Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ XXVII Opowieść przodków, część 2

Podążając za wskazówką Adnara, Anamika usadowiła się wygodnie w medytującej pozycji i przymknęła oczy.

– Chcę rozmawiać z kimś, kto wie, co stało się z Sylvanem, gdy na kilka dni uciekł z Firnei.

Tak, zdawała sobie sprawę z tego, że było to dość... mało precyzyjne pytanie. Jednak szczerze liczyła na to, że ktoś się pojawi, bo nie miała bladego pojęcia, jak inaczej mogłaby je zadać.

Po kilku chwilach niepewnie uchyliła powieki. Zamrugała kilkukrotnie, a obraz przed jej oczami wyostrzył się. Ujrzała postać zmęczonej, smutnej kobiety o potarganych, mysich włosach i błędnym spojrzeniu. Nieznajoma uśmiechnęła się z goryczą, a w jej oczach błysnęło coś niepokojącego.

Anamika przełknęła ślinę. Tak coś czuła, że Adnar był zwyczajnym łutem szczęścia i to nie może dalej tak gładko pójść.

– Wzywałaś – rzekła kobieta lekko zachrypniętym tonem. – Mam wiedzę, która... może ci się przydać.

Anamika skinęła głową.

– Czy wiesz, gdzie udał się Sylvan w czasach swej młodości? Gdzie zniknął i co się takiego wydarzyło, że kompletnie mu od... kompletnie zmieniło to jego osobę? – poprawiła się.

– Oczywiście, że wiem. – Kobieta wstała i podeszła do Anamiki. Obeszła dziewczynę wokoło, a następnie stanęła za nią i wyszeptała jej do ucha: – Zabrali mi go. Mojego syna. Moje jedyne dziecko... Zabrali... On. On je zabrał!

– Kto? – spytała Anamika. Kobieta wpatrywała się błędnym wzrokiem prosto przed siebie. – Kto zabrał twojego syna?

– Tearnan... – wycharczała. – Dałam mu syna, a on zabrał mi syna. Moje jedyne dziecko. Zabrał je!

– Gdzie je zabrał? – dopytywała Anamika.

– Do Firnei... - – wysyczała kobieta. – Podrzucił je Firnejczykom. Dałam mu syna, a on zabrał mi syna. Odebrał mi wszystko!

– Czekaj, czekaj... – Anamika odwróciła się w jej stronę. – Czy Sylvan... to twój syn? Czy Tearnan... to jego ojciec?

Obłęd znów zagościł w oczach nieznajomej. Chwiejnym krokiem ruszyła prosto przed siebie, nie udzielając żadnej odpowiedzi.

– Dałam mu syna, a on zabrał mi syna...

– Przykro mi... – odparła Anamika, nie wiedząc, jak ma się obchodzić z delikatnie obłąkanym duchem, który nawet nie wyjawił jej swojego imienia. – Ale... mówiłaś, że wiesz, co się stało z Sylvanem.

– Oczywiście, że wiem. Ja wiem. Ta zdzira... To wszystko jej wina!

Anamika uniosła brew. Już kompletnie nie rozumiała, kto nowy pojawił się w tej historii.

– Co... co zrobiła z twoim synem?

Kobieta odwróciła się w jej stronę. Jej oczy niemalże zapłonęły od gniewu.

– Jego siostra... Ta wiedźma... Przybyła z samego Fanning, by zesłać nieszczęście na mojego syna. Ja widziałam, ja wszystko to widziałam...

– Co widziałaś?

Ach, że też ta kobieta musiała mieć na tyle zamglony umysł, by żadne ze wspomnień nie pojawiło się w przestrzeniach Pomiędzy! Może wtedy Anamika choć trochę wiedziałaby, o co i o kogo chodzi. Albo gdyby ktoś dał jej chociaż kupkę piachu i jakiś patyk, to może byłaby w stanie to rozrysować... Najpierw byli w Firnei, teraz... zakładając, że Tearnan uciekł do Sagittów, to może właśnie tu, ale skąd jeszcze wzięło się Fanning?

– Widziałam krąg – kontynuowała kobieta. – Widziałam krąg, krew i czarne chmury. Byłam tam, za krzakami. Ukryłam się. - Zaśmiała się histerycznie. – Widziałam. Myślał, że jestem głupia. Myślał, że nie zauważę. Spotkał się z nim. Z naszym synem. Myślał, że ukryje to przede mną?

– Czyli Tearnan spotkał się z Sylvanem? – kontynuowała Anamika, jakby szukając potwierdzenia własnych teorii.

– Rozmawiał z nim. Mówił, że ma być władcą! – Uniosła ręce ku górze, ku nieistniejącemu w Pomiędzy niebu. – Całe jego życie... To jego przeznaczenie. Zostać wodzem. Dokonać tego, czego on nie potrafił. Zostać wodzem!

– Czyyyli... – zaczęła Anamika przeciągle, wymachując w powietrzu nieistniejącym patykiem. – Tearnan podrzucił Sylvana Firnejczykom, konkretnie Adnarowi, który był wtedy alfą, po to, żeby... żeby wychował go jak swojego syna i żeby Sylvan został nowym wodzem Firnejczyków? I żeby w ten sposób spełniło się jego marzenie o władzy, którego sam nie spełnił?

– Tak, właśnie tak... Dałam mu syna, zabrał mi syna.

,,Co za pokręcona historia!" – pomyślała Anamika, kręcąc głową.

– A co z tą zdzi... – Ugryzła się w język. Na szczęście w Pomiędzy jej to nie zabolało. – Co z siostrą Tearnana? Co ona zrobiła?

– Ranalin... – warknęła kobieta.

– Ranalin... – wyszeptała Anamika, próbując zachować to imię w swojej pamięci. Coś czuła, że zapamiętywanie kolejnych postaci okaże się kluczowe dla zrozumienia całej zawiłej historii, a tym samym dla powodzenia jej misji.

Nagle coś się zmieniło. W Pomiędzy zerwał się wiatr, który nie powinien w ogóle się w nim znaleźć. Całą przestrzeń wypełniło ponure, zasnute granatowo-szarymi obłokami niebo oraz targany wichrem ciemny, mroczny las.

Anamika wstała i rozejrzała się wokoło. W miejscu tuż przed tajemniczą kobietą, domniemaną matką Sylvana, jeśli wierzyć jej słowom, pojawił się wydeptany w ziemi krąg. W kręgu tym klęczał ciemnowłosy młodzieniec, a nad nim stała równie ciemnowłosa kobieta. W dłoni trzymała sztylet.

– Ranalin... – warknęła obłąkana kobieta. – Wiedźma z Fanning....

Ranalin rozcięła skórę na swojej dłoni, a następnie na dłoni młodzieńca, wypowiadając przy tym jakieś słowa. Jednak Anamika żadnego nie zrozumiała. Zerwał się wiatr tak potężny, że jedyne, co słyszała, to szum we własnych uszach.

Krew skapnęła na ziemię. Niebiosa rozdarł grzmot i błyskawica; chwilę później wszystko ucichło.

– Co to było...? – wypsnęło się Anamice. Nie była pewna, czy zadała to pytanie nieznajomej, czy może samej sobie.

– Rytuał... przeklęła go. Przeklęta! – Kobieta uniosła się gniewem. – Zesłała nań klątwę! Przeklęta! Miałam syna, zabrali mi syna...!

Upadła na kolana i zaniosła się szlochem. Anamika, skonsternowana do granic, podeszła i ukucnęła koło niej. Pogładziła ją delikatnie po plecach.

– Już, spokojnie... Wybacz, że poprosiłam cię o te wspomnienia.

– Wybacz... wybacz... Nigdy mu nie wybaczę! – ryknęła. – Przeklęta wiedźma...

– Przepraszam, że zapytam jeszcze, ale... pamiętasz, co powiedziała Ranalin? Podczas tego... rytuału?

Kobieta przestała szlochać. Pociągnęła nosem i podniosła się z kolan.

– Ukryłam się w krzakach. Widziałam, słyszałam. Myśleli, że mogą mnie oszukać. – Zacisnęła dłonie w pięści. – Krew z krwi... Przyzwała coś. Nie, kogoś... Wiedźma z Fanning.

– Kogo przyzwała wiedźma z Fanning?

– Złego ducha. - Nieznajoma wytrzeszczyła oczy. – Przeklęła go! Przeklęła mojego syna! Krew z krwi... Duch jego siłą, krew z krwi... jego słabością. Miałam syna, zabrali mi syna!

,,Co za przeklęte rodzeństwo" – pomyślała Anamika.

Pogładziła kobietę po ramieniu.

– Ci, ci... już dobrze... Dziękuję ci za twoją pomoc. Powiedziałaś... wystarczająco. Możesz spoczywać w pokoju.

– Spokój, spokój... nigdy nie zaznam spokoju...

Kobieta oddaliła się. Szła chwiejnym krokiem gdzieś prosto w bezkres Pomiędzy, powtarzając te słowa jak mantrę. Gdy rozpłynęła się w powietrzu, Anamika opadła na kolana z ciężkim westchnięciem.

Nie spodziewała się, że to będzie aż tak trudne, a cała historia tak zawiła i zagmatwana. Tearnan, Sylvan, Ranalin... Dogrzebała się do tego tajemniczego rytuału, ale dalej nie wiedziała, o co z nim chodziło – jedynie tyle, że na pewno miał na Sylvana zły wpływ i wprowadził jakąś... zmianę w jego osobowości.

Gdyby tylko wiedziała, jakie słowa dokładnie wypowiedziała wtedy Ranalin...

Odetchnęła głęboko. Skrzyżowała nogi i przyjęła pozę do medytacji. Nie zamykając oczu, wypowiedziała donośnym, rozkazującym tonem:

– Chcę rozmawiać z Ranalin.

Nic. Cisza. Pomiędzy świeciło kompletną, bladą pustką.

Czyli to mieli na myśli Ailbe i Adnar, mówiąc, że nie każdy jest rozmowny...

Mimo to ponowiła swoją próbę. Raz, drugi, trzeci. I dalej nic.

– Chcę rozmawiać z Ranalin! – krzyknęła wreszcie, będąc na skraju furii oraz desperacji.

Na krótką chwilę, trwającą może kilka uderzeń kropel deszczu o ziemię, pojawiła się przed nią postać czarnowłosej kobiety. Otaczały ją czarne, wijące się płomienie, od których zajęło się również całe Pomiędzy. Stado kruków krążyło nad ogniem, strzepując ze skrzydeł czarne iskry i skrzecząc przeraźliwie. Sama kobieta zdawała się zdziwiona; jakby wcale nie chciała pojawić się w tym miejscu, a mimo to coś siłą ją tu zaciągnęło.

– Ranalin...? – spytała z przestrachem Anamika.

Kobieta zmrużyła oczy. Płomienie nasiliły się, aby po chwili całkowicie zniknąć – razem z nią i jej krukami.

Najwyraźniej nie chciała rozmawiać.

Anamika jęknęła głośno i położyła się na bladej tafli. Dwie poprzednie rozmowy dostatecznie ją wyczerpały, zwłaszcza ta z matką Sylvana, a teraz jeszcze to... Najlepszy trop, jaki złapała, bezpowrotnie się urwał. A już była tak blisko! Gdyby tylko dowiedziała się, co dokładnie Ranalin zrobiła Sylvanowi, jaki rytuał przeprowadziła, może udałoby się jej odgadnąć, co było nie tak z nim, a tym samym, co było nie tak z Redmundem!

...mogła też zapytać Sylvana, co zrobiła mu ciotka, ale chyba nie chciała rozmawiać z mężczyzną, którego zabiła, bo jakiś duch jej tak kazał. Zresztą, pewnie byłby podobnie rozmowny, jak Ranalin. Czyli wcale.

Nie wiedziała już, gdzie szukać dalej. Ranalin, Tearnan, Sylvan... oni wszyscy stali po tej samej stronie – tej, która nie miała interesu w tym, żeby jej pomagać. A przecież była tak blisko, już prawie rozwiązała całą zagadkę! Prawie zdobyła wiedzę, która mogłaby pomóc w Świętej Wojnie, dzięki której udałoby im się pokonać Sowilian, a przynajmniej Redmunda, i...

I to wszystko na marne.

Skuliła się i zaniosła płaczem. Nawet nie chciała wracać z Pomiędzy. Tutaj łzy nie były słone i nie piekły ją policzki. Gdyby tu została, nie musiałaby wracać z pustymi rękami. Jako pokonana.

Jako ta, która zawiodła.

– Nie płacz już, moje dziecko.

Zabrała dłonie z twarzy. Podniosła się do siadu i obrzuciła zdziwionym spojrzeniem kobietę, która wyrosła przed nią... właściwie znikąd. A przecież... Przecież nikogo nie wzywała!

– Kim jesteś i... jak ty się tu... przecież... – wydukała między spazmami płaczu.

– Matka nawet w Zaświatach usłyszy płacz swojego dziecka. – Kobieta otarła łzy z jej policzków.

Mimo że miało ją to pocieszyć, to sprawiło, że Anamika rozpłakała się jeszcze bardziej, niczym małe dziecko. Rzuciła się w ramiona matki i pozwoliła, by ta zamknęła ją w najczulszym uścisku, jakiego nigdy nie doświadczyła za życia.

– Mam... tak wiele pytań – zapłakała.

– Wiem. Wiem, moje dziecko, wiem. – Pogładziła ją po kasztanowych włosach. – Ale nie mamy wieczności. Choć tu, w Pomiędzy, czas stoi w miejscu, to ty tam, na ziemi, musisz się spieszyć.

– Spieszyć? Dlaczego? – Anamika przetarła dłonią policzki.

– Całe Zaświaty huczą o tym, że zbliża się ostatnia bitwa. A tobie brakuje jednego kawałka układanki, prawda?

Anamika pokiwała głową.

– Nie powiem ci tego, czego sama nie wiem. Ale zdradzę ci coś, co może ci się przydać. Czy wiesz, kim jesteś, Anamiko?

– Jestem Medium – powiedziała nieśmiało. Matka subtelnym gestem dłoni nakazała jej kontynuować. – Jestem... wychowałam się wśród ludzi. Matko, dlaczego?

– Bo uciekłam od twojego ojca. Najdalej, jak się dało. Tam, gdzie wierzyłam, że mnie nie znajdzie. Ukryłam się w pobliżu ludzkiej wioski razem z tą, która ze mną uciekła. Jednak wydając ciebie na świat... poświęciłam siebie.

– Kim tak strasznym był mój ojciec, że musiałaś od niego uciekać? – spytała przejęta Anamika.

Kobieta spochmurniała, jednak nic nie powiedziała. Im dłużej milczała, tym bardziej Anamikę ogarniało złe, bardzo złe przeczucie.

– O nie... o nie, nie, nie, to nie może być... – Zakryła usta dłonią. – Powiedz mi, że się mylę. Proszę, powiedz... powiedz, że to nieprawda...

Kobieta westchnęła.

– Twoim ojcem jest Sylvan. A Redmund i Killian... to twoi bracia.

Anamika skuliła się, słysząc w głowie potężny ryk.

Krew z krwi, krew z krwi! – Zaszumiało całe Pomiędzy, niemalże ryjąc te słowa z tyłu jej czaszki. – Duch jego siłą, krew jego słabością. Krew z krwi! 


***

Musiałam ten rozdział podzielić na dwa, bo wyszedł bardzo długi (cztery i pół tysiąca słów).

Ja zdaję sobie sprawę, jak mogą wyglądać wasze miny po przeczytaniu tego... czegoś.

Właśnie tak xD Ale spokojnie, spokojnie. Taki był plan. Miało być to takie mistyczne, pokręcone, poplątane... pod sam koniec tego tomu jeszcze będzie przypominajka i nieco klarowniejsze wyjaśnienie, co tu się zadziało xD

To ten. To ja was zostawiam z tym plot twistem. Zapamiętajcie sobie babę na R, bo przyda się do trzeciego tomu.

Ale możecie napisać jakąś opinię, czy wam się podobało xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro