Rozdział 5~ Filozofia Natashy
Donatello nie potrafił długo wytrzymać bez Natashy. Następnej nocy ponownie się z nią spotkał. I kolejnej także. Widywali się co noc przez dwa tygodnie. Bardzo się do siebie przywiązali, nawet zastanawiali się czy w końcu nie nazwać rzeczy po imieniu. To wszystko stało się tak zawrotnie szybko.
Tego czwartkowego wieczoru Donnie także zamierzał spotkać się z dziewczyną. Zabrał kij wybiegając przez garaż.
-Donnie!-zawołał ktoś za nim.
Żółw błyskawicznie stanął odwracając się. To była April. Miała właśnie wejść do kryjówki, ale nakryła przyjaciela.
-O, cześć April-odparł.
-Znowu idziesz do tej Natashy?
-Tak, a co?
-Czy ty czasem nie przesadzasz? Spotykasz się z nią co noc. Nie wydaje ci się to podejrzane?
-Co masz na myśli?
-Nie przeszło ci przez myśl, że ona może być z Klanu Stopy?
-Nie, bo nie jest Ninja.
Odwrócił się idąc przed siebie, ale rudowłosa podbiegła do niego stawając mu na drodze.
-A niby skąd ta pewność?-ciągnęła.
-Nie potrafi walczyć.
-Pff, to jeszcze niczego nie dowodzi. Może być na przykład szpiegiem.
-Słuchaj, April. O co ci tak naprawdę chodzi?
-O to, że ona najprawdopodobniej udaje, że cię lubi bo chce wyciągnąć jakieś informacje albo cię zabić.
-Och, tak, na pewno. Szczególnie wtedy gdy mnie przytula i potrafi zrozumieć. Dlaczego ty się jej tak czepiasz? Bo co? Umie ze mną przebywać i nie wstydzi się nazwać rzeczy po imieniu? Zazdrościsz?
April skamieniała. Ledwo widocznie pokręciła głową rozszerzając oczy.
-Nie poznaje cię, Donnie. Kim ty się stałeś?
-Nie wiem. Może dorosłem.
Pognał przed siebie zostawiając dziewczynę w tyle. Rudowłosa stała jeszcze przez chwile w miejscu zanim zdecydowała się pójść do kryjówki. Weszła po cichu nadal mocno zszokowana słowami przyjaciela.
-April!-zawołał Mikey.
-Coś nie tak?-spytał Leo.
-Zauważyliście, że Donnie inaczej się zachowuje?-odparła pytaniem.
-Inaczej czyli jak?-dociekał Raph.
-Tak jakby siedział w nim zły duch-wyjaśniła siadając na kanapie.
-Cóż, faktycznie na treningach jest tak jakby bardziej bezwzględny i agresywny- stwierdził Leonardo.
-To przez Natashę, to ona go tak zmieniła-wyznała nastolatka.- Jestem tego pewna. Musimy coś z tym zrobić.
Bracia popatrzyli na siebie zdziwieni.
Tymczasem Donnie był już na powierzchni. Dzisiaj umówił się z Natashą na dachu najwyższego wieżowca w mieście. Nie trudno było dostać się do centrum gdy masz do dyspozycji budynki, linę i hak. Dotarł na miejsce w dwadzieścia minut.
-Nat!-zawołał.
-Donatello!-odparła.
Podbiegłą do niego rzucając się mu na szyję. Żółw zakręcił się podnosząc ją do góry. Wymienili uśmiechy.
-Całą wieczność cię nie widziałam-powiedziała.
-Zaledwie cały dzień- poprawił ją.
-Dla mnie to wieczność-wyjaśniła.- Chodź, coś ci pokażę.
Pociągnęła go za rękę i usadziła obok siebie na granatowym kocu.
-Połóż się-dodała.
-Ale po co?- dopytywał z uśmiechem.
-Zaufaj mi. Jeśli się nie położysz to tego nie zobaczysz.
Żółw rozszerzył oczy nie rozumiejąc o co może jej chodzić. Ułożył głowę na miękkim kocu. Popatrzył przed siebie. Zobaczył gwiazdy. Migały jedna za drugą.
-Widzisz?-spytała Natasha kładąc obok niego.
-Co?-dociekał.
-Gwiazdy.
-A, o nie ci chodzi. W zasadzie to kule gazowe, które...
-Donnie!
Uniosła się opierając łokciem.
-Słuchaj, twoje teorie są naprawdę słodkie, ale ty myślisz za bardzo w kategoriach.
Znowu się położyła patrząc na niebo.
-Dla mnie świat nie składa się tylko z logiki, nauki i teorii ustalanej przez tabuny jajogłowców. Och... bez obrazy.
-Nic nie szkodzi.
-Ludzie myślą tak głęboko, może nawet za głęboko. Dążą do odkrycia wszystkiego. Chcą wszystko wyliczyć skutkiem czego inni też zaczynają widzieć świat w liczbach i nie dostrzegają jego naturalnego piękna. Jasne, nauka to wiedza, ale wiedza to też doświadczenie, a gdy wszystko wyliczasz to prawdziwe doświadczenie widzisz we wzorach. Dla ludzi tak jak dla ciebie gwiazdy są kulami gazowymi, które stanowią obiekty do badań. Dla mnie one mogą być nawet świetlikami przyklejonymi do nieba. Dla mnie nawet niebo może być z bibuły. Ważne, żeby było. Gdyby nie ono i gdyby nie gwiazdy noc nie byłaby taka piękna.
-Tak jak ty.
Natasha spojrzała na niego a żółw poczuł, że się rumieni i odwrócił głowę. Dziewczyna uśmiechnęła się wbijając wzrok w niebo.
-Popatrz, tam!-zawołała pokazując palcem.
Donatello wodził wzrokiem w kierunku palca.
-Co to?-spytał.
-Mój ulubiony gwiazdozbiór-Wielka Niedźwiedzica. Widzisz?-odrzekła.
-Nie bardzo-zaprzeczył.
-Tu ma ogon, tułów i głowę-pokazała.- nigdy nie patrzyłeś w niebo, prawda?
-Nie.
-Nie wiesz co straciłeś.
-Dzięki tobie już wiem.
Przekręcił głowę w jej stronę. Zbliżył powoli swoją dłoń do jej i ujął delikatnie ściskając. Natasha spojrzała ze zdziwieniem na ich splecione palce a później na niego. Uśmiechnęła się .
-Nat, jesteś zupełnie inna niż większość ludzi-wyznał.- Masz niewiarygodny tok myślenia, nie boisz się mnie. To czyni cię taką... wyjątkową.
Dziewczyna przestała się uśmiechać, puściła jego rękę i odwróciła głowę.
-Nie ma ani wyjątkowych ludzi ani wyjątkowych rzeczy-odparła siadając.
-Jak to?-zdziwił się unosząc.
-Nic nie jest wyjątkowe, Donnie-ciągnęła powoli przekręcając wzrok w jego stronę.-To, że los zadecydował jacy mamy być nie jest wyjątkowe. To zwyczajność.
-Natasha... jeżeli tak uważasz to okay, ale pozwól, że dla mnie i tak będziesz wyjątkowa.
Znowu złapał ją za rękę. Nastolatka ponownie posłała mu uśmiech. Żółw zaczął powoli przysuwać do niej głowę. Nagle Nat zerwała się kładąc rękę na klatce piersiowej. Skuliła się jęcząc z bólu. Donatello przeraził się.
-Natasha, wszystko w porządku?-spytał.
-Ja tak czasami mam-odrzekła stłumionym głosem.- Muszę wrócić do domu.
-Pójdę z tobą- powiedział.
Pomógł jej wstać, złożył koc, ale widząc, że przyjaciółka z trudem trzyma się na nogach postanowił zanieść ją do jej mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro