknął drzwi.
Poobracał paczkę w dłoniach. Owinięta była zielonym papierem ozdobnym i żółtą wstążką. Uśmiechnął się pod nosem i już zastanawiał się, co może w niej być. Sam nie pamiętał, co dokładnie chciał dostać.
Ze względu na dość późną godzinę ( a już jego samego morzył sen ), postanowił odstawić prezent do swojego pokoju i otworzyć go dopiero po tym, jak się umyje i przebierze.
Umył się więc i przebrał w pidżamę, zaraz potem usiadł na łóżku i wziął paczkę z powrotem w swoje ręce. Nie była ona jakaś ciężka. Odwiązał zatem wstążkę i papier, które odłożył na komodę, dokładnie po to, aby zaraz zobaczyć zegar z zieloną obwódką i ładnie wyrysowanych godzinach i ślicznych wskazówkach. W jego oczy od razu rzucił się czerwony napis Czas bez przyjaciela płynie wolno i bez celu. Dziękuję Ci, że jesteś.
Naa naa wszyscy czytelnicy!
Tak oto dochodzimy do następnego rozdziału tejże książki ( tym samym jej połowy ). Kto pamięta rozdział czwarty? Hmm?
Ok, nieważne, mam nadzieję, że rozdział się spodobał ^J^
Papatki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro