Rozdział 2~ Dziewczyna
April wróciła do domu zamykając okno i osuwając na nogach siadła na podłodze po czym schowała twarz w kolanach. Może nie tyle była zła na Donniego co mocno zawstydzona i wystraszona. To stało się tak nagle. W najmniejszym stopniu nie była przygotowana na takie wyznanie. Zaczęła się obawiać Donniego. Nigdy nie myślała zbytnio o tym czy rani Donatello, ale przecież on także ją ranił. Nie zastanawiał się czy ona chce tego samego co on, ale ona też nie zwracała uwagi na jego starania.
-Och, Donnie-westchnęła.
Wyjęła telefon wybierając numer przyjaciela. Już chciała dzwonić, ale w porę uświadomiła sobie, że tych spraw w taki sposób się nie załatwia. Podniosła się i spojrzała przez okno.
-Musze go przeprosić-stwierdziła.
Tymczasem Leo, Raph i Mikey wrócili do kryjówki. Leonardo zabrał skrzynię z fajerwerkami do laboratorium i schował w bezpiecznym miejscu poza wzrokiem Michelangelo. Raphael razem z najmłodszym siedli przed telewizorem. Mikey zapodał maraton serialu Chrisa Bradforda, ale Raph zaraz wyrwał mu pilota przełączając na igrzyska karate.
-Hej, oddawaj mi to!-zwołał Michelangelo.
-Przestań!-warknął na niego.- To i tak jest powtórka.
-Kocham powtórki-odrzekł.
-Możecie się opanować?-wtrącił Leo.- Trzeba iść po Donniego.
-Co, nie zna drogi do domu?-spytał z sarkazmem Raphael.
-Widziałeś w jakim był stanie?-odparł ze złością.
-Przestań trząść skorupą, Leo-powiedział.- Jak zmarznie to sam wróci. Jest największym bystrzachą z nas czworga to raczej nic sobie nie zrobi.
Korzystając z nieuwagi Rapha, Mikey zabrał mu pilota i przełączył kanał. Brat zawarczał na niego, ale Leonardo w ostatniej chwili powstrzymał go przed rzuceniem się na najmłodszego.
-Co tu się dzieje?-spytał nagle Mistrz Splintera.
Żaden z braci nie zauważył, że wyszedł z dojo i stał tuż za nimi.
-Sensei!-wykrzyknął Leo.- Nic takiego.
-A gdzie jest Donatello?-dociekał.
Żółwie wstały.
-Eee... on... poszedł po pizzę-wyjąkał Raph.
-Po tę pizzę?-dopytywał pokazując na pudełko z płaskie leżące na podłodze.
Bracia czuli, że muszą chyba powiedzieć prawdę.
-A tak naprawdę gdzie jest?-ciągnął mistrz.
-Ma doła, sensei-wyjaśnił Mikey.
-Co to znaczy?-drążył.
-Donnie chciał powiedzieć April co do niej czuje, ale tylko napytał sobie biedy-tłumaczył Leo.- Odprawiła go z kwitkiem.
Yoshi westchnął ciężko.
-Donatello działał w słusznym celu, a zawód miłosny zawsze boli-stwierdził.- Dobrze, że zostawiliście go samego. Powinien wszystko sobie przemyśleć. Później będzie czas na pocieszenie.
-Mówiłem ci, trzęsiskorupo-wycedził Raph.- On niedługo wróci.
A Donnie szedł po dachu dalej rozprawiając o tym co zaszło. Chciał znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Chyba jedyne co mu pozostało to przeprosić April i pogodzić się z tym, że nie ma co liczyć na coś więcej niż przyjaźń. Przeskoczył na kolejny dach wzdychając ciężko. Nagle zderzył się z kimś głową. Uderzenie było tak silne, że i jego, i tą drugą osobę zbiło z nóg. Żółw upadł na twarde podłoże kręcąc głową. Zauważył na betonie leżącą komórkę w granatowej obudowie w złote kropki. Sięgnął po nią a wtedy jego dłoń zderzyła się ze smukłymi palcami o długich, ciemnofioletowych paznokciach. Podniósł wzrok a blada, praktycznie biała ręka cofnęła się. Donnie ujrzał jaskrawozielone oczy z długimi rzęsami. Dziewczyna patrzyła na niego ze zdziwieniem, ale o dziwno wcale się go nie bała. Żółw podał jej telefon.
-Dzięki-powiedziała biorąc komórkę do ręki.
-Nie ma za co-odparł.
Nieznajoma zaczęła coś nerwowo stukać w ekran wstając. Żółw podniósł się przyglądając się jej dokładnie. Miała mocny, fioletowy cień do powiek i ciemnoczerwone usta. Jej cera był niezwykle dziwna. Wyglądała jak u nieboszczyka albo ducha bo zupełnie biała a makijaż stanowił na twarzy spory kontrast. Miała długie, czarne włosy a spore pasmo spadało na prawe oko. Było ozdobione fioletowym pasemko. Nosiła czarny strój ozdobiony małymi diamencikami o krótkich rękawach i szortach przepasany fioletowym pasem. Na rękach miała czarne rękawiczki bez palców. Na nogach nosiła ciemnofioletowe buty na niewielkim obcasie do kolan i to w dodatku sznurowane.
-No niech to szlag-wkurzała się.
-Coś nie tak?-spytał Donatello.
-Ten telefon doprowadza mnie do szału-odparła.- Bez przerwy się zawiesza.
-Pokaż-powiedział.
Dziewczyna podała mu komórkę. Żółw wystukał kilka razy jakieś klawisze, sprawdził kartę i oddał telefon.
-Sprawdź-zachęcił ją.
Nieznajoma włączyła komórkę i zdała sobie sprawę, że działa bez zarzutów.
-Dzięki-rzekła.
-Nie ma za co-odpowiedział ponownie.
-Znasz się na elektryce-dodała.
Donnie pokiwał głową obojętnie. Dziewczyna schowała telefon i podeszła do niego. Była niebezpiecznie blisko jak na poczatkującą znajomość. Chwyciła ręką jego sprzączkę od pasa i przysunęła go do siebie. Żółw czuł, że policzki mu płoną.
-Jutro o tej samej porze w tym samym miejscu- szepnęła do niego.
Po czym puszczając go zrobiła kilka kroków w tył i pobiegła przed siebie. Donatello stał oszołomiony. Nagle zdał sobie sprawę, że nawet nie zna jej imienia. Ale musiał przyznać-dziewczyna jest bardzo bezpośrednia i szybka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro